W listopadzie zeszłego roku Żulczyk skrytykował post Andrzeja Dudy na Twitterze, w którym Duda pogratulował nowemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych, Joe Bidenowi, „udanej kampanii prezydenckiej" a nie zwycięstwa w wyborach. Pisarz wytknął Dudzie, że nie ma czegoś takiego jak „nominacja przez Kolegium Elektorów" oraz zwrócił uwagę, że głosowanie elektorskie to czysta formalność. Wpis podsumował następująco: „Joe Biden jest 46. prezydentem USA. Andrzej Duda jest debilem”.
W trakcie rozprawy prokurator podkreślił, że oskarżenie pisarza nie uderza w jego prawo do wolności wypowiedzi, ponieważ nie chodzi o samą krytykę prezydenta, ale o sposób, w jaki został opisany. Z kolei obrońca Żulczyka argumentował, że przy ocenie wypowiedzi zawsze należy brać pod uwagę jej kontekst – w tym wypadku ostre słowa stanowiły jedynie podsumowanie dłuższej refleksji. W odpowiedzi prokurator przypomniał, że prawa i wolności jednostki są limitowane prawami i wolnościami innych, a w jego opinii słowo „debil” jest jednoznacznie obraźliwe i niezależnie od kontekstu wypowiedzi uderza w dobre imię prezydenta.
Świadkiem obrony był Michał Rusinek – literaturoznawca i profesor polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Postulował on, by wpis rozpatrywać w kategorii felietonu, choć jego treść mogła być nieco mocniejsza niż w przypadku tradycyjnej publicystyki.
„Jestem przekonany, że w Polsce władza gra przeciwko obywatelom znaczonymi kartami. Posłowie, ministrowie, dziennikarze sympatyzujących i dotowanych przez władzę mediów mogą mówić wszystko. Mają za sobą immunitety, ochronę, pieniądze spółek skarbu państwa. Mogą mówić o tym, że tam stało ZOMO, o lemingach i o moherowych beretach, mogą mówić, że osoby LGBT to nie ludzie, tak jak prezydent Duda, poseł Terlecki może nazwać kretynką kobietę, która grzecznie zadała mu pytanie w miejscu publicznym. Mogą mówić to wszystko, a za słowami idą czyny, wymierzone w obywateli, w konkretne grupy zawodowe, w konkretne osoby. Mogą kreować nową, postawioną na głowie rzeczywistość, w której nawet podstawowe akty prawne, na których uformowany jest ustrój państwa, nie mają żadnego znaczenia”, przekonywał oskarżony pisarz.
W swojej mowie końcowej Jakub Żulczyk poinformował, że nie przyznaje się do winy oraz zauważył, że sprawa, w której jest oskarżony, ma parę wymiarów. Jak stwierdził, wykracza ona daleko poza osobę prezydenta Dudy, a intelekt prezydenta (tudzież jego brak) nie ma tutaj żadnego znaczenia. – Znaczenie ma możliwość krytyki władzy, wyrażenia sprzeciwu – podkreślił pisarz. Żulczyk stwierdził, że przedstawicieli obozu rządzącego, w tym prezydenta Andrzeja Dudę, nie można traktować jak przedstawiciele władzy demokratycznej. Jego zdaniem obserwujemy właśnie proces niszczenia demokratycznych mechanizmów w kraju, wobec którego obywatele są w zasadzie bezradni.
Całość przemówienia można przeczytać na jego profilu na Facebooku. Post Żulczyka odbił się szerokim echem w internecie i został już udostępniony blisko 4 tys. razy.
Wyrok w sprawie zapadnie już w poniedziałek 10 stycznia.