Christopher Raeburn (RÆBURN) jest mistrzem dekonstrukcji, który do swoich kolekcji wykorzystuje resztki po spadochronach i materiałach wojskowych. Porozmawialiśmy z projektantem o odpowiedzialności oraz tworzeniu nowych rzeczy w czasach, gdy już wszystko wymyślono, przegadano i wyprodukowano.
Łączysz prowadzenie własnej marki ze stanowiskiem pierwszego w historii dyrektora kreatywnego Timberlandu. Jakby tego było mało, wziąłeś na siebie wskrzeszenie Left Hand i ST95 – dwóch kultowych marek z lat dziewięćdziesiątych. Jak poruszasz się pomiędzy czterema zupełnie odmiennymi estetykami, filozofiami i grupami docelowymi?
To bardzo dynamiczna i wieloperspektywiczna praca, która wiąże się z wejściem w filozofię poszczególnych marek. Każda ma inny wkład do wniesienia i innych klientów, dzięki czemu stanowią źródło nowych, ekscytujących pomysłów. Uznanie należy się jednak przede wszystkim ludziom, którzy stoją za mną. W praktyce to oni sprawiają, że wszystko się udaje.
Nie czujesz się czasami zmęczony lub przeładowany?
Oczywiście, że tak. Trzeba zdawać sobie sprawę, że bywają również takie momenty. Staram się zachowywać balans pomiędzy pracą a życiem prywatnym poprzez spacery, bieganie, jazdę na rowerze. To mnie utrzymuje przy zdrowych zmysłach. Taką równowagę promujemy zresztą w firmie [RÆBURN – przyp. red.]. Ostatnio wprowadziliśmy coś, co nazwaliśmy RÆBEING. To cotygodniowe wyzwania mające na celu zachęcić cały zespół do wyjścia na zewnątrz i rozruszania się.
Mówi się, że wskrzesić markę jest znacznie trudniej, niż stworzyć nową. Co w dzisiejszych czasach oznacza „wskrzeszanie marki”? Czego się od ciebie oczekuje?
Kluczowy jest dobry research, który pozwoli ci na uszanowanie przeszłości marki podczas tworzenia czegoś nowego, adekwatnego do współczesności. Zmierzam do wdrożenia odpowiedzialnego myślenia w kreatywny proces projektowania oraz stworzenia czegoś, co będzie jednocześnie poruszające wizualnie, wysoce funkcjonalne i nie obciąży zanadto środowiska. Czekam na jesień – wtedy będziemy mogli podzielić się tym, czego dokonaliśmy w nowych kolekcjach dla Timberlanda, Left Hand i ST95.
fot. Ben Broomfield, dzięki uprzejmości RÆBURN
Co cię ekscytuje we współczesnym świecie?
Niesamowite innowacje w dziedzinie nowych materiałów oraz postęp cyfrowy w branży. To obietnica lepszej przyszłości. Mimo że przed zrównoważoną modą jeszcze długa droga, zmiany, jakie już zachodzą, napawają mnie optymizmem. Nawet te w postaci nowych projektantów czy dużych marek zmieniających swoje podejście do tematu. To wspaniałe, że RÆBURN stanowi część tej dyskusji. Powiedziałbym nawet, że stoi na czele zmian.
Gdzie zaszły największe zmiany w modzie w ostatniej dekadzie?
Sam fakt, że marki i konsumenci się obudzili, że zaczynają zdawać sobie sprawę ze swojego wpływu oraz odpowiedzialności za środowisko, jest wielką i stosunkowo świeżą zmianą w sposobie myślenia. Ta narracja przeszła długą drogę przez ostatnie dziesięć, piętnaście lat. Coraz więcej osób zadaje właściwe pytania i podchodzi do RÆBURN z perspektywy wartości, które praktykujemy, co bardzo wzmacnia naszą potrzebę robienia rzeczy inaczej. To superważne, abyśmy cały czas stawiali przed sobą i całym przemysłem kolejne wyzwania, by działać lepiej.
Otworzyłeś RÆBURN Lab store w Londynie. To przestrzeń łącząca funkcję atelier, archiwum i sklepu stacjonarnego. Można tam zarówno umówić się na prywatne zakupy, jak i przyjść na cotygodniowe dni otwarte. Czy to twoja odpowiedź na dość niekonwencjonalne pomysły innych marek na uatrakcyjnienie oferty oraz sklepów?
W RÆBURN Lab Store chodzi przede wszystkim o przejrzystość i dostępność. Dla nas to logiczna i całkowicie naturalna ewolucja tego, co robimy. Wszystko działa w tandemie z cotygodniowym oprowadzaniem i warsztatami, których celem jest promowanie ciekawości, inspirowanie i edukowanie naszej społeczności. Jestem naprawdę dumny z każdej pozytywnej reakcji odwiedzającego nas gościa – niezależnie od tego, czy jest stałym bywalcem, czy zawitał po raz pierwszy. Planuję rozwijać tę koncepcję w innych lokalizacjach.
fot. Ben Broomfield, dzięki uprzejmości RÆBURN.
Powiedziałeś kiedyś, że absolutnie nie zamierzałeś zakładać marki „mody odpowiedzialnej”. Dzisiaj to twoja sztandarowa idea.
Całkowicie otwarcie mówię, że nie tworzyłem marki z myślą o etyce czy zrównoważonej modzie. Dla mnie odpowiedzialne projektowanie nie podlega absolutnie żadnej dyskusji. Jako projektant musisz mieć świadomość, dlaczego i dla kogo tworzysz oraz jaki wpływ wywierasz wpływ [na środowisko] przez cały cykl życia produktu – od pozyskania materiałów po zakończenie jego użytkowania. Sposób, w jaki dziś pojmuję wpływ przemysłu modowego na środowisko i myślenie społeczne, rozwijał się z czasem. Tak samo jak nasz etos.
Z koncepcją RÆBURN RÆMADE wyszedłeś na długo przed tym, nim zaczęto rozmawiać o recyklingu i upcyclingu w modzie. Jak to wtedy wyglądało? Nie bałeś się, że ludzie tego „nie kupią”?
Podjąłem decyzję o RÆMADE po przemyśleniach na temat własnego procesu projektowania oraz z czystej ciekawości dotyczącej funkcjonowania produktu. Nie ze względu na retorykę zrównoważonej mody. Choćby dlatego, że wtedy był to nietypowy sposób pracy, na początku wielu ludziom trudno było zrozumieć i umiejscowić moją markę w przestrzeni postrzeganej jako moda. Na szczęście zarówno nomenklatura, jak i sposób myślenia mocno się zmieniły od tamtego czasu.
Od 2009 roku tworzysz ubrania z pozostałości po wojskowych materiałach. Skąd w twojej pracy zainteresowanie militarnym wątkiem?
Zawsze najbardziej interesowały mnie funkcjonalne ubrania, tworzone na wzór militarnych uniformów z moich nastoletnich czasów. Później, gdy pracowałem nad uzyskaniem dyplomu w modzie, przełożyło się to na fascynację materiałami. Wtedy odkryłem ogromną nadwyżkę tego typu materiałów oraz skalę zjawiska. Wykorzystanie ich do swoich działań stało się czymś zarówno zaradnym, jak i pomysłowym.
Jak godzisz wysoki koncept z faktem, że ubrania te są dostępne w przystępnych cenach i można je nosić na co dzień?
W RÆBURN tworzymy trzy linie. Pierwszą z nich jest RÆMADE – do jej produkcji używamy materiałów pochodzących z nadwyżek produkcyjnych, choćby tych wojskowych. Druga to RÆDUCED, za pomocą której staramy się zmniejszać szkodliwy wpływ na środowisko poprzez lokalną produkcję i stosowanie biodegradowalnych surowców, takich jak organiczna bawełna. Trzecia – RÆCYCLED – to linia, w której wykorzystujemy włókna syntetyczne przerobione z zużytego plastiku. RÆMADE to doniosły koncept i jako kolekcja jest sprzedawany po wysokich cenach, lecz jednocześnie informuje o istnieniu RÆDUCED i RÆCYCLED, bardziej przystępnych cenowo, na które składają się jakościowe, uniseksowe egzemplarze tworzone w odpowiedzialny sposób, tak jak nasz sztandarowy loungewear Standard Issue.
fot. Ben Broomfield, dzięki uprzejmości RÆBURN
Tworzyłeś i nadal tworzysz modę męską, damską, linie bagażowe i akcesoria. Która kategoria po dwudziestu latach pracy wciąż potrafi cię zafascynować?
Do dziś najbardziej interesujące i wartościowe pozostają dla mnie techniczne, funkcjonalne kurtki. To od nich zaczynaliśmy, robiliśmy je przez pięć lat. Dopiero potem zaczęliśmy próbować sił w innych kategoriach. Wybiegając w przyszłość, chciałbym wyjść z filozofią RÆMADE poza tradycyjne ramy mody, na przykład do mebli czy projektów architektonicznych. Bądźcie na bieżąco!
Mając w kontekście współczesną modę, czy możliwe jest stworzenie czegoś naprawdę unikatowego, po raz pierwszy, przed wszystkimi?
Uważam, że powinniśmy spojrzeć na to z innej strony i redefiniować „nowość”. Niekończąca się produkcja nowych ubrań zabija planetę. O wiele bardziej ekscytujące jest wyprodukowanie czegoś z materiałów już istniejących, stworzenie czegoś nowego i współczesnego ze staroci przy angażu historii oraz emocji. To po prostu ma sens.