„Lubię swoją pracę, seks i chyba musiałam zwariować, bo zewsząd słyszę, że powinnam czuć się źle”. Rozmowa z Aleksandrą Kolą Kluczyk
Autor: Karolina Bordo
29-12-2023
Aleksandra Kola Kluczyk była sex workerką, teraz napisała książkę „Niech żyją ku*wy!” o swoim doświadczeniu i pracy seksualnej w Polsce. Razem z Julią Tramp od ponad 2 lat prowadzi znany podcast „Dwie dupy o dupie” i jeszcze dłużej udziela się aktywistycznie na rzecz grup marginalizowanych.
Jak wygląda przeciętny dzień sex workerki, codzienna rutyna?
Ile osób, tyle modeli pracy. Gdy jeszcze pracowałam i spotykałam się w swoim mieszkaniu, wstawałam rano, robiłam śniadanie, szykowałam się, logowałam się na portal i rozmawiałam z różnymi osobami. Potem się spotykałam, a jeśli ktoś rezygnował, wracałam do rozmów na portalu i umawiałam się z kimś innym. To było wygodne, szczególnie że kiedy 3 lata temu przeprowadzałam się do Warszawy, nie byłam w najlepszej kondycji psychicznej, a hotele i apartamenty były zamknięte ze względu na pandemię. Wcześniej, gdy mieszkałam w domu rodzinnym na wsi pod Białymstokiem, spotykałam się z klientami trzy, cztery razy w miesiącu zazwyczaj w Warszawie lub Krakowie, gdy miałam do załatwienia coś związanego z działalnością aktywistyczną albo chciałam zobaczyć się z przyjaciółkami. W tej pracy jesteś sama sobie szefową, możesz odpuścić, jeśli nie czujesz się najlepiej, albo spotkać się z czterema klientami w ciągu dnia, jeśli dasz radę.
Podkreślasz publicznie, że masz problem ze słowem „prostytucja”. Co jest z nim nie tak?
To słowo posiada konotacje z towarem, utowarowieniem, co wynika z jego etymologii. Poza tym „prostytucja” przez lata funkcjonowania w świecie obrosła złymi skojarzeniami, jest nacechowana negatywnie i kojarzy się z niemoralnością. Mówi się na przykład, że „polityk się sprostytuował”, czyli zrobił coś niezgodnego z moralnością. Uważam, że nie ma sensu odzyskiwać tego słowa. Z kolei taka „kurwa” czy „dziwka” jest fajna, soczysta, obracamy je na naszą korzyść. Poza tym „prostytucja” nie pokazuje, że nasza praca jest zawodem. Szczególnie w sformułowaniu „sprostytuowała się” odbiera sprawczość i podmiotowość dorosłym osobom, zazwyczaj kobietom, które wykonują tę pracę z własnej woli. Podkreślam fakt, że praca seksualna to praca.
Szczególnie w sformułowaniu „sprostytuowała się” odbiera sprawczość i podmiotowość dorosłym osobom, zazwyczaj kobietom, które wykonują tę pracę z własnej woli. Podkreślam fakt, że praca seksualna to praca.
Współcześnie dużo mówi się o języku i wrażliwości na używanie konkretnych określeń.
Język to dla mnie tylko jeden z czynników walki o nasze prawa. Język kształtuje rzeczywistość, ma bardzo dużą moc, więc warto od niego zacząć, ponieważ pokazuje, jaki stosunek do nas i naszej pracy mają inni. W dużym stopniu wpływa na stygmę, pozwala określić, co ktoś ma na myśli, mówiąc o pracy seksualnej, albo co czuje osoba pracująca seksualnie, gdy inni wypowiadają się o niej. Ponadto postanowiłam używać żeńskich form, jeśli w grupie znajduje się przynajmniej jedna kobieta lub osoba używająca żeńskich zaimków i takie też formy stosuję w książce, co zresztą jak same feminatywy spotyka się z niezrozumieniem i oburzeniem. Sytuacja jest prosta: jeśli osoba z grupy marginalizowanej nie chce, aby używać wobec niej danej formy, przestań to robić. To irytujące, że wciąż wałkujemy podstawy zamiast iść dalej.

„Niech żyją ku*wy!”, Aleksandra Kluczyk, Wydawnictwo W.A.B.
Duży wpływ na kształtowanie opinii publicznej mają dziennikarze, jednak w swojej książce opisujesz raczej złe doświadczenia swojej społeczności z mediami. Jak zatem docieracie do ludzi?
Dzięki grantowi z Funduszu Feministycznego razem z Olgą Ostrowską stworzyłyśmy poradnik, jak pisać o pracy seksualnej bez stygmy. Jest dostępny na stronie bezstygmy.pl. To poradnik głównie dla mediów, który sugeruje, jakich określeń nie używać i dlaczego, podpowiada neutralne wybory. Można tam również znaleźć m.in. porady sojusznicze. Medialnie zabieram głos od 2020 roku i trochę jest tak, że z uwagi na kontrowersję tematu pracy seksualnej osoby dziennikarskie szukają z nami kontaktu. Sama bardzo dużo pracy wykonuję przy autoryzacji tekstów oraz dbaniu o odpowiedni nagłówek czy zdjęcie, żeby nie wprowadzać opinii publicznej w błąd czy reprodukować stygmy. Kiedyś w pewnej redakcji do rozmowy ze mną przypisano tytuł: „Praca seksualna to praca jak każda inna”. To nieprawda, ponieważ różni się zasadami BHP, ma inną specyfikę niż przeciętny zawód. To o tyle wrażliwa kwestia, że bardzo często zarzuca nam się, że przecież nasza praca nie jest jak każda inna. Tylko że my to wiemy!
Opowiedz o swojej drodze; kiedy i jak podjęłaś się pracy seksualnej i zdecydowałaś się zostać rzeczniczką swojej społeczności?
Aktywistycznie angażowałam się jeszcze zanim zaczęłam pracować seksualnie, m.in. współorganizowałam Marsz Równości w Białymstoku, udzielałam się w różnych inicjatywach queerowych i pro abo. Gdy podjęłam się pracy seksualnej, naturalnie i w tym zakresie zaczęłam działać. W dużym skrócie w 2018 roku wyjechałam do pracy w Holandii, potem na Korsykę, a po powrocie do Polski dostałam list komorniczy. Skończyły mi się pieniądze, więc znów wyjechałam do pracy za granicę, tym razem do winnicy we Francji. W styczniu 2019 roku nie wiedziałam jeszcze, że ten dług będzie się za mną ciągnął do tej pory. Załamana przyszłam do kumpeli, która się przede mną wyoutowała [z pracy seksualnej - przyp. red.] i zasugerowała, abym też spróbowała. W ciągu tygodnia spotkałam się z pierwszym klientem. Jednocześnie zaczęłam uczęszczać na roczne warsztaty ze sztuk wizualnych „Szkoła patrzenia”, gdzie sporo projektów, przy których brałam udział, miało związek właśnie z pracą seksualną. Postanowiłam stworzyć zin „Save us from saviours” przedstawiający osoby pracujące seksualnie. Nasze historie są bardzo różne, sama praca seksualna to tylko część naszego życia. Dzięki znajomej osobie trafiłam na zamkniętą grupę sieciującą osoby z branży, przedstawiłam się i napisałam, że szukam osób do projektu. Zawsze podkreślam, że ta grupa uratowała mi życie, ponieważ poznawanie historii innych osób i ich doświadczeń, dzielenie się poradami i obawami, ale też przestrzeganie przed zagrożeniami naprawdę ratuje życie. Potem z Julią Tramp stworzyłyśmy podcast „Dwie dupy o dupie”, który odbił się szerokim echem, i wszystko się rozkręciło.
Jak ludzie reagują na wyoutowanie? Bliżsi, dalsi?
Miałam łatwiej o tyle, że żyłam w lewicowej bańce, więc przy moich przyjaciółkach i przyjaciołach byłam wyoutowana od początku. Przed ojcem wyoutowałam się, zanim ukazał się pierwszy wywiad ze mną w magazynie „Szum”. Nie chciałam, żeby dowiedział się z innego miejsca. Zareagował w porządku; może nie był zadowolony, ale powiedział: „OK, uważaj na siebie”. Wyoutowanie daje mi też dużą moc, bo wchodząc do nowego pomieszczenia, mogę otwarcie powiedzieć, że pracuję seksualnie, co odbiera innym potencjalne narzędzie ataku, przemocy czy zwykłego protekcjonizmu wobec mnie. Znam jednak osoby, które prawdopodobnie nigdy nie będą mogły się wyoutować, bo grozi im za to odebranie praw rodzicielskich albo wyrzucenie z domu. Znam też osobę, która przez długi czas nie mogła się wyoutować, aż w końcu to zrobiła i poczuła ogromną ulgę, ponieważ dzięki temu odzyskała siebie i swoją sprawczość. Ale nawet ja, będąca w uprzywilejowanej pozycji, wyoutowana i otoczona wspierającą społecznością, odczuwam stres mniejszościowy. Co w takim razie czują osoby, które z różnych względów muszą się ukrywać i są przy tym zastraszane bądź zagrożone?
Końcowi relacji zwykle towarzyszy jakiś konflikt, rozłam, rozgoryczenie. Jak sobie z tym radzić?
Znam przypadki osób mających realne problemy dlatego, że ktoś je wyoutował. Jeśli jednak mam mówić o sobie i swoich doświadczeniach oraz większości znanych mi osób - zwykle w takich sytuacjach nie dzieje się nic. Blokuję daną osobę i ona znika. Nie zdarzyło się, że zakończenie relacji w jakiś sposób zagroziło mojemu życiu osobistemu. Choć zdarzało mi się kończyć relacje, których nie chciałam kończyć, bo miałam z nich na przykład dobrą kasę albo seks. Było mi przykro, ale nie wiązało się to z cięższymi konsekwencjami.
Jakie są zasady i granice relacji z klientem?
Ponownie - ile osób, tyle modeli pracy. Są osoby pracujące na kamerkach, które na przykład nigdy nie osiągają orgazmu, tylko performują. Można też łączyć przyjemne z pożytecznym, tj. mieć dobry seks i dobrą kasę. Albo wchodzić w bardziej zaangażowane relacje, zdarzyło mi się to kilka razy i zawsze kończyło z niekorzyścią dla mnie, bo dawałam z siebie więcej niż druga osoba. Nie jest to więc strategia, którą szczególnie polecam.
Jak oddzielałaś pracę od życia prywatnego?
Przez długi czas z nikim nie spotykałam się prywatnie, więc seks w pracy i relacje klienckie mi wystarczały. Później zaczęłam spotykać się z osobami queerowymi i poliamorycznymi, którym nie przeszkadzało, że jednocześnie pracuję seksualnie. Z kolei obecnie mocno dbam o sferę duchową i własną przestrzeń, więc uważam na to, z kim sypiam, bo nie chcę mieszać się energią z niewłaściwymi osobami. Nie wpuszczam też zbyt wielu osób do mojego mieszkania, to moja bezpieczna przestrzeń. Kiedyś spałam w tym samym łóżku, w którym przyjmowałam klientów, co dzisiaj byłoby dla mnie nie do pomyślenia.
Zostańmy w sferze psychicznej. Jak praca seksualna wpływa na osoby ją wykonujące?
Często z Julią słyszymy, że w naszym podcaście bardzo lekko opowiadamy o sex workingu. Tak naprawdę takie reakcje mówią jedynie o wyobrażeniu innych na temat pracy seksualnej. Pytają nas, jak możemy opowiadać historie z pracy, śmiejąc się i żartując? Ludzie mają problem z tym, co mówimy, ponieważ nie zgadza się to z ich wyobrażeniem o nas, w ich mniemaniu ofiarach. Nie jest tak, że mówię o naszej pracy, jakby była super fajna. Ci, którzy nas słuchają, czytają moje teksty albo książkę, doskonale wiedzą, że sporo mówię o przemocy, ale to nie jest kwestia dotycząca jedynie sex workingu, a tym bardziej jego specyfika. Ta sama przemoc występuje w świecie. Polecam posłuchać odcinka podcastu, który ukaże się pod koniec stycznia w Empik Go, ale będzie również dostępny za darmo w Spotify i na YouTubie. Naszą gościnią została psycholożka i seksuolożka Magdalena Smaś-Myszczyszyn. Ma ogromne, wieloletnie doświadczenie, zajmuje się hiperseksualnością, wpływem porno na mózg i jego biochemię, a ponadto od przeszło 20 lat pracuje w gabinecie terapeutycznym z osobami wykonującymi pracę seksualną. To super ciekawe, bo te osoby nie przychodzą do niej z problemami związanymi z pracą, lecz prywatnymi, ludzkimi, jak u każdego innego człowieka. Nieraz od swoich pacjentek usłyszała też: „Ze mną chyba jest coś nie tak, bo przekaz społeczny jest taki, a ja czuję się zajebiście ze swoją pracą. Lubię swoją pracę, seks i chyba musiałam zwariować, bo zewsząd słyszę, że powinnam czuć się źle”. To z kim jest coś nie tak?
„Ze mną chyba jest coś nie tak, bo przekaz społeczny jest taki, a ja czuję się zajebiście ze swoją pracą. Lubię swoją pracę, seks i chyba musiałam zwariować, bo zewsząd słyszę, że powinnam czuć się źle”. To z kim jest coś nie tak?
Sporo mówisz też o swojej nienawiści do cis hetero mężczyzn. Skąd więc wybór pracy seksualnej i trzymanie się jej?
Wiele mojego żalu do comphetu [obowiązkowy heteroseksualizm - przyp. red.] i cis hetero mężczyzn wynika z tego, że jak my wszystkie zostałam wychowana w kulturze przymusowej monogamii i byciu podrzędną względem mężczyzn. Stanowię przepisowy przykład tego, jak ta propaganda kształtuje spojrzenie na rzeczywistość i determinuje funkcjonowanie w niej, ciągłe staranie się bycia idealną i spełnianie oczekiwań mężczyzn. Całe moje życie było o facetach, dlatego dobrze odnajdywałam się w pracy polegającej na zaspokajaniu ich potrzeb. Co jednak ważne, praca seksualna jak w soczewce skupia przemoc mężczyzn wobec kobiet. Nie jest tak, że doświadczamy przemocy, bo jesteśmy pracownicami seksualnymi, podczas gdy „normalne” kobiety tej przemocy nie doświadczają. Relacje w naszej pracy wyraźnie pokazują, jak mężczyzna jest w stanie się zachować; jakich nadużyć i manipulacji może się dopuścić względem każdego. Zdawanie sobie sprawy, że mężczyźni są uprzywilejowani i nadużywają władzy, nie jest odkryciem. Wielu mężczyzn z tego przywileju korzysta, działając przeciwko realnej poprawie sytuacji kobiet i mniejszości, a wręcz celowo szkodząc i utrzymując status quo. Nienawiść brzmi jak całkiem logiczna reakcja na lata opresji i przemocy. To nie dotyczy wszystkich mężczyzn, ale ci, których to nie dotyczy, wiedzą o tym i nie mają potrzeby robienia wszystkiego o sobie, kiedy mowa o naszej krzywdzie.
Do kogo chcesz docierać ze swoim przekazem?
Do każdej, która chce słuchać. I jest w stanie przyznać, że może nie wszystko, co opowiedziano jej o świecie, jest zgodne z prawdą. I jeszcze mieć wystarczająco ułożone z własnym ego, aby przyznać, że można nauczyć się czegoś wartościowego od kurwy z borderem.
A nie jest trochę tak, że ten, kto chce słuchać, jest już w pewnym stopniu otwarty na zmianę poglądu, podczas gdy osoby o konserwatywnym nastawieniu pozostają zacietrzewione w swoich przekonaniach?
Tak, ale to nie jest mój problem ani odpowiedzialność. Swoją książkę zaczynam od słów, że jestem już zmęczona ciągłym zastanawianiem się i słuchaniem porad, jak mam coś zrobić albo powiedzieć, żeby kogoś nie urazić. Weźmy takie kobiety; przerażające jest to, że kilkadziesiąt procent kobiet nie czuje się feministkami albo wręcz czuje się urażonych tym określeniem. To, że kobiety mają nienawidzić siebie nawzajem i walczyć o względy mężczyzn, także jest winą patriarchatu. Tak jak obwinianie pracownic seksualnych o zdradę mężczyzny. Przecież to nie ja zdradzam. Fakt, że dzisiaj wciąż prowadzimy rozmowy takie jak ta, jest upokarzający. Nie wyobrażam sobie, że miałabym jeszcze głowić się, co i jak zrobić, aby ktoś podarował mi odrobinę swojej uwagi. Nie interesuje mnie to. Mówię to, co mam do powiedzenia, językiem, jakim chcę, i coraz mniej wierzę, że którykolwiek z moich postulatów kiedykolwiek się spełni. Jestem już jednak w miejscu, w którym wolę zadbać o moich bliskich, o siebie i swoją społeczność w świecie będącym pierdoloną dystopią.
Czyli twoim zdaniem żadna spektakularna zmiana dla kobiet nie wydarzy się za twojego życia?
Kobiety - czy może szerzej - osoby z grup marginalizowanych, które często doświadczają więcej niż jednej formy dyskryminacji, są tak upierdolone klasowo, ekonomicznie i patriarchalnie, doświadczają tyle form przemocy i nadużyć, odbierania nam podstawowych praw etc., że przydałby się, delikatnie mówiąc, szereg zmian.
Jakie masz plany na siebie w najbliższej przyszłości?
Wciąż będę prowadzić podcast z Julią, który pozostaje moim głównym źródłem dochodu. Sprzedałyśmy też prawa do serialu, przy którym pracujemy jako konsultantki. „Niech żyją ku*wy!” to dla mnie swoiste podsumowanie i zamknięcie pewnego etapu. Rok temu rzuciłam pracę seksualną i stopniowo wycofuję się z aktywizmu. Ostatnie 2 lata były dla mnie czasem uzdrawiania, zamykaniem pewnego rozdziału w życiu i przygotowywaniem się do czegoś nowego.
Co to będzie?
Porno.
W swojej książce wytykasz też krzywdzące przedstawianie pracownic seksualnych w filmach i nie tylko. Czy są jakieś twory kultury, które polecałabyś sprawdzić, by dowiedzieć się więcej o pracy seksualnej?
Przede wszystkim książkę „Rewolta prostytutek”. To prawdziwa biblia pracy seksualnej. Juno Mac i Molly Smith piszą w niej o sytuacji osób pracujących seksualnie we wszystkich modelach prawnych funkcjonujących w różnych częściach świata. Punktują ich wady i zalety, pokazują, jak systemy państwowe wpływają na stygmę, jak krzywdzące są polityki karceralne. Podkreślają też, że walka o prawa osób pracujących seksualnie to nie tylko kwestia zmiany modelu prawnego, bo żaden nie jest idealny. To walka z systemem, kapitalizmem, patriarchatem, doświadczaniem przemocy policyjnej, granicznej, postkolonialnej, przemocy na tle rasowym czy klasowym. Można wymieniać i wymieniać. Świetną książką jest też „Wenus bez futra” Saszy Różyckiej z 2015 roku. Wtedy dyskurs o pracy seksualnej dopiero kiełkował, dlatego język Saszy obecnie byłby miejscami niedopuszczalny, ale znam Saszę, to mega mądra typiarka, która mocno przyczyniła się do tego, że w ogóle zaczęto o nas mówić 8 lat temu. Polecam też książkę „Czarodziejki.com” Ewy Egejskiej składającą się z trzech mikrohistorii osób pracujących w agencji towarzyskiej i ponad dwustu anegdot spisanych z dyktafonu, który leżał w kuchni przez około 2 lata. W ich opowieściach można znaleźć sporo o przemocy i nadużyciach, podejściu bohaterek, ich wypaleniu i wkurwie. A na koniec „Teoria King Konga” Virginie Despentes. Kultowa pozycja feministyczna.
Polecane

10 najważniejszych wydarzeń w popkulturze w 2023 roku

Koniec religii w szkołach? Polacy przemówili – zaskakujący sondaż

Czujesz FOMO czy JOMO? Młodzi odrzucają presję i potrzebę bycia na bieżąco

Prowadził sektę pod przykrywką jogi. Porno i nadużycia, czyli historia kontrowersyjnego guru

Smakowanie solo, czyli sztuka jedzenia bez towarzystwa. Staje się coraz bardziej popularna
![„Saltburn”: świetny Barry Keoghan, całość to jednak niezbyt wciągający zlepek hitów ostatnich lat [RECENZJA]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/658d8d095882a52d83b0ed23/16saltburn1-cvmf-superJumbo.jpg)
„Saltburn”: świetny Barry Keoghan, całość to jednak niezbyt wciągający zlepek hitów ostatnich lat [RECENZJA]
Polecane

10 najważniejszych wydarzeń w popkulturze w 2023 roku

Koniec religii w szkołach? Polacy przemówili – zaskakujący sondaż

Czujesz FOMO czy JOMO? Młodzi odrzucają presję i potrzebę bycia na bieżąco

Prowadził sektę pod przykrywką jogi. Porno i nadużycia, czyli historia kontrowersyjnego guru

Smakowanie solo, czyli sztuka jedzenia bez towarzystwa. Staje się coraz bardziej popularna
![„Saltburn”: świetny Barry Keoghan, całość to jednak niezbyt wciągający zlepek hitów ostatnich lat [RECENZJA]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/658d8d095882a52d83b0ed23/16saltburn1-cvmf-superJumbo.jpg)

