Robert: Minęliśmy się na korytarzu w gimnazjum, porozmawialiśmy i zaczęliśmy grać najpierw we dwójkę, a potem z różnymi dodatkowymi muzykami, basistami, klawiszowcami. Dyrektor nas wynajmował, więc akompaniowaliśmy szkolnym bardom, muzykantom.
Graliście w garażu, studio?
Stach: Spotykaliśmy się we dwójkę w sali od plastyki i muzyki w liceum. Pozwoli mi tam trzymać perkusję w liceum i wkrótce zaczęliśmy szukać osób do dodatkowego grania. Nie pamiętam, jak było z Agą. Znałeś ją wcześniej? Bo ja ją poznałem w gimnazjum
Robert: Jeśli chodzi o Agę, to chodziliśmy do jednej klasy i od razu wiedzieliśmy, że to jest to. Wtedy jeszcze Aga grała na gitarze, a akurat potrzebowaliśmy w zespole basisty, więc dopiero po jakimś czasie wszystko zaczęło działać tak, jak powinno. Chodziliśmy w formie zajęć do pałacu młodzieży, angażowano nas też w różne przedstawienia i występy, bywaliśmy zespołem akompaniującym. Zdarzało nam się nawet śpiewać piosenki z lat 20/30, które krążą gdzieś w internecie. Teraz jesteśmy we trójkę w takim składzie, a Stasiu pisze teksty.
Jest was trójka, a nazywacie się Stach Bukowski (jak wokalista). Czemu?
Robert: Przechodziliśmy różne metamorfozy - wcześniej mieliśmy inną nazwę, już nie pamiętam jaką, ale była w takim studenckim klimacie. Teraz odcinamy się od tego, co tworzyliśmy wcześniej.
Stach: Tak, rzuciliśmy kośćmi i wyszło akurat moje nazwisko.
Specyficzne są te wasze nazwy. Płyta nazywa się "Czerwony SUV". Co to za SUV i dlaczego jest czerwony?
Stach: To jest tytułowa piosenka na naszym albumie i nasz bezkompromisowy środek transportu, którym chcemy zabrać słuchaczy w nasze muzyczne podróże.
Robert: Bardziej kierujemy się w kierunku mocnych samochodów 4X4 niż takich samochodzików z silnikiem 1-2.
Stach: Mocniejsze, ale przystępne dla dużego grona odbiorców. To taki rock alternatywny, pop rock z elementami hard rocka. Mimo, że nasza muzyka kojarzy się ze skórzanymi kurtkami i wysokimi martensami, czerwonym SUV-em albo nawet czarnym SUV-em, to jesteśmy raczej kolorowi i z przymrużeniem oka.
I od początku chcieliście grać muzykę, czy były jakieś inne plany?
Robert: Ja chciałem być strażakiem, w przedszkolu. Możliwe, że wóz strażacki już wtedy kojarzył mi się z czerwonym SUV-em.
Stach: Do zeszłego roku nie spodziewaliśmy się, że to wszystko jest możliwe. To jak marzenie o byciu prezydentem, ale co do realizacji...
Co was zaskoczyło, kiedy już udało wam się zacząć te marzenia realizować?
Stach: Jeszcze zanim podpisaliśmy kontrakt, zastanawialiśmy się, jak sprawić, żeby te nasze utwory brzmiały lepiej. Myśleliśmy, że wejdziemy do jakiejś magicznej fabryki utworów, a okazało się, że trzeba pójść do dobrego studia z dobrym realizatorem, producentem i dobrze to zagrać, a studio nie różni się od tego, co robiliśmy wcześniej.
Robert: Wielu muzyków podkreśla w wywiadach, że ważne są emocje i przekaz. Początkowo myślałem, że tak się mówi, bo to tak wypada. Przecież naprawdę chodzi o to, żeby wziąć gitarę i zagrać, nie?
Udało się odnaleźć te emocje?
Robert: Nie wiem, czy w ogóle da się je odnaleźć.
Stach: To ja będę w kontrze. Odnaleźć się da, ale nie wiem czy da się je przelać na papier. Nagrywanie to jest ciągłe poszukiwanie najlepszego odzwierciedlenia tych emocji i wydaje mi się, że to coś, czego człowiek uczy się całe życie.
A technicznie coś was zaskoczyło?
Robert: Czasem przed mikrofonem trzeba przejaskrawiać, żeby wyszło naturalnie. Świetnym przykładem są końcówki słów.
Stach: Na początku wydawało mi się, że śpiewam normalnie, tak jak się mówi, ale to nie do końca działało. Jak zacząłem kłaść nacisk na końcówki np. w słowie "znów", to dopiero wyszło wyraźnie. Czasem trzeba inaczej podejść do tej pracy.
Dużo analizujecie! To pewnie dlatego, że studiujecie na Politechnice (Stach studiuje telekomunikację.
Aga technologię chemiczną, a Robert informatykę). Właśnie, jak reaguje uczelnia na wasze pozawydziałowe aktywności?
Robert: Żartobliwie. Moi koledzy śledzili rozwój tego zespołu przez lata, więc dla nich to nic nowego. Odbierają ten projekt jako coś przyjemnego. Raz siedzieliśmy z kolegami na piwie i leciał „Los”.
Stach: Na naszym wydziale ludzie mniej więcej kojarzą, o co chodzi, bo wiele razy występowaliśmy na imprezach wydziałowych, ale wiele osób nie zdaje sobie sprawy, na ile jest to zaawansowane. Niektórzy myślą, że nadal jesteśmy na etapie imprez piknikowych.
mat. pras. wytwórnia FONOBO
A gdzie byście chcieli dojechać tym czerwonym SUV-em?
Stach: Chciałbym wystąpić na Open’erze, bo się założyłem z kolegą. To było w 2017 roku, tuż po tym, jak zawiązał się ten nasz trzyosobowy zespół. Rozmawialiśmy o muzyce na imprezie i wtedy powiedziałem do mojego kolegi Marcina, żeby dał nam cztery lata na wystąpienie Open'erze.
Stach: Na początku założyliśmy się o rację, potem o dużą wódkę, a finalnie stanęło na drogiej whisky. Najchętniej bym za nią nie płacił, ale tak tylko mówię, nic nie wymuszam. Przede wszystkim chcielibyśmy jednak wystąpić na jakimś dużym festiwalu letnim, na dużych scenach, stadionach.
Właśnie, jak to jest, że czasami artyści z 600 tysiącami obserwujących nie mogą wyprzedać klubowego koncertu?
Stach: Wydaje mi się, że chodzi o renomę koncertową. Najlepsze, co możemy zrobić, to grać świetne koncerty z dużą energią, żeby ludzie przekazywali sobie pocztą pantoflową, jak było super na koncercie Stacha. I to też szansa, by wysłuchać słuchacza, bo kto nam powie lepiej, niż oni?
Robert: To też jest kwestia przyjścia na koncert konkretnego artysty. Jesteśmy już przekonani, że to jest muzyka, z którą się utożsamiamy, za którą płacimy.
Robert: Stary rock, stare granie, ZZ Top. To nie było tak, że spotkaliśmy się z wytwórnią i oni nam powiedzieli, że jest pomysł, żebyśmy grali retro rocka czy pokażcie, że rock nie umarł, jak w tej komedii „Szkoła rocka”. U nas to było w drugą stronę, bo my tego rzeczywiście słuchamy, choć nasz Spotify nie kończy się na latach 90.
Stach: Dużo muzyki z lat 60., Beatelsi, Wodecki, Krawczyk, Czerwone Gitary, czasem rap, czasem muzyka klasyczna, ale wszystkie gatunki nas kształtują. Nawet disco, ale dobre disco, typu Bee Gees, Boney M.
Rodzice was tym zarazili?
Robert: Mnie rodzice, choć Black Keys odkryłem grając w Fifę 10, bo miałem Xboxa i tam był taki jeden kawałek. Od razu przypomina mi się też gra, od której zaczęło się moje granie na gitarze. To było Guitar Hero, plastikowa gitara z 5 guzikami i do tego płyta CD, na której było pokazane, w którym miejscu należy naciskać. Dzięki temu zacząłem zajęcia gry na gitarze, bo rodzice zdali sobie sprawę, że mnie to interesuje.
Stach: Rocka znalazłem sobie sam, ale rodzicom zawdzięczam Annę Jantar, Wodeckiego, Toma Jonesa, muzykę jazzową, folkową, zespół Mazowsze czy nawet ukochanych Beatelsów. Co do gier, to ja zacząłem grać na perkusji, bo kupiłem sobie zabawkową perkusję, żeby grać Beatelsów, bo byłem w nich wtedy zakochany.
Robert: Konsole są super, ale trzeba od nich odejść.