Advertisement

Pierwszy singiel Yulii to alt-pop z serca warszawskiej bohemy. Posłuchajcie „Disco Misery”!

Autor: RP
08-01-2021
Pierwszy singiel Yulii to alt-pop z serca warszawskiej bohemy. Posłuchajcie „Disco Misery”!

Przeczytaj takze

Lead: Yulia, czyli tak naprawdę Julia Czub, to urodzona w Warszawie młoda artystka, która przedstawia się jako piosenkarka, poetka, pisarka i dziennikarka. I która właśnie debiutuje singlem „Disco Misery”. Jeden z wielu debiutów muzycznych? Można byłoby tak pomyśleć, gdyby nie fakt, że epka „Warsaw Mule”, którą ta piosenka zapowiada to od początku bardzo przemyślany projekt, w który zaangażowało się mnóstwo osób. I widać to wyraźnie nawet mimo tego, że przecież epka jeszcze się nie ukazała!
Skuszeni singlem i teledyskiem do niego, postanowiliśmy porozmawiać z Yulią o jej singlu, nadchodzącym minialbumie i jeszcze kilku innych sprawach.
O czym jest utwór „Disco Misery”?
Ten utwór opowiada o romantyzowaniu toksycznych relacji, czyli takich relacji, które każdy z nas miał albo będzie miał. O powracaniu do relacji, które nie są dla nas dobre, ale dają nam niezdrowy dreszczyk emocji. O nocnych romansach i pocałunkach, których później się żałuje. Ten utwór opowiada o niespełnionej, mickiewiczowskiej miłości.
Wzorowałaś się na własnych doświadczeniach?
Tak, ja również mam za sobą podobne doświadczenia. Nie jest to piosenka o jednej relacji, ale o całym szeregu relacji, które miałam, kiedy studiowałam w Londynie. Za każdym razem kiedy wracałam do Warszawy, wracałam też do relacji, do których nie powinnam wracać. Łatwo mi to przychodziło, szczególnie że Warszawa to dla mnie taki toksyczny światek, w którym każdy każdego zna i bardzo łatwo jest wpaść na osobę, na którą nie chce się wpaść. Zatracanie się w niebezpiecznej relacji bywa przyjemne, ale nigdy nie prowadzi do niczego dobrego.
Czy „Disco Misery” daje pojęcie o tym, jak będzie brzmiała twoja debiutancka epka „Warsaw Mule”?
Każda piosenka na epce ma być innym rozdziałem, ale sądzę, że „Disco Misery” mniej więcej pokazuje, jaki będzie wajb całego materiału. To alt-pop ze słyszalnymi wpływami twórczości takich artystów jak Abra czy Blood Orange. Chciałam wpisać się w nurt elektronicznego podziemia, które rozwija się teraz w Warszawie, więc bity na epce są bardzo surowe. Ma być autentycznie i lekko ejtisowo.
Zdaje się, że warstwa wizualna „Warsaw Mule” jest nie mniej ważna niż warstwa muzyczna. Powiesz o niej coś więcej?
Przez jakiś czas pracowałam w Londynie jako dziennikarka muzyczna i zauważyłam, że ludzie tam są bardzo zainteresowani tym, co obecnie dzieje się w najmłodszych kręgach kulturalnych i artystycznych w Polsce. Stwierdziłam więc, że skoro sama robię swój projekt to zaangażuję do niego członków warszawskiej bohemy artystycznej, która bardzo się rozwinęła. Tym bardziej że w większości to moi znajomi albo znajomi znajomych. Oddałam kontrolę wizualną nad projektem innym artystom. Otworzyłam się na inne spojrzenia i zaowocowało to tym, że każdy z sześciu utworów na mojej epce będzie miał swoją oprawę wizualną nakręconą przez innego artystę. Każdemu z zaangażowanych artystów chciałabym podziękować, szczególnie dziewczynom z mus warsaw, które były dyrektorkami kreatywnymi teledysku do „Disco Misery", wyreżyserowanego przez Andrzeja Stepouoisa. Na razie mogę zdradzić, że przy następnych teledyskach pomogli mi m.in. Lola Banet i Wiktor Malinowski.
Wspominałaś o warszawskiej bohemie, której w jakimś stopniu czujesz się częścią. Jaka ona według ciebie jest?
Nie wiem czy na pewno czuję się jej częścią. Jestem trochę oderwana, bo nie zawsze tu byłam. Pobyt w Londynie pozwolił mi spojrzeć na nią z pewnego dystansu. Myślę, że ta bohema jest zamknięta w sobie, hermetyczna. To trochę bohema artystyczna, a trochę środowisko osób związanych z warszawskim night lifem – ludzie, których zawsze można spotkać w tych samych miejscach. Ci, których mijasz wracając z imprezy o czwartej nad ranem.
fot. Lola Banet
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement