Advertisement

Przyszłość w garażu. Malownicza droga Volvo do samochodów autonomicznych

29-05-2020
Przyszłość w garażu. Malownicza droga Volvo do samochodów autonomicznych

Przeczytaj takze

Epidemia sprawiła, że niemalże cały świat na chwilę wstrzymał oddech. Zamknięci w domach mieliśmy moment na to, by odkurzyć zapomniane książki, które od dawna czekały na swoją kolejkę, dawne pasje, na które nie mieliśmy czasu, czy też znaleźć nowe zainteresowania dzięki ofertom darmowych kursów online. Dla wielu był to czas mniejszych lub większych refleksji związanych z kondycją współczesnego świata, ale też i niesamowitą drogą jaką przeszedł człowiek w swym rozwoju. Przyzwyczajeni do świata sztucznej inteligencji, w którym technologie na każdym kroku ułatwiają nam życie, nie zastanawiamy się na co dzień jak wyglądała nasza droga do miejsca, w którym jesteśmy. W kwestii motoryzacji, stosunkowo jeszcze całkiem niedawno, biorąc pod uwagę skalę gatunku ludzkiego, ludzie podróżowali konno lub powozami, a kilkadziesiąt lat temu samochód w Polsce był luksusem, na który stać było tylko nielicznych. Tymczasem jesteśmy w momencie, w którym samochody autonomiczne to nie śpiew dalekiej przyszłości czy wizjonerstwo twórców filmów sci-fi, tylko rzeczywistość, która staje się naszym udziałem. Przyzwyczailiśmy się już do takich funkcji jak tempomat, automatyczne doświetlanie zakrętów czy asystent parkowania.
Ale samochody autonomiczne, które będą jechać samodzielnie? Na to jeszcze trzeba będzie długo poczekać... Nic bardziej mylnego! W tym miesiącu Volvo ogłosiło, że już za 2 lata w sprzedaży znajdzie się kolejna generacja modeli samochodów tej marki, które na określonych odcinkach dróg pojadą samodzielnie. Jak wyglądała droga marki, która dokładnie 93 lata temu wyprodukowała swój pierwszy samochód?

Skromne początki wielkości

W latach 20-tych motoryzacja w Europie była wciąż na bardzo wczesnym etapie rozwoju. W wielu krajach działały setki małych warsztatów, które wytwarzały krótkie serie samochodów, motocykli, maszyn i rowerów. Często wszystkiego po trochu. Większość z nich zniknęła bez śladu, zmieciona przez falę kryzysu końca lat dwudziestych. Szacowny model OV4 nie podzielił jednak losu wielu współczesnych sobie pojazdów. Nie stał się kolekcjonerskim dziełem małej manufaktury, która wyzionęła ducha w odległej przeszłości. OV4 Jakob dał początek firmie, która stała się jedną z najsilniejszych marek na świecie. Nie od razu było jednak tak różowo...

Pierwsze hity

W tamtych czasach kabriolet nie był samochodem do szpanu. Osadzone na ramie auta bez dachu były po prostu tańsze w produkcji. Możemy sobie wyobrazić, jak takie nadwozie sprawdzało się w kraju takim jak Szwecja, na kilkadziesiąt lat przed wystąpieniem efektu cieplarnianego. Model OV4 szybko ewoluował. Nie tylko zaczęto na jego podwoziu budować wersje zamknięte, ale także model ciężarowy i autobus. Gama modeli szybko się rozrastała, dzięki czemu firma prędko osiągnęła poziom setek aut budowanych rocznie. Do wybuchu II wojny światowej Volvo nie przekroczyło skali 2000 aut rocznie. Rozkwit marki nastąpił dzięki niepozornemu modelowi PV444, który debiutował w 1944 roku. To niewielkie auto sprawiło, że lokalna firma zamieniła się w globalną fabrykę. Dzięki niemu firma osiągnęła skalę produkcji rzędu dziesiątek, a potem setek tysięcy aut rocznie. Model PV444 i PV544 otworzyły Szwedom drogę do zdobywania rynków w Europie, a także w Stanach Zjednoczonych i na innych kontynentach. Potem przyszedł model Amazon, udana seria 100 i 200 tylko wzmocniła tę pozycję. Do lat 90-tych Volvo ugruntowało swoją reputację jako marka aut bezpiecznych i trwałych.

Kryzys jest szansą

Schyłek lat 90-tych w branży motoryzacyjnej był dość burzliwy. Amerykanie wykupili tę część Volvo, która wytwarzała samochody osobowe, i to oni, wraz z ekipą z Göteborga, pisali jej historię w latach 1999-2009. Do najlepszych projektów tego okresu można śmiało zaliczyć pierwszą generację XC90 oraz pierwszą generację modelu XC60. W ciągu tych dziesięciu lat zniknęły na zawsze kolejne marki samochodów. Ale nie Volvo. Gdy w 2008 roku świat pogrążył się w kryzysie, Amerykanie postanowili pozbyć się swoich europejskich marek. W 2009 roku Volvo trafiło w ręce chińskiej firmy Geely.

Tak rodzi się sukces

Dzisiaj wiemy, że był to dla marki wymarzony scenariusz, lecz wtedy przejęcie firmy Volvo przez mało znanego gracza z Państwa Środka budziło sporo pytań. Nie brakowało osób wieszczących jej rychły upadek, a nowy właściciel z zapałem zabrał się do restrukturyzacji firmy. W ciągu kilku lat Volvo całkowicie uniezależniło się od technologii poprzedniego właściciela. Własne platformy podłogowe, własne silniki, architektura elektroniczna i świeży dizajn odbudowały pozycję Volvo w segmencie premium. Firma Volvo wymieniła wszystkie modele w ofercie, podwoiła swoją sprzedaż i zwiększyła liczbę fabryk z dwóch do sześciu. Ta liczba nie uwzględnia wytwórni silników, elementów nadwozia czy montowni. Pozorny kryzys wizerunkowy jaki zaliczyła marka w związku ze zmianą właściciela stał się punktem zwrotnym, z którego wróciła jeszcze silniejsza. Marka zmuszona niejako do udowodnienia na nowo rynkowi swojej wartości potrzebowała dokonać milowego kroku w rozwoju technologicznym i dać dodatkową wartość odbiorcy by utrzymać pozycję. Czas pokazał, że nie tylko ją utrzymała ale weszła wręcz poziom wyżej. W 2019 roku Volvo sprzedało 700 000 aut na całym świecie. Dziś marka jest uznawana za jednego z pionierów jazdy autonomicznej, mającego mocno rozbudowane technologie bezpieczeństwa. Czas wziąć głęboki wdech i zdmuchnąć 93 świeczki. Na tym torcie z pewnością pojawią się kolejne.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement