Żabson: „Od bycia pomiatanym za stylówkę i bycie sobą, aż do momentu…”. Porozmawialiśmy z raperem
Autor: Monika Kurek
06-08-2021


Przeczytaj takze
Zdradzamy fragment rozmowy z raperem Żabsonem, całość do przeczytania w najnowszym numerze K MAG 105 „Euforia”.
„Mówią wciąż Żaby styl jest zbyt chory”, nawija Żabson w swoim kawałku „P0k0ra” z 2015 roku. I choć może kiedyś rzeczywiście tak było, na przestrzeni lat udało mu się zbudować całkiem pokaźny fanbase. Z determinacją realizuje postawione sobie cele. Jak ocenia swoją drogę na szczyt? Czy jego życie rzeczywiście wygląda tak jak w teledyskach? Co wprawia go w euforię?
Śpiewasz, że jesteś „Seksoholikiem”. A pracoholikiem?
Też, ale bardzo lubię swoją pracę, więc może nie odczuwam tego aż tak bardzo. Zawsze staram się pokazywać, że bycie artystą to nie permanentne wakacje. Jest wręcz odwrotnie, bo moja praca rzadko kończy się w studiu czy na koncercie. Nieustannie poszukuję inspiracji, zdarza mi się notować pomysły, nawet kiedy oglądam z dziewczyną serial czy jadę na wakacje. Tak naprawdę wszystko, co robię, przekłada się na moją muzykę. Mało tego, najgorzej czuję się wtedy, gdy nie mam co robić. Bycie zajętym sprawia, że jestem spełniony, nakręcony i naładowany pozytywną energią.
Zanim zostałeś raperem, pewnie miałeś jakieś wyobrażenie na temat swojej kariery i życia w Warszawie. Ziściło się?
Jako piętnastolatek tańczyłem c-walk i przyjeżdżałem do Warszawy z moim kumplem Kubanem. Zakochaliśmy się w niej od pierwszego wejrzenia, zawsze wiedzieliśmy, że będziemy tutaj mieszkać. Wielu moich kolegów raperów zdecydowało się zostać w swoich rodzinnych miastach, ale ja pochodzę z Opoczna, gdzie trudno byłoby mi się rozwinąć. Poza tym lubię duże miasta, czuję się w nich komfortowo. Po przeprowadzce do Warszawy przez jakiś czas wynajmowałem mieszkanie z kolegami. Potem porzuciłem stolicę, żyłem u kumpli na kocią łapę. Mieszkałem w Gdańsku, Poznaniu, Krakowie, mając jedynie furkę pełniącą rolę szafy. Niedługo później wróciłem do Warszawy, żeby dalej cisnąć ze swoją karierą. Przeprowadziłem się również ze względu na studio Nobocoto, w którym nagrywam od mojego pierwszego profesjonalnego kawałka, czyli „Pokory”.
Pamiętasz swoje pierwsze mieszkanie w Warszawie?
Mieszkanie to chyba trochę za dużo powiedziane. Pan wynajmował nam znajdującą się na poddaszu pracownię malarską, która miała skos i ogromne okno na pół dachu. Nie dość, że w lecie nie dało się tam żyć, to jeszcze nie zainstalowano grzejników. To artystyczna nora, straszne warunki do życia. Chciałem kontynuować swoją pasję, więc wynająłem najtańsze mieszkanie, na które i tak nie było mnie stać. Zabawna rzecz, bo ostatnio spotkałem na imprezie Kosiego z JWP, który powiedział mi: „Czasem gadają mi coś na ciebie, mówią, że jesteś bananowcem, a ja im odpowiadam, żeby zamknęli mordę, bo nie miałeś grzejnika w mieszkaniu”. I strasznie miło mi się zrobiło, że szanują mnie za przejście tej drogi. O ironio, moje nowe mieszkanie znajduje się jakiś kilometr od pierwszego. Teraz mam stumetrowy taras i oranżerię, a progres, jaki zaliczyłem na przestrzeni ostatnich lat, jest dla mnie wprost niewyobrażalny. Czasem siadam w fotelu i myślę: „Kurwa, ale zajebiście”. Naprawdę zrobiłem swoje. Od bycia pomiatanym za stylówkę i bycie sobą, aż do momentu, w którym mogę mieć wszystko, co chcę.
Wyróżniałeś się od dziecka? Pytam, bo nawet teraz można powiedzieć, że wyróżniasz się spośród wyróżniających się.
Zawsze byłem czarną owcą. Wujkowie śmiali się ze mnie na spotkaniach rodzinnych, bo miałem warkoczyki i za duże spodnie, a w klasie uważano mnie za prowodyra wszystkich psot, ponieważ byłem najbardziej wyrazisty. Nie, żeby nie było w tym prawdy. Lubiłem za dużo gadać i często wymyślałem różne psikusy. Leciała kiedyś taka bajka „Ach, ten Andy!” – podczas gdy inne dzieci chciały być jak Andy, ja po prostu taki byłem. Choć wtedy wiele osób odbierało moje zachowanie jako wadę, zmieniłem je w zaletę. Dziś ludzie słuchają moich kawałków, a mój zawód wiąże się z opowiadaniem historii. Kiedy zaczynałem, często spotykałem się ze sprzeciwem, bo jako jeden z pierwszych używałem autotune’a i eksperymentujących z nowoczesną muzyką. Nigdy jednak nie dałem się przekonać, że się mylę. To mnie nauczyło hartu ducha. Im bardziej ludzie sprzeciwiali się mojej muzie, stylówce czy klipom, tym bardziej czułem, że muszę robić jeszcze bardziej wykręcone i ekstrawaganckie rzeczy. Wszystko po to, by udowodnić, że to możliwe.

Z jednej strony masz wizerunek bad boya i niemalże stereotypowego rapera, a z drugiej jesteś mastermindem nie tylko swojej kariery, ale także innych artystów.
Już idąc na swój pierwszy występ u Kuby Wojewódzkiego, byłem zdeterminowany, żeby zwalczyć stereotyp rapera-przygłupa. To, że ktoś jest bad boyem, nie znaczy, że nie może być inteligentny. W Polsce od wielu lat sprowadza się oldchoolowy rap do browara pod klatką, a przecież większość tych tekstów mówi o czymś zupełnie przeciwnym. Mnie ta muzyka uratowała przed wieloma potknięciami, bo dzięki niej wiedziałem, że nie jestem sam, i mogłem uczyć się na czyichś błędach. Chcę też w tym miejscu podkreślić, że cały czas dorastam i wraz ze mną zmienia się również moja muzyka. To, że nagrywam piosenkę o imprezie, kobietach i marihuanie nie równa się temu, że nie umiem powiedzieć czegoś wartościowego czy nawinąć o pasji i miłości do mojej dziewczyny. Konsekwencja i skrupulatność to cechy, które należy szanować, a ciężka, wieloletnia praca stanowi całkiem przekonujący dowód na czyjąś inteligencję. Nieważne, czy ktoś nagrywa muzę tylko o seksie i narkotykach. Jeżeli robi to konsekwentnie od iluś lat i zbudował na tym swoje imperium, to znaczy, że ma głowę na karku. Nie powinno mu się tego odbierać, bo prowadzi taki, a nie inny lifestyle. Zwłaszcza, że to są często cechy, których przeciętni ludzie nie posiadają.
Jak więc byś siebie określił?
Nazwałaś to byciem bad boyem, ale wydaje mi się, że jestem po prostu freakiem. To mój sposób na długowieczność. Mam dwadzieścia siedem lat, a czuję się, jakbym nadal miał dwadzieścia. Mam nadzieję, że to się nie zmieni. Chciałbym być jak mój dobry kolega Borixon – ma czterdzieści cztery lata na karku, ale wciąż mogę z nim pogadać o rzeczach, o których nie pogadałbym z moimi równolatkami. Ten pierwiastek niepoważnego podejścia do życia daje mi też przewagę na scenie, bo dzięki temu słuchają mnie również nowe pokolenia. Niektórzy kpią, że słuchają mnie dzieci, ale ja jestem z tego dumny, bo to znaczy, że moja muza wciąż jest na czasie i wciąż robię coś nowoczesnego.

Poruszyłeś ciekawy temat. Obecnie starsze pokolenia mają tendencję do pogardliwego traktowania młodych oraz trendów takich jak chociażby Tiktok.
No tak, bo jak dzieci mogą słuchać takich wulgarnych piosenek? Kiedyś kawałki 52 Dębiec, Tedego, Peji czy Wzgórza Ya-Pa 3 leciały na Vivie czy starym MTV. Ja zacząłem słuchać rapu jako bardzo młody chłopak. Miał fajny rytm, wpadał w ucho, choć nie rozumiałem całego przekazu ulicznego o dilowaniu i walce z policją. Mimo to czasem mama wyłączała mi piosenki z wulgaryzmami, a niektórzy moi znajomi musieli słuchać rapu po kryjomu. Teraz jest trochę inaczej i często się okazuje, że słuchają mnie rodzice moich fanów. Dzięki temu mają dużo luźniejsze podejście do rapu, bo sami się na nim wychowali. Kiedy zapytałem o to jednego z moich fanów, powiedział, że tata pokazał mu muzykę, której sam słuchał. I to dopiero było wulgarne!
Tak, choć gdy Mata wydał „Patoreakcję”, Internet zapłonął. Zupełnie jakby starsi odbiorcy pierwszy raz usłyszeli rapowy kawałek.
Mam sporo znajomych raperów zza granicy i chyba w żadnym kraju mainstreamowe media nie ignorują rapu tak jak w Polsce. Super, że dzięki Macie ludzie odkrywają rap, ale czemu dopiero teraz? Czemu ignoruje się rap uliczny mówiący o wyjściu z biedy i opowiadający pokrzepiające historie dla nastolatków? Pochodzę z rozbitej rodziny, odkąd miałem piętnaście lat, mama wychowywała mnie sama. Przeszedłem tę drogę i staram się pokazać ludziom, że wychowanie nie determinuje tego, kim będziesz. W Stanach rap mówiący o drodze na szczyt jest bardzo promowany, podczas gdy u nas panuje przekonanie, że ta muzyka nie ma żadnych wartości. Mnie regularnie wypomina się piosenkę „Seksoholik”, ale już nie mówi się o kawałkach typu „Kaptur”, w którym mówię dzieciakom o pasji, dążeniu do perfekcji oraz wierze, że dzięki talentowi można osiągnąć coś fajnego.
Żabson – wł. Mateusz Zawistowski, od lat utrzymuje się w czołówce najbardziej popularnych wykonawców na polskiej scenie rapowej.
Jego znak rozpoznawczy stanowi charakterystyczne i nowoczesne flow, abstrakcyjne gry słowne oraz nietuzinkowe koncepty artystyczne. Za swoje albumy otrzymał złote i platynowe płyty oraz liczne wyróżnienia. Wydany w lutym br. „Ziomalski Mixtape” już w preorderzye pokrył się złotem i zbliża się do podwójnej platyny. Żabson jest również założycielem labelu Internaziomale wspierającego innych artystów oraz ich wydawnictwa (m.in. Young Leosię). Współpracował z wieloma artystami z Polski i zza granicy, jest autorem platynowego już singla „Obok”, którego producentem został uznany Vladimir Cauchemar. Artysta jest również członkiem ekipy Chillwagon.
Polecane

10 powodów, dla których warto kupić 105. wydanie K MAG-a „Euforia”

Joanna Horodyńska: „Tradycja jest ważna”. Rozmawiamy z jedną z najjaśniejszych gwiazd rodzimej mody

Fryderyki należały do Zalewskiego. Pocałunek z Ralphem Kaminskim i „pozdrowienia" dla rządu

„Jebać ją". Popularny raper obraził byłą na koncercie, a ta mu odpowiedziała

Måneskin i Iggy Pop łączą siły w nowej wersji „I wanna Be Your Slave"
Polecane

10 powodów, dla których warto kupić 105. wydanie K MAG-a „Euforia”

Joanna Horodyńska: „Tradycja jest ważna”. Rozmawiamy z jedną z najjaśniejszych gwiazd rodzimej mody

Fryderyki należały do Zalewskiego. Pocałunek z Ralphem Kaminskim i „pozdrowienia" dla rządu

„Jebać ją". Popularny raper obraził byłą na koncercie, a ta mu odpowiedziała





