Tym samym "Czarnobyl" wyprzedził takie klasyczne pozycje, jak "Planeta Ziemia" BBC, "Kompanię braci", "Grę o tron" i "The Wire" również od HBO, czy "Breaking Bad", które można oglądać w Netfliksie. Na czym polega fenomen "Czarnobyla"?
Bez wątpienie wielkim magnesem jest sam temat. Jedna z najtragiczniejszych w skutkach katastrof spowodowanych przez człowieka do dziś rozpala emocje, zarówno wśród osób, które dobrze pamiętają lata 80., jak i tych młodszych, którzy historię tę znają tylko z opowieści.
Mocną stroną "Czarnobyla" jest też obsada. Trio Jared Harris (jako Walerij Legasow, nękany wątpliwościami radziecki fizyk jądrowy, który jako pierwszy zrozumiał skalę katastrofy), Stellan Skarsgård (w roli Borysa Szczerbiny -oportunistycznego, ale honorowego partyjniaka, który przewodniczył pracom rządowej komisji ds. Czarnobyla) i Emily Watson (jako Ulana Khomyuk, radziecka fizyczka jądrowa, która chce poznać prawdziwe przyczyny wybuchu reaktora) przykuwa do ekranu swoimi niejednoznacznymi postawami w ekstremalnych warunkach.
Pewną przeszkodą dla widzów (szczególnie tych ze Wschodu, w tym Polaków, przyzwyczajonych do poradzieckich klimatów) może być użycie w serialu języka angielskiego w rozmowach bohaterów, jak również pewna "hollywoodyzacja" akcji i dialogów. Sporo tu uproszczeń, które nawet laik w dziedzinie historii i specyfiki ZSSR zauważy. Szybko jednak to przestaje przeszkadzać, bo dajemy się pochłonąć ciężkiemu klimatowi produkcji i z wypiekami na twarzy obserwujemy akcję ratunkową po wybuchu 8 kwietnia 1986 roku w elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Tragicznemu wydarzeniu, którego skali nie udało się ukryć nawet najbardziej wytrawnym radzieckim propagandystom, a jego echa trwają do dziś. Ci, którzy próbowali opanować katastrofę na miejscu, musieli poświęcić życie, nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
Przed nami jeszcze 2. odcinki "Czarnobyla", ale możemy być właściwie pewni, że serial ten utrzyma formę i napięcie do końca.