Historia współczesnej ciżemki
Ekscentryczne? Awangardowe? Być może, ale to właśnie ich niepokorny i zadziorny charakter stał się przepustką do sukcesu. Czółenka z maksymalnie wydłużonymi, szpiczastymi noskami są nierozerwalnie związane ze stylem y2k oraz latami dziewięćdziesiątymi i podobnie jak ówczesne muzyczne nastroje okazały się odą do eklektyzmu balansującego na granicy kiczu. Ich rodowód sięga zaskakująco daleko. Modele, które obecnie obserwujemy w pełnych seksapilu kolekcjach Saint Laurent, mrocznych propozycjach Alexandra McQueena czy sięgającego po hiperboliczny i fantazyjny dizajn Marca Jacobsa, swoje korzenie mają aż w średniowieczu. Ciekawostka? Poulains – płaskie buty ze szpiczastymi czubkami – mogą się pochwalić krakowskim rodowodem. Polska stała się kolebką obuwniczego trendu w Europie przełomu XIV i XV wieku, ale dobra sława poulains nie trwała długo. Szybko z symbolu majętności i statusu społecznego „awansowały” na jeden z naczelnych emblematów seksualnej rozpusty i rozwiązłości. Okrzyknięte „szponami szatana”, bogu ducha winne ciżemki zostały obarczone winą za wybuch epidemii dżumy w Londynie w 1348 roku.

Western Affair, dzięki uprzejmości marki
Z kolei w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku brytyjskie subkultury, takie jak teddy boys i modsi, wznosiły je na sztandary. Obecnie to samo robi spragnione wolności oraz nieustannie poszukujące modowych środków wyrazu pokolenie Z. Dobra passa czółenek trwa w najlepsze, a eskapady podsuwające nam coraz nowsze propozycje nie mają końca. Vanda Nowak sięga po transparentność oraz rzeźbiarską kaczuszkę. Musk Boots odwołuje się do rockowych brzmień i stosuje gorsetowe wiązanie. Dominik Żyża wdaje się w romans z awangardą, zaś polsko-brytyjskie Western Affair zabiera nas do lat dwutysięcznych i na Dziki Zachód, przedstawiając jego nieco bardziej wyrafinowane oblicze. Efekt? Mule czy czółenka projektowane przez Olivię Pudelko swobodnie mogłyby się stać rebelianckim atrybutem, podobnie jak modele z ostrymi czubkami sprzed kilku dekad.
Dominik Żyża // foto Pola Kornelia, biżuteria Karolina Dyczko, modelka Emilia Madaj
Diabeł tkwi w szczegółach
Na przestrzeni ostatnich lat łatwo daliśmy się złapać w sidła gromko zapowiadanych „zielonych” zmian, recyklingowanego poliestru z butelek PET czy akcji zbierania odzieży w sieciówkach. W branży mody każdy z graczy ma coś na sumieniu, a gdyby Temida miała pokusić się o osąd, nie oszczędziłaby nawet luksusowych domów mody. Jak mówi Aleksandra Włodarczyk, ekspertka ds. mody zrównoważonej, założycielka Fashion Futures, ekspertka Climate Leadership i Świadomy Konsument Mody, high fashion coraz częściej pokazuje nam swoje ciemniejsze oblicze, w którym nie brakuje mechanizmów podebranych z fast fashion.
„Marki z wyższej półki często produkowane są w krajach globalnego Południa, a nawet jeśli we Włoszech, to przy wykorzystaniu niewolniczej pracy imigrantów. Moda luksusowa przeżywa kryzys, o czym może świadczyć przypadek produkcji torebek Diora czy Armani produkowanych we Włoszech za dwa i pół euro za godzinę”, punktuje.
Z sezonowości przeszliśmy do momentu, w którym marki wypuszczają nawet pięćdziesiąt dwie kolekcje w ciągu roku. Trudno za tym nadążyć, prawda? Oddaliśmy się konsumpcyjnym pokusom nie tylko w sieciówkach, ale zwabieni niskimi cenami odzieży z drugiego obiegu równie szybko popadliśmy w nadmiar. Jak szukać remedium? Aleksandra Włodarczyk na pierwszym planie stawia kompleksową edukację, zachęcająca do stawiania (również sobie) niewygodnych pytań. Jednocześnie podaje przykład programu Climate Leadership prowadzonego pod auspicjami UNEP/GRID-Warszawa, który wspiera firmy we wdrażaniu dobrych praktyk. „Eco”, „sustainable” i „innovative” nie muszą okazać się wyłącznie pustymi hasłami bez pokrycia, a my nie musimy sięgać daleko, by zdobyć się na dobre przykłady. Tego typu inicjatywy docenia konkurs fundacji Play Sustain.
Couple Dansant, fot. Nikk Martin
W ostatniej edycji wyróżniono Roberta Kutę i Sandrę Skórkę, których projekty sprawiają, że upcykling i recycling stają się pociągające oraz wyraziste. Od 2020 roku tkaniny z drugiego obiegu na warsztat bierze Copule Dansant. Na niemniejsze wyróżnienie zasługuje Pat Guzik, która na czerwcowym pokazie „East Bound” reprezentowała polskich artystów i twórców w Brukseli. Z kolei ukraińska marka cruelty-free DZHUS przenosi na ubrania artystyczną pochwałę nonkonformizmu, sięga po symbole duchowe i kulinarne, jednocześnie rozliczając się z osobistych wartości. Jak zauważa Włodarczyk, innowacje to proces, który wymaga czasu, umiejętności operowania w niepewności oraz przemyślanym skalowaniu, co pokazały niepowodzenia takich startupów jak Renewcell czy Mylo od Bolt Threads. Czy sztuczna inteligencja przyjdzie nam z odsieczą? Niewykluczone. Chociaż AI ma co najmniej dwa oblicza, lista jej zasług stale się wydłuża. To nie tylko analiza globalnych trendów, monitorowanie łańcucha dostaw czy projektowanie grafik. Autorka profilu Świadomy Konsument Mody wymienia między innymi firmę Alchemie Technology, która wykorzystuje AI w procesie barwienia, tym samym optymalizując proces tak, aby zużywał o dziewięćdziesiąt pięć procent mniej wody i o osiemdziesiąt pięć procent mniej chemikaliów niż konwencjonalne metody. Na polskim rynku również nie mamy się czego wstydzić. Torebka z tofu albo lampa z bioplastiku z ryżu być może brzmią abstrakcyjnie, ale dla Very Banas, ekspertki Climate Leadership zajmującej się innowacjami biotechnologicznymi, praca nad materiałami jutra to codzienność, która sprawia, że modowe sci-fi staje się rzeczywistością.

Tkanki miękkie
Dla Marioli Homoncik praca dyplomowa nasiąknięta awangardą i eksperymentem z formą stanowiła przystanek po drodze do tego, co funkcjonalne i stworzone do noszenia „na co dzień”. Nazwanie jej marki sztuką użytkową nie będzie na wyrost. Z maszyną do szycia Homoncik jest obyta w zasadzie od dziecka, a pasję do niełatwego fachu niejako odziedziczyła po mamie. Zamiast artyzmu obrała jednak kierunek na zdecydowanie bliższą jej sercu ponadczasowość. Wyświechtane hasło? Nie w tym przypadku. Projekty Marioli są doskonałym odbiciem tego, w co autorka wierzy prywatnie. Homoncik pojęcie inspiracji traktuje z przymrużeniem oka, polega na wyobraźni oraz intuicji, która zdaje się jej nie zawodzić.
„Z tym zawsze miałam problem. W szkole wszyscy przynosili inspiracje, obrazy, zdjęcia… a ja nie. U mnie to po prostu bardziej intuicyjne i namacalne. Praca z ciałem i tkaniną jest dla mnie najważniejsza”, mówi projektantka.
Wyzbywa się trendów i podążania za tym, co wpisuje się w algorytm. Chce kroczyć po swojemu. Ze spontanicznej zabawy materiałem i unikalnych szwów uczyniła swój znak rozpoznawczy. Pozornie proste, ale charakterne oddają DNA brandu głoszącego pochwałę dla ciała, kobiecości oraz wolności, mimo pozornie sztywnej formy. Jej projekty pokochał wolny od barier, wyzwolony Meksyk, wraz z nim niepokorny Londyn i spontaniczna Barcelona. Badając związek między ciałem a pracą ze strukturą, Mariola wraca do wczesnych aspiracji.
Mariola Homoncik // foto i dyrekcja artystyczna Klementyna Dulak, modelka Anastasie / Model Plus
„Już pracując nad dyplomem, wiedziałam, że chcę iść w stronę bardziej organiczną, kobiecą, sensualną”, wyznaje.
Moda zrównoważona w jej przypadku nie ma nic wspólnego z greenwashingiem, na który próbuje nas nabrać fast fashion. Projekty Homoncik powstają w takiej liczbie, na jaką jest zapotrzebowanie.
„Kocham to, co robię! Kocham każdy swój projekt i na razie nie planuję iść w wielkie zmiany. Póki co chcę pozostać wierna temu, od czego się zaczęło. Tu widzę jeszcze bardzo dużo możliwości”, podsumowuje projektantka.
Kilogram srebra
Jak mówi Oliwia Skrzypaszek, „bez kilograma srebra na szyi” nie rusza się z domu. Biżuteria to jej źródło motywacji i pewności siebie. Puszka 925 to jej autorski brand, który zrodził się w 2011 roku, choć jeszcze nieuświadomiony. Podczas niepozornej parodii na obozie szkolnym, gdy koleżanka chciała przedstawić Oliwię jak najbardziej wiarygodnie, nie szczędziła zdobień z bibuły mających „udawać” biżuterię. Już wtedy ten rodzaj maksymalizmu był bliski Skrzypaszek. Więcej – budował jej tożsamość. Za nazwą kryje się pieszczotliwy zwrot, którym obdarował ją narzeczony, a estetykę ręcznie tworzonych kolczyków, pierścionków i naszyjników trudno zaszufladkować. Na wskroś tajemnicza, okraszona mrokiem, nieco awangardowa… Wszystkie elementy Puszki 925 mają być jak osobiste talizmany, trzymane blisko ciała, serca. „Kontrast” to słowo-klucz, a osoby bliskie projektantce to puzzel, który sprawia, że cała układanka nabiera sensu.
„Ciągnie mnie do tego, co powszechnie jest odbierane za wstrętne. Staram się subtelnie wplatać tę część siebie do biżuterii”, mówi twórczyni.
Być może dlatego jednym z wyjątków, gdy decyduje się na customizowaną biżuterię, jest ta wykonana z ludzkich zębów. Filmowe kadry to dla niej nieskończone źródło inspiracji. Scenę jedzenia żywej ośmiornicy z filmu „Oldboy” Chan-wook Parka przekształciła w naszyjnik z symbolicznych macek. Ceni rzemiosło, „pracę u podstaw” i organiczną współpracę ze środowiskiem.
Puszka 925 // foto Bartosz Kordek, modelka Paulina Hoang, dyrektor kreatywny Paweł represaca, stylizacja Amelivie, makijaż Katarzyna Górka
W surowcach nierzadko szuka symboliki:
„Srebro jest dla mnie definicją szlachetności. Kocham jego plastyczność kontrastującą z kruchością przy niewłaściwym traktowaniu. Jeżeli coś mi w pracy nie wyjdzie, wiem, że mogę winić wyłącznie siebie, bo materiał, z którego tworzę, jest wyjątkowo wdzięczny”, opowiada Oliwia.
Jej ukochany projekt? Sentymentalny kolczyk Pusher, który powstał najpierw dla narzeczonego, a niedługo później uwiódł przyjaciółkę. Balansując na granicy piękna i mitycznej brzydoty, „Puszka” przesuwa granice – nie tylko te dotyczące subiektywnej oceny, ale też płciowości, z której obezwładniających objęć wyzbywamy się coraz chętniej.
Ortalion Revival
Opowieść o ortalionie mogłaby być tak długa, jak jego żywotność. Lekki, wiatroszczelny i wodoodporny – nic dziwnego, że tak dobrze poradził sobie z największymi wyzwaniami, jakie początkowo serwowała mu militarna kariera. Wynikający z powojennych niedoborów, szybko stał się rozchwytywany. W Polsce stanowił nieodłączny element krajobrazu czasów PRL-u. Nasycony kolorem, wręcz przaśnie wykończony, niedługo później spokorniał i znalazł się po drugiej stronie kolorystycznego spektrum. Flirtował z kulturą techno, zadomowił się na dobre w streetwearze, ale stał się też symbolem normcore’u wynikającego z pogoni za tym, co wygodne.
Stamm, fot. James Cochrane
Wiatrówka przyda się bez względu na porę roku. W końcu ta w naszej szerokości geograficznej nie raz płata figle, a eklektyczne looki z pokazów są na to najlepszym przykładem. Miuccię Pradę swobodnie moglibyśmy okrzyknąć najlepszą ambasadorką wiatrówki, choć na sztandary wznosi ją też Simone Rocha czy Ferragamo, przenosząc na sale baletowe. Z ortalionowymi przyzwyczajeniami zrywa też Lovechild – nanosząc na nie rozmyte pastelowe odcienie, adaptuje je do letniego krajobrazu. Tym samym śladem podąża szyjąca z niego ściągaczowe sukienki Opera Sport lub sięgający po spódnice midi Diesel. Leciutka, podszyta wiatrem kurtka to jedynie początek. Ortalion revival is real i jeszcze nie raz nas zaskoczy, wychodząc z ukrycia.