Skąd u ciebie zainteresowanie tworzeniem biżuterii?
Cztery lata temu byłem na kontrakcie modelingowym w Seulu, a ponieważ trwała pandemia, utknąłem tam na pięć i pół miesiąca. Wówczas poznałem Inte, który studiował projektowanie biżuterii. Kiedyś z ciekawości zajrzałem do jego warsztatu i bardzo mi się spodobało. Zapytałem, czy mogę spróbować, i przez resztę pobytu w Seulu pod jego okiem stawiałem już pierwsze kroki w tworzeniu biżuterii. To niesamowity artysta. Był, jest i zawsze będzie dla mnie ogromną inspiracją. Dostałem od niego kilka podstawowych narzędzi, zabrał mnie też na zakupy, bo nie miałem zielonego pojęcia, gdzie takie rzeczy można dostać w Polsce.
Jakie jeszcze wyzwania napotkałeś?
Na początku największym wyzwaniem było pozyskanie elementarnej wiedzy: gdzie kupić narzędzia, surowiec, gdzie znajduje się odlewnia. W Polsce klasyczne jubilerstwo i klasyczne złotnictwo to fach zdobywany przez wiele lat pracy. Natomiast biżuteria komercyjna to często rzeczy mające wpisywać się w trendy. Takie marki wiedzą, co najlepiej się sprzeda, pojawia się też sezonowość, w efekcie czego wszystkie mają podobną ofertę. Z kolei w sklepach jubilerskich rzadko pracują jubilerzy sami tworzący biżuterię sprzedawaną w salonie. Wszyscy biorą towar z tych samych źródeł, więc pojawia się konkurencja na tle cenowym lub technologicznym. Kiedyś chciałem kupić wosk jubilerski i okazało się, że wielka firma wykupiła cały zapas w hurtowni, całą dostawę, które odbywają się raz na kilka miesięcy, tylko po to, żeby utrudnić produkcję konkurencji.
Środowisko jest hermetyczne?
Bardzo. Pewnego razu wybrałem się do jubilera, żeby sprawdzić, czy mam dobrze ustawiony rygiel do mierzenia rozmiaru pierścionków. Jubiler udzielił mi tej informacji, po czym zapytał, po co mi ona. Powiedziałem, że jestem młodym projektantem biżuterii, samoukiem, na co odpowiedział: „Daj sobie spokój. Idź lepiej na informatykę, bo z tego absolutnie nic nie będzie”.
Z wielu takich sytuacji wywnioskowałem, że każda z tych osób była przekonana, że zaraz otworzę salon za ścianą i będę ciągnął towar z tej samej hurtowni, robiąc im konkurencję. To oczywiście zupełna abstrakcja, ponieważ ja zajmuję się biżuterią artystyczną. Chociaż obecnie staram się znaleźć złoty środek i tworzyć także rzeczy bardziej uniwersalne, których można wykonać więcej i byłyby bardziej dostępne. Zamierzam jednak pilnować, aby wszystko zawsze powstawało w ten sam sposób, w jaki powstaje teraz.
Twój proces tworzenia jest jednak bardzo różnorodny, korzystasz z różnych materiałów.
Proces jest bardzo intuicyjny. Inspiruję się biżuterią etniczną, plemienną, a reszta to czysta wyobraźnia. Bardzo często pracuję z kamieniami, które można znaleźć w biżuterii nepalskiej albo indyjskiej, moje ulubione to turkus i koral. Ostatnio zacząłem też rzeźbić w kości.
Skąd to zainteresowanie? Kość wydaje się kontrowersyjna.
Biżuteria kościana fascynuje mnie, odkąd poznałem pewnego Egipcjanina, który został moim przyjacielem. Ajman ma około sześćdziesiątki i zawsze znajduję u niego jakieś kościane koraliki lub inne ciekawe artefakty, amulety – przedmioty, które mogę wkomponować w swoją twórczość. Zwykle do stworzenia koralików kościanych używa się kości bawolej, krowiej lub wielbłądziej, choć ja raczej nie obrabiam surowej kości. Staram się znajdować naszyjniki zbudowane z dużych płytek, więc to tak naprawdę recykling płytek kościanych, które pozyskuję na pchlich targach, bazarach bądź w antykwariatach. Kościana biżuteria była popularna w Europie w drugiej połowie XX wieku, więc zdarzają się też plastikowe białe tworzywa w PRL-owskich naszyjnikach. Trzeba dokładnie sprawdzać, czy to na pewno kość.
Jak szukasz inspiracji do pracy z takim tworzywem?
Teraz na przykład mam na sobie zawieszkę-miecz z turkusem i ostrzem wyrzeźbionym z kości. Zainspirowałem się naszyjnikiem, który nosił Lemmy Kilmister, wokalista zespołu Motörhead. Dogrzebałem się do zdjęć z młodym Lemmym z sesji na balkonie mieszkania, słynnej ze względu na długość jego dżinsowych spodenek. Ciągle trafiałem gdzieś na te zdjęcia, ale za którymś razem zdałem sobie sprawę, że to absolutny strzał w dziesiątkę: zacząłem rzeźbić w kości, a tu Lemmy z takim naszyjnikiem. Bardzo inspiruje mnie muzyka, zbieram kasety magnetofonowe – moja kolekcja liczy obecnie około trzystu sztuk. Fascynuje mnie analogowe brzmienie, które towarzyszy mi w każdej minucie procesu tworzenia, przekuwam to w biżuterię.