Advertisement

Ta inna historia o Belfaście. Recenzja irlandzkiego komediodramatu „Kneecap. Hiphopowa rewolucja”

29-11-2024
Ta inna historia o Belfaście. Recenzja irlandzkiego komediodramatu „Kneecap. Hiphopowa rewolucja”
Reżyser Rich Peppiatt wychodzi wieczorem na piwo. Właśnie urodziło mu się drugie dziecko. Mieszka w Belfaście od paru tygodni. W pubie rozbrzmiewa koncert - to irlandzkie trio hiphopowe. Wpatrzony w ich surowość, charyzmę, bezpośredniość, decyduje się zrobić o nich film, w którym członkowie „Kneecap” grają siebie samych. I robią to dobrze.
„Kneecap. Hiphopowa rewolucja” to tegoroczny zdobywca Nagrody Publiczności na Festiwalu Sundance i irlandzki kandydat do Oscara. Opowiada wyjątkową historię rapowej grupy z Belfastu, która reanimuje gaelickie dziedzictwo w akompaniamencie dynamicznych bitów.

Słowa to kule pędzące ku wolności

Najbliżsi przyjaciele, Liam (Liam Óg „Mo Chara" Ó Hannaidh) i Naoise (Naoise „Móglaí Bap" Ó Cairealláin), dorastają razem w zachodnim Belfaście. Ojciec Naoise, Arlo (Michael Fassbender), rozmawia z synem po irlandzku, przez co jego biernym uczniem staje się również Liam. Arlo należy do paramilitarnej republikańskiej bojówki. Pewnego dnia znika, pozoruje własną śmierć w celu zmylenia „brytyjskich okupantów”.
Protagonista dorasta bez ojca, głęboko wierząc w regularnie powtarzany przez rodzica frazes, że „każde słowo wypowiedziane po irlandzku jest jak kula wystrzelona w walce o wolność Irlandii”. Agenci do spraw chaosu żywią się kontrowersją, oddają się narkotykowemu haju, wyśmiewają własną rzeczywistość, by nie musieć płakać. Wyłudzają leki na receptę od lekarzy, powołując się na pokoleniową traumę, ADHD czy ODD (zaburzenie opozycyjno-buntownicze), którymi następnie handlują lub przeznaczają do użytku własnego. Rytualna imprezowa przepychanka z policją doprowadza do kontaktu z przyszłym członkiem zespołu - JJ Ó Dochartaigh – nauczycielem muzyki w jednej z nielicznych irlandzkojęzycznych szkół.
W środku nocy zostaje powołany na tłumacza, gdy Liam uparcie odmawia mówienia po angielsku podczas przesłuchania. W posiadanie JJ trafia notes chłopaka, w którym dostrzega szereg błyskotliwych rymów. Potencjał nabazgranych wersetów przeważa nad uczciwością nauczyciela, który postanawia kryć chłopaka, co zawiązuje między nimi wyjątkową więź. Sprowadza go wraz z kompanem Naoise do swojego małego garażu, który transformują w studio nagraniowe. Ze skłotu wychodzą jako Mo Chara, Móglaí Bap i - zakrywający tożsamość kominiarką w ich narodowych barwach - DJ Próvai, gotowi reanimować język w rytm hiphopowych brzmień. Występują w lokalnych pubach, zdobywają nowych członków ich subkulturowego kultu, pnąc się po szczeblach kariery.

„Trainspotting” z Zielonej Wyspy?

W obrazie Richa Peppiatta dominują jednokolorowe dresy, szare osiedla, dopieszczone realizacyjnie wizualizacje ponarkotykowe (rzeczywistość z plasteliny czy ludzie w komunikacji ubrani w charakterystyczne wzorki z fotelowych obić). Przeciąganie przez nos całej tablicy Mendelejewa wybija rytm porównywalny do tego w kultowym „Trainspotting” Danny’ego Boyle’a z 1996 roku.
Większość budżetu filmu została wydana na narkotyki, a my wszyscy jesteśmy aktorami metodycznymi, wiesz?, mówi Mo Chara w jednym z wywiadów.
„Narkotyki są częścią kultury młodzieżowej. To coś, o czym rozmawiamy, ponieważ w Irlandii jest to duży temat tabu (...) Chodzi mi o to, że tworzymy tutaj dialog, aby ludzie mogli rozmawiać o tych rzeczach”, dodaje Mogali Bap.

Kneecaping, czyli walka z dilerami

Od samego początku teksty Kneecap wypełnia szereg odniesień do narkotyków. Tytuł ich mixtape'u z 2018 roku 3CAG to zakodowany akronim MDMA, jak wyjaśniają w „Incognito”: „Trzy spółgłoski i samogłoska”. Odporność na środki odurzające jest historyczną cechą ich społeczności. Kneecapping, od którego grupa zapożycza swoją nazwę, to forma złośliwego strzelania w kolana używana przez paramilitarne organizacje podczas konfliktów w Irlandii Północnej do karania domniemanych handlarzy narkotyków.
To ironia, ponieważ mówimy o rzeczach, za które zostalibyśmy znokautowani, komentuje Móglaí.

DJ-ski miks lekkości z politycznym protestem

Tempa nadaje dynamiczny montaż wraz z nowatorską ścieżką dźwiękową, w której dominują utworu tytułowego zespołu lub innych irlandzkich twórców, takich jak duet elektroniczny Bicep czy post-punkowy zespół Fontaines DC. Ogrom energii wpompowuje charyzma anarchicznej grupy raperów. Cięte dialogi, czarny humor, nader potoczny język, stwarza niezwykle prawdziwy portret realiów życia na Zielonej Wyspie. Bronią w walce z systemem stają się bezkompromisowe gaelickie teksty wykrzyczane przez rapowe trio.
Fabuła miksuje, niczym na dj-skiej konsolecie, wątki ironiczne z tymi politycznymi, definitywnie stroniąc od patosu. W tle toczy się walka o uznanie irlandzkiego jako języka urzędowego. Jedna z filmowych postaci komentuje, że więcej ludzi mówi po polsku, niż po gaelicku. Na świecie posługuje się nim 80 tysięcy osób, a w samej Irlandii Północnej zaledwie 6 tysięcy. Książki do irlandzkiego to historie o kopaniu torfu, gdy jednak na scenę muzyczną, jak i ideologiczną wchodzi „Kneecap” nauka staje się o wiele atrakcyjniejsza.
Ten podkoloryzowany film biograficzny to zdecydowanie powiew świeżości w kinowej branży. Mimo, że momentami się dłuży, a na ekranie pojawiają się raczej spłycające treść „teledyskowe” efekty, to w całości stanowi rapową balladę z miłym przekąsem. Debiutujący członkowie zespołu bezbłędnie odnajdują się w graniu samych siebie, przenosząc na ekran sporą dawkę autentyczności i bezpośredniości.
Film wywrotową lekkością formy, jak i treści, dotyka obszaru, który dotyczy każdego z nas. To historia o tożsamości i dbaniu o jej składniki. W jednej ze scen pada zdanie, że co 40 dni ginie rdzenny język. Fabuła jest formą irlandzkiego manifestu, jednak przekaz wyraźnie wychodzi poza jego ramy, stając się uniwersalną odą do kultury i języka.
tekst: Nina Chakkour
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement