W tym roku Amaarae nie zwalnia tempa. Przeszła po wybiegu Vogue World, wypuściła reedycję „roses are red, teats are blue – A Fountain Baby Extended Play”, odebrała w Polsce złotą płytę za singiel „SAD GIRLZ LUV MONEY” i pojawiła się wraz z Jorją Smith w utworze „In The Night” na płycie Childisha Gambino „Bando Stone & The New World”. Obecnie jest w trasie, supportując Sabrinę Carpenter podczas Short n' Sweet Tour. W listopadzie natomiast ruszy w trasę wraz z Childishem Gambino.
„Zamierzam wznieść sztukę i formę do boskiego poziomu”
Jak rozpoczęła się twoja przygoda z muzyką?
Moja przygoda rozpoczęła się w liceum, kiedy przeprowadziłam się do Ghany. Chłopak z mojej szkoły robił muzykę w pracowni komputerowej – dziś współpracuje ze mną przy obecnym projekcie. Znam go jakieś 15 lat i to on nauczył mnie, jak robić muzykę. Dwa lata później, podczas mojego ostatniego roku nauki, przeprowadził się do nas dzieciak z Anglii. Wrzucił na Facebooka swój mixtape i zapytałam go, jak udało mu się osiągnąć tak dobrą jakość dźwięku. A on na to: „Nagrywałem w studio, które jest blisko twojego domu”. Zapytałam, czy może mnie tam zabrać. Potem zostałam tam stażystką, dzięki czemu mogłam za darmo korzystać ze studia. Po studiach przeprowadziłam się do Atlanty. Robiłam staże w studiach, chodziłam na zajęcia z marketingu w branży muzycznej, dorabiałam jako DJ-ka. Korzystałam z okazji, jakie się nadarzały.
Próbowałaś kiedyś zdefiniować swój gatunek? Zazwyczaj tego unikasz.
Moja muzyka nie ma gatunku, ponieważ jest pełna różnych elementów, inspiracji. Jestem afrykańską kobietą, bębny są afrykańskie, esencja jest afrykańska, więc większość osób kategoryzuje ją jako afrykańską fuzję lub alte, czyli afrykańską muzykę alternatywną. Zazwyczaj wpadam w tego typu kategorie. „Fountain baby”, jedna z moich ostatnich piosenek, znacznie wykracza poza te granice. W moim mniemaniu jest to pop.
W ostatnim czasie jest duży hype na afroamerykańską muzykę. Jak myślisz, z czego to wynika?
Myślę, że to efekt globalizacji, wynikającej z dostępu do internetu oraz mediów społecznościowych. Nawiązywanie kontaktów jest teraz bardzo proste. Jeśli żyję w Ghanie i chcę się skontaktować z producentem w Brazylii czy zachodnich Indiach, to mogę to zrobić. Dzięki temu nie tylko możemy dzielić się naszą muzyką i naszymi społecznościami, ale także czerpać z twórczości innych ludzi, którym muzyka również przynosi radość. Nasza twórczość nie musi zostać w Legos, Johanseburgu czy Kigali.
Świetnie radzisz sobie na TikToku.
Nie budzę się z myślą, że muszę nagrać piosenkę na TikToka (śmiech). Ludzie wykorzystują moją muzykę do soundtracku swojego życia, co jest całkiem cool. Globalizacja i siła internetu sprawiają, że przekraczanie granic kultowych i językowych jest dużo łatwiejsze.
Jak obecnie wygląda twoja racja z mediami społecznościowymi?
SZA kiedyś powiedziała coś bardzo interesującego, co później stało się viralowym żartem w sieci. Powiedziała, że nienawidzi być postrzegana przez innych ludzi. Gdy jesteś kobietą, trudno jest być odbieranym. Kiedy robię sobie zdjęcie, to znam swoje mocne strony. Czasem jednak stoję na scenie i ktoś zrobi mi kiepskie zdjęcie, które później zostanie puszczone w prasie. Wtedy pojawią się setki komentarzy, że jestem gruba, brzydka itd. Jako kobiety ciągle mierzymy się z osądem i mikroanalizą naszego wyglądu, ciała. Czasem są dni, kiedy jestem spuchnięta, ale muszę stanąć na scenie i zachowywać się jak najbardziej pewne siebie osoba na świecie.
Dziś jestem w takim miejscu, że rozumiem, że jestem człowiekiem. Robię, co w mojej mocy. Niektóre dni są lepsze, niektóre gorsze. Nie mam kontroli nad tym, które moje zdjęcia pojawią się w sieci i to coś, z czy muszę żyć. Staram się dbać o moją pewność siebie, co w niektóre dni bywa trudne. W świecie mediów społecznościowych możesz starannie tworzyć swój wizerunek, aż pewnego dnia jedno zdjęcie wszystko zburzy, a ty staniesz się żartem. My, kobiety, ciągle się z tym mierzymy. Ciągle jesteśmy za wszystko krytykowane.
Bardzo starannie budujesz swój wizerunek. Nie stronisz od dosadnego języka i nie wstydzisz się swojej seksualności.
Uważam się za prekursorkę. Myślę, że w ciągu ostatnich 2-3 lat byłam jedną z niewielu osób, które mówiły o wyrażaniu swojej seksualności czy używaniu wybranych przez siebie zaimków. Widzę, że dzięki temu inni artyści coraz częściej czują się na tyle komfortowo, by mówić o swoich doświadczeniach. W moim przypadku to po prostu część tego, kim jestem. Płynność jest ważna w muzyce. Jest uniwersalna, prawdziwa. Jestem dumna z tego, że mogę stać na czele tych, którzy czują się z tym komfortowo.
Jak obecnie definiujesz sukces?
Pokonuję kolejne kamienie milowe, za co jestem bardzo wdzięczna, ale wciąż uważam, że jest bardzo dużo do zrobienia. To bywa stresujące, ponieważ nam, ludziom, często umyka to, co dzieje się przed naszymi oczami. Często mam z tym problem, zwłaszcza że jestem artystką alternatywną i pochodzę, skąd pochodzę. Udało mi się przebić i skorzystać z wielu mainstreamowych okazji, więc dla mnie sukces definiuje poczucie szczęścia i satysfakcji z tego, co robię na co dzień. Kiedyś czasem bywałam zrozpaczona, gdy nie dostawałam rzeczy, na które zasłużyłam. Dlatego nauczyłam się czerpać radość z tego, co robię, modlić się i mieć nadzieję na to, co najlepsze. Pokonywać kolejne granice, inspirować się kolegami, których kocham i szanuję.
Chcę zobaczyć, jak się rozwijam i robię wszystkie rzeczy, które chcę zrobić jako artystkę. Chce osiągnąć sukces nie tylko wśród krytyków, ale także sukces komercyjny. Na razie nieźle udaje mi się balansować pomiędzy tymi dwiema rzeczami. „Fountain baby” było najlepiej ocenianym albumem na Metacricic, ale jednocześnie osiągnęliśmy miliard streamów. To jest ten balans, o którym mówię. Chcę wznieść się wyżej. Osiągnąć taki status jak inni artyści przede mną. Kanye, Beyonce, Rihanna, Michael Jackson, lista się ciągnie i ciągle. To zamierzam zrobić. Wznieść sztukę i formę do boskiego poziomu.
Czym jest dla ciebie rzemiosło?
Całkowitym oddaniem się prawdzie. Myślę, że najlepsi artyści przekazują światu swój rodzaj prawdy. Najwięksi artyści byli kiedyś uznawani za wariatów. Mimo to zmienili świat i dalej inspirują innych. Mam nadzieję, że dalej będę robiła rzeczy, które mnie przerażają. Jeśli nie przeraża cię to, co robisz, to robisz coś źle.
A wierzysz w manifestację?
Absolutnie. To zabawne. Gdybym pokazała ci moje zeszłoroczne wpisy z pamiętnika, to zobaczyłabyś, że właśnie spełniają się rzeczy, o których pisałam. Zawsze spisuję w Nowy Rok moje afirmacje i manifestacje. Rzeczy, które chce przekuć w rzeczywistość. Później się modlę, ale już więcej o nich nie myślę. Pod koniec roku czytam moje wpisy i jestem w szoku, ponieważ to wszystko naprawdę się dzieje. Dlatego w to wierzę. Wierzę także w astrologię, choć astrologia jest… Cieszę się, że nasza generacja jest tak bardzo zainteresowana tymi tematami i że ciągle uczymy się o sobie czegoś nowego. To świetny sposób, aby połączyć się ze światem oraz wszechświatem. Astrologia to świetny sposób, by zrozumieć, jak działa świat. Czasem niektórzy ludzie używają jej jak broni, co jest oczywiście bardzo niedobre. Ogólnie jednak jest to świetny i zabawny sposób, abyśmy dobrze się poznali i znaleźli w sobie ciekawość.