Advertisement

Porozmawialiśmy z Gonciarzem, Bodnarem i Dziemianowicz-Bąk, laureatami Korony Równości

Autor: Monika Kurek
28-09-2020
Porozmawialiśmy z Gonciarzem, Bodnarem i Dziemianowicz-Bąk, laureatami Korony Równości

Przeczytaj takze

Wczoraj wieczorem odbył się organizowany przez Kampanię Przeciw Homofobii plebiscyt Korony Równości, w którym wyróżniono osoby angażujące się w walkę o prawa osób LGBT w Polsce. Internauci oddali głosy w pięciu kategoriach: Zaangażowanie społeczne, Równe traktowanie, Życie Polityczne, Prawo i Media. Po raz pierwszy Kampania Przeciw Homofobii przyznała także dwie nagrody specjalne.
Statuetki trafiły do Krzysztofa Gonciarza oraz ustępującego z urzędu rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara. Po zakończeniu imprezy zapytaliśmy laureatów nagród specjalnych oraz zwyciężczynię w kategorii Życie Polityczne, posłankę Agnieszką Dziemianowicz-Bąk, o m.in. „kontrowersyjne" działania aktywistów LGBT, hipokryzję osób publicznych czy wstrząsające starcie policjantów z protestującymi przeciw zatrzymaniu Margot z kolektywu Stop Bzdurom.

Plebiscyt, w którym wszyscy są zwycięzcami

Na początku uroczystości statuetki odebrali laureaci nagród specjalnych Kampanii Przeciw Homofobii: rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar oraz twórca internetowy Krzysztof Gonciarz, który zorganizował swoją ciężarówkę z hasłami wyśmiewającymi koncept tak zwanych furgonetek anty-LGBT. RPO Adam Bodnar przez całą swoją kadencję stawał murem za społecznością LGBT, walcząc m.in. o prawa osób transpłciowych czy też skarżąc uchwały anty-LGBT.
Następnie prowadząca gali, Julia Kamińska, poinformowała o liście podpisanym przez 50 ambasadorów oraz przedstawicieli organizacji międzynarodowych w sprawie sytuacji społeczności LGBT w Polsce. Zarówno goście, jak i osoby oglądające transmisję z wydarzenia, mogli zobaczyć wiadomość od ambasadora Belgii, Luce'a Jacobsa. Zbiórkę podpisów koordynowała Ambasada Królestwa Belgii w Polsce. List udostępniła wczoraj także ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce, Georgette Mosbacher.
W plebiscycie Korony Równości internauci oddali ponad 6 tysięcy głosów. W kategorii Zaangażowanie Społeczne zwyciężyła pani Wanda Traczyk-Stawska, uczestniczka Powstania Warszawskiego. W swoim przemówieniu wspomniała m.in. Mariana Turskiego, który podczas uroczystości z okazji 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz-Birkenau, powiedział, że „Auschwitz nie spadło z nieba". Pozostali nominowani w tej kategorii to kolektyw Stop Bzdurom oraz Bart Staszewski, który sfotografował członków społeczności LGBT na tle tabliczek miejscowości, w których przyjęto uchwały anty-LGBT.
- Bardzo wam jeszcze raz dziękuję, ale przypominam, że najlepiej o tym powiedział, co się dzieje w tej chwili, Marian Turski: Z tych małych, pierwszych znaków, że się wyklucza ze społeczeństwa, potem zrodził się ustrój, który zagroził całemu świata. I o tym, proszę was, pamiętajcie, bo my odchodzimy, zakończyła swoje przemówienie pani Wanda Traczyk-Stawska.
pani Wanda Traczyk-Stawska, fot. Emilia Oksentowicz
W kategorii Równe Traktowanie nominowano członkinię stowarzyszenia My, Rodzice, Ewelinę Słowińską, autorów Atlasu Nienawiści oraz przewodniczącego Komitetu Inicjatywy Uchwałodawczej Mieszkańców Gminy Zwierzyniec, Jana Kotwisa, walczącego o wycofanie tzw. uchwały anty-LGBT w swoim mieście. Głosami internautów zwyciężyli autorzy Atlasu Nienawiści: Paulina Pająk, Jakub Gawron, Paweł Preneta i Kamil Maczuga.
W kategorii Życie Polityczne nominację otrzymały posłanki Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk oraz Magdalena Biejat, a także bezpartyjny poseł KO z Poznania, Franek Sterczewski. Statuetka finalnie trafiła do Dziemianowicz-Bąk, aktywnie zaangażowanej w pomoc osobom zatrzymanym przez policję podczas protestów przeciw zatrzymaniu Margot . „Marzy mi się, aby taka nagroda nie była potrzebna. To znaczy, żeby państwo i polityka nie musiały mieć za wiele wspólnego z miłością", powiedziała posłanka, odbierając nagrodę. Zaapelowała także, żeby rozliczać polityków z ich działań.
W kategorii Prawo zwyciężyła Anna Błaszczak-Banasiak, szefowa do spraw równego traktowania w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Oprócz Błaszczak-Banasiak nominowana była również Anna Mazurczak oraz Katarzyna Warecka, prawniczka z Gdańska, wspierająca stowarzyszenie Tolerado w walce z homofobusami. W ostatniej kategorii, Media, nagrodzono redakcję OKO.press (pozostali nominowani: Wojciech Karpieszuk z Gazety Wyborczej oraz Anna Konieczyńska z Vogue Polska).
Chociaż liczba statuetek była ograniczona, działalność wszystkich nominowanych zasługuje na ogromny szacunek i uznanie.
My, tymczasem, porozmawialiśmy z laureatami nagród specjalnych, Krzysztofem Gonciarzem i RPO Adamem Bodnarem, a także posłanką Agnieszką Dziemianowicz-Bąk, zwyciężczynią w kategorii Życie Polityczne. Niestety tematy były nieco mniej przyjemne niż sama gala.
Left Arrow
1/3
Right Arrow
Krzysztof Gonciarz
Skąd wziął się pomysł na prześmiewczą furgonetkę, która, na dobrą sprawę, dziś cię tutaj przywiodła?
Krzysztof Gonciarz: To był żart w biurze. Zażartowaliśmy, że ciężarówka, która krytykuje ciężarówki, byłaby śmieszna. Nie spodziewaliśmy się aż tak szerokiego zainteresowania. Myślałem, że nagramy sobie film i może to wyjść poza grono moich stałych widzów, ale nie w aż takim stopniu.
Na co chciałeś zwrócić uwagę?
Krzysztof Gonciarz: Chciałem ośmieszyć te oryginalne ciężarówki. Chodziło o to, aby bez dolewania oliwy do ognia postawić to wszystko w karykaturalnym świetle. Bardzo mi zależało, aby nasza akcja nie wzbudziła negatywnych reakcji z żadnej strony. Aby była neutralna - wyśmiewanie, ale bez atakowania. To było trochę spuszczenie powietrza z bardzo napompowanego balona. Chyba udało nam się to osiągnąć, zwłaszcza że pomimo upływu czasu ludzie cały czas pamiętają to w kontekście ciężarówek, które wciąż jeżdżą.
W twojej branży nieczęsto zabiera się tak zdecydowany głos na temat społeczności LGBT. Jak myślisz, dlaczego?
Krzysztof Gonciarz: Ludzie się boją, że będą krytycznie ocenieni przez część swoich widzów, swoich społeczności. Boją się, że zostaną z tego rozliczeni, a część ludzi od nich odejdzie. Według mnie to niesłuszne podejście. Ja staram się pokazywać, że się da. Tak naprawdę robię to od lat. Ludzie, którzy mnie oglądają, chyba wiedzą, czego się po mnie spodziewać i takie rzeczy raczej ich już nie zaskakują. Ta moja społęczność jest chyba trochę zbudowana na ideach, które są z tym wszystkim zgodne. W moim przypadku akcja z ciężarówką skończyła się dużym sukcesem zasięgowym. Wszystko wyszło bardzo na plus.
Coraz częściej osoby LGBT krytykowane są za podejmowanie coraz odważniejszych działań, które czasem mogą być wątpliwe prawnie. Słusznie czy nie?
Krzysztof Gonciarz: Ja jestem bardziej za ogniem w sercu niż za mózgiem. Rozumiem zachowania wykraczające poza prawo; oschłe, intelektualne reakcje typu: „No, ale czego się spodziewali, skoro to jest dewastacja mienia?”. Czyżby nnagle połowa Polski tak sobie ceniła mienie, że zapomina o jakichś ideałach? Myślę, że należy rozumieć, jak wielkie emocje wchodzą w grę i to, co jest granicą prawa w sensie czysto formalnym nie jest najlepszym wyznacznikiem moralności w tym momencie.
Powiedziałeś także, że jesteś tutaj trochę na zachętę. Bardzo pokorne podejście.
Krzysztof Gonciarz: Tak mi się wydaję - biorąc pod uwagę rózne osoby zaangażone w tę tematykę dużo głębiej, dużo dłużej i dużo poważniej niż ja. Chciałem też powiedzieć coś takiego, co mnie trochę rozgrzeszy z tej chucpy, którą tutaj przeprowadziłem. Cieszę się, oczywiście, z tej nagrody i odbieram ją jako coś na zachętę.
RPO Adam Bodnar
Co pan sądzi na temat coraz częściej powtarzanej przez polityków i samorządowców tezy, jakoby strefy anty-LGBT były „fake newsem", ponieważ nigdzie w Polsce nie ma miejsca zakazującego zamieszkania osobom o innej płci?
Adam Bodnar: Mnie się wydaję, że to jest, jak zwykle, odwracanie kota ogonem. Uchwały w sprawie „ideologii LGBT” powodują jawną dyskryminację osób, które żyją na terenie poszczególnych gmin i miast. Porównywanie ich do haseł typu „Nur für Deutsche” mija się z celem. Czy przeciętna osoba LGBT, np. nauczyciel, urzędnik, działacz czy student, ujawni się ze swoją orientacją? Raczej nie. Będzie bała się różnego rodzaju konsekwencji społecznych. Jeżeli będzie chciała przeprowadzić jakąś inicjatywę we współpracy z gminą, to również nie będzie miała na to szans. Wydaje mi się, że celem tych uchwał było wykluczenie. Pamiętajmy także, jakie słowa padły w czasie kampanii wyborczej. Joachim Brudziński napisał na Twitterze, że „Polska bez LGBT jest najpiękniejsza”, podczas gdy wojewoda Przemysław Czarnek wręczał nagrody dla samorządowców, którzy przyjmowali te uchwały. Skoro nagle zrobiło się wokół tego gorąco, to nie czepiajmy się słówek, tylko zastanówmy się, jaką rolę pełnią te ustawy, a także, jak zostały ocenione przez wojewódzkie sądy administracyjne, które już w czterech wyrokach uznały je za niezgodne z prawem.
Czy Unia Europejska podejmuje odpowiednie działania wobec tego, co robi Polska?
Adam Bodnar: Myślę, że Unia nie ma wyboru. Wszystkie unijne programy finansowania opierają się na poszanowaniu wartości europejskich, w tym zasady równego traktowania. Każdy samorząd i każdy podmiot, który zgłasza się o dofinansowanie z Unii, musi podpisać deklarację, że we wszystkich politykach i praktykach nie będzie podejmował działań służących dyskryminacji, gdyż jest to jedna z wartości europejskich, co twardo wynika z traktatu unijnego. Tak długo, jak jesteśmy państwem członkowskim Unii Europejskiej, musimy strzec zasady, jaką jest niedyskryminacja ze względu na orientację seksualną.
Czy żałuje pan, że czegoś nie udało się zrealizować w trakcie pana kadencji? W kontekście działalności na rzecz społeczności LGBT.
Adam Bodnar: Powiedziałbym, że cała moja kadencja upłynęła pod znakiem tego, że wielu rzeczy, szczególnie pod względem legislacyjnym, nie udalo się zrealizować. Nie mamy ani ustawy o związkach partnerskich, ani nowelizacji kodeksu karnego w kontekście przestępstw z nienawiści. Bardzo żałuję, że na samym początku prezydent nie podpisał ustawy o uzgodnieniu płci. To był ważny krok w dobrym kierunku i wydaje mi się, że niepotrzebnie już wtedy, od razu, prezydent zaczął wchodzić w dyskusje ideologiczne. Jeśli chodzi o moją kadencję, to mam wrażenie, że to było takie odgarnianie śniegu łopatą. Trochę udało się go odgarnąć, ale ten śnieg ciągle leciał, było go coraz więcej i będzie leciał dalej.
W takim razie z czego jest pan zadowolony?
Adam Bodnar: Wielką rzeczą jest dla mnie na pewno postawa sądów. Widać, jak zmieniło się podejście sądów i w jak wielu wyrokach bronią Konstytucji. Być może to efekt tego, że sędziowie sami poczuli, jak to jest być ofiarą nagonki oraz szykanowania, i zrozumieli, że ich rolą jest chronienie osób, które są ofiarami przemocy ze strony państwa. To dobry znak. Za duży postęp na pewno uznaję wyroki Wojewódzkich Sądów Administracyjnych, nawet jeśli nie wiem jeszcze, jak zakończy się postępowanie przed Naczelnym Sądem Administracyjnym. Już samo to, że tylu sędziów zdobyło się na odwagę i wydało wyroki zgodne z Konstytucją, prawem unijnym i standardami w zakresie praw człowieka, jest ogromnie ważne.
Wiele osób zszokowało to, co stało się w nocy z 7 na 8 sierpnia. Czy takie rzeczy dzieją się częściej, tylko że zazwyczaj o nich nie słyszymy?
Adam Bodnar: Często zastanawiam się, co było przyczyną tamtych wydarzeń. Myślę, że to był, po pierwsze, efekt obrzydliwej kampanii prezydenckiej w kontekście podejścia do osób LGBT. Po drugie, była to konsekwencja przepychanek o władzę w ramach partii rządzącej - ktoś w rządzie za mocno nacisnął pedał gazu, jeżeli chodzi o przyśpieszanie polityki antydyskryminacyjnej. Policja popełniła też szereg błędów w czasie zatrzymań, nie dostrzegając, jakie mogą być konsekwencje polityczne i społeczne. To, co się zdarzyło 7 i 8 sierpnia, zostanie zapamiętane jako polskie Stonewall. To pokazało też, dlaczego nie możemy odpuszczać. Zaangażowanie ze strony adwokatów i polityków oraz demonstracja następnego dnia udowodniły, że społeczeństwo nie pozwoli tak po prostu odebrać sobie praw. Nie sądzę, aby taka sytuacja się powtórzyła. Mimo wszystko wierzę, że te wszystkie negatywne działania w stosunku do społeczności LGBT długoterminowo ją wzmacniają. Pod warunkiem, że będziemy konsekwentni i kreatywni. Właśnie dlatego bardzo się cieszę, że w Koronach Równości został wyróżniony Krzysztof Gonciarz. Znałem jego wcześniejsze działania dotyczące języka nienawiści, ale nie wpadłbym na to, że zrobi akcję społeczną, która obśmieje te furgonetki i pokaże, że można podejść do tego zupełnie inaczej. Mam również duży szacunek dla działalności Barta Staszewskiego.
Jego działalność wzbudza obecnie niemałe kontrowersje.
Adam Bodnar: Jest kontrowersyjna, tylko pytanie, co jest kontrowersyjne - konsekwencja czy przyczyna? Gdyby nie było tych uchwał, nie miałby potrzeby robienia instalacji artystycznych, bo tak to należy nazwać. Instalacja artystyczna ma to do siebie, że zwraca uwagę na dany problem. On to zrobił dobrze, skutecznie i za to mu chwała. Pokazał jednocześnie, jak ważny jest język symboli w pokazywaniu, że nie godzimy się z określonymi praktykami. Nie tylko prawo, ale też duży poziom kreatywności w walce o przestrzeganie prawa.
Posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk
Tamtej pamiętnej nocy 7 sierpnia towarzyszyła pani protestującym. Co panią wstrząsnęło najbardziej?
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: To była sekwencja zaskakujących wydarzeń. Zaskoczenie za zaskoczeniem. Pierwszym zaskoczeniem było zasądzenie aresztu tymczasowego dla osoby, której stawiane zarzuty nie uzasadniają użycia takiego środka zapobiegawczego. Kolejne to niechęć policji pod siedzibą KPH, gdzie Margot dobrowolnie chciała poddać się nakazowi aresztowania. Zupełnie jak gdyby czekali na pokazówkę. Trzecim zaskoczeniem był widok dwóch pomników na Krakowskim Przedmieściu, które były chronione bardziej niż jakikolwiek człowiek. Potem, oczywiście, wszystko to, co działo się na Krakowskim Przedmieściu: brutalne zatrzymanie Margot oraz łapanka manifestantów i osób, które przechodziły, czasem wcale nie chcąc uczestniczyć w tym zgromadzeniu. Tutaj pojawiła się kolejna seria zaskoczeń.
Czyli jak to powinno wyglądać?
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: W normalnych warunkach, nawet jeżeli dochodzi do nielegalnego zgromadzenia, policja interweniuje, prosi o zejście oraz legitymuje zgromadzone osoby. Czasami wystawia im się także mandaty lub wzywa je na komisariat. Tutaj nic takiego nie miało miejsca. To była łapanka i mówię to z pełną odpowiedzialnością. Bezpodstawnie zatrzymane niewylegitymowane osoby przenoszono do samochodów i wywożono na komendy. Po zgromadzeniu rozpoczął się poselsko-prawniczy tour po komisariatach, bo nikt nie wiedział, kto gdzie jest. Udało nam się zidentyfikować ok. 50 osób tylko dzięki temu, że manifestanci współpracowali między sobą i kiedy jakaś osobę przenoszono do policyjnego samochodu, krzyczała na głos swoje nazwisko. Dzięki temu mogliśmy je zanotować i wiedzieliśmy, że trzeba będzie ją potem odnaleźć.
My, czyli kto?
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: Poszukiwania były prowadzone przez aktywistów, posłanki, przy zaangażowaniu wspaniałych adwokatów. Tamtej nocy warszawska adwokatura naprawdę stanęła na wysokości zadania. Choć cała sekwencja tych wydarzeń składała się głównie z negatywnych zaskoczeń, były także pozytywne, jak właśnie zaangażowanie parlamentarzystów czy prawników. Adwokaci jeździli na rowerach między komisariatami, by dowiedzieć się, gdzie znajduje się dana osoba. To pokazuje, jak wielu jest sojuszników osób LGBT w Polsce i z jak wielu różnych grup zawodowych i środowisk się wywodzą. To daje nadzieję, że ta walka, która jest coraz trudniejsza, ostatecznie będzie walką wygraną.
Policjanci niespecjalnie przejmowali się, że jest pani posłanką, prawda?
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: Mimo wykonywania obowiązków służbowych jako posłanka zostałam okłamana przez policję, która zataiła przede mną fakt, że poszczególne osoby przebywają na danym komisariacie. Potwierdziło się to dopiero, gdy przybył pełnomocnik. Mnie wcześniej odsyłano pod Warszawę, żebym sobie trochę pojeździła. Podczas tamtych wydarzeń legitymacja poselska i immunitet okazały się niewystarczające. Byłyśmy przenoszone i przepychane. Posłanki ochraniały własnymi ciała manifestantów. Takie obrazy kojarzą się raczej z państwami, które z demokracją nie mają zbyt wiele wspólnego.
Wiele osób nie mogło uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: Z drugiej strony znane są jednak historie związane z brutalnością policji. Jestem wrocławianką i doskonale pamiętam sprawę Igora Stachowiaka, która przez ponad rok nie ujrzała światła dziennego. Mimo że urzędnicy państwowi o wszystkim wiedzieli, policjanci, którzy zatakowali go na komisariacie, długo nie byli pociągani do odpowiedzialności. Zmieniło się to dopiero, gdy media nagłośniły tę sprawę. Brutalność policji nie jest czymś nowym, co oczywiście nie znaczy, że wszyscy polscy policjanci są brutalni. Wielu nie chce brać udziału w takich motywowanych politycznie i urągających mundurowi policjanta działaniach. Część z nich protestuje w ramach swoich możliwości. Przykładowo, kiedy w trakcie pierwszego lockdownu organizowano demonstracje w sprawach pracownicznych czy kryzysu przedsiębiorców, część wrocławskich policjantów poszła na L4, żeby nie musieć uczestniczeć w tego typu łapankach.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że na brutalność policji jest przyzwolenie.
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: Jeżeli prezydent może pozwolić sobie na powiedzenie, że osoby LGBT to nie ludzie, a na nowego ministra edukacji typowany jest poseł Czarnek, który publicznie w stosunku do osób LGBT stwierdził: „Skończmy słuchać idiotyzmów o prawach człowieka, ci ludzie nie są równi ludziom normalnym”, to mamy kłopot. Nie tylko z przemocą na ulicy i homofobią wśrod społeczeństwa, ale przede wszystkim z homofobią systemową. Mamy do stoczenia przeogromną walkę. Najtrudniejszym odcinkiem tej walki jest bycie osobą LGBT, która niekoniecznie chciałaby z tego, kim jest, czynić sprawę polityczną i przedmiot swojego zaangażowania społecznego. Od tego wszystko się zaczyna, a wytrwałość, niezłomność i wzajemne wsparcie jest pierwszym krokiem walki. Naszą rolą, polityków i osób publicznych, jest natomiast niezapominanie o tych osobach i nie traktowanie ich jako tematu zastępczego, bo to jeden z fundamentalnych tematów we współczesnej Polsce.
Coraz silniejsza narracja rządu wywołuje coraz silniejsze reakcje. Mówi się nawet o tzw. „radykalnej lewicy”.
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: Akcja wywołuje reakcję. Jeżeli dochodzi do instytunalizacji homofobii, przemoc staje się powszechna i akceptowana przez władzę, a miękki opór nie przynosi rezultatów - to trzeba się spodziewać, że będzie się radykalizował. Czy kiedykolwiek walka z tak silną opresją odbywała się za pomocą petycji i ładnych próśb? Ja, oczywiście, jestem zwolenniczką demokratycznej walki o własne prawa. Jestem posłanką i parlamentarzystką – chcę zmieniać państwo za pomocą dostępnych narzędzi, w ramach obowiązującego prawa. Wywodząc się ze środowisk aktywistycznych i ruchów kobiecych, rozumiem jednak, że praw nie dostaje się bez walki. Jeżeli dochodzi do nagonki i szczucia, to nie możemy dziwić się, że takie osoby będą się bronić. W pewnym momencie każdy traci cierpliwość - i lepiej, żeby krzyczał niż odbierał sobie życie. Dlatego będą zdarzały się bardziej radykalne działania. Jeżeli chcemy ich uniknąć, musimy zadbać o pełną równość oraz to, aby nikt w Polsce nie czuł potrzeby walki radykalnymi środkami o elementarne prawa, jak np. prawo do rodziny albo do bezpieczeństwa.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement