Przed nami twoja solowa wystawa. Co znaczy dla ciebie niezależność?
Niezależność to dla mnie możliwość i odwaga mówienia własnym głosem, nawet jeśli jest słaby, drżący czy niewygodny. To świadomość, że nie muszę dopasowywać się do żadnego szablonu – ani w sztuce, ani w życiu. Niezależność nie polega na izolacji, tylko na tym, by móc zachować siebie w świecie, który ciągle coś narzuca.
Wolisz, żeby widzowie zrozumieli twoją wizję, czy odnaleźli siebie w twoich pracach?
W pewien sposób jedno i drugie. Tematy, które poruszam, wychodzą z moich osobistych doświadczeń, ale są dla mnie ważne także uniwersalnie. Korzystam ze środków zakładających zrozumiałą komunikację, lecz ujęcie tematu jest wielowarstwowe. Nie oczekuję, że wszystko zostanie „zczytane”, niektóre z tych warstw są tylko dla mnie, ukrywam w nich swoje sekrety. Kto ma wiedzieć, ten wie. Traktuję swoje prace jako komunikacyjny pomost, narzędzie do zadawania pytań i/lub prowadzenia dialogu, ale bardzo interesuje mnie też moment, w którym widz poczuje coś własnego – nawet jeśli będzie to obok moich intencji. Moje prace są jak lustra: pokazują to, co ktoś jest gotowy zobaczyć.
Helena Minginowicz, Nic takiego, akryl na płótnie, 150x130 cm, 2025, dzięki uprzejmości artystki
Rany i cuda – w jaki sposób tytuł przekłada się na to, co pokażesz podczas wystawy?
Składamy się z ran i cudów. Rany – bo opowiadam o kruchości, tymczasowości, słabości, o tym, co się rozpada, jest śmiertelne. Cuda – bo w tej słabości zawsze pojawia się moment autentyczności, szczerości, zachwytu, intymnej bliskości. Na wystawie oba te elementy przeplatają się, tworząc pejzaż, który nie jest ani dramatem, ani pocieszeniem – jest czymś pomiędzy.
Używasz sporo delikatnych materiałów, jak papier toaletowy czy maseczki. Dlaczego?
Interesuje mnie to, co nietrwałe, co w normalnych warunkach wyrzucamy i gubimy, nie doceniając tego. Przypominają o codziennym fizycznym istnieniu, o tym, że ciało jest jednocześnie banalne i święte. Przede wszystkim przypominają, jak bardzo tymczasowy jest człowiek. Moje prace łączą materiały delikatne i trwałe; mieszają kruche, łatwo niszczące się lub jednorazowe materiały z trwałością tradycyjnych płócien. Wykorzystując te kontrastujące media, eksploruję napięcie między pięknem a przemijaniem. Pomimo ulotnej natury codzienne przedmioty nie tracą swojej ekspresyjnej siły. Wręcz przeciwnie – stają się jeszcze mocniejsze i skłaniają do głębszej refleksji nad sposobem, w jaki angażujemy się w otaczający świat. Pracując z materiałami jednorazowymi, takimi jak ręczniki papierowe, torby plastikowe czy maseczki jednorazowe, uwypuklam paradoks wartości, które cenimy – wolności, komunikacji i indywidualności, które coraz częściej są ograniczane we współczesnym społeczeństwie. Wybrane przeze mnie efemeryczne media opowiadają o tym, jak te ideały stają się nieosiągalne, przytłoczone i często zmanipulowane przez świat, który miał je promować. Wolność sama w sobie jest przecież pojęciem ulotnym, zmusza do zadania pytania: „Kiedy jesteśmy naprawdę wolni, jeśli kiedykolwiek?”.
Co zostaje w tobie, gdy światło galerii gaśnie?
Cisza i chwila na zmieszczenie w sobie całej sytuacji, a przede wszystkim wdzięczność i radość, że prace przez chwilę mogły mówić głośniej ode mnie. Wzruszenie i satysfakcja – tak jakbym wydała na świat wyczekiwane dziecko.
Helena Minginowicz, Śpiączka, akryl na płótnie, 100x80 cm, 2025, dzięki uprzejmości artystki
Odwiedziłaś ze swoimi pracami wiele miast, wystawy kończyły się sukcesami. Jaką rolę w twojej twórczości odgrywa miasto i jego środowisko?
Miasto to moje naturalne środowisko – jego kolory, energia i tempo są tym, czego potrzebuję do rutyny. Każde miasto zostawia we mnie inny ślad, ale zawsze stanowi wyzwanie i pretekst do wyjścia z własnej strefy komfortu. Uwielbiam zanurzać się w nieznane, a kiedy już się tym nacieszę – szukam w tym nowym środowisku miejsca na własny rytm. Próbuję się z nim zestroić.
Na zakończenie – gdzie obecnie się znajdujesz ze swoimi myślami? Czy ten projekt jest już dla ciebie skończony i myślisz nad kolejnym?
Jestem w chwilowym zawieszeniu. Ta wystawa wciąż we mnie pracuje, nie potrafię jej jeszcze zamknąć, jestem tu i teraz. Jednocześnie czuję, że kolejne projekty już domagają się miejsca, i gdzieś tam we mnie kiełkują niezależnie od mojej gotowości. To trochę jak oddychanie: jedno wydech, drugie wdech.
Helena Minginowicz, Mdłości (dyptyk, część I), akryl na płótnie, 100x120 cm, 2025, dzięki uprzejmości artystki
Wystawa „Poproś dłonie, by znały to, co niosą”. Heleny Minginowicz potrwa od 19 września do 31 października w Galerii Lotnej przy ul. Marszałkowskiej 45/49 w Warszawie.
tekst: Tosia Bętkowska i Magda Chemicz