Część szwajcarskiego społeczeństwa sceptycznie podchodzi do bycia gospodarzem przyszłorocznej Eurowizji. Mała konserwatywno-chrześcijańska partia polityczna, Federalna Unia Demokratyczna Szwajcarii, żąda zorganizowania referendum w sprawie organizacji konkursu w Bazylei. Partię bulwersuje fakt, że miasto planuje przeznaczyć 37.5 miliona franków szwajcarskich na przygotowania i organizację plebiscytu. Co więcej, członkowie ugrupowania określają Eurowizję jako wydarzenie „pełne antysemityzmu, bluźnierstwa i satanizmu”, wskazując na Bambi Thug, tegoroczną reprezentantkę Irlandii. Występując na eurowizyjnej scenie, piosenkarka w tle posiadała pentagram.
Szwajcaria, symbol demokratycznego państwa, oferuje swoim mieszkańcom możliwość przenoszenia ich skarg bezpośrednio do urn wyborczych. Demokracja bezpośrednia umożliwia obywatelom, partiom politycznym i organizacjom społecznym proponowanie własnej polityki, poprzez inicjatywę obywatelską, lub kwestionowanie ustaw uchwalanych przez rząd, poprzez referendum. W ostatnich latach Szwajcarzy głosowali za zakazem noszenia burek w miejscach publicznych, zniesieniem ograniczeń dotyczących koronawirusa i szczepień czy wprowadzeniem coraz to ambitniejszych rozwiązań w kwestii energii odnawialnej. Jednak w wielu przypadkach inicjatywy i referenda zawodzą – tylko około 10 proc. inicjatyw i 40 proc. referendów ostatecznie przechodzi.
Federalna Unia Demokratyczna Szwajcarii w ciągu 42 dni musiałaby zebrać 2000 ważnych podpisów, aby referendum w sprawie Eurowizji mogło się odbyć.
„Celem inicjatywy czy referendum jest często zwrócenie uwagi politycznej na daną kwestię, włączenie jej do programu politycznego, nawet jeśli tylko kilka osób w parlamencie by ją poparło. Jesteś w stanie zainicjować ogólnokrajową dyskusję na temat, który być może wcześniej został zignorowany przez politykę”, podkreśla Samuel Kullmann, lider kampanii referendalnej.
żródło: POLITICO, tekst: Olga Koczuk