Advertisement

Sami tworzą, wytwarzają, przetwarzają. Rozmawiamy ze współczesnymi rzemieślnikami

17-12-2020
Sami tworzą, wytwarzają, przetwarzają. Rozmawiamy ze współczesnymi rzemieślnikami

Przeczytaj takze

Zdradzamy fragment materiału z naszego najnowszego numeru. Wszystkich bohaterów znajdziecie w K MAG FUNKY ISSUE. Już w sprzedaży!
Lata siedemdziesiąte w Polsce to narodziny nowych kierunków rzemiosła. 8 czerwca 1972 roku Sejm uchwalił ustawę „O wykonywaniu i organizacji rzemiosła”, co sprawiło, że rzemiosło stało się ważnym elementem socjalistycznej gospodarki. Prawie pięćdziesiąt lat później rozmawiamy z osobami, które same chcą tworzyć, wytwarzać, przetwarzać – ze współczesnymi rzemieślniczkami i rzemieślnikami, dla których własna produkcja to często pomysł na biznes albo odskocznia od regularnej pracy.
/tekst i foto Milena Liebe/
Left Arrow
1/5
Right Arrow
Inga Zientara
Inga Zientara
Ma siedemnaście lat i ostatnio jara się jubilerstwem, ale jej największą pasją jest szydełkowanie.
Lubi: ketchup Słodka Ania; zakupy; mieć dużo obowiązków; swojego młodszego brata; LEGO ludziki; prace manualne; czarną herbatę z dużą ilością cukru; zapach nowych książek
Nie lubi: ograniczeń; brudnych ubrań i butów; sosu teriyaki; krawężnikowych; czekania; farmazonów; minimalizmu
Z czym kojarzy ci się słowo „funky”?
Z obrazem Ameryki, jaki znamy z dzieciństwa; z niesamowitym wigorem i radością z tego, co nas otacza. Same pozytywne wibracje. A prywatnie z Bartkiem i Szymonem.
Jak wyobrażasz sobie swoje życie w latach sześćdziesiątych lub siedemdziesiątych XX wieku?
Takie gdybanie nie jest w moim stylu… Zakładając jednak, że byłabym tą samą osobą co obecnie, pewnie żyłabym podobnie, tylko więcej obiadów jadłabym w domu. Zapewne trudniej by mi było rozwijać smykałkę, jaką jest szydełkowanie, ale z tego, co wiem, moja ciocia jakoś dawała radę.
Skąd pomysł, żeby szydełkować? Jak wyglądało twoje pierwsze dzieło?
Od kilku lat sporą rolę w moim życiu odgrywa szeroko pojęta moda. Pewnego dnia znów weszłam na Pinterest, znów oglądałam mniej więcej ten sam feed i znów pinterestowy algorytm wyświetlił mi projekty Vivienne Westwood, u której ubrań robionych ręcznie jest bez liku. Wtedy doznałam olśnienia, zaczęłam wertować całą apkę w poszukiwaniu awangardowych dzieł robionych na drutach albo szydełku. W końcu doszłam do masek, które wydały mi się świetne na początek, lecz docelowo chciałam robić ubrania. Zainspirowana ruszyłam do pasmanterii, kupiłam trzy najtańsze włóczki i szydełko (nie wiem, czemu wybrałam szydełko, a nie druty; po prostu tak powiedziałam w sklepie), a następnie stworzyłam straszną plątaninę przypominającą maskę do wrestlingu. Wszystko było nieproporcjonalne i brzydkie, ale byłam z tej plątaniny bardzo dumna, bo zrobiłam ją właściwie sama.
Pamiętasz prace duetu Christo i Jeanne-Claude? Gdybyś mogła ubrać dowolny budynek w swój projekt, który byś wybrała?
Tak jak oni wybrałabym most Pont Neuf w Paryżu. Chociaż biorąc pod uwagę, że jego konstrukcja ma prawie trzysta metrów długości i trzydzieści metrów wysokości, potrzebowałabym chyba siedmiu żyć na zrealizowanie tego projektu. Niesamowicie byłoby ozdobić coś na mieście pracami zrobionymi na szydełku, nawet kilka ławek w parku. A co dopiero most…
Ulubiona raperka prosi cię o wymyślenie specjalnie dla niej szydełkowej garderoby na trasę koncertową. Opisz pięć stylizacji.
Ze stricte raperek lubię BBYMUTHĘ, ale obecnie chyba jedyną artystką, której estetyka jest mi szczególnie bliska, jest Arca. Mogłabym jej w ciemno oddać wiele z siebie i stworzyć dla niej dedykowaną kolekcję. Znając estetykę wokalistki jedynie z teledysków i performance’ów, zaproponowałabym następujące kostiumy:
1. Bufiastą, wielowarstwową suknię ślubną (chociaż prędzej czarną niż białą). Wykonałabym ją z włóczki czesankowej.
2. Stringi oraz skąpy trójkątny stanik na same sutki w stylu seksworkerek z GTA. Zrobiłabym je z nici emitującej skórę i przyozdobiła różnymi metalowymi częściami (to mój fetysz i nie mówię tu o łańcuchu przy spodniach).
3. Błyszczący trykot z obrazem – na jednej warstwie, podświetlany kolorowymi diodami, które pięknie rozświetlałyby wykonaną kompozycję. Miks włóczek.
4. Białą koronkową burkę, którą zrobiłabym z kordonka tureckiego. Pod burką przebijałyby się białe stringi i naklejki na sutki w kształcie serc również wykonane z kordonka tureckiego.
5. Futerkową mini sukienkę z długimi rękawami, które łączyłby łańcuch niczym kajdanki.
Pani Ela
Pani Ela
Masażystka, która w przeszłości nie rozstawała się z aparatem fotograficznym. Pani Ela szyje od lat, ale poznaliśmy ją bliżej dzięki modelce i artystce Elizie Chojnackiej. Eliza, razem z bratem Zenonem, namówiła Elę do zrobienia charakterystycznych podłużnych siateczek na zakupy i wypromowała jej wyroby pod marką Torebelki.
Lubi: niekonwencjonalne ubrania; kuchnię orientalną i śródziemnomorską; letnią pogodę, +30 stopni Celsjusza i słoneczko; grzebać w lumpeksach i antykwariatach z dyktafonem, gdzie zapisuje tytuły książek i płyt, a następnie sprawdza z kuzynem, czy są dostępne w postaci audiobooków; telewizję, byle nie reżimową; ludzi
Nie lubi: muzyki heavymetalowej i disco polo; czerniny; makaronu z białym serem i owocami; owsianki; obecnego rządu
Z czym kojarzy się pani słowo „funky”?
Prawdę mówiąc, nie bardzo pamiętam, co to znaczy po angielsku. Ale kojarzy mi się z czymś zabawnym, niekonwencjonalnym, takim fajnym i kolorowym. Nie wiem, czy to prawidłowa odpowiedź.
Co robiła pani w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku?
W latach sześćdziesiątych chodziłam do podstawówki, tu, na Płycie Redłowskiej, do szkoły nr 34. Po ośmiu klasach, w 1970 roku, poszłam do I Akademickiego LO w Orłowie, gdzie w 1974 roku zdawałam maturę. Następnie wyjechałam do szkoły w Krakowie uczyć się masażu. Potem przez dwadzieścia cztery lata pracowałam jako masażystka w przychodni przy stoczni, przy komunie paryskiej. Bardzo dobrze pamiętam tamte czasy. Muzyka była lepsza, bardziej melodyjna niż teraz. Dużo muzyki orientalnej nagrywałam z radia na kasety, które zresztą wciąż mam, tak samo jak sprzęt do ich odtworzenia. Żałuję tylko, że nie zapisywałam wykonawców, bo być może odnalazłabym ich teraz w internecie. Ogólnie były to spokojne czasy – Polska Ludowa była świeckim, spokojnym krajem, gdzie mnie osobiście żyło się całkiem nieźle. Miałam pracę, którą lubiłam, bo była to praca z ludźmi, a ja lubię ludzi. Lubiłam też fotografować – aż do 1999 roku, kiedy zaczął mi się psuć wzrok. Ale dopóki widziałam, fotografowałam. Mam sporo albumów, portretowałam ludzi, różne zdarzenia. Mnie na tych zdjęciach właściwie nie ma, to raczej konwencja fotoreportażu. Najpierw miałam stary aparat na czarno-białe filmy 6x9, potem prosty automat, a na koniec już automat bardziej skomplikowany, czyli Pentaxa, którego oddałam rodzinie. Ostatnie zdjęcia, w 1999 roku, robiłam już na pamięć, więc uznałam, że to bez sensu.
Kiedy zaczęła pani szyć?
Do szycia zawsze miałam talent. Wciąż mam, chociaż widzę już tylko światło. Niemniej, jak mam wykrój, uszyję niemal wszystko. Zainteresowałam się szyciem jeszcze jako dziecko. Moja ciocia, siostra ojca, była wszechstronnie uzdolniona krawiecko: szyła, wyszywała, robiła na drutach i szydełku, jednocześnie jednym okiem oglądała telewizję. Mogę pani później pokazać bluzkę, którą zrobiłam – teraz jest trochę za lekka, ale nosiłam ją latem – albo spodnie z wykroju, który zrobiłyśmy z koleżanką. Kiedy jeszcze widziałam i pracowałam, sprułam stare spodnie, by je odrysować na papierze. Jeżeli ktoś ma talent, chęć i lubi to robić, to nie jest trudne, nawet jeśli straci się wzrok.
Skąd u pani fascynacja Azją? Ma pani w domu różne figurki, obrazy, tkaniny z Indii, Indonezji, Wietnamu, Chin.
Zbieram to wszystko, odkąd zarabiam własne pieniądze. Zaczęło się od Wietnamu; kiedy trwała tam wojna, codziennie mówiono o tym w radiu i telewizji. Byłam wtedy w podstawówce. Pamiętam podręcznik do piątej klasy, w którym na końcu znajdowały się ładne, kolorowe zdjęcia z tych krajów. W szóstej klasie była już geografia gospodarcza, która mnie nudziła. Zawsze bardzo lubiłam oglądać mapę Azji. Niestety, powoli zapominam jak wygląda, bo nie widziałam jej od dwudziestu lat. Uwielbiam książki podróżnicze, mam bardzo dużo audiobooków, tutaj [pani Ela wskazuje na półkę], wszystkie te płyty to książki, na regale też. Raz w miesiącu zapraszam mojego kuzyna i razem szukamy audiobooków. Kolega ściąga mi książki z głównej Biblioteki Polskiego Związku Niewidomych. Nigdy nie miałam pieniędzy, żeby pojechać do Azji. Skąd moja kolekcja? W latach osiemdziesiątych było to tanie i było tego dużo. Te makatki, co tam wiszą [pani Ela wskazuje ścianę nad łóżkiem], kupiłam w sklepie z wikliną. Te bardziej porządne o dziwo można było czasem dostać u jubilera, figurki i obrazki kupowałam na Jarmarku Dominikańskim w Gdańsku. Uwielbiam tę imprezę od lat siedemdziesiątych, choć niestety teraz to już nie to samo. Gdybym mogła wyjechać do Azji, najbardziej chciałabym zwiedzić Wietnam i Indie. W Wietnamie na pewno Hanoi. W Azji jest tyle do zobaczenia… Ale teraz już nie bardzo mogę oglądać, więc nigdzie się nie szykuję. Zresztą, i tak nie mam za co. Chciałabym przejechać się wzdłuż Wietnamu, do Da Nang i Sajgonu. Pooglądać, posmakować.
Ma pani swoją ulubioną, zrobioną przez siebie torebkę?
Lubię większe torebki. Pierwszą uszyłam sobie czerwoną ze smokiem, ale nie wyszyłam go sama. On już był na takim szlafroczku z ciucholandu. Często wyszukuję różne materiały, z których można coś zrobić. Po pierwsze, dzięki temu jest tanio, a po drugie, w sklepie z materiałami w życiu nie dostałabym tego, co znajdę w ciucholandzie. Grzebanie mnie relaksuje. A wracając do szycia, robię też maseczki polityczne; Wolne sądy i tym podobne. Ale również odważniejsze, dotyczące obecnej partii rządzącej, i czarne pirackie, z trupią czachą.
Ralph Kaminski
Ralph Kaminski
Piosenkarz, kompozytor, producent muzyczny, reżyser teledysków. Tworzy kostiumy i scenografię
Lubi: klocki LEGO; naleśniki babci; pizzę; spędzać czas z przyjaciółmi
Nie lubi: niepewności jutra; interesownych i fałszywych ludzi; tęsknoty; trzymania diety
Z czym kojarzy ci się słowo „funky”?
Z byciem oświetlonym przez kulę disco.
Jak wyobrażasz sobie swoje życie w latach sześćdziesiątych lub siedemdziesiątych XX wieku?
Mieszkam w Londynie, należę do bohemy i raz w miesiącu latam do Los Angeles pomieszkać w moim domu z basenem, z którego widać całe miasto.
Jesteś trochę jakby z tamtych czasów, skąd czerpiesz pomysły na kreacje sceniczne? Szyjesz, przerabiasz ubrania?
Zabierając się za tworzenie mojej nowej odsłony, w pierwszej kolejności zacząłem szukać oryginalnych dzwonów z lat siedemdziesiątych. To było bardzo trudne; przeszedłem cały Londyn, ale w sklepach vintage królują rzeczy z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. W końcu udało mi się znaleźć kilka par, jedną w Sztokholmie, lecz większość ubrań szyłem sam. Poza tym kolega podesłał mi prace Michała K. Wiśniewskiego, młodego projektanta i absolwenta Londyńskiej Central Saint Martins. Zachwyciłem się jego kolekcją dyplomową, która idealnie wpasowała się w moją koncepcję. Nie wyobrażałem sobie tego lepiej. Ręcznie robiony sweter z napisem „dobra zmiana”, charakterystyczne kołnierze, krój spodni wymyślony przez Michała. Stworzył mój look przy tym albumie.
Co było inspiracją dla twojego nowego looku?
Zależało mi na stworzeniu ponadczasowego wizerunku w nawiązaniu do ikonicznych sylwetek lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Mieszanka stylu Jaggera, Bowiego oraz ABBY. A do tego futuryzm, który wtedy królował w filmie. Proste, minimalistyczne scenografie bez przesadnego używania świateł i bodźców. Zmiksowałem to z moją estetyką, by uniknąć efektu przebrania.
Gdybyś mógł zagrać na Woodstocku w latach siedemdziesiątych, z jaką gwiazdą chciałbyś zaśpiewać w duecie? Która postać z tamtych lat najbardziej cię inspiruje?
Myślę, że statek kosmiczny, który stawiam na scenie idealnie wpasowałby się w klimat Woodstocku. Chyba największą nagrodą byłoby znaleźć się tam jako uczestnik, świadek tej historii. Sam występ to już lot na Marsa, nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Weronika Banaś
Weronika Banaś
Multidyscyplinarna projektantka. Specjalizuje się w innowacjach materiałowych i zrównoważonym rozwoju.
Lubi: wyzwania; długie, ciekawe rozmowy, ogród swojego dziadka, poznawanie nowych kultur i podróże, gotowanie wege hot-pota z przyjaciółmi, spontaniczne małe wycieczki z chłopakiem, generalnie doświadczać – to jej źródło inspiracji
Nie lubi: small talków; mięsa; ludzi, którzy nie mają swojego zdania i zainteresowań; spóźniać się; kiedy za długo pozostaje w strefie komfortu i brakuje jej nowych wyzwań; jak coś ją ogranicza; braku logiki w działaniu
Z czym kojarzy ci się słowo „funky”?
Funky – odjechany, trochę szalony, ale też cool. Termin ma korzenie w muzyce, ale wydaje mi się, że może dotyczyć różnych kwestii, w tym stylu życia. W sumie od razu przyszedł mi do głowy utwór, który bardzo lubię – „Super Freak” Ricka Jamesa. Czasem wydaje mi się, że moja praca jest tak trudna do sklasyfikowania, że mogę być postrzegana jako „super freak”, co właściwie w ogóle mi nie przeszkadza.
Jak wyobrażasz sobie swoje życie w latach sześćdziesiątych lub siedemdziesiątych XX wieku?
To właśnie wtedy załoga Apollo 11 przywiozła mnie ze swojego lądowania na Księżycu. Jak na razie trzymam się nieźle! A tak serio; pewnie walczyłabym, żeby znaleźć się wśród tych kilku procent kobiet posiadających wówczas wyższe wykształcenie. To ekscytujący okres, kiedy ludzie wierzyli, że wszystko jest możliwe, projekty tworzono z myślą o przyszłości. Masowa produkcja, nowe materiały – to coś dla mnie. Niestety, świat projektowy był zdominowany przez mężczyzn. Trochę więcej swobody kobiety miały w świecie mody, więc pewnie starałabym się pracować z inspirującymi osobami, które wtedy stawiały pierwsze kroki w branży, na przykład businesswoman i aktywistka Vivienne Westwood czy Miuccia Prada (która ma również doktorat z nauk politycznych). Chociaż tak naprawdę wolę żyć tu i teraz, kiedy mogę sama kształtować swoje życie, uczyć się i rozwijać poza schematami z przeszłości.
Twoje biurko przypomina małe laboratorium. Kiedy poczułaś, że chcesz zacząć eksperymentować z materią?
W swoim nie aż tak długim życiu pracowałam już w wielu branżach – długo trenowałam sportowy taniec towarzyski, od szesnastego roku życia pracowałam w modelingu, później w stylizacji, scenografii, projektowaniu wnętrz i mebli. Od dziecka byłam ambitna, ale trudno mi dopasować się do jakiejś grupy. Zawsze czułam się trochę outsiderem analizującym rzeczywistość. Musiałam wszystkiego spróbować. Pięć lat temu byłam na moim pierwszym i ostatnim kontrakcie modelingowym w Szanghaju. Pojechałam tam w wakacje, po semestrze spędzonym na uczelni projektowej w Monachium. Już wtedy zdawałam sobie sprawę, że dizajn ma duży wpływ na nasze życie, że chcę projektować. Podczas pobytu w Chinach zobaczyłam ogromną nadprodukcję wszystkiego – ubrań, przedmiotów, opakowań. Po powrocie do Europy wiedziałam, że jeśli nadal chcę tworzyć, muszę mieć dobry powód. Wtedy zainteresowałam się światem materiałów – na wysypisko śmieci nie trafia funkcja, lecz materiał, z którego przedmiot został wykonany. Zaczęłam analizować składy, szukać możliwości rozwoju w tym kierunku. Natrafiłam na Healthy Materials Lab – część Parsons Design School w Nowym Jorku. Dzięki wygranej w konkursie mogłam uczestniczyć w zajęciach online, które pozwoliły mi zrozumieć wiele zależności panujących w świecie materiałów. Jest pasjonujący, pełen absurdu, nic nie jest w nim oczywiste. Dziś chcę się dzielić swoją wiedzą i opowiadać o istocie materiałów.
Jacquemus prosi cię o stworzenie ekologicznych materiałów do swojej kolekcji. Co byś zrobiła?
Dobre pytanie! Jeszcze nie mogę za dużo powiedzieć, bo to tajemnica, ale w ramach współpracy z jedną z zagranicznych marek zajmuję się opracowaniem technologii produkcji ekologicznych dodatków. Moim zadaniem jest pozyskiwanie, a w razie braku rozwiązań – tworzenie własnych kompozytów, stanowiących istotną część kolekcji. Nadzoruję także dobór i produkcję tekstyliów. Generalnie chcemy przetestować jak najwięcej innowacyjnych rozwiązań materiałowych, żeby pokazać, że to możliwe. Mogę zdradzić, że sporo pracujemy z materią odpadową i nowymi technikami przetwarzania. Ważne, żeby przy wdrażaniu nowego produktu mieć świadomość, jaki przekaz ze sobą niesie, ale także wprowadzać takie innowacje, które będą mogły stanowić przykład dla innych. Lubię współpracować z rynkiem mody, ponieważ ma duży wpływ na ludzi – chcąc, nie chcąc, wszyscy jesteśmy częścią tego przemysłu. Nieraz nawet małe zmiany, ale wprowadzane na większą skalę, mogą się przyczynić do oswajania społeczeństwa z innowacyjnymi rozwiązaniami.
Materiał przyszłości to…
Trudno wybrać jeden. Wszystko zależy od sposobu wykorzystania. W świecie materiałów ważne jest, żeby dobrane tworzywo jak najlepiej spełniało swoją funkcję w projekcie. Czasem jest to wytrzymałość, a czasem wręcz przeciwnie – może chodzić o materiał do użytku jednorazowego, ale taki, który po użyciu nie będzie szkodliwy dla środowiska. Moim zdaniem przyszłość materiałów tkwi w ponownym wykorzystywaniu odpadu, a także w biofabrykacji. Biofabrykacja jest związana z materiałami, które nie są produkowane, a „hodowane” w laboratoriach. Popularyzacja takich rozwiązań pozwoli na obniżenie dosyć wysokich obecnie kosztów produkcji. Dodatkowo dzięki temu, że materiały mogą powstawać w laboratorium, mamy dużą kontrolę nad ich właściwościami – możemy skalować procesy, żeby zaspokoić potrzeby rynkowe, nie obawiając się o aspekt etyczny czy wpływ środowiskowy.
Ania Dębicka
Ania Dębicka
Artystka, feministka kochająca kobiety i ich naturalne piękno, które jest dla niej największą inspiracją w sztuce. Studentka kulturoznawstwa, czasem niania.
Lubi: francuskie brzmienia; czarną kawę; zabudowane majtki; ciszę, panią Chantal Chamberland; nieplanowane podróże
Nie lubi: gorących potraw; seksistowskich tekstów; toniku do picia; wylegiwania się w łóżku; sportów drużynowych; obcisłych ubrań
Z czym kojarzy ci się słowo „funky”?
Moją pierwszą myślą była piosenka „Funkytown” ze Shreka.
Jak wyobrażasz sobie swoje życie w latach sześćdziesiątych lub siedemdziesiątych XX wieku?
Biorąc pod uwagę fakt, że wówczas feminizm w Polsce niemal przestał istnieć, ponieważ władze PRL uznały, że spełniły już wszystkie postulaty, sądzę, że mocno walczyłabym o prawa kobiet. Domniemam też, że żyłabym w pokoju z meblościanką zajmującą znaczną część mojego domu. Tak naprawdę trudno mi to sobie wyobrazić. Zamykam oczy i kompletnie nie potrafię się tam przenieść. To były zupełnie inne czasy.
Twoja ceramika jest inspirowana kobietami. Czym jest dla ciebie kobiecość? Co cię w niej fascynuje?
Kobiecość jest dla mnie subtelnością, pewnością siebie, pożądaniem i seksem. Odgrywa w moim życiu najważniejszą rolę, zaraz po miłości. Fascynująca jest dla mnie różnorodność i niejednoznaczność, które mogę interpretować na wiele sposobów. Stąd też wzięło się moje zamiłowanie do wyrobów ceramicznych. Posiadanie jednej kobiety w domu to wspaniała sprawa, ale posiadanie większej liczby, w wielu formach, wymiarach i wymyślnych kształtach, to czysta rozkosz! Uwielbiam niedoskonałości i wyjście poza społeczne standardy. Bardzo cenię indywidualność i niepowtarzalność, dlatego nigdy nie tworzę takich samych naczyń. Wenus z Willendorfu jest dla mnie znacznie większą inspiracją niż Kim Kardashian.
A gdyby Kardashianki poprosiły cię o zaprojektowanie całej zastawy na wykwintną kolację, co byś dla nich stworzyła?
Dla Kardashianek super brzmi cyckowa zastawa. Zrobiłabym coś w żywych, mocnych kolorach, ale nie jaskrawych. Może w odcieniach pomarańczy albo czerwieni. Odeszłabym od ich standardowego pojmowania wyidealizowanych ciał. Mam w głowie projekt takiego talerza: duży, nierówny, ozdobiony kilkunastoma piersiami przy krawędzi. Zrobiłabym to raczej na płasko. Albo na przykład kieliszek ceramiczny ze spływającymi piersiami. Zrobię taki, nawet jeśli nie one go zamówią.
Twoja wymarzona pracownia?
Wolna przestrzeń z dużą ilością naturalnego światła i wielkimi oknami. Może stara szopa obok domu, w którym mieszkam, żebym wreszcie przestała się śpieszyć? Oczywiście przerobiona, bo szopy zwykle nie mają okien. Wyobrażam sobie całe ściany udekorowane obrazami bądź deskami obdartymi z białej farby. Chciałabym też mieć koło garncarskie albo nawet dwa; gdybym z jednym się pokłóciła, w pobliżu zawsze byłoby drugie. A tak to jest z tymi kołami, póki co z żadnym się nie polubiłam.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement