„Terrifier” zaczynał jako niskobudżetowy horror, ale viralowe reakcje widzów na drugą część uczyniły z niego globalny fenomen. Trójka, której akcja toczy się w trakcie Świąt Bożego Narodzenia, jest jeszcze bardziej hardcorowa. To surrealistyczny spektakl przemocy, który angażuje i przede wszystkim – bawi. Podczas przedpremiery w Wielkiej Brytanii 9 osób wyszło tuż po sekwencji otwierającej, czyli w trakcie pierwszych dziesięciu minut, a w Australii dwie osoby zemdlały. Długie, wyczerpujące sceny przemocy zapewniły „Terrifierowi” miano jednej z najbrutalniejszej serii w historii oraz uczyniły z Arta kultową postać w świecie horroru. Dziś jest on stawiany obok takich postaci jak Freddy Krueger, Ghostface czy Michael Myers.
We wszystkich trzech częściach w rolę Klauna Arta wciela się w David Howard Thornton, który był gościem honorowym polskiej premiery „Terrifier 3”. Wydarzenie odbyło się w ramach BIFOR Splat!FilmFest, czyli rozgrzewki przed festiwalem Splat!FilmFest – jedynym w Polsce festiwalu nowego kina grozy, fantastyki, kina gatunkowego i bezkompromisowego kina arthousowego, który odbywa się w dniach 24-31.10 w Warszawie i Wrocławiu.Cały program znajdziecie TUTAJ.My również byliśmy na premierze (tym razem nikt nie zemdlał) i nawet zadaliśmy ku kilka pytań. „Zawsze chciałem zagrać niemą, tajemniczą postać”
W jaki sposób zostałeś Klaunem Artem?
Wróciłem właśnie z krajowej trasy „Dr. Seuss' How the Grinch Stole Christmas: The Musical”, gdzie wcielałem się w rolę Grandpa Who. Świetnie się bawiłem przy tym projekcie. W tamtym okresie mojego życia zrobiłem sobie kilkumiesięczną przerwę od kelnerowania, by skupić się na przesłuchaniach. Byłam na czterech czy pięciu, ale nie wypaliło. Zaczynałem się zniechęcać. Wtedy pojawiło się przesłuchanie do „Terrifiera”. Szukali wysokiego, chudego mężczyzny, który miał doświadczenie w komedii fizycznej albo graniu klaunów. Nie grałem nigdy wcześniej w filmie, ale zawsze chciałem spróbować. Znałem Arta z krótkiego metrażu „Terrifier” i antologii „All Halloween’s Eve”. Uwielbiałem gościa, wiedziałem, że jest w nim duży potencjał. Była to także świetna okazja, by zdobyć doświadczenie w pracy na planie filmowym. Nie wiedziałem, że to zmieni moje życie.
Rozmawiałeś z Mikiem Giannelli, który pierwotnie wcielał się w rolę Arta?
Tak, w końcu udało mi się go spotkać w zeszłym roku na konwencie. To jeden z najlepszych przyjaciół Damiena. Znają się, od kiedy byli dziećmi. Damien zapytał go, czy zagra klauna, a Mike się zgodził. Nie chciał jednak robić tego ponownie, bo nie podobał mu się proces charakteryzacji. Mike jest totalnym nerdem tak jak ja. Całkowicie rozumiem, dlaczego on i Damien mają taki dobry kontakt. Ja i Damien również bardzo się zaprzyjaźniliśmy. To wszystko ma sens (śmiech).
Jak długo trwa twoja przemiana w Arta? Zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie.
Mogę wślizgnąć się w niego w każdej chwili. Nie wiem, co to mówi na mój temat (śmiech). Po trzech filmach doskonale wiem, gdzie Art żyje w mojej głowie. Ma swoje specjalne miejsce. Mogę go przywołać w mgnieniu oka i równie szybko potrafię się go pozbyć. W ten sposób wszyscy są szczęśliwi. Jeśli chodzi o charakteryzację, to zajmuje ona ok. 2-3 godzin. To i tak nie tak źle w porównaniu do makijażu Victorii. Jej make-up zajmuje ok. 8 godzin! Jej dni na planie były bardzo długie.
Art jest przerażającą postacią, ale również bardzo zabawną. Nie mówi, w związku z czym cała sztuka opiera się na gestykulacji i mimice. Kto był twoją inspiracją podczas tworzenia komediowego wymiaru komediowego tej postaci?
Moją główną inspiracją był pewien bardzo utalentowany człowiek, którego podziwiam od lat, czyli Stefán Karl Stefánsson z serialu dla dzieci „LazyTown”. Był wspaniałym mentorem, zwłaszcza w dziedzinie komedii fizycznej. Uwielbiam fizycznych komików. Gdy dorastałem, moi dziadkowie puszczali mi filmy Charliego Chaplina czy braci Marx. Pewnego razu dostałem pudełko pełne filmów z Jasiem Fasolą, więc uwielbiałem filmy z Jasiem Fasolą. Zawsze chciałem zagrać niemą, tajemniczą postać. A cicha tajemniczość jest częścią uroku Arta. To jeden z powodów, dla którego ludzie tak bardzo go kochają.
Czy miałeś jakąś pomoc w tworzeniu postaci Arta?
Kiedy dostałam rolę, zadzwoniłem do Stefana i podrzucił mi kilka pomysłów, ale stworzyłem Arta samodzielnie. Siedziałem, powtarzałem sceny. A gdy już wiedziałem, z czym mam do czynienia, tworzyłem sekwencje komediowe i przegadywałem je z Damienem. Jeśli mu się podobało, to byłem w siódmym niebie. Jeśli nie, szukaliśmy wspólnego gruntu. Miałem przy tym niezły ubaw.
Wyobrażasz sobie czasem, co Art mógłby mówić?
Cały czas! Nieustannie wymyślam w głowie dialog. To pomaga mi poczuć rytm akcji. Poza tym dzięki temu wiele rzeczy dzieje się organicznie – na przykład robię jakiś wyraz twarzy, korespondujący z dialogiem w mojej głowie. Dzięki temu dużo łatwiej mi się gra.
Chciałabym jeszcze podpytać cię o pochodzenie Arta. Dotychczas dostaliśmy raczej mało wskazówek, ale zgaduję, że wy już wszystko wiecie?
Mhm. W końcu dowiecie się więcej na tego, kim jest. Tu i tam podrzucamy różne wskazówki. Jeśli ktoś będzie uważny, to wyłapie je w trzeciej części. Na pewno w kolejnych filmach poruszymy ten temat w zabawny i kreatywny sposób. Mogę na pewno powiedzieć, że nigdy nie chcieliśmy, aby Art był postacią, która budzi zrozumienie i współczucie. W mojej głowie wyobrażam sobie, jak Art po urodzeniu dusi swoją matkę pępowiną. Nie wiem jednak, czy taki będzie kanon… (śmiech).
„Nie nawiązaliśmy współpracy z żadnym wielkim, hollywoodzkim studiem, ponieważ wtedy musielibyśmy nieco spuścić z tonu”
Od niskobudżetowego horroru do globalnego fenomenu. Przeszliście z „Terrifierem” niesamowitą drogę.
To jest w tym wszystkim najfajniejsze. Za „Terrifierem” nie stoi żadne wielkie studio. Wszystko wydarzyło się organicznie i tak naprawdę wszystko zawdzięczamy naszym widzom. Gdyby nie oni, dziś nie bylibyśmy tutaj, gdzie jesteśmy. To oni pokochali pierwszy film. Mówili o nim i dzięki temu trafił na Netflixa. Drugi film został praktycznie ufundowany przez fanów. Później pojawiły się komentarze, tweety. Mieliśmy być w kinach przez jeden weekend, ale fani zażądali, żeby kina dołożyły więcej seansów. To niesamowite. Tę serię napędzają fani. Dlatego przy trzecim filmie postanowiliśmy, że będziemy trzymać się tego, co robimy najlepiej. Nie nawiązaliśmy współpracy z żadnym wielkim, hollywoodzkim studiem, ponieważ wtedy musielibyśmy nieco spuścić z tonu. „Terrifier” musiałby być bardziej prorodzinny.
Zdecydowanie nie! Rodziny się pojawiają, ale nie jesteśmy dla nich szczególnie mili (śmiech).
Jak twoje życie zmieniło się od zagrania w „Terrifierze 2”? Czy ludzie często rozpoznają cię na ulicy?
Dzieje się to coraz częściej, co zawsze mnie dziwi. W prawdziwym życiu w ogóle nie jestem podobny do Arta. Jestem tylko nerdem (śmiech). Przez większość czasu noszę okulary. Kiedy ktoś mnie zaczepia, ciągle mnie to zaskakuje. Oczywiście bardzo się z tego cieszę. Skoro wiedzą, jak wyglądam, to muszą być prawdziwymi fanami. Od zagrania w „Terrifierze” moje życie pod wieloma względami stało się lepsze. Mam więcej możliwości. Nie tylko zawodowych, ale ogólnie w życiu. Mogę podróżować, spotykać ludzi, dobrze się bawić. Tak jak dziś tutaj w Polsce.
Jaki jest najdziwniejszy upominek, jaki otrzymałeś od fanów?
Ktoś podarował mi marionetkę Arta. To trochę upiorne, ale jednocześnie całkiem fajne. Tego typu prezent wymaga dużo wysiłku. Podczas spotkań z fanami często rozdaję autografy pod tatuaże. Mam taką jedną historię, chyba moją ulubioną. Kiedyś podchodzi do mnie Rob Mellow, czyli Babyface Killer z filmu „Śmierć nadejdzie dziś”, podnosi koszulkę i mówi: „Hej, Dave, podpisz mój cycek”. No więc podpisuję. On na to pyta, czy jest moim pierwszym cyckiem. – Jesteś moim pierwszym cyckiem – mówię mu (śmiech).
Jakie jest twoje ulubione morderstwo Arta ze wszystkich trzech części?
Znajduje się w trzeciej części. Powiem tylko tyle: „Ho-ho, oh-oh!”. To nie jest największa śmierć w filmie, ale jest bardzo zabawna. To moje ulubione zabójstwo, bo poczułem się wtedy jak złoczyńca z „Batmana” (śmiech).
Film „Terrifier 3” jest w polskich kinach od piątku 11 października. W weekend otwarcia zobaczyło go ponad 140 tysięcy widzów.