![Daria Zawiałow: „Musiałam się sama stworzyć” [wywiad]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5b895f2f7421ac084046c416/Sky_U29vX_03a.jpg)
![Daria Zawiałow: „Musiałam się sama stworzyć” [wywiad]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5b895f2f7421ac084046c416/Sky_U29vX_03a.jpg)
Przeczytaj takze
Długo czekała na moment, by zaistnieć na scenie muzycznej – cierpliwość popłaciła i to z nawiązką. Zaliczyła jeden z najbardziej spektakularnych i docenianych debiutów ostatnich lat, o czym świadczą dwa Fryderyki, znakomite recenzje i, co najważniejsze, tłumy fanów na koncertach. Na co dzień oaza spokoju, na scenie – żywioł nie do powstrzymania.
Na scenie pokazujesz rockowy pazur i kipisz energią, ale poza nią wydajesz się ułożona, a nawet grzeczna. Jesteś jak dr Jekyll i pan Hyde?
Daria Zawiałow: Mam rockowo-buntowniczą duszę, która sama ze mnie wychodzi na koncertach – energia muzyki mnie ponosi. Na co dzień natomiast jestem nie tyle grzeczna, co bardziej zdystansowana. Wcześnie rozpoczęłam przygodę z muzyką, w wieku piętnastu lat przeprowadziłam się z Koszalina do Warszawy. Tak dużo rzeczy mnie spotkało i tyle wysiłku włożyłam w realizację marzeń, że nie odczuwam potrzeby naginania zasad czy skandalizowania. Twardo stoję na ziemi, zawsze byłam nazbyt dojrzała jak na swój wiek, ale potrafię też szaleć.
W czym to szaleństwo się przejawia?
Kiedy jestem w Bieszczadach i widzę tabliczkę: „Uwaga, niedźwiedzie”, twardo idę przed siebie [śmiech]. Lubię spontaniczne pomysły i podróże. Mogłabym w jednej chwili kupić bilety na koniec świata, spakować się i polecieć. Gdybym tylko miała czas… Na pewno chcę kiedyś skoczyć w tłum na koncercie. Wiele szalonych sytuacji spotkało mnie jako nastolatkę, miałam wtedy różne dziwne pomysły. Kiedyś w Tunezji uciekłam w nocy z hotelu z obcym chłopakiem na skuterze – to była chyba najbardziej szalona i lekkomyślna rzecz, jaką zrobiłam.
Przeprowadziłaś się do Warszawy i co potem?
Poszłam do liceum i zamieszkałam w internacie, z którego szybko wyfrunęłam, by wynająć mieszkanie. Mama i dziadkowie mnie wspierali, ale na co dzień jednak sama musiałam o siebie zadbać. Zdarzało się, że stałam przed podjęciem ważnej i dojrzałej decyzji, a obok nie było nikogo bliskiego, kto by mi pomógł. To sprawiało mi najwięcej trudności.
Wyjazd za karierą do miasta, w którym – jak mówiła bohaterka „Miłości na bogato” – „jest więcej predyspozycji, wszystkiego”.
Faktem jest też to, że już od najmłodszych lat bardzo chciałam mieszkać w Warszawie. Czułam, że to moje miejsce i muszę tu być. Do dzisiaj tak jest. To piękne miasto!
Jak wyglądały twoje muzyczne początki?
Chodziłam do liceum ogólnokształcącego z profilami artystycznymi, w tym muzycznym, jednak jako wokalistka jestem samoukiem. W mojej klasie śpiew ograniczał się do chóru występującego na apelach. Miałam plan pójść na studia, ale w wieku osiemnastu lat poznałam Michała Kusha – dzisiaj mojego przyjaciela i producenta płyty „A kysz!”. Zaczęliśmy razem tworzyć muzykę. Z czasem narodziły się pomysły, które przelewaliśmy na piosenki. Michał na kompozycje i produkcje, ja na melodię i teksty. O studiach zapomniałam.
Jak utrzymywałaś się po wyprowadzce, a przed wydaniem płyty „A kysz!”?
Najpierw, jeszcze w liceum, śpiewałam chórki u Maryli Rodowicz. Po udziale w „Szansie na sukces” i „Mam talent” zapraszano mnie do śpiewania na różnych zamkniętych imprezach firmowych, eventach itp. Później przez dwa lata mieliśmy z Michałem cover band, z którym graliśmy na ekskluzywnych weselach, z muzyką Davida Bowiego, Fugees czy Niny Simone. Naszym warunkiem było to, że nie ma disco polo. Dlatego graliśmy rzadko.
Czyli nie widziałaś typowo weselnych brewerii i skandali.
Nawet na ekskluzywnych weselach ludzie po alkoholu są nieobliczalni. Zagrać wesele, na którym śpiewa się dziesięć godzin bez przerwy, to naprawdę duży wysiłek. A do tego dochodzą męczące rozmowy z ludźmi, którzy najpierw mówią, że nie chcą disco polo, a po pijaku proszą o „Majteczki w kropeczki”. Nigdy się nie złamaliśmy. Za to zdarzało się, że łamali nam sprzęt. To była prawdziwa szkoła życia, dzięki której nabrałam dużo pokory i motywacji. Uświadomiłam sobie, że tak może wyglądać całe moje życie, bo nic nikomu się nie należy tylko dlatego, że ma talent. Na wszystko trzeba zapracować.
Niedługo potem miałaś własne wesele.
To była akurat świetna impreza, bez ciśnienia i zabaw oczepinowych w rodzaju picia wódki z kolana pana młodego. O północy wskoczyliśmy w dżinsy, T-shirty i bawiliśmy się do samego rana.
Nie miałaś żalu, że tak szybko wkraczasz w dorosłość?
Nie planowałam wzięcia ślubu w tak młodym wieku. Po prostu poznałam Tomka, który był i nadal jest młody duchem. Odpowiada mi to, bo wciąż czuję, że całe życie przed nami. Przede wszystkim jesteśmy kumplami. Mogę się z nim śmiać i przetańczyć całą noc, po prostu konie kraść. Trochę oszaleliśmy na swoim punkcie i uznaliśmy, że weźmiemy ślub. Nie było ciśnienia, to przyszło naturalnie. Nie żałuję.
Łatwo wytrzymać z jedną osobą w życiu prywatnym i w pracy? W końcu Tomek jest gitarzystą w twoim zespole.
Nie wyobrażam sobie grać osobno. Podczas wyjazdów na koncerty zachowujemy się jak kumple, reszta zespołu nie odczuwa tak mocno, że jesteśmy małżeństwem.
Ostatnio jesteś wręcz rozpieszczana – znakomite przyjęcie płyty, dwa Fryderyki…
Nie przypuszczałam, że ta płyta tak dobrze się rozejdzie. Przed jej wydaniem miałam myśli, że jeśli się nie uda, to koniec, trzeba zająć się czymś innym niż muzyka. O Fryderykach nie śmiałam nawet marzyć. Bardzo to wszystko doceniam, ale nie chcę się zachłysnąć. Pragnę, żeby muzyka była dla mnie zawsze najważniejsza.
Czego słuchasz prywatnie?
Nie lubię szufladkować muzyki – ani tej, którą tworzę, ani tej, której słucham. Nie potrafię powiedzieć, jaki gatunek wykonuję. Jedni mówią, że to alternatywa, inni pop albo rock. Dla mnie to jest to, co czuję. Słucham od Diany Krall aż po Justice. Kocham Foalsów, The Last Shadow Puppets, często wracam do starych płyt Sonic Youth i The Strokes, a z polskich artystów – Czesława Niemena. Wzruszam się przy Explosions In The Sky, zabierają mnie hen daleko. W wieku trzynastu lat ich pokochałam, a potem dzięki nim trafiłam na moją największą muzyczną miłość – Radiohead. Ostatnio gdy jeździmy na koncerty, najczęściej słucham Alabama Shakes. Są z kosmosu!
Nie boisz się zbyt silnego zainspirowania się tym, czego słuchasz?
Każdy artysta – zwykle nieświadomie – inspiruje się tym, czego słucha. Najważniejsze, żeby nie kopiować, a ewentualnie przemycić jakiś element i potrafić go wykorzystać w swojej muzyce w zupełnie inny sposób. To jest sztuka. Plagiatów, które nie są rozpoznawane jako plagiaty, ponieważ harmonia jest zgodna z pierwowzorem z zagranicy, a inna jest tylko linia melodyczna, istnieje cała masa. Do tego dodaje się polski tekst i nie ma kłopotów prawnych. Bardzo dużo osób tak robi. Od razu przyznam – ja nie.
Gdy pierwszy raz pojawiłaś się w na festiwalu w Opolu w 2009 roku, śpiewałaś utwór Nosowskiej. Teraz gracie razem na jednej scenie.
Zawsze ceniłam Kasię Nosowską. Już jako trzynastolatka kochałam zespół Hey, nieraz przemykałam na nielegalu do klubu studenckiego na ich koncert. Dzięki nim poznałam dużo innych polskich zespołów alternatywnych i rockowych. To oni otworzyli mnie na muzykę współczesną, wcześniej słuchałam tylko starych, klasycznych polskich utworów.
Słuchało się takiej muzyki w twoim domu?
Sama ją sobie puszczałam, byłam inna niż moja rodzina. Musiałam się sama stworzyć.
Jakie masz inne pasje?
Obecnie nie mam czasu na nic innego niż życie muzyką. Koncertujemy, nagrywamy drugą płytę. Gdy wracam do domu na dzień czy dwa w tygodniu, marzę tylko o tym, by usiąść na kanapie i obejrzeć film lub serial. Jestem kinomanką, ubolewam nad brakiem czasu na kino. Poza tym bardzo interesuje się modą, staram się rozwijać tę pasję, między innymi sama się stylizując.
Jacy są twoi ulubieni projektanci?
Przede wszystkim skupiam się na wynajdywaniu vintage’owych perełek z second handów. Uwielbiam unikatowe, wyjątkowe rzeczy, których nie zobaczę na kimś innym na ulicy. Kocham to, co mocne i wyraziste. Z polskich projektantów podoba mi się Kas Kryst – jest świetna! Duże wrażenie robi też na mnie marka Dramat. Natomiast ostatnim moim polskim odkryciem jest absolutnie genialna Karolina Miko. Liczę, że razem coś stworzymy. Ponadto lubię brytyjski dom mody Self-Portrait. Na kolana powaliła mnie też tegoroczna jesienno-zimowa kolekcja Saint Laurent – jest totalnie w moim stylu.
Jesteś w obiegu celebryckim?
Na Pudelku byłam raz – jako koleżanka celebrytki. Myślę, że nie będę funkcjonowała w tym świecie tak do końca, choć przestaję być anonimowa. Coraz częściej ktoś do mnie podchodzi na ulicy i zagaduje. Zależy mi na tym, by jak najwięcej osób przychodziło na koncerty, więc muszę być częścią show-biznesu i pojawiać się w różnych miejscach.
Bierzesz udział w koncertach Women’s Voices. To ruch feministyczny czy jedynie artystyczny?
Oczywiście artystyczny. Nie jestem zwolenniczką upubliczniania swoich poglądów ideologicznych, także politycznych. Czuję, że to moja osobista sprawa. Jeśli natomiast ktoś odczuwa potrzebę dzielenia się swoimi przemyśleniami z ogółem, absolutnie nie mam z tym problemu. Tak czy siak projekt Women’s Voices to świetna okazja do jednoczenia wszystkich kobiet.
Jako kobieta odczuwasz potrzebę walki o swoje prawa?
Myślę, że każda kobieta odczuwa taką potrzebę. Każda z nas pewnie choć raz w życiu spotkała się z dyskryminacją ze względu na płeć lub z męskim szowinizmem. Jako kobieta żyjąca w XXI wieku w centrum Europy odczuwam potrzebę walki o prawa człowieka, nie tylko o prawa kobiet. Moje szczęście jest przede wszystkim w moich rękach, zależy w dużej mierze od mojej pracy, charakteru, postępowania. Nie mam potrzeby udowadniać mężczyznom swojej wartości, a kobietom waleczności. Postrzegam kobietę jako siłę, która jeśli tylko chce, może zmieniać ludzi, otoczenie i świat na lepsze.
Co musiałoby się stać, żebyś wyszła na ulicę protestować?
Póki co staram się o tym nie myśleć.
Opowiedz o nowej płycie. Jak na razie wiemy tylko, że wychodzi wiosną.
Jeszcze za wcześnie, by o niej opowiadać. Na pewno będzie dojrzalsza, ale równie eklektyczna, może nawet bardziej niż „A Kysz!”. Stawiamy sobie z Michałem sporo pytań. Oczywiście nadal będziemy razem tworzyć – mamy wspólny lot.
Na płycie „A kysz!” teksty są oderwane od twojego życia i dość abstrakcyjne.
Nie jestem osobą skorą do wynurzeń. Kręci mnie narracja, opowiadanie historii, które są bardzo życiowe i uniwersalne, ale zarazem nieoczywiste. Każdy może przełożyć je na swoje doświadczenia. Na mojej drugiej płycie będzie podobnie, choć znajdą się też osobiste utwory.
Będzie bardziej optymistyczna w warstwie tekstowej? Masz chyba teraz sporo powodów do radości.
Jak to śpiewała Ania Dąbrowska: „Smutek mam we krwi”. Mam w sobie pewnego rodzaju melancholię, jestem strasznie sentymentalna. Lubię nostalgiczne piosenki i tak już zostało, że moje teksty nie są zbyt wesołe. Niemniej jednak na przykład „Kundel Bury” to optymistyczny utwór, mój mały manifest artystyczny.
Obawiasz się syndromu drugiej płyty?
Mam obawy, ale nie jest to rodzaj stresu, który mnie zjada. To raczej adrenalina i ciekawość, jak płyta zostanie przyjęta. Wiadomo, że nie chcemy spaść z pewnego poziomu, który udaje nam się osiągnąć, ale bywa różnie. Nigdy nie wiadomo, co zażre, nie ma recepty na sukces. Czasem wydaje się, że coś będzie murowanym hitem – zachwycą się tym osoby z branży i radiowcy, ale ludzie przejdą obojętnie obok. Jesteś, a za moment cię nie ma – ze mną też tak może być.
Jakie masz plany?
Chciałabym nie zepsuć drugiej płyty i koncertować, ile się da. Jestem bardzo głodna występów. Wiele lat czekałam na to, by móc występować ze swoim repertuarem. To niesamowite, że gramy na takich scenach jak Open’er Festival czy Męskie Granie. Marzyłam, by ludzie pod sceną śpiewali moje piosenki. I to się dzieje.
Daria Zawiałow – piosenkarka, autorka tekstów i kompozytorka. W 2017 roku wydała debiutancki album „A kysz!”. Laureatka Fryderyków 2018 za debiut i album alternatywny roku.
/materiał pochodzi z numeru K MAG 93 THE SINGLES ISSUE 2018/
foto Paula Chamernik & Paweł Lewandowski
stylizacja Paweł Kędzierski / ART FACES
makijaż Kasia Biały / ART FACES
włosy The Mystery Barbers
asystentka fotografów Kasia Skoczylas
podziękowania dla Studio Las (ul. Racjonalizacji 6/8 w Warszawie)
Polecane

Artyści żyją po śmierci. I zarabiają więcej niż kiedykolwiek

Po raz pierwszy główna bohaterka serialu Disneya jest biseksualna
![Ellie Goulding: „Planowałam swój ślub odkąd miałam 10 lat” [wywiad]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5f35b1824519a01fa0e13ee9/ELLIE%20GOLDING%206608_F2x_ET_Final.jpg)
Ellie Goulding: „Planowałam swój ślub odkąd miałam 10 lat” [wywiad]

Wyjątkowa opowieść o pierwszej kobiecie-reżyserce już w kinach

Salty Sounds, czyli namiastka letniego festiwalu na Półwyspie Helskim zaczyna sie już jutro
Polecane

Artyści żyją po śmierci. I zarabiają więcej niż kiedykolwiek

Po raz pierwszy główna bohaterka serialu Disneya jest biseksualna
![Ellie Goulding: „Planowałam swój ślub odkąd miałam 10 lat” [wywiad]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5f35b1824519a01fa0e13ee9/ELLIE%20GOLDING%206608_F2x_ET_Final.jpg)
Ellie Goulding: „Planowałam swój ślub odkąd miałam 10 lat” [wywiad]

Wyjątkowa opowieść o pierwszej kobiecie-reżyserce już w kinach





