Advertisement

[Z archiwum K MAG] Tomek Bagiński, współtwórca „Wiedźmina”, zaczynał jako outsider i z miejsca trafił do pierwszej ligi [WYWIAD]

13-09-2024
[Z archiwum K MAG] Tomek Bagiński, współtwórca „Wiedźmina”, zaczynał jako outsider i z miejsca trafił do pierwszej ligi [WYWIAD]
Do branży filmowej wkraczał jako samouk i outsider, by niemal z miejsca trafić do pierwszej ligi. Tomek Bagiński pokazał światu siłę polskiej animacji, jest producentem wykonawczym serialu „Wiedźmin” oglądanego przez dziesiątki milionów widzów, a niedawno wyreżyserował swój pierwszy pełnometrażowy film aktorski.
Materiał pochodzi z numer K MAG 108 Oblivion 2022, tekst: Karol Owczarek.
Od dwóch lat, czyli od początku pandemii, mamy do czynienia z radykalnym przyspieszeniem rozwoju usług internetowych i ich pogłębiającym się wnikaniem w życie społeczne. Jako osoba dobrze zaznajomiona z nowymi technologiami obserwujesz to zjawisko z niepokojem czy fascynacją?
W samej technologii nie ma znaczącego przyspieszenia, pojawił się wręcz zastój z powodu problemów z produkcją elektroniki. Przez kilka miesięcy było trudno kupić choćby konsole nowej generacji, a wiele premier urządzeń zostało opóźnionych. Bez wątpienia jednak nastąpiło znaczące spopularyzowanie usług online. Ten wywiad odbywa się przez Zooma – dwa lata temu taka forma komunikacji była niszą, teraz jest normą. Akurat ja oswoiłem się już z narzędziami do pracy zdalnej, gdyż od dawna używa się ich w międzynarodowym środowisku filmowców. Mnóstwo osób jednak wcześniej mogło nawet nie przypuszczać, że będą posługiwały się w pracy programami do wideorozmów, a nagle musiały się do tego przyzwyczaić. Lubię świat rzeczywisty. W którymś momencie czułem się tak zmęczony interakcjami ekranowymi, że marzyłem o czymkolwiek, co będzie miało fizyczny wymiar, dlatego bardzo się cieszyłem, gdy mogłem wrócić na plany filmowe i znów spotykać ludzi bezpośrednio. Starajmy się korzystać z nowych technologii z głową, bo nie zastąpią nam życia.
Rośnie też potęga platform streamingowych z serialami i filmami – czy to oznacza w nieodległej przyszłości zmarginalizowanie kin?
Nie sądzę, by kina zniknęły. Teatry i sale koncertowe przecież nie zniknęły i mają się dobrze. Widać jednak ewidentnie, że złota era kina powoli się kończy i główny nurt tworzonych treści przeniesie się na ekrany personalne – telewizorów, komórek czy laptopów, a wcześniej czy później do metawersu. Bardzo lubię chodzić do kina i robię to regularnie, nie traktuję jednak tego doświadczenia w kategoriach sakralnych, tak jak pewni twórcy kinowi, którzy twierdzą, że tylko w kinie powinno się oglądać dane dzieło.
Kadr z filmu „Katedra”, dzięki uprzejmości Platige Image
W wielu twoich wypowiedziach wybrzmiewa dystans wobec nobliwego traktowania sztuki…
Moim zdaniem większość tego, co bierzemy za sztukę wysoką, to intelektualny populizm. Takie disco polo, tylko skierowane do tak zwanego wyrafinowanego odbiorcy. Tak jak wszędzie indziej, pełno tu oszustwa, głupoty, wciskania kitu i sprzedawania słabych rzeczy w ładnym opakowaniu. Wolę sztukę popularną, bo przynajmniej jest szczera, nie udaje czegoś więcej. Dzieła rzeczywiście ponadczasowe, które można by nazwać sztuką wysoką, zwykle same się bronią i nie wymagają tworzenia grup wsparcia. We mnie jest niechęć nie tyle do sztuki wysokiej, co do snobizmu, jaki ją otacza, do przekonania o wyższości jednej widowni nad inną.
Może jest w tobie element osobistego rewanżu za to, że kultura popularna, zwłaszcza fantasy, przez lata była traktowana lekceważąco.
Nie traktuję tego w kategoriach sportowych. Zawsze uważałem, że najważniejsze jest, aby film miał dużą widownię i wywoływał w widzach emocje. To prawdziwy test, czy jako twórca zrobiłeś coś ciekawego i fajnego, czy chcesz głównie zaspokoić własne potrzeby cudzym kosztem. Trudno mi sobie wyobrazić kręcenie filmów dla nikogo. To widzowie nadają sens temu, co robię.
Tomek Bagiński
Biorąc pod uwagę, że serial „Wiedźmin” zobaczyły dziesiątki milionów widzów, udało ci się wprowadzić swoją ideę w życie. Przy okazji premiery drugiego sezonu napisałeś na swoim Facebooku: „Lubię wygrywanie. Mam powyżej uszu mitów romantycznych o tym, jak fajnie jest umierać za ojczyznę, mając rację po swojej stronie. Ja tam wolę wygrywać dla ojczyzny”.
Jestem już zmęczony narracją o moralnych zwycięzcach, którzy muszą sobie lizać rany i uciekać przed przeciwnikiem. Już wolałbym, żebyśmy byli moralnymi przegrywami, ale wygrywali bitwy. Lepiej, gdy piłkarze grają brzydko, ale zdobywają bramki, niż gdy grają pięknie, ale przegrywają. To zresztą nic nowego. Konflikt między pozytywistami a romantykami trwa od wielu lat. Kiedyś bliżej mi było do romantyzmu, teraz stoję bardziej po stronie pozytywistycznej. Jeśli mam coś zmieniać, wolę, by nie kończyło się to na poziomie pomysłu. Chcę coś faktycznie budować i po sobie zostawić, a tym samym – wygrywać.
Czyli można traktować zajmowanie się rozrywką jako misję.
Jeżeli podejdziemy do życia w sposób czysto intelektualny i nihilistyczny, to generalnie nie ma w nim za wiele sensu, o ile w ogóle jakikolwiek jest. Czego byśmy nie robili, za sto lat nas nie będzie. Warto więc znaleźć coś, co nada sens naszej egzystencji i pozwoli przekazywać go innym ludziom. Przez wieki sens ten dawały wielkie religie, teraz coraz częściej robi to kultura. Środowiska skupione wokół dzieł kultury przypominają grupy wyznawców. Kultura może też dawać wzorce zachowań i kształtować moralność. To wszystko sprawia, że praca taka jak moja ma duże znaczenie. Może ktoś obejrzy serial, poczuje się lepiej, znajdzie w nim coś dla siebie i dzięki temu nie zrobi czegoś głupiego.
W przypadku fantasy mamy do czynienia z wykreowanymi fikcyjnymi światami, które wielu ludzi traktuje bardzo poważnie. To gatunek wyjątkowo rozpalający emocje.
Były już książki w historii, które rozpalały znacznie większe emocje. W imieniu tych ksiąg tworzono wspaniałe budowle, jak i zabijano niewiernych.
Kadr z filmu „Katedra”, dzięki uprzejmości Platige Image
Biblię w zasadzie można uznać za reprezentanta gatunku fantasy…
To brutalne potraktowanie sprawy, choć wielu ludzi może ją tak postrzegać.
Debiutancką „Katedrę” stworzyłeś w pełni samodzielnie. Z każdym kolejnym twoim filmem widać jednak, że lista nazwisk zaangażowanych w projekt się wydłuża. W przypadku serialu „Wiedźmin” jesteś jednym z kluczowych twórców, ale w całość zaangażowane są setki, jeśli nie tysiące osób. Jak to ma się do twojego poczucia sprawczości?
Próbą była kolejna po „Katedrze” animacja, „Sztuka spadania” – miała mi pokazać, czy umiem pracować i dzielić się pomysłami z innymi ludźmi, a przy tym odzwyczaić się od tego, że każdy aspekt dzieła zależy ode mnie. To była długa i niełatwa lekcja, ale potem się okazało, że współpraca to najlepsza droga. Gdy zbierze się kilka kreatywnych osób w jednym miejscu, często powstaje coś lepszego niż suma ich talentów. Praca zespołowa ma dużo więcej plusów niż minusów. Dzięki niej mogę pracować szybciej – gdybym chciał cały czas robić wszystko sam, pewnie przez te dwadzieścia lat miałbym na koncie niewiele więcej niż „Katedra”.
Po sukcesie „Katedry” miałeś otwartą furtkę do amerykańskiego rynku kinematografii, ale wróciłeś od Polski. To był dobry wybór?
Nie pozostawiłem Stanów, często tam podróżowałem i starałem się jak najwięcej nauczyć. Wtedy nie było takiego przepływu wiedzy jak dziś, musiałem więc poznawać amerykańską szkołę rozwijania pomysłów na miejscu. Nie chciałem przenosić swojego życia, bo to był czas fantastycznego rozwoju Polski. Na początku lat dwutysięcznych czułem, że dokonuje się w Polsce duża zmiana, widoczna choćby w dynamicznym rozwoju miast. Chciałem uczestniczyć w tych przemianach. Gdy trafia się do okrzepłego rynku, jak w Stanach, niełatwo wspinać się po kolejnych szczeblach kariery. W Polsce, z odpowiednią dozą talentu i szczęścia, można było szybko przeskoczyć kilka szczebli i osiągnąć pozycję pozwalającą tworzyć duże projekty.
Wspominasz często o odchodzeniu w kulturze wizualnej od narracji linearnej w stronę narracji fragmentarycznej. Zamierzasz to uwzględnić w swojej twórczości?
Uwzględniam to od dawna. W kwestii odbioru sztuki młodsza widownia nie jest już ukształtowana w pierwszej kolejności przez literaturę, więc związek przyczynowo-skutkowy i logika zaczynają mieć mniejsze znaczenie. Ważniejszy staje się przekaz emocjonalny płynący z ekranu. Sukcesy odnoszą filmy i seriale, które tą ścieżką podążają, tak jak na przykład „Squid Game”. Ten jeden z największych hitów ostatnich lat, jeśli nie największy, w swojej strukturze jest tak naprawdę serią minigier wywołujących dużą dawkę emocji. Nie jest to oczywiście przeniesienie jeden do jednego narracji znanej z TikToka, niemniej widać tu realizację pewnego trendu. Nie można tego ignorować, jeśli jest się twórcą filmowym.
Tobie łatwo się skupić podczas lektury dłuższej książki?
Bardzo trudno. To zostało zbadane już wiele lat temu – długotrwała ekspozycja na dużą liczbę bodźców wizualnych zmienia mózg. Coraz trudniej jest funkcjonować w świecie historii linearnych i zostać w nim na dłużej. Czasem się zmuszam i czytam na przykład wielkie powieści rosyjskich klasyków, by skłonić neurony do wysiłku.
Powinniśmy raz w tygodniu wyłączyć telefon, komputer, a najlepiej w ogóle prąd, i czytać Tołstoja przy świeczce?
Chiny już tego rodzaju pomysły wprowadzają w życie na dużą skalę – odgórnie limitują młodzieży czas na granie w gry. Takie pomysły teoretycznie mogą mieć pozytywny wpływ na społeczeństwo, ale zrealizować je można chyba tylko w dyktaturach.
Z dokumentu „W głowie Billa Gatesa” dowiadujemy się, że twórca Microsoftu raz w roku jeździ na tydzień do chatki na odludziu z walizką książek i odcina się od świata, by poświęcić się lekturze.
To przywilej ludzi, których stać na wynajęcie takiej chatki, mogących się odciąć od spraw zawodowych i skupić się na czytaniu. Biorąc pod uwagę postępujące rozwarstwienie społeczeństw, może to nie być takie łatwe. Mam jednak nadzieję, że każdy będzie miał możliwość, by odłączyć się od panującego pędu i poczytać trochę książek.
Kadr z filmu „Katedra”, dzięki uprzejmości Platige Image
Tomek Bagiński – artysta wizualny, reżyser, producent kreatywny w Platige Image. Jego debiut krótkometrażowy, „Katedra”, w 2002 roku był nominowany do Oscara za najlepszy krótkometrażowy film animowany. Wyreżyserował też takie animacje jak „Sztuka spadania”, „Kinematograf” czy serię „Legendy polskie”. Odpowiada też za przerywniki filmowe gier „Wiedźmin” i „Cyberpunk 2077”. Jako producent wykonawczy pracował przy serialach Netfliksa „Wiedźmin” i „Kierunek: Noc”. W ostatnim czasie wyreżyserował swój pierwszy film aktorski, „Rycerze Zodiaku”, i pracuje nad trzecim sezonem serialu „Wiedźmin”.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement