Jeden z najstarszych instrumentów, które Brooks sfotografował, to kontrabas należący do Nowozelandzkiej Orkiestry Symfonicznej, używany nieprzerwanie od dziesięcioleci. Dziś gra na nim przyjaciel fotografa, Matt Cave. Wnętrze tego instrumentu wygląda niczym przestrzeń dawnego budynku – widać w nim geometryczne kwadraty, które mogłyby zdobić sufit zapomnianej sali koncertowej. Te drobne elementy to jednak nie dekoracja, lecz efekt licznych napraw, jakim kontrabas był poddawany przez lata. Każda łatka i każde wgniecenie mają tu swoje znaczenie – wzmacniają strukturę drewna, chronią instrument przed kolejnymi pęknięciami i, paradoksalnie, nadają mu jeszcze większej duszy.
Brooks, zanim został fotografem, był muzykiem klasycznym. Przez lata grał w orkiestrach na całym świecie, zanim skierował obiektyw do środka instrumentów, które tak dobrze znał. Być może dlatego jego fotografie mają w sobie empatię dla materii. Nie są tylko technicznym popisem, ale czymś w rodzaju cichego hołdu dla muzyki.
Artysta wykorzystuje zaawansowaną technikę makrofotografii i stackowania ostrości, łącząc setki zdjęć w jedno ujęcie o niezwykłej głębi. Dzięki temu widz ma wrażenie, że wchodzi do wnętrza instrumentu jak do prawdziwego budynku – może niemal poczuć jego strukturę, rytm i proporcje.
Na swoim Instagramie Brooks podkreśla, że w jego fotografiach każdy szczegół ma znaczenie. Drobne wgniecenie, ślad po lutowaniu, ziarnistość drewna – wszystko opowiada historię instrumentu. To zapis czasu, emocji i tysięcy godzin prób, które zostawiły ślady nie tylko w dźwięku, ale i w materii.
W ten sposób cykl „Architecture in Music” staje się nie tylko wizualnym projektem, ale także filozoficzną refleksją. Brooks pokazuje, że piękno może istnieć tam, gdzie nikt go nie szuka, czyli we wnętrzu rzeczy codziennych, w zużyciu, w naprawach, w pęknięciach.
Fotografie Charlesa Brooksa okazały się tak sugestywne, że w krótkim czasie zaczęły żyć własnym życiem. Ich niezwykła perspektywa, pokazująca wnętrza instrumentów niczym monumentalne hale i tunele, zainspirowała twórców z całego świata.
Na platformach takich jak Instagram czy Behance pojawiły się wizualizacje i projekty 3D, które rozwijają jego pomysł. Jedna z nich, zatytułowana „Interiors of Sound”, przedstawia wnętrze instrumentu jako złocisty jazzowy klub z lat 20. – pełen muzyków, tancerzy i pulsującego rytmu saksofonu. To wizualna interpretacja idei Brooksa: pokazanie, że dźwięk ma swoją przestrzeń, a muzyka może być miejscem, do którego można dosłownie „wejść”.
W ten sposób projekt Brooksa stał się punktem wyjścia do artystycznego dialogu między fotografią, technologią i wyobraźnią. To dowód, że prawdziwa sztuka rezonuje dalej niż jej pierwotne medium, bo potrafi inspirować innych do budowania własnych światów z tego samego dźwięku.
Zdjęcia Brooksa przyciągają uwagę nie tylko precyzją, ale też emocjonalnym spokojem. Są hipnotyzujące, niemal medytacyjne. Każde z nich to mikrokosmos, w którym światło gra swoją własną symfonię.
Patrząc na te fotografie, trudno oprzeć się wrażeniu, że może właśnie tak wygląda cisza – przestrzeń czekająca na to, aż ktoś ponownie tchnie w nią życie. Aktualnie żyjemy w świecie, który jest hałaśliwy, materialny i powierzchowny. Brooks przypomina, że prawdziwe piękno często ukrywa się w miejscach, do których nikt nie zagląda.