Advertisement

Julia Wieniawa: „Wpadłam w sieć potrzeby wyglądania perfekcyjnie” [WYWIAD]

Autor: Monika Kurek
28-10-2024
Julia Wieniawa: „Wpadłam w sieć potrzeby wyglądania perfekcyjnie” [WYWIAD]
W nowym kawałku „Nic Nie Zmieni?” Julia Wieniawa rozlicza się ze swoim zdrowiem psychicznym oraz zwraca się do tych, którzy borykają się z podobnymi problemami.
Tegoroczne lato umilały nam aż trzy letnie nowości od Julii – przebojowy singiel „Sobą Tak”, a także marzycielskie „Popłyniemy” oraz „Nad morze”. Choć w ostatnich miesiącach Julia wydawała się żyć swoim najlepszym życiem, prawda wyglądała zgoła inaczej. O tym śpiewa w utworze „Nic Nie Zmieni?”, który miał swoją premierę w Dzień Zdrowia Psychicznego, czyli 10 października. Przez ten numer gwiazda próbuje zwrócić uwagę na konieczność przełamywania barier wstydu związanych z otwartym dzieleniem się swoimi emocjami i szukaniem wsparcia.
Przy premierze „Nic Nie Zmieni?” spotkaliśmy się z Julią, aby pogadać o czasach szkolnych, iluzjach idealnego życia, samoocenie w czasach mediów społecznościowych, przebodźcowaniu oraz gubieniu tożsamości w pędzie codziennego życia.

„Miałam dostęp do pomocy, ale i tak było mi ciężko wstać z łóżka. Zaczynałam dzień od płaczu.”

Czy był jakiś punkt zapalny, który skłonił cię do napisania tego utworu?
Melodia i koncepcja powstały w kwietniu, ale tekst napisałam dopiero jakieś dwa miesiące temu. Przechodzę obecnie kryzys emocjonalny. Jestem zmęczona, przebodźcowana, mierzę się z wypaleniem zawodowym. Tekst sam ze mnie wypłynął. Choć mam wokół siebie wielu wspaniałych, wspierających ludzi, to i tak ciężko jest mi się z tym zmierzyć. Zaczęłam zgłębiać temat i to przerażające, jak wiele młodych ludzi mierzy się z problemami psychicznymi. Chcę przełamywać tabu, bo żyjemy w świecie mediów społecznościowych, gdzie króluje nieosiągalny ideał piękna, idealnego życia. Nawet jeśli komuś wydaje się, że dana osoba wiedzie idealne życie, to punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ja miałam dostęp do pomocy, ale i tak było mi ciężko wstać z łóżka. Zaczynałam dzień od płaczu. Wykonywanie jakichkolwiek czynności fizycznych bardzo dużo mnie kosztowało. A przecież są ludzie, którzy na przykład nie mają rodziny lub dobrych kontaktów z rodziną, nie mają bliskich przyjaciół lub po prostu nie mają do kogo się zwrócić. Często jest tak, że wstydzimy się prosić o pomoc. Ja sama często wolę polegać na sobie, niż prosić o pomoc, bo nie chcę być ciężarem.
Nikt nie jest dla nas tak surowy, jak my sami.
Dlatego warto nauczyć się uważności na drugiego człowieka – umiejętności zauważania, że z kimś nie jest dobrze i może warto mu pomóc. Czasem to my powinniśmy wyciągnąć rękę do osoby potrzebującej, bo nie każdy ma w sobie taką odwagę. To jedna z wielu rzeczy, na które chce zwrócić uwagę tym utworem. Wcześniej zdarzało mi się śpiewać o różnych trudnych emocjach, ale rzadko o nich mówiłam. Oczywiście staram się pokazywać na Instagramie jasne i ciemne strony mojego życia, ale zazwyczaj widzimy głównie te rzeczy, które się udają. W „Nic nie zmieni?” Śpiewam na przykład: „Myślałam, że gdy już tu będę, to poczuję się nareszcie lepiej; choć tyle mam, przelewa mi się żal”. To zdanie idealnie opisuje stan, w którym tkwię od kilku miesięcy. Im większy sukces zdobywam, tym moja głowa ma się gorzej.
Na jakim etapie pojawił się pomysł zaproszenia do współpracy fundacji Martyny Wojciechowskiej?
Chciałam, aby klip miał przesłanie i zachęcał do dyskusji na temat zdrowia psychicznego. Wpadłam na pomysł, aby połączyć siły z jakąś fundacją, dzięki czemu moglibyśmy dotrzeć do większej ilości osób. Zwróciliśmy się do fundacji Unaveza, która od razu zainteresowała się tematem. Dostaliśmy pomoc psycholożki, która pomogła nam przy powstawaniu scenariusza klipu i udzieliła wskazówek, jakie tematy poruszać. Biorę udział w podcaście Młodych Głów, nagłaśniamy temat. Chcę jednak podkreślić, że nie wypowiadam się w roli eksperta. Mogę tylko opowiadać o moich własnych doświadczeniach. Jak to się u mnie zaczęło, co mi pomaga. Chcę być wsparciem dla osób, które borykają się z tego typu emocjami. Powiedzieć im: „Hej, nie jesteście sami!” A warto też podkreślić, że tego typu stanów i emocji doświadczają osoby na różnych stanowiskach i w różnym wieku.
Jesteśmy w momencie zderzenia pokoleniowego. Gen Z pochodzi do wielu spraw zupełnie inaczej, np. do kwestii zdrowia psychicznego czy niesławnego kultu pracy.
Pamiętam, że gdy leżałam na sofie w dzieciństwie i podchodziła do mnie mama, to udawałam, że coś robię. Było mi głupio, że nic nie robię, bo przecież zawsze jest coś do zrobienia. W tekście jest taki wers: „Trzy kroki wstecz, by znaleźć miejsce, gdzie, nie wiem jak, zgubiłam siebie”. W pewnym momencie wpadłam w taki cug pracy, że zaczęłam gubić tożsamość. Aż mnie ciarki przechodzą, jak o tym myślę. To silna emocja, którą dalej przepracowuję. Próbuję się dowiedzieć, kim jestem, czego chcę. Jestem na dobrej drodze, stąd piosenka „Sobą tak”. Mimo to czasem czuję się gorzej. To uczucie pojawia się i znika.

„Mam obsesję na punkcie idealnego wyglądu, bo tego wymaga ode mnie społeczeństwo. To pułapka.”

Super, że to mówisz, bo media często portretują ciebie jako kogoś, kto wiedzie idealne życie.
Czasami mam wyrzuty sumienia, że uczestniczę w napędzaniu tego nierealnego świata. Wszyscy trochę w tym siedzimy. Jak znaleźć balans? Na pewno w otwartym mówieniu o tym, że ten świat tak nie wygląda. Ostatnio ktoś oznaczył mnie na Instagramie pod rolką lekarki medycyny estetycznej, na której klientka przychodzi do jej gabinetu z moim zdjęciem i mówi: „Poproszę to, o tu”. A ta lekarka na to: „Ale ja nie jestem magikiem”. Długo o tym myślałam. Wiem od moich fryzjerek, kosmetyczek, że jest wiele osób, które chcą wyglądać jak Julia Wieniawa. Chcą włosy, paznokcie, nos jak Julia Wieniawa. Macie na myśli ten sam nos, z którym mam problem od wielu, wielu lat? Zawsze miałam na jego punkcie ogromne kompleksy, choć teraz jest już trochę lepiej. Ja też mam postaci, które obserwuję i które sprawiają, że czuję się gorsza. Też chciałabym czasem coś zmienić lub żałuję, że nie wyglądam jak ktoś inny. Też mam takie myśli, choć sama jestem wzorem dla innych osób. Do jakiej refleksji to skłania? Cieszmy się z tego, co mamy. Pielęgnujmy siebie i swoją indywidualność. Nie próbujmy wyglądać jak inni.
A jak wspominasz swoje czasy szkolne? Z tego, co kojarzę, to nie miałaś szczególnie łatwo.
Już w szkole podstawowej czułam, że muszę mieć najnowsze conversy. Kiedyś wykluczenie ekonomiczne rozgrywało się na poziomie conversów czy płaszczyka z Zary. Jeśli ktoś miał ciuchy z lumpeksu czy po starszej siostrze, to był wykluczony. Byłam czasem jedną z takich osób, które dostawały różne „modne" rzeczy jako jedna z ostatnich. Ta presja jest obecna w szkołach dalej, ale jest dużo gorzej. Teraz jak nie masz butów Balenciagi, to nie jesteś cool. Skąd normalni ludzie mają mieć na to pieniądze? Słyszałam od znajomych, że córka wybłagała matkę, aby kupiła jej buty Balenciagi za piątkę z matmy, ale to było duże nadszarpnięcie domowego budżetu. To absurdalne.
Dzieciaki mierzą się w szkołach z ogromną presją. Pamiętasz, z czym jeszcze się wtedy mierzyłaś?
Zawsze byłam najniższa, najmniejsza, wyglądałam najbardziej dziecinnie. Do tej pory mam z tyłu głowy komentarz koleżanki, która powiedziała mi, że ubieram się dziecinnie. Wtedy wszystkie chciały wyglądać doroślej, a ja dalej nosiłam plecak. Ten komentarz mocno zapadł mi w pamięć i później zawsze chciałam być starsza, niż jestem. Jak byłam młodsza, to ubierałam się o wiele dojrzalej, niż teraz. Teraz daję sobie o wiele większe przyzwolenie na to, by wyglądać młodzieżowo. Potem, jak zaczęłam grać w „Rodzince”, to zaczęły się innego rodzaju komentarze. Słyszałam, że pewnie ktoś mi to załatwił. Pytano mnie, co zrobiłam dla tej roli. A przypominam, że miałam wtedy 14 lat! Z drugiej strony wiele osób chciało się ze mną zaprzyjaźnić. Wtedy zaczęłam zauważać, że ludzie są interesowni. Najgorzej było, gdy to nauczyciel dolewali oliwy do ognia. W liceum często podcinali mi skrzydła. „Co tam gwiazdeczko, nauczyłaś się?”. Oceniali mnie po tym, że występuje w serialu. Traktowali mnie na zasadzie: „A, ładniutka, to głupiutka”. Na przykład prosili mnie do tablicy, zakładając, że sobie nie poradzę. To mnie stresowało i czasem stres rzeczywiście zjadał mnie do tego stopnia, że mi nie szło.
Brytyjska artystka Rina Sawayama powiedziała kiedyś, że na młodych gwiazdach pop ciąży ciągła presja, aby wyglądać hot. Często wydaje nam się, że bycie cool przychodzi niektórym ludziom naturalnie, tymczasem często trzeba włożyć w to ogromny wysiłek.
Absolutnie tak. Ja na pewno wpadłam w sieć potrzeby wyglądania perfekcyjnie. Oczywiście mam obsesję na punkcie idealnego wyglądu, bo tego wymaga ode mnie społeczeństwo. To pułapka. Mój zawód, a także bycie osobą publiczną, sprawiają, że jestem wystawiona na ciągłą opinię i krytykę. Niestety zazwyczaj krytykę. Nie mówię, że się z tego wyleczyłam, to długi proces. Wciąż uczę się, że czasem mogę wyglądać gorzej, czuć się gorzej. Sama wsadziłam się w złota klatkę, bo zawsze o ten wizerunek dbałam. Gdziekolwiek się nie pojawiałam, zawsze wszystko musiało być dopieszczone. Dziś jestem tym zmęczona. Tylko jest to kolejna pułapka. Z jednej strony nie chcę marnować na to swojej energii, z drugiej wiem, że jak raz odpuszczę, to zostanie to wykorzystane przeciwko mnie.
Masz na myśli portale plotkarskie?
Ostatnio wyszłam gdzieś na szybko z psem, po ćwiczeniach, i zrobili mi zdjęcia. Niestety zrobiłam to sobie i poczytałam komentarze. Szybko nabrałam poczucia, że wszystko, co robię, nie ma sensu. Chwila nieuwagi i cały mój pieczołowicie budowany wizerunek legł w gruzach. Przeglądam komentarze: „Jest tyle ładniejszych dziewczyn”, „Ale ona ma krzywe nogi”, „Co to za cera?”. Strasznie mocno mnie to uderzyło, dokładając cegiełkę do mojego stan emocjonalnego. To był dla mnie czerwony alarm. Zaczęłam się zastanawiać, na czym w takim razie polega moja samoocena i poczucie wartości. Zrozumiałam, że to coś, nad czym muszę popracować. Wiedziałam, że muszę zbudować silne poczucie własnej wartości niezależne od czynników zewnętrznych. Zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Bo potem nawet jak jest 100 pozytywnych komentarzy, to ten jeden negatywny zmiata mnie z planszy.
Co pomaga ci w momentach zwątpienia?
Jak jestem w największym dole, to daję upust moim emocjom. Nie można ich zagłuszać, bo potem wychodzą trzy razy mocniej w najmniej oczekiwanym momencie. Kiedy jestem w cugu pracowania, to nie mam czasu poczuć różnych emocji. Rzeczy, które kiedyś mnie cieszyły, nagle stały się udręka. Byłam przez to nerwowa, a moi bliscy obrywali rykoszetem. A gdy w końcu miałam te dwa dni wolnego, to spływały na mnie te wszystkie emocje i nie mogłam się ruszyć. Miałam tak w te wakacje, gdy wzięłam sobie trochę za dużo na głowę. Wszystko było dla mnie ważne, więc stwierdziłam – jestem młoda, dam radę. Dałam radę, ale jakim kosztem? Teraz wiem, że muszę odpuścić i zrobić trzy kroki wstecz.
Co jeszcze ci pomaga?
Kilka dni samotności, odpoczynku, przepracowania tego, co dzieje się w mojej głowie. Bardzo pomocne jest pisanie dziennika. Na początku było to dla mnie trudne, bo postrzegałam to jako kolejną aktywność, pracę. Ale trzeba się przełamać. Jak zapiszę sobie moje emocje, to wydają się mniej straszne. Przede wszystkim kontakt z człowiekiem. Dzwonię do mamy, mam też garstkę bardzo dobrych przyjaciół, na których mogę liczyć. No i terapia. Wiem, że młode pokolenie, częściowo moje również, jest świadome, że zdrowie psychiczne jest równie ważne, co zdrowie fizyczne. Z drugiej strony jest pokolenie moich rodziców, które uważa, że jest to ostateczność, po którą należy sięgnąć, kiedy jest naprawdę źle. Tylko teraz pytanie – kiedy jest naprawdę źle? Albo mówi się: „Nie przesadzaj”, „Weź się w garść”, „Przecież świat się nie zawali”.
Tylko że w końcu się zawali. O to właśnie chodzi. Mam nadzieję, że w przyszłości zdrowie psychiczne będzie traktowane tak jak fizyczne.
Powiedziałam sobie, że skoro znajduję czas na trenera personalnego, jogę czy bieganie, to mogę znaleźć czas na tzw. trenera duszy. Jak zaczynałam terapię, to było mi dziwnie. Wydawało mi się, że coś tam pogadałam, ale w sumie mogłabym pogadać z koleżanką. Przez pierwsze trzy spotkania trzeba się przemóc, żeby zobaczyć, czy jesteś w stanie dotrzeć się z terapeutą. Od czegoś trzeba zacząć. Ja jestem straszną gadułą i ta godzina nigdy mi nie wystarczała. W końcu zauważyłam, że nawet jak przychodzę bez konkretnego tematu, to zawsze wychodzę z jakimiś nowymi wnioskami. Nie ma się czego bać ani wstydzić. Oczywiście wiem, że to jest też kwestia pieniędzy i nie każdy ma możliwość wydania kilkuset złotych u specjalisty. Ale jeśli stać nas na siłownię, to warto pozwolić sobie też na to. A jeśli ktoś nie ma takich możliwości, to na szczęście mamy wiele fundacji, które oferują darmową pomoc.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement