„Franciszkańska 3” Marcina Gutowskiego to reportaż szczegółowo przedstawiający przypadki trzech duchownych pedofili: Bolesława Sadusia, Eugeniusza Surgena i Józefa Loranca, dający głos ofiarom, a także opisujący zarzuty, jakie pojawiły się we wspomnianej książce „Maxima Culpa. Jan Paweł II wiedział” holenderskiego dziennikarza Ekke Overbeeka. Emisja reportażu spotkała się z głośnym odzewem widzów i błyskawiczną reakcją władzy na rosnące potępienie postępowania papieża Polaka. W tej sprawie Sejm naprędce przyjął uchwałę w sprawie obrony dobrego imienia Jana Pawła II i uczynił z walki o świętość paliwo wyborcze, ponownie dzieląc społeczeństwo na tych, którzy będą jej bronić, oraz tych, którzy ją zakwestionują. Nie trzeba chyba dodawać, że kult jednostki i absolutny brak zgody na podważenie świętości ukochanego wodza to cecha systemów autorytarnych. Dyskusyjna może być również kanonizacja w XXI wieku, ale to już temat na oddzielny artykuł.
Jak ma się do tego wszystkiego Sinéad O’Connor? Legendarna artystka, której rozkwit kariery przypadł na lata 1987-1992 już dawno nawoływała do podjęcia działań wobec papieża ukrywającego przypadki molestowania seksualnego w Kościele oraz uciszania ofiar. Dzisiaj robi się co najmniej przykro na wspomnienie tego, co ją spotkało. Sama Sinéad przyznała, że podarcie zdjęcia Jana Pawła II na wizji w trakcie programu „Saturday Night Live” 3 października 1992 roku było dla niej wyzwalające i miała świadomość reakcji, jaką może wywołać. „Każdy, kogo znałam, był w szoku”, powiedziała w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” w 2020 roku. Artystka 30 lat temu wystąpiła przed wielomilionową publicznością z wykonaniem a capella utworu Boba Marleya „War”, który przekształciła tak, by opowiadał o walce z przemocą seksualną.
„Będziemy walczyć, stwierdzamy to za konieczne i wiemy, że wygramy. Jesteśmy przekonani o zwycięstwie dobra nad złem”, brzmiały ostatnie słowa utworu.
Po nich Sinéad wyciągnęła zdjęcie przedstawiające Jana Pawła II i podarła je na strzępy przed kamerą, mówiąc: „Walczcie z właściwym wrogiem”.
To zdjęcie stanowiło jedyną pamiątkę artystki po matce, która zginęła w wypadku, gdy Sinéad miała 18 lat. Matce, która się nad nią znęcała, lecz mimo to dziewczyna nie potrafiła za nią nie tęsknić. To jedyne zdjęcie, jakie wisiało w sypialni matki, przedstawiało papieża Jana Pawła II, zwierzchnika Kościoła, instytucji mającej reprezentować miłość do bliźniego. Swojej relacji z matką Sinéad poświęciła utwór „Troy” na debiutanckim albumie. Artystka po latach okrucieństw ze strony rodzicielki oraz wychowaniu u sióstr zakonnych miała także świadomość skali pedofilii kościelnej w Irlandii i pragnęła zwrócić na to uwagę. Po rewolucyjnym geście w trakcie SNL publiczność ucichła, nikt nie klaskał. Jej zachowanie potępiły miliony katolików na całym świecie, a także chociażby Madonna, z kolei Frank Sinatra nazwał Sinéad „głupią laską”. To był moment, gdy Sinéad musiała się wycofać, kontakt z nią zerwał nawet jej menedżer.
W świetle wciąż powracających dyskusji na temat tego, co dzieje się w Kościele katolickim, tym bardziej przykre jest to, co spotkało młodą Irlandkę mającą na tyle odwagi, by postawić na szali wszystko i stanąć w obronie tych, którzy nie mają reprezentacji w dyskursie publicznym. Czy dzisiaj potraktowano by ją inaczej? Niewykluczone, że tak, choć…