Pierwotnie mieliśmy rozmawiać już jakieś trzy miesiące temu, ale wydarzyła się pandemia i musieliście przełożyć wydanie albumu. Ta cała sytuacja mocno pokrzyżowała wam plany?
Jasne, że tak. Przede wszystkim dlatego, że byliśmy już po opublikowaniu czterech singli, a premiera przesunęła się o trzy miesiące. W związku z tym teraz, przed prawdziwą premierą, nie bardzo mieliśmy już czym podgrzewać atmosferę. Cała wcześniej przygotowana taktyka promocyjna została zniszczona.
Mimo to lepiej było przesunąć premierę „Geniusza”?
Tak, myślę, że wypuszczenie płyty w planowanym terminie w ogóle nie miało sensu. Wszyscy przez wiele tygodni mieli wtedy w głowach zupełnie coś innego. Absolutnie nie mam pretensji do wytwórni o tę decyzję, wydanie tej płyty wiosną byłoby dużym błędem.
Może miałoby to sens, gdyby to była cicha, intymna płyta nadająca się do domowych pieleszy.
Wbrew pozorom według mnie „Geniusza” najlepiej słuchać właśnie w domu albo w samochodzie. Tylko że to nic nie zmienia. Razem z paroma osobami z wytwórni przeanalizowaliśmy statystki i wyszło na to, że wbrew prognozom ludzie podczas pandemii wcale nie korzystali częściej ze streamingów muzycznych. Na pandemii skorzystał raczej Netflix, niż muzyczne serwisy streamingowe. Co więcej, podczas pandemii wzrost słuchalności zanotowały stare płyty i wspominkowe albumy – ludzie zamiast nowości woleli, jak inżynier Mamoń, słuchać tego, co już znają.
Prywatnie pandemia mocno dała ci się we znaki?
Uwielbiam siedzieć w domu, czuję się szczęśliwy, mogąc to robić, a od jakichś siedmiu lat tych weekendów w domu mam – strzelam – może z sześć w roku. Dzięki pandemii dostałem więc spory prezent – nagle wszystkie weekendy mogę spędzać w domu. Jeśli chodzi o odczucia nieekonomiczne to pasuje mi taki tryb życia, nawet jeśli trochę już tęsknię za sceną. Pod względem ekonomicznym wiadomo, że jest gorzej, bo nagle zostaliśmy odcięci od źródła zarobków, ale z drugiej strony nie jestem modelowym raperem z całą otoczką rozrzutności, więc wszystko do przeżycia.
Rasmentalism zawsze kierował swój hip-hop raczej do koneserów niż do szerokiego grona słuchaczy. Jeśli chodzi o polską scenę to stoicie trochę z boku, chociaż rapowa krytyka zawsze was lubiła. To specjalnie czy samo wam tak wychodzi?
Nie kalkulujemy, nie zastanawiamy się do kogo chcemy trafić. Muzyka, którą robimy, wynika chyba z muzyki, której słuchamy. Nigdy nie czułem, że tworzymy muzykę, która ma się komercyjnie przyjąć, przy okazji nowej płyty czułem wręcz, że robimy muzykę, która przyjmie się wąsko, środowiskowo. Kamil (Ment, producent i druga połowa Rasmentalism – przyp. red.) miał inne odczucia – zobaczymy kto miał rację. Według mnie to faktycznie muzyka dla pewnej niszy. Nawet jeśli zapraszamy gości to – dajmy na to – nie zapraszamy Pezeta do bangerowego numeru, który będzie się niósł. „Używamy go” raczej jako bardzo zdolnego instrumentu, który wypełni naszą przestrzeń muzyczną. Nie chodzi o aspekty promocyjne, chodzi o naszą wizję i intuicję.
Skoro sam wspominasz o gościach: według jakiego klucza ich wybraliście?
Od zawsze jestem zwolennikiem kondensowania formy. Już w szkole dostawałem niższe oceny za wypracowania, bo według nauczycieli były za krótkie. Ja jednak uważam, że najwięcej można powiedzieć, niewiele mówiąc. Dlatego nie potrafię, a właściwie nie chcę, zapełniać sobą całej przestrzeni w naszych numerach. W związku z tym, kiedy czuję, że podczas robienia numeru zaczynam niepotrzebnie kombinować, co by tu jeszcze dorzucić to po prostu przestaję pisać i zaczynam się zastanawiać, kogo byłoby fajnie tam usłyszeć. Staramy się też poruszać w kręgu ludzi, z którymi znamy się prywatnie i dogadujemy się, przynajmniej na gruncie muzycznym. Chyba nigdy nie zdarzyło nam się zaprosić na płytę nikogo, kogo byśmy wcześniej nie znali.
Czyli zarówno Dawid Podsiadło, Białas, Taco Hemingway, schafter i Pezet to wasi koledzy?
Nie wiem czy koledzy, pewnie są różne definicje kolegowania się. Ale na przykład jak ja byłem zaproszony na płytę schafetra to od razu wiedziałem, w którym miejscu on zarapuje na „Geniuszu”. Jeśli chodzi o Białasa to jestem jego mega fanem i uważam go za ścisłe top 3 najlepszych raperów w Polsce. I tak dalej.
Sam mnie sprowokowałeś – pozostała dwójka z twojego top 3 to...?
Oskar z PRO8L3M-u i Sokół.
Jak to się stało, że przy okazji „Geniusza” przesiedliście się ze stricte hiphopowego Asfalt Records na mainstreamowe Sony?
Uznaliśmy, że chcemy zobaczyć jak wygląda wydawanie płyty za płotem, poza naszym asfaltowym ogródkiem. Wcześniej nie mieliśmy okazji wydawać nigdzie indziej, chcieliśmy po prostu przekonać się jak to się robi w większej wytwórni, kiedy jest więcej rąk na pokładzie projektu.
Skoro wzięła was pod skrzydła duża wytwórnia to chyba znaczy, że musiała w waszym materiale dostrzec komercyjny potencjał?
Szczerze mówiąc to propozycja pojawiła się zanim ktokolwiek z wytwórni mógł przesłuchać ten materiał. Podejrzewam, że bazowali raczej na danych dotyczących poprzednich albumów, ale to już pytanie do kogoś z wytwórni.
Słuchasz dużo muzyki poza rapem?
Myślę, że 90% muzyki, której słucham to nie rap. Poza tym na szczęście definicja hip-hopu w ostatnich latach mocno się poszerzyła – dziś już rapowy crossover nie musi już wyglądać jak Limp Bizkit albo współpraca Linkin Park i Jaya Z. Ale słucham głównie muzyki miejskiej, chociaż lubię też indie-rockowe i hipisowskie wygrzewki, na przykład typu Allah-Las.
Nie jestem biegły. Znam kilku ekspertów, którzy podsyłają mi trapowe świeżynki, ale szczerze mówiąc sam znajduję się na trochę innym poziomie wrażliwości niż trap. W muzyce wolę raczej nostalgię niż coś, co na wejściu ma ci zajebać w mordę.
Mimo to utwór „Mucha” brzmi jakbyście spoglądali w stronę trapu.
Pierwotnie ten kawałek brzmiał zupełnie inaczej, ale ciągle coś mi w nim nie leżało, aż któregoś dnia Kamil napisał do mnie, że zremiksował go, ale chyba mu coś nie wyszło... Posłuchałem i od razu powiedziałem, że właśnie teraz mu wyszło i robimy to w ten sposób. Rzeczywiście „Mucha” w tej wersji brzmi dość nowocześnie, ale zachowuje też nasz styl.
Skąd pomysł, żeby w klipie do „Dzisiaj nie zasnę” ciebie i Białasa zastąpili aktorzy, w dodatku różni od was wagowo?
Tak jak wszystko w moim życiu, ten pomysł był dziełem przypadku albo raczej szczęśliwego zbiegu okoliczności. Najpierw kilka naszych scenariuszy odbiło się od wycen proponowanych nam przez różne studia – to były jakieś horrendalne kwoty. Odezwaliśmy się więc do Alexa, którego teledyski uwielbiam, chociaż wcześniej realizował je głównie dla raperów białoruskich czy kazachskich. Zaproponował niby nic, ale z charakterystyczną dla siebie wyobraźnią wizualną. Co więcej, jeszcze tydzień przed realizacją klipu mieliśmy w nim grać ja i Białas, ale okazało się, że Białas w tym samym czasie wypuszcza swoją epkę i nie może wystąpić w naszym klipie, bo premiera tej epki zgrywa się z premierą naszego singla. Zrobiliśmy więc szybki casting i cieszę się, że tak wyszło, bo jestem fanem tego klipu. Cieszę się też, że dzięki temu teledyskowi Alex wreszcie został odkryty przez naszą polską branżę hiphopową i teraz robi klip za klipem.
Jako Rasmentalism jesteście na scenie już chyba od dekady i zawsze byliście trochę z boku. To dobra pozycja, żeby obserwować. Jakie zmiany zaszły przez ten czas w polskim hip-hopie?
Zmieniło się dosłownie wszystko i to nie tylko przez dekadę, ale nawet przez ostatnie trzy lata. Mainstreamowe media wreszcie przestały ignorować rap. Jeśli chodzi o sprzedaż, też rządzą albumy rapowe. Hip-hop właściwie całkowicie przejął polski rynek muzyczny. Trudno wskazać rzecz, która przez ten czas się nie zmieniła. Muzyka w ogóle w ostatnich latach bardzo skręciła też w stronę singli – mamy delikatny powrót do lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, wydaje się głównie single, nie albumy. Z tą tylko różnicą, że wtedy singiel promowało się przez trzy miesiące, żeby zażarł, a dziś singiel żyje trzy dni. Ja nawet trochę żałuję, bo zawsze lubiłem albumy – wydaje mi się, że po „Geniuszu” widać, że to spójna całość, a nie zbiór przypadkowych utworów. Serio, zmieniło się wszystko.
Czy w konsekwencji tych zmian mówić komuś „jestem raperem” to dziś inne uczucie niż parę lat temu?
Tego nie wiem. Takie zdanie chyba nigdy nie padło z moich ust, więc trudno mi powiedzieć, jakie są reakcje. Zawsze czułem się „człowiekiem rapującym”, nie „raperem”. Może to dlatego, że nie umiem śpiewać? Gdybym umiał to myślę, że dziś na płytach Rasmentalism byłoby mało rapowania...