Chaos, smutek i płacz. Wszyscy chcą być bezpieczni... Jeździmy w uprzywilejowanym konwoju, po zachodniej stronie Ukrainy dzień i noc, pomiędzy Lwowem a granicami Polski, zbierając ludzi najbardziej potrzebujących matki z dziećmi, osoby niepełnosprawne i starsze. Widzieliśmy ogromny smutek i strach w oczach uciekających, którzy nie mieli gdzie się podziać, nie mieli możliwości transportu, utknęli.
Na dworcu lwowskim w specjalnych pomieszczeniach przebywają tysiące tych najbardziej poszkodowanych ludzi, którzy nie są w stanie sami się poruszać. Jest mróz. Ludzie płaczą, ponieważ drugi raz w życiu są zmuszeni do ucieczki i porzucenia wszystkiego na zawsze – 10 lat temu z Doniecka, a teraz znów: z Kijowa, Charkowa, Mariupola, Zaporoża, Mikołajowa... Ich znajomi z Rosji im nie wierzą uważają, że jest zupełnie odwrotnie i to tylko boli ich podwójnie.
Lwów otaczają okopy, bunkry i posterunki, przez które przejeżdżamy z przepustką. Jesteśmy dzień i noc za kółkiem, zbierając ludzi, szukając dla nich rozwiązania. Jeździmy w nocy, w trakcie godzin policyjnych jako nieliczni na jakichkolwiek drogach. Lwów w nocy jest kompletnie pusty, a na ulicach widać tylko członków straży nocnej z karabinami, którzy patrolują ulice.
Na lwowskim dworcu widzimy też ludzi różnej narodowości, o różnym kolorze skóry. Mówią świetnie po Ukraińsku, bo tu studiowali, pracowali – mieli swoje szczęśliwe życie. Pochodzą z Afryki, Uzbekistanu, Indii, Nigerii, Algierii, Maroka czy Białorusi i Rosji. Biedni i zamożni. Normalni. Dobrzy ludzie. Nikt ich tu nie podstawia – nie ma możliwości, aby jechali z innego kraju specjalnie przez Ukrainę, tylko po to, aby stać się tymi mitycznymi uchodźcami, którzy następnie będą nas napadać na dworcach, gwałcić czy grozić nożem. Nawet jeśli takie sytuacje mogły mieć gdzieś miejsce, to mikro kropla na tle liczby przyjętych uchodźców i ogromna dezinformacja, która ma służyć destabilizacji. Na wszelkiego rodzaju dezinformacyjną agresję powinniśmy reagować ze spokojem, nie wchodząc do tej bezsensownej, iluzyjnej gry.