Przed czym ucieka moda?
Iluzja pozwala na usunięcie się w uczucie odrealnienia – oderwanie od ryzów norm i ograniczeń. Kojącą beztroskę i wiarę w błogi optymizm. Umożliwia ucieczkę. Innymi słowy, pozwala na eskapizm – w psychologicznym ujęciu oznaczający próbę uniknięcia rzeczywistości, wyparcia kontrastujących przekonań i trudnych do okiełznania nieprzyjemności.
W kontekście mody, to oderwanie kolekcji od codzienności - niemal naturalna reakcja na niepewność i niepokój. To momentami naiwna, ale szczera próba wszczęcia rewolucji. W trudnych momentach ma ona paradoksalną formę ubraniowych bachanaliów w postaci haute couture.
Covidowa rzeczywistość pozwala na globalne zatracenie się w tym pełnym przepychu widowisku – wystarczy dostęp do internetu. Moda wysoka może być czytana jak wyścig zbrojeń projektantów. Dla odbiorców często to emocjonalne, niemal rytualne doznanie. Choć w dosłownym tłumaczeniu pokazowe sylwetki mogą być niestrawne dla codziennej garderoby, są często zaczynem dla rodzących się modowych tendencji, widocznych następnie w modzie ready-to-wear. Od makijażu, fryzur i akcesoriów zaczynając, na zachwycających dbałością o szczegóły projektach kończąc.
Plaster z haute couture
Za pierwszy przejaw współczesnego, modowego eskapizmu można uznać lata dwudzieste – krzyczące jazzem, liżące rany po pierwszym światowym konflikcie. Chęć odurzenia się ideą „carpe diem” wydawała się nie do powstrzymania. Zupełnie tak, jak rozpad starego porządku. Kobiety nie miały zamiaru dać się wtłoczyć w dawne role – wzięły haust nowej obyczajowości. Rozkwit nocnego życia i boom ekonomiczny pozwoliły na swobodę, optymizm i wyzwolenie, wszystko to wypijane do dna w nocnych klubach, gdzie spódnice wirowały nad kostkami. Choć rozpatrywanie mody lat 20 jedynie w kontekście stereotypowych flapperek byłoby dużym uproszczeniem, podkreślanie nieśmiertelnej młodości w modzie i makijażu było aż nadto widoczne. Wyzwolenie i, wydawać by się mogło, nieograniczone możliwości znalazły odzwierciedlenie w wygodzie stroju, prostych krojach i kontrastującym, artdecowskim bogactwie kreacji wieczorowych. Koronki, metaliczne nici, koraliki, pióra, lekkość nowoczesnych tkanin – od Chanel i jej androgynicznego zacięcia, po romantyczną kobiecość Lanvin.
Założona pod koniec XIX wieku Le Chambre Syndicale de la Haute Couture miała stać na straży tego, co można określać mianem ekskluzywnego luksusu – kilkadziesiąt lat później definiując surowe wymagania, które muszą być spełnione, aby dany dom mody mógł jaśnieć w panteonie mody wysokiej. W roku 1945 został wydany niemal królewski dekret definiujący między innymi liczbę pracowników, czy wielkość prezentowanych kolekcji (kilkadziesiąt nowych sylwetek, dwa razy w roku). Przetrwać mogli tylko najlepsi, najbogatsi i najwytrwalsi.
Na myśl nasuwa się pytanie, dlaczego szacowny syndykat zajął się usystematyzowaniem mody, a raczej uformowaniem jej najwyższej wersji, właśnie wtedy – kiedy świat ledwo dyszał, z trudem wyczołgując się ze zgliszczy II wojny światowej. Przecież spadek liczby odbiorców mogących sobie pozwolić na ekstrawagancję zakupu haute couture (nie mówiąc o zakupach w ogóle) był oczywisty. Myślenie o modzie w takiej sytuacji wydaje się być zupełnie nie na miejscu, choć z drugiej strony: czy aby na pewno? Kiedy rzeczywistość każe padać na kolana, naturalną reakcją jest poszukiwanie piękna w codzienności, w tym w sztuce użytkowej, jaką jest moda. Bynajmniej nie oznacza to tchórzostwa. To raczej chęć złapania oddechu wtedy, gdy brak jest nadziei, a marazm wydaje się być nie do zniesienia.
Dwa lata po wojnie, New Look Diora zgilotynował wszystko, co spotkał na swojej drodze. Taranował zgrzebność przez fałdy bogatych spódnic, powrót gorsetów i zmianę sylwetki na tę znaną z Belle Epoque. Choć New Look Diora paradoksalnie czerpał garściami z przeszłości i niektórzy zarzucali mu brak nadążania za potrzebami nowoczesnej kobiety, Monsieur Dior umiejętnie zagrał na najczulszej nucie każdego, kto za czymś tęskni – odwołał się do nostalgii. Wizji czasu w utopijnym ujęciu kobiecości, skupieniu jedynie na pięknie, na niezmąconym cierpieniem raju. Miał być modowym antidotum na wszystko to, co zabrała wojna. Nie bez powodu Alexander Fury nazywa New Look ostatecznym przykładem eskapizmu. Tym ważniejszego, że przywrócenie frywolnej kobiecości nie miało jedynie jednostkowego wymiaru. Dla Paryża to było to odzyskanie regaliów stolicy mody.
Jest rok 2021. Jest moda wysoka, ale nie ma wojny. Jest natomiast rzeczywistość COVID-u. Może zestawienie z wojnami światowymi jest trochę obrazoburcze, ale pandemia, podobnie jak wojny światowe, jest zdarzeniem, które dotknęło cały świat. Dla wielu zakryło chmurami radość i sprawiło, że chcą uciekać. W cokolwiek, co pozwala zatracić się w baśni – zupełnie tak samo, jak wtedy, gdy byliśmy dziećmi. Z tym, że kolorowe obrazy nie przewijają się pod sennymi powiekami. Oglądamy je online.
Co dziś w menu? Dres i złoto
Kiedy nastała pandemia, wróżono na dwie ręce. Jedna wskazywała na zwrot ku sportowej wygodzie (tzw. athleisure) przez tworzenie fortów w domach na home office i odebranie modzie jednej z jej najważniejszych funkcji, czyli możliwości komunikowania ze światem zewnętrznym. Druga wskazywała na drogę modowego oświecenia – globalną świadomość konsumencką, wsparcie mikromarek, zrównoważone zakupy. Ba, nawet kolor Pantone 2021 zwiastuje ten dualizm. Szarość dresów (Ultimate Grey) i słoneczna nadzieja (Illuminating).
Faktycznie, kupujemy inaczej. Oczekujemy bliższego kontaktu, zgodności z naszymi wartościami, nie idziemy łatwo na kompromisy. Może dlatego, że mamy mniej pieniędzy, a może też dlatego, że przekonaliśmy się, że nie potrzebujemy tak wiele. Jednak ewentualne zmniejszenie liczby rzeczy nie oznacza wcale ascetyzmu i kompletnego zwrotu ku dresom. W modzie ready-to-wear dobrze widać chęć ucieczki od szarości. Pastelowe barwy, cottage core, kwiatowe motywy. Nic z tego nie brzmi jak chęć kultywowania zamkniętej w czterech ścianach rzeczywistości. Marzymy o radości. Marzymy o dawnym świecie.
Skoro jednak to haute couture stanowi prawdziwą esencję przyszłych modowych tendencji, w najbardziej artystycznej formie - co mówi tym razem?
Wróżenie z Diora
Od Schiaparelli (gdzie surrealizm zawsze był formą ucieczki od codzienności), przez Chanel (z romantyczną sielskością), po Iris van Herpen (gdzie futuryzm pozwala marzyć) – słowo „eskapizm” pojawiało się w recenzjach paryskich pokazów haute couture 2021 wyjątkowo często. Czyżby świat mody przypomniał sobie o tym, że ubrania to faktyczne panaceum na trudne czasy? Przecież to forma dziecięcej zabawy w magiczne zwierciadło, w tym wypadku zniekształcające pandemiczną codzienność w fantastycznym odbiciu.
Niemal każdy z pokazów analizowano w kontekście eskapistycznej tęsknoty. Jednak tylko jeden z nich stał się wydestylowaną definicją modowej ucieczki. Chodzi o pokaz Diora pod batutą Marii Grazii Chiuri. Zarówno pokaz, jak i film zwiastujący kolekcję rozsypały brokatowe oczekiwania na lepsze jutro i pozwoliły pokazowym sylwetkom robić to, co powinny, czyli sycić głodną wyobraźnię. Nie ma lepszej metafory ucieczki, niż próba zaczarowania rzeczywistości. Chiuri sięgnęła po tarota, którym był zafascynowany sam Monsieur Dior – kładąc na wybiegu kolejne karty projektów, roztaczała aurę lepszego jutra.
Projekty nawiązywały do najstarszej talii tarota – piętnastowiecznej Visconti Sforza. Projektantka wspominała o wpływie izolacji na jej desperackie pragnienie zatracenia w pięknie. Oddaje to zresztą film „Le Château du Tarot”, gdzie metafora chęci zgubienia się w odrealnieniu jest ewidentna. A projekty? Są niemal ikonograficzne, jakby ożyły włoskie, dawne obrazy. Połyskujące patyną materiały i bogate arrasowe wzory ujęte w charakterystyczne kroje. Kwadratowe dekolty, odcięcie pod biustem, balonowe rękawy. Do tego fryzury przypominające renesansowe upięcia i ukoronowanie biżuterią. Dla przełamania kilka sylwetek, jak u weneckich kupców. Wszystko przemyślane tak, jakby moda mogła wpłynąć na karty wyciągane przez bezlitosny los. Może nie były przełomowe jak New Look z 1947, ale zupełnie tak jak wtedy, dom mody Dior chciał przede wszystkim odrealnić trudną codzienność po to, żeby magicznie przyspieszyć powrót do normalności.
Pandemia w teorii powinna wymóc na wysokiej modzie poprawną prostotę, jednak nigdy nie o to chodziło. Moda najwyższa ma dbać o tradycję, unikalność i utrzymanie przy życiu rzemieślników. To z kolei jest spójne z tym, czego poszukuje współczesny odbiorca (nawet jeśli na haute couture jedynie patrzy). Prawdziwego życia w modzie. Spójności, trwałości i historii. Chce widzieć związek pomiędzy rzeczą i tym, co reprezentuje.
Haute couture jest eskapizmem, ale może właśnie przeradza się w podróż? Ekonomiści wieszczą nadchodzący boom hedonistycznego konsumpcjonizmu rodem z lat dwudziestych – odreagowanie przez ekstrawaganckie ubrania i zatroszczenie o fryzurę, makijaż. Dla wielu osób może to być formą wręcz terapeutycznego powrotu na towarzyskie łono – przecież moda to rytuał istniejący między innymi dzięki społecznemu kontekstowi. A moda sama w sobie? Być może na chwilę przestanie uciekać.