Jak zauważa Holland, pamięć o postaci Mikoláška nieco zanikła w czeskiej świadomości zbiorowej. Nowe pokolenie Czechów kwituje wzmianki o nim słowami: „Jan Mikolášek? Zaraz, zaraz. Babcia mi o coś o kimś takim opowiadała". To legenda. Alchemik i cudotwórca, a jeśli wierzyć władzom komunistycznym, również szarlatan. Przygotowania do filmu poczynione przez reżyserkę ujawniły, że w Czechach jest mało rodzin, w których ktoś się u niego nie leczył, nie zetknął z jego ziołami. Dla samych zielarzy pozostaje mistrzem. Holland wspomina, że obecni na planie filmu zielarscy konsultanci nieustannie powtarzali, że „są z Mikoláška".
Za pomocą filmowej narracji, Holland opowiada o medycynie balansującej na granicy czarów i ludowych wierzeń. Kamera znajduje się blisko twarzy aktorów. Kameralne kadry sprzyjają kreowaniu intymnej więzi między bohaterem a widzem.
„– „Jest to intymna historia, a równocześnie bardzo epicka. I główny bohater, który sam jest tajemnicą. Jan Mikolasek jest skomplikowany i pełen sprzeczności, wewnętrznych napięć, a przy tym jego ego i pycha są tak wielkie, że fascynujące było dla mnie poznać kogoś takiego. Do tego wszystkiego dodałabym uczucie, które łączy go z jego asystentem Franciszkiem Palko. Tak nieoczywiste, że nie wiemy do końca, czym właściwie jest. Ze strony Mikoláška to relacja przemocowa, ale widać w niej także ogromny głód miłości”, powiedziała PAP Agnieszka Holland po światowej premierze.
Holland przyznaje, że „Szarlatan" był zupełnie inną podróżą niż krystaliczny Gareth Jones – bohater jej poprzedniego projektu. Być może ta podróż była dla twórczyni łatwiejsza. W rozmowie z portalem Onet.pl zdradziła dlaczego:
Dla widzów szlachetny Gareth Jones był nieskazitelnym lustrem, w którym niechętnie się przeglądali. Mikolášek to krzywe zwierciadło – pełne cieni i niedopowiedzeń. Holland podkreśla, że szczególnie dziś kinematografia cierpi na niedobór bohaterów pogłębionych i niejednoznacznych.
Oprócz kreacji skonfliktowanego wewnętrznie bohatera, twórczyni w sposób dla siebie charakterystyczny balansuje na granicy faktów historycznych i fikcji. Zamiast budować monumentalne hagiografię, daje sobie prawo do uruchomienia wyobraźni. Pozwala by jej fantazja i wolność twórcza wypełniły luki w biografii. Jej wizje to poszukiwanie prawdy, aktualnej i osobistej, poprzez snucie opowieści opartej na, w pewnym stopniu, fikcyjnym konstrukcie.
Scenariusz do filmu napisał Marek Epstein. Reżyserka, która przykłada olbrzymią wagę do tekstu wyjątkowo ceni sobie współpracę ze scenarzystą. Poza tym podkreśla, że współpraca z Czechami to dla niej przyjemność. Opisuje czeskich współpracowników jako silne, twórcze osobowości, które jednocześnie potrafią pozostać niesamowicie skromne i skłonne do sensownych kompromisów. Dotychczas współpracowała choćby ze Štěpánem Hulíkiem, scenarzystą „Gorejącego krzewu".
Statuetki Czeskich Lwów to nie jedyne wyróżnienie dla „Szarlatana", który na początku lutego znalazł się również na oscarowej shortliście w kategorii najlepszy pełnometrażowy film międzynarodowy. Jego konkurentami będą m.in. „Na rauszu" Thomasa Vinterberga, „Quo vadis, Aida?" Jasmili Žbanić oraz „My dwie" Filippo Meneghettiego. Nominowane tytuły poznamy już 15 marca.
/tekst: Aleksandra Adamiak/