

Przeczytaj takze
Niegdyś ludzie wierzyli w bogów, od których zależał ich los. Tworzyli opowieści i mitologie o niebiańskich istotach zstępujących na Ziemię, by dać życie i nauczać, jak krzesać ogień, uprawiać rolę i tworzyć narzędzia. Dzisiaj stoimy u progu nowej ery. Na naszych oczach umierają starzy, mityczni bogowie i rodzą się nowi, którymi jesteśmy my sami.
Wiele zwierząt używa narzędzi; ptaki wspomagają się mechaniką i prawami fizyki przy budowie gniazd, bobry wykorzystują hydrotechnikę, małpy potrafią kamieniami rozłupywać orzechy, a nawet tworzą włócznie do polowań. Ostatnie badania wskazują też, że pajęcze sieci stanowią poszerzenie inteligencji swoich architektów. Jednak tylko człowiek, jako jedyny ziemski gatunek, przekroczył swoją biologiczną kondycję, wykorzystując coraz bardziej skomplikowaną technologię. Można zaryzykować stwierdzenie, że w momencie, gdy homo sapiens zaczęli wszechstronnie korzystać z narzędzi, zaczęła się kultura ludzka, która w ciągu zaledwie kilkudziesięciu tysięcy lat opanowała całą planetę, wprowadzając ją w erę Antropocenu. Technika stała się dla człowieka nową religią, wypierając pierwotne wierzenia. Nie wyobrażamy sobie życia bez urządzeń elektronicznych, które nabierają statusu boskich atrybutów. Technologia fetyszyzuje się i nabiera cech mistycznych. Czujemy się lepsi, posiadając bardziej zaawansowane technicznie telefony i komputery, myślące samochody i inteligentne domy. Dzięki rozwojowi biocybernetyki zaciera się granica między urządzeniami zewnętrznymi a naszymi ciałami, poszerzając zakres możliwości poznawczych i oddziaływania na innych ludzi oraz otoczenie.
W swoim czasie popularność zyskały teorie o paleo-astronautach, którzy odwiedzali Ziemię, przekazując swoją wiedzę starożytnym cywilizacjom. Przybysze z gwiazd umożliwiali im rozwój na niespotykaną wcześniej skalę, czego pozostałościami są niesamowite megalityczne konstrukcje, jak Stonehenge czy egipskie piramidy. Ślady obecności istot pozaziemskich niestrudzenie tropił Erich von Däniken, który rewolucyjne interpretacje archeologicznych odkryć prezentował w swoich książkach. Czyjej wyobraźni nie rozpalały wizje o kosmitach żyjących w harmonii z naszymi przodkami? O ile w latach sześćdziesiątych i późniejszych XX wieku teorie szwajcarskiego badacza mogły stanowić ciekawą alternatywę dla nieporadnych tłumaczeń archeologów, o tyle dzisiejsza nauka potrafi dowieść, że spektakularne osiągnięcia starożytnych wcale nie potrzebowały ingerencji sił kosmicznych. Gigantyczne obrazy z płaskowyżu Nazca mogły powstać dzięki zmyślnym narzędziom oraz wiedzy astronomicznej, a dawni Grecy potrafili samodzielnie zbudować pierwszy komputer, znany jako mechanizm z Antykithiry. Bogowie okazali się ludźmi. Mimo wszystko, popularyzacja wiedzy o niezwykłościach zamierzchłych kultur pozostaje nieocenioną zasługą von Dänikena i jego naśladowców.
Grimes – bogini zstępująca na Ziemię
Od kiedy Grimes ogłosiła, że jest w ciąży z Elonem Muskiem, świat śledzi doniesienia o ich dziecku z większą atencją, niż rewelacje o narodzinach syna Meghan Markle i Księcia Harry’ego. Chociaż styl życia książęcej pary wywołuje zgrozę w konserwatywnych środowiskach brytyjskich, to plotki o potomstwie boga nowoczesnych technologii i kanadyjskiej gwiazdy muzyki pop wywołują medialną burzę, niczym przed nadejściem nowego mesjasza. Domysłom i spekulacjom nie ma końca, tym bardziej że podsycane są przez samą Matkę, która w twitterowej sesji Q&A nie chciała wyjawić ciekawskim fanom imienia ani płci swej progenitury. Jak na razie super-dziecko pozostaje „they”, by płeć i zaimek ją określający wybrało samo.
Grimes wywołuje szybsze bicie serca nie tylko u pożeraczy kontrowersyjnych doniesień o życiu znanych i sławnych, które już zwyczajowo w erze postinternetu i postprawdy przy użyciu fake-newsów zacierają granicę między tym, co realne, a tym, co zmyślone; Grimes zmienia jednak status pop-artystki, która przestaje być niedosiężną ikoną zamkniętą w Nibylandii, a staje się boginią zstępującą na Ziemię i głoszącą, że dzięki szeroko dostępnej technologii każdy może być jak ona. Przy okazji wydania nowego albumu w lutym tego roku [materiał pochodzi z 2020 roku – przyp. red.] przedstawiła awatara o imieniu WarNymph, który stanowi jej cyfrowe ja – odwzorowanie osobowości w informatycznej przestrzeni. Demonicznie wyglądająca dziewczynka o niewinnej dziecięcej twarzy w gotyckim makijażu, zaprezentowana w ubraniach domu mody Balenciaga, będzie rozwijać się razem ze swoim realnym wzorcem i możliwościami technologii. Być może zostanie koleżanką Hatsune Miku, japońskiej megagwiazdy sceny muzycznej, o której mówiąc, że nie istnieje naprawdę, można się mocno narazić fandomowi artystki. Wyglądająca jak postać z mangi piosenkarka w rzeczywistości jest Vocaloidem, rodzajem oprogramowania i syntetycznego banku głosów, który w antropomorficznej postaci hologramu daje koncerty i skupia rzesze wyznawców. Supportowała nawet występy Lady Gagi.
W wywiadzie dla magazynu „The Face” Grimes przyznaje, że taka multiplikacja własnej osobowości czyni ją wolną i pozwala na niemożliwą wcześniej ekspresję; biorąc na siebie część trudnej rzeczywistości, WarNymph służy zachowaniu psychicznej higieny. Przewiduje, że kreowane przez nas awatary będą żyły i rozwijały się w cyfrowym świecie, który nie tylko momentami krzyżuje się z naszym, ale istnieje równolegle do niego. Rzeczywistość alternatywna, której istnienie bądź jej brak fascynował fizyków od lat, teraz okazuje się być tworem nas samych. My-awatary żyjemy w niej, reagujemy, tworzymy, planujemy i rozwijamy się. Nowoczesna technologia staje się narzędziem poznania, poszerza naszą świadomość i pozwala na dowolną transformację, przestaje być narzędziem ucieczki od realu i pomaga sobie w nim radzić.
„Miss Anthropocene”, tytuł nowego albumu Grimes, jest grą słów „miss”, „mizantrop” i „antropocen”, składającą się na imię „antropomorficznej bogini zmiany klimatu”. Płyta mówi o erze dominacji człowieka w świecie, który swą działalnością doprowadza ziemskie życie na skraj zagłady. W utworze „New Gods” artystka powtarza: „Only brand new gods can save me. Only brand new gods can save me. Only brand new gods”. Jest to apostrofa do nowych bogów, którymi jesteśmy my sami. To my bierzemy odpowiedzialność za to, jak wygląda nasza planeta. Jej eteryczny głos przypomina modlitwy z pieśni Hildegardy von Bingen – frankońskiej mistyczki żyjącej w XII wieku, jednej z pierwszych kompozytorek i wybitnej osobowości świata nauki w średniowieczu.
Wiedza kiedyś i dziś
Zresztą, wieki mroku – jak deprecjonująco określa się czasy życia świętego Augustyna, Mistrza Eckharta czy Dantego – wcale nie były przepełnione zabobonem i brakiem wiedzy. Przeciwnie, był to okres wielkiej ciekawości poznawczej, intensywnego rozwoju nauki, działalności wielu wybitnych umysłów, badaczy człowieka i natury. Łącząc naukę i wiarę w swojej dociekliwości i tytanicznym wysiłku intelektualnym, pragnęli stworzyć model Wszechświata, który obejmowałby wszystkie żyjące istoty: od zwierząt i człowieka po demony, smoki i anioły, aż w końcu samego Boga-Stworzyciela. Gdyby człowiek współczesny chciał rozmawiać z wykształconym reprezentantem „wieków ciemnych”, okazałoby się, że jest to dialog Ziemianina z kosmitą, przy czym tym obcym byłby przybysz z przeszłości. W niezwykle sugestywny sposób średniowieczny model świata i myślenia opisuje w książce „Odrzucony obraz” Clive Staples Lewis, bardziej znany jako autor „Opowieści z Narnii”. Pisarz dowodzi między innymi, że dzisiaj jest prawdopodobnie znacznie więcej wyznawców teorii o płaskiej Ziemi, niż było ich kiedyś.
Oczywiście, ówczesna europejska wiedza opierała się na intelektualnych spekulacjach i była podszyta dogmatem o sprawczej wszechmocy Boga, jednak taki właśnie model, w którym nauka łączy się z wiarą, okazuje się być całkiem bliski wyznawcom zbawiennej mocy supertechnologii XXI wieku. Średniowieczni alchemicy wierzyli, że dzięki tajemnej wiedzy i żmudnym eksperymentom naukowym mogą stworzyć materiały, takie jak lżejszy od powietrza metal, które dzisiaj z powodzeniem Elon Musk przejąłby do budowy kosmicznych rakiet w laboratoriach firmy SpaceX. Alchemia rozwijała się w starożytności niezależnie w różnych kulturach, wiążąc się z początkami sztuki metalurgicznej. W Egipcie obróbką metali zajmowali się królewscy kapłani-rzemieślnicy w przyświątynnych warsztatach. Opisy swoich eksperymentów notowali w pilnie strzeżonych księgach na kształt zaszyfrowanych formuł przypominających zaklęcia magiczne. Samo pochodzenie alchemii przypisuje się mitycznej postaci Hermesa Trismegistosa, rzekomego autora „Corpus Hermeticum”, jednej z najbardziej tajemnych ksiąg w historii ludzkości. Wieki później wiedza hermetyczna trafiła do Europy, gdzie mnisi zamknięci w swych klasztornych samotniach tłumaczyli księgi arabskie na łacinę.
W XXI wieku, czasie światłowodów, super-komputerów i eksperymentów nad teleportacyjnymi właściwościami kwantów, wymarzony przez Mistrzów alchemii kamień filozoficzny nie jest skałą, na której może przysiąść zafrasowany Zaratustra rozmyślający o ideach nadczłowieka, lecz cybernetyczną przestrzenią, w której łączą się umysły wszystkich ludzi, docierając do źródła poznania, pierwotnej macierzy czy świadomości Gai. Jej istnienie przewiduje brytyjski naukowiec i futurysta James Lovelock w swojej „hipotezie Gai”. Zakłada ona, że wszystkie żyjące organizmy współdziałają w synergii z materią nieożywioną, tworząc samoregulujący się kompleks.
Możliwości technologii i medycyny
W 2014 roku w Stanach Zjednoczonych powstała pierwsza Partia Transhumanistyczna, a jej założyciel, Zoltan Istvan, startował w wyborach prezydenckich. Ten ruch polityczny ma za zadanie propagować idee filozofii bazującej na przeświadczeniu o nieograniczonych możliwościach przekształcania ludzkiego życia dzięki wykorzystaniu zaawansowanej technologii i medycyny. Transhumaniści twierdzą, że człowiek może przekroczyć bariery stawiane mu przez ciało i umysł, stwarzając siebie na nowo przy wsparciu osiągnięć naukowych i technik rozwoju świadomości, inteligencji oraz ingerencji w zegar biologiczny. Stowarzyszenia transhumanistyczne skupiają filozofów, futurologów, biochemików, wynalazców, a także miliarderów, którzy nie szczędzą wysiłków i pieniędzy, by odnaleźć święty Graal długowieczności. Przekroczenie kondycji ludzkiej staje się środkiem ku powstaniu nowych bogów – superludzi, którzy będą cieszyć się nieprzemijającym zdrowiem i młodością. Technika od zarania dziejów służy poznaniu rzeczywistości, a łącząc się z gnostycznymi pragnieniami, sprawia, że religia i nauka idą w parze. Wiek informacji, nieograniczonego przesyłu danych, możliwości załadowania swojej świadomości do nośników komputerowych to już nie tylko technika, to magia. „Granice znikają, dryfujemy w strefę niczyją pomiędzy życiem syntetycznym i organicznym, pomiędzy prawdziwym i wirtualnym środowiskiem, pomiędzy lokalnymi społecznościami i globalnym przepływem dóbr, informacji, siły roboczej i kapitału. Wraz z pigułkami modyfikującymi osobowość, maszynami modyfikującymi ciało, syntetycznymi przyjemnościami oraz umysłami w sieci, generującymi bardziej płynne i sztuczne poczucie naszego »ja«, także granice naszej tożsamości podlegają zmianie. Horyzont rozpływa się w bezgraniczny znak zapytania i podobnie jak dawni kartografowie za granicami naszych lichych i prowizorycznych map dostrzegamy wyszczerzone potwory i wyrosłe w naszych umysłach utopie”, pisze Erik Davis w swojej fenomenalnej książce „TechGnoza. Mit, magia + mistycyzm w wieku informacji”.
Nawet dystopijny świat filmu „Matrix”, w którym sztuczna inteligencja przejmuje kontrolę nad ludzkością, przestaje jawić się jako zagrożenie, gdy ludzie zwiększają własne moce dzięki technice. Nie chodzi tu o stanie się nieludzkim humanoidem, lecz przeciwnie – rodzajem hiperczłowieka, świadomego i czującego, który zachowa swój status ostatniego szczebla drabiny ewolucyjnej.
Ludzkie ciało jest niezwykle plastyczne i posiada ogromne właściwości regeneracyjne. Z łatwością potrafimy powrócić do dawnej kondycji nawet po ekstremalnych wypadkach. Kiedy w kwietniu 2003 roku ogłoszono finał projektu rozszyfrowania ludzkiego kodu genetycznego, świat wstrzymał oddech, ponieważ odtąd wszystko miało się zmienić. Wyobraźnię ludzi rozpalały nieograniczone możliwości ingerencji w strukturę ludzkiego DNA. Nowoczesna medycyna dała nadzieję na wyleczenie wielu chorób o podłożu genetycznym, a także na niemal nieograniczoną inwencję w kształtowaniu ciała. Dzięki rozwojowi technologii CRISPR/Cas9, która – bardzo ogólnie mówiąc – polega na „wycinaniu” fragmentów DNA i zastępowaniu ich innymi, marzenia o staniu się ludzko-zwierzęcymi hybrydami mogą się spełnić. W wymiarze medycznym trwają badania nad możliwościami odbudowania utraconych kończyn. Sympatycznie wyglądające różowe salamandry meksykańskie, czyli aksolotle, stały się inspiracją tych eksperymentów. Ich niezwykłe właściwości regeneracyjne znane są od dawna – utracona łapka czy ogon w ciągu kilku tygodni odrasta. Co, gdyby w przypadku ludzi było podobnie? Badania trwają, a przyszłe korzyści nie są mrzonkami, już teraz po odpowiednim dopasowaniu genetycznym można przeszczepiać człowiekowi zwierzęce organy. Serce świni nie różni się tak bardzo od ludzkiego.
Oczywiście, takie eksperymenty nie tylko stawiają wyzwania naukom medycznym, ale także budzą kontrowersje etyczne, moralne i prawne. Niedawno na trzy lata więzienia skazano chińskiego naukowca He Jiankui po tym, jak zelektryzował światową opinię, ujawniając, że zmienił kod genetyczny dwóch dziewczynek, gdy jeszcze były embrionami. Trzecie dziecko ma być w drodze. Zabieg miał na celu uaktywnienie genu, dzięki któremu pacjentki będą odporne na wirus HIV. Sąd uznał, że doktor Jiankui i jego współpracownicy złamali krajowe regulacje w zakresie badań naukowych i opieki medycznej. Z pewnością nieuniknione jest, że pieśnią dalekiej przyszłości będą genetyczni szarlatani oferujący swoje usługi w tajemnych gabinetach podziemia estetyki medycznej. Pragnienie ludzkiej indywiduacji już teraz w najprostszy sposób przejawia się w powszechnej modzie na tatuaże i piercing. Ta chęć odróżnienia się wytwarza ekstremalne postacie na przykład ludzi-kotów czy rzesze żywych Barbie i Kenów. Wydaje się to kuriozalne, a momentami śmieszne, może wiązać się z zaburzeniami psychicznymi, ale świadczy o czymś jeszcze poważniejszym: pragniemy posiąść moc nieograniczonej autokreacji. Następuje przesunięcie od wyobrażeń o zewnętrznych bóstwach-demiurgach, którzy ulepili nas z gliny lub gwiezdnego pyłu, na rzecz wyzwolenia własnej siły prometejskiej. My stajemy się bogami, panami i paniami własnego ciała i losu.
Daleko nam jeszcze do domowych zestawów małego genetyka, jednak kultura biohackingu staje się coraz większa. Co prawda, Grimes żartowała, mówiąc, że w trakcie eksperymentalnej operacji chirurgicznej wszczepiono w siatkówkę jej oka pomarańczowy polimer, który miał za zadanie eliminację widoku niebieskiego światła, rzekomo odpowiedzialnego za sezonową depresję. Jednak wcale nie tak trudno spotkać osoby posiadające implementowane w skórę czipy, które kontrolują i regulują funkcjonowanie ich organizmów. Grindersi to niekoniecznie użytkownicy popularnej aplikacji randkowej, ale społeczność zafascynowana możliwościami „hackowania” ciała i umysłu. Postrzegają ciało jako pole do eksperymentowania z cybernetyczną technologią pozwalającą pokonywać biologiczne bariery i poszerzać zakres odczuwania. Guru biohackingu metodą DIY jest Lepht Anonym, która własną kuchnię zamienia w laboratorium. W opuszkach palców posiada sensory wyczuwające pole elektryczne, a nawet pole magnetyczne Ziemi. Inni grindersi posiadają czujniki, dzięki którym mogą otwierać elektroniczne zamki drzwi bez użycia kart magnetycznych, sterować światłem w mieszkaniach albo włączać komputer. Właściwie każdy już może biohackować, niepotrzebne są do tego implanty i elektroniczne czipy. Aplikacje pozwalające kontrolować sen, nootropiki i suplementy żywienia, przerywany post w połączeniu z odpowiednią dietą, techniki medytacji dostępne są powszechnie. Wielkim fanem postu jest założyciel Twittera Jack Dorsey, który często przedstawiany jest jako bardziej wyciszona i kontemplatywna odpowiedź na egocentrycznego i głośnego Elona Muska.
Sposoby na zachowanie młodości
Ludzka ciekawość nie zna granic, tym bardziej kiedy wspomagana jest nieograniczonymi funduszami, dlatego manipulacje biologią przybierają ekstremalne formy w postaci kuracji, które mają zapewniać zdrowie i niemal wieczną młodość. W Dolinie Krzemowej i tak zwanej Bay Area, tworzącej obszar metropolitarny zatoki San Francisco, powstają firmy specjalizujące się w wynajdywaniu i sprzedawaniu coraz nowszych metod wpływu na żywotność organizmu i zwiększenie sił witalnych. Siedziby takich przybytków mieszczą się często w garażach, a ich założyciele oferują kuracje, których skuteczność jest medycznie wątpliwa, lecz obiecane rewelacyjne rezultaty wymazują ryzyko niepowodzenia ze świadomości spragnionych wiecznej młodości milionerów, a nawet drobniejszych ciułaczy akcji krzemowych startupów. Założyciel firmy „Odin”, Josiah Zayner, młody programista i doktor biofizyki, oferuje swoim klientom zestawy do genetycznych modyfikacji przy użyciu technologii CRISPR. Sam ją wypróbował, wstrzykując sobie DNA podczas konferencji transmitowanej na żywo. Skutki tego eksperymentu są raczej nieprzewidywalne. Ponieważ cierpiał na bóle brzucha, poddał się innemu zabiegowi – przeszczepowi bakterii kałowych do własnego układu pokarmowego, a całą operację również sfilmował. Twierdzi, że po tym czuje się lepiej. Ponieważ dalekosiężne rezultaty tych terapii nie dają się medycznie udokumentować, działalność Zaynera spotyka się z ogromną krytyką w środowisku naukowym. Amerykańska agencja zdrowia FDA donosi, że jedna z dwóch osób poddanych przeszczepowi bakterii kałowych zmarła z powodu infekcji.
Inną metodą, kojarzącą się z wampiryzmem, a więc tym bardziej atrakcyjną komercyjnie, jest transfuzja krwi młodych osób. Starsze osoby potrafią wydać setki tysięcy dolarów na transfuzyjne sesje w nadziei na odżywienie swoich zwiotczałych ciał. Wydany przez Netfliksa serial dokumentalny „Unnatural selection” opowiada o nadziejach i zagrożeniach płynących z zabaw w Boga przez domorosłych specjalistów od manipulacji genetycznych.
Dave Asprey, założyciel koncernu spożywczego, którego flagowym produktem jest modyfikowana kawa przedłużająca życie, twierdzi, że wydał już ponad milion dolarów na oszukiwanie naturalnych procesów starzenia swojego ciała. Czterdziestopięcioletni multimilioner chce dożyć wieku stu osiemdziesięciu lat dzięki specjalnej diecie bogatej w suplementy, terapiom w komorze hiperbarycznej i zastrzykom z komórek macierzystych. Komercyjny sukces zawdzięcza wydawanym poradnikom i sprzedawanym produktom, dzięki którym stał się guru długowieczności.
Na polu nauki prekursorem badań nad wszczepianymi pod skórę implantami jest Kevin Warwick, pomysłodawca eksperymentu „Project Cyborg”. Dzięki urządzeniu podłączonemu do systemu nerwowego przy nadgarstku był w stanie poprzez internet kontrolować ruchy sztucznej ręki, znajdującej się tysiące kilometrów dalej. Warwick prowadzi także badania nad telepatią wspomaganą cybernetycznymi czipami. Również Elon Musk ogłosił, że jego firma Neuralink pracuje nad czipem, który po połączeniu z mózgiem pozwoli sterować komputerem.
Już od lat pięćdziesiątych XX wieku neuroprotetyka jest silnie rozwijającą się gałęzią medycyny. Dostępne są aparaty słuchowe, których elektrody podłączane są bezpośrednio do pnia mózgu albo za pomocą Bluetootha mogą łączyć się z innymi urządzeniami, dzięki czemu niesłyszący mogą słuchać muzyki ze swoich smartfonów. Trwają badania nad kamerami, które przesyłają sygnały bezpośrednio do mózgu, co pozwoli widzieć osobom dotkniętym chorobami oczu. Nowoczesne protezy kończyn umożliwiają normalne funkcjonowanie osobom po amputacjach, a nawet osiąganie niesamowitych wyników sportowych. Uważani wcześniej za niepełnosprawnych, a tym samym wyeliminowani z życia, dzięki współpracy lekarzy, specjalistów od sztucznej inteligencji i cybernetyków zaczynają przewyższać zdolnościami zwyczajnych, „zdrowych” ludzi; mogą biegać szybciej, pływać lepiej i sprawniej wspinać się po górach.
Czy zatem jesteśmy tylko o krok od momentu, w którym amputacje na życzenie i zamiana zdrowych kończyn na sztuczne, wyposażone w skomplikowane sensory, będą możliwe? Choć rodzi to etyczne wątpliwości wśród prawników, filozofów, a nawet teologów zastanawiających się, jak wiele można wymienić w człowieku, aby nadal uważać go za istotę ludzką, to jednak biotechnologiczna rewolucja wydaje się być nie do zatrzymania. Rich Walker, dyrektor projektu „BionicMan”, twierdzi, że jego zespół jest w stanie wymienić pięćdziesiąt procent części ludzkiego ciała. Ich wspólne funkcjonowanie nie jest jeszcze możliwe, jednak rezultaty badań nad sztucznymi organami zaskakują samych naukowców.
Ray Kurzweil w swojej książce „Fantastic voyage: Live long enough to live forever” utrzymuje, że w bliskiej przyszłości ludzie będą mogli żyć sto dwadzieścia lat, aż w końcu osiągną nieśmiertelność. Urodzony w 1948 roku wynalazca i futurysta, obecnie współpracujący z Google nad rozwojem sztucznej inteligencji, autor kilku bestsellerów, dziennie przyjmuje sto pigułek suplementujących dietę, wypija od ośmiu do dziesięciu szklanek wody alkalicznej oraz dziesięć filiżanek zielonej herbaty, a ponadto spożywa kilka kieliszków czerwonego wina w tygodniu. Taka dieta ma mu pomóc w przeprogramowaniu procesów biochemicznych organizmu, zapewniając zdrowie i długowieczność. Kurzweil jest wyznawcą teorii „jesteś tym co jesz”. W przyszłości to nanotechnologia ma pomagać ludziom wzbić się ponad niedoskonałości ciała, przezwyciężyć choroby i procesy starzenia. W naszych ciałach mają działać nanoroboty, wspomagające system odpornościowy poprzez zminimalizowanie zagrożeń zdrowotnych niemal do zera.
Gdzie znajduje się granica? To, jak daleko jeszcze może posunąć się ludzka inwencja w przezwyciężaniu słabości, pozostaje w sferze domysłów i marzeń. Zagrożenia wynikające z takich dążeń opisuje między innymi Yuval Noah Harari w swoich bestsellerowych publikacjach. Jednak zdaje się, że wraz ze śmiercią starożytnych bogów pogrzebano również bliźniaków – Fobosa i Dejmosa, lęk i trwogę, a więc nie ma już żadnych barier.
/materiał pochodzi z K MAG 100 ETERNAL ISSUE 2020, tekst: Kasper Cecha-Czerwiński/
Polecane

10 powodów, dla których warto kupić sto trzecie wydanie K MAG ACTION ISSUE

Jak podchodzimy do zwierząt w kinie? Okazuje się, że często schizofrenicznie

9 buntowniczych filmów z lat 60-tych, które warto znać

Śpiewające smoki i taniec z mieczami? Na Broadwayu będzie można zobaczyć „Grę o Tron”

Jak uczyć się zdalnie i nie zwariować? Laptopy Lenovo to odpowiedź na potrzeby uczniów i studentów
Polecane

10 powodów, dla których warto kupić sto trzecie wydanie K MAG ACTION ISSUE

Jak podchodzimy do zwierząt w kinie? Okazuje się, że często schizofrenicznie

9 buntowniczych filmów z lat 60-tych, które warto znać

Śpiewające smoki i taniec z mieczami? Na Broadwayu będzie można zobaczyć „Grę o Tron”





