Burning Man to wydarzenie, które od 1986 roku zrzesza tysiące ludzi. Jego symbolika wiąże się z rytualnym podpaleniem kukły oznaczającym pożegnanie z przeszłością. Niezwykły event nawiązuje do mitologii, baśni oraz otwartości na wyznania religijne. W tym roku w dniach od 30 sierpnia do 7 września na pozór wszystko wyglądało jak zawsze. Na Burning Manie można było zobaczyć wiele koncertów, wydarzeń kulturalnych, odwiedzić świątynie oraz przeżyć spalenie 40-metrowej drewnianej konstrukcji przypominającej mężczyznę. Organizatorzy wydarzenia zapewnili uczestnikom wszystko oprócz podróży na pustynię Black Rock w Nevadzie. Cały event odbył się online, a każdy z uczestników mógł stworzyć swojego wirtualnego „płonącego” avatara. The Oasis Burn była przestrzenią w wirtualnym świecie, po której można było się poruszać, budować ją i bawić się z innymi uczestnikami.
„– „Możesz mieć kontakt z drugim człowiekiem, rozmawiać, a potem nagle odkryć, że potrafisz latać. No chodź. To wspaniale!”, powiedział Sebastian, jeden z dobrowolnych współtwórców festiwalu na łamach „Journal Burning Man”.
Burning Man w tym roku postawił na technologię. W jego produkcji wzięło udział kilkudziesięciu projektantów gier komputerowych, programistów oraz milionerów zarządzających wielkimi korporacjami. Znane nazwiska jakie widnieją na liście odwiedzających tegorocznego Burning Mana to na przykład współzałożyciele Google Larry Page i Sergey Brin albo założyciel Amazona Jeff Bezos. Wszystkie lokalizacje zostały zaprojektowane przez członków organizacji non-profit We Are From Dust. Cały ten wysiłek nie poszedł na marne. Burning Man okazał się chyba pierwszym wirtualnym wydarzeniem tego typu na świecie, a jego uczestnicy mogli, jak co roku, wykazać się kreatywnością, poznać ludzi z całego świata i przeżyć niezapomniane doznania. Tylko czy tak właśnie będzie wyglądała przyszłość festiwali? Mimo wszystko wolelibyśmy, żeby odpowiedź była jednoznacznie przecząca.
/tekst: Martyna Małysiak/