Advertisement

Utopia realizuje się dzięki VR w spektaklach Dream Adoption Society. Porozmawialiśmy z grupą

18-09-2021
Utopia realizuje się dzięki VR w spektaklach Dream Adoption Society. Porozmawialiśmy z grupą

Przeczytaj takze

Materiał pochodzi z numeru K MAG 105 Euforia 2021, tekst: Karol Owczarek.
Krzysztof Garbaczewski najpierw wprowadził do teatru sztuki wizualne, teraz rewolucjonizuje go za pomocą wirtualnej rzeczywistości. Wraz z grupą artystów tworzy kolektyw Dream Adoption Society, eksplorujący język sztuki cyfrowej w przestrzeniach teatralnych i galeryjnych. Udowadnia, że pośród grafiki 3D i awatarów jest miejsce na poezję i element mistyczny.
Nie mieliście dość nowych technologii po tym, jak przez miniony rok zdominowały nasze życie społeczne?
Krzysztof Garbaczewski: Jeśli chodzi o korzystanie z nowych technologii, jako ludzkość zaszliśmy tak daleko, że nie ma odwrotu. O wielu zjawiskach już nie sposób myśleć poza technologią. Nie ma we mnie tęsknoty za czymś prawdziwym i fizycznym, bo nigdy jej we mnie nie było. W swojej twórczości korzystaliśmy z nowych technologii jeszcze przed pandemią i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Chcemy opowiadać o świecie współczesnym, używając jego narzędzi. Jako kolektyw artystyczny jesteśmy rozsiani po Polsce, ale mamy ze sobą stały kontakt za pomocą aplikacji typu VRChat czy Zoom. Spotykamy się oczywiście na żywo, ale nie po to, by tworzyć projekty, lecz miło spędzać czas i cieszyć się życiem. Gdy w zeszłym roku pracowaliśmy nad transmitowanym w sieci spektaklem „Faust II” w teatrze we Freiburgu w Niemczech, fizycznie byłem tam tylko ze scenografką Olą Wasilkowską. Anastasia Vorobiova i Janek Duszyński pracowali wirtualnie. Janek grał muzykę na żywo w spektaklu, choć znajdował się wówczas w Warszawie, podłączony przez VR.
Aleksandra Wasilkowska: Nie mam dość technologii, ponieważ dzięki niej mogę teraz przebywać na wsi. Fascynuje mnie, jak oś czasu stała się przeciwstawna. Z jednej strony mamy do czynienia z totalnym przyspieszeniem, z drugiej – z niesłychanym zwolnieniem. Powrócił dyskurs dotyczący natury i wsi, zapośredniczony przez nowe technologie. Wcześniej postrzeganie rozwoju cywilizacji było linearne i skokowe, teraz mamy ruchy przeciwstawne. To paradoks rozgrywający się na naszych oczach. Zauważ, że twoje medium, czyli pisanie, też zabiera możliwość odczuwania czysto fizycznego. Czytając twój tekst, nie poznaję cię osobiście, pozostaje pole dla wyobraźni. Nie wiem, jak pachnie autor tekstu. Ktoś, kto będzie czytał naszą rozmowę, nie pozna tonu naszych głosów ani nie zobaczy, jak się zachowujemy. Każde medium ma swoje ograniczenia, a rozmaite rejony w naszych mózgach, włącznie z ośrodkiem mistycznym, na różne sposoby nadrabiają te braki. Unikałabym dualistycznego podziału na świat rzeczywisty i wirtualny, ponieważ się przeplatają. VR to po prostu jeden ze sposobów komunikowania się ze światem.
VR stanowi przejaw posthumanizmu i odcieleśnienia. Nie ma tu podziałów klasowych i płciowych, każdy może być kim chce. Waszym zdaniem to przestrzeń utopijna i emancypacyjna, pokazująca, że inny świat jest możliwy, czy chwilowa fantazja i możliwość oderwania się od szarej rzeczywistości?
Krzysztof Garbaczewski: W aplikacji VRChat można budować własne przestrzenie i awatary. Zwykle awatary przypominają ludzi, ale na przykład w projekcie „W domu”, który nagrywaliśmy dla HBO, w jednej ze scen występujemy jako drzwi. Ktoś inny biega po mieszkaniu jako wanna czy banan. To przesunięcia w stronę postludzką. W spektaklu „Boska komedia” wpuściliśmy do VR-u ludzi z zewnątrz – aktorzy w dopracowanych wirtualnych awatarach odgrywali swoje role, podczas gdy wśród publiczności nagle pojawił się hot-dog i Wiedźmin. Co stoi za wyborem awatara? To sporo mówi o danej osobie. Utopia realizuje się dzięki technologii VR, która cały czas jest udoskonalana.
Anastasia Vorobiova: VR daje mi bardzo cielesne doznania. To znacznie więcej niż płaski ekran, zdjęcia w social mediach czy wymiana wiadomości. Dzięki kontrolerom możemy dotknąć innych osób, co jest fizycznym doświadczeniem, choć odbywa się wirtualnie. Możesz siedzieć w swoim pokoju, z dala od drugiego człowieka, i rzeczywiście poczuć jego dotyk. Nawet jeśli awatar wygląda jak Pikachu czy drzwi, w jego głębi znajduje się cyfrowy szkielet o ruchach zbliżonych do ludzkich. Nasze życie codzienne, jeśli przez cały dzień korzystamy ze smartfona i komputera, jest mocno zanurzone w świecie cyfrowym, dlatego uważam, że granica miedzy percepcją fizyczną i niefizyczną jest bardzo cienka. W czasie lockdownu możliwość spotkania się w przestrzeni VR i odbywania w niej prób była dla nas wielką ulgą. Zostaliśmy zamknięci, ale mogliśmy robić w zasadzie to samo, co normalnie. Nie czułam, że to coś mniej, to było po prostu inne medium.
Jan Duszyński: Dzięki VR-owi można było niejako wystrychnąć rzeczywistość na dudka. Świat się zatrzymał, a my biegaliśmy po niezwykłych przestrzeniach wirtualnej rzeczywistości, rozmawialiśmy, śpiewaliśmy, wciągaliśmy przypadkowe osoby w różne aktywności i prowokacje. Podobny euforyczny stan odczuwałem jako nastolatek, gdy poznawałem internetowe czaty. Zauważyłem, że w podejściu wielu osób do VR-u jest pewna pułapka, polegająca na tym, że próbuje się w nim odtworzyć rzeczywistość. Niektórzy użytkownicy narzekają, że nie mogą czegoś dotknąć, przesunąć, że coś nie działa. Moim zdaniem należy odrzucić pokusę tworzenia repliki rzeczywistości i przyjąć, że VR przenosi nas do świata rodem ze snu, gdzie porządek rzeczy jest inny niż w realu. Wtedy VR nabiera potężnej mocy.
Robert Mleczko: VR to wytwarzanie nowej rzeczywistości. Stanowi realizację marzenia o utopii, które znamy z książek, filmów czy spektakli, z tą różnicą, że możemy w tym świecie aktywnie działać. Pojawia się tu fascynujące napięcie między tworzeniem czegoś zarazem realnego i nierealnego. W porównaniu do tradycyjnych i oswojonych mediów, takich jak film, zmienia się nasza percepcja. Nie są to tylko doznania estetyczne i intelektualne, lecz całościowe doświadczenie przenikające nasze ciało, wynikające z utożsamienia się z awatarem.
Jak wygląda praca nad scenografią w spektaklu, który łączy świat wirtualny z rzeczywistym?
Aleksandra Wasilkowska: Nie pracowałam przy wszystkich spektaklach Krzyśka Garbaczewskiego, ale chciałabym powiedzieć o jednym bardzo ważnym dla mnie projekcie, a mianowicie interaktywnym „Aporia. Miasto jest miastem”. Oprócz tworzenia scenografii, jako architektka mam swoją pracownię i projektuję budynki. W realu konfrontuję się z grawitacją, ekonomią czy funkcjonalnością. W „Aporii” miałam możliwość wymyślenia od zera nowego, utopijnego miasta i stworzenia w nim własnych reguł. Powstały dwa nakładające się na siebie światy, co powodowało, że reprezentanci społeczności na co dzień niemający ze sobą kontaktu, stykali się, na przykład bezdomny z dyrektorem banku czy sprzątaczka z influencerką. Cmentarz był połączony z budynkami mieszkalnymi, bazar funkcjonował równolegle jako siedziba władzy, a w świątyni mieściła się publiczna toaleta. Efektem stało się inkluzywne miasto, w którym zatarły się podziały klasowe. To pokazuje potencjał VR-u jako przestrzeni do emancypacji i niezwykłych eksperymentów. Można tu testować rozwiązania z przyszłości i wyjść poza ograniczenia narzucane nam przez rzeczywistość fizyczną. VR zachęca do wymyślania lepszych światów, również pod kątem architektury i urbanistyki. Do „Aporii” mogli wkroczyć inni ludzie, gdyż udostępniliśmy stworzoną przestrzeń na platformie VR Mozzila Hubs. Tym samym projekt stał się dziełem o formie otwartej, ewoluującym wraz z ingerencjami widzów-uczestników, którzy mogli nasze wirtualne muzeum przearanżować i rozbudować.
Nowe technologie oskarża się o powodowanie przebodźcowania. Wy z ich pomocą chcecie wprowadzać widza w stan medytacji – jak w „Boskiej komedii” czy „Nic”, nazywanymi „medytacjami teatralnymi”. To paradoks, bo zamiast wyciszenia proponujecie frontalny atak na wszystkie zmysły odbiorcy.
Krzysztof Garbaczewski: Medytację teatralną rozumiem jako ścianę wrażeń, która nieustannie na nas naciera i w końcu musimy się z nią zderzyć. Ma oczyścić nasze zmysły właśnie poprzez natłok wrażeń zmysłowych. Kiedyś nasze spektakle nazywaliśmy instalacjami teatralnymi. Sądzę, że udało nam się dokonać syntezy sztuk wizualnych i teatru. Teraz czułem potrzebę znalezienia czegoś nowego, co doprowadziło mnie do medytacji teatralnej, czyli próby wprowadzenia do teatru elementu mistycznego.
Robert Mleczko: W medytacjach teatralnych następuje przesunięcie akcentu z odbioru narracji jako zestawu elementów, które widz łączy w głowie, na płynięcie z wieloma bodźcami różnych jakości i mocy. To nam pozwala wydostać się z zaprogramowanego przez twórców odbioru i wniknąć w dzieło na własnych warunkach, a co za tym idzie – medytować.
Anastasia Vorobiova: Dla mnie w tych spektaklach istotna jest powtarzalność. Może się to kojarzyć z piosenką posiadającą zwrotki i powtarzający się refren, ale mamy tu do czynienia z czymś bardziej na kształt mantry. Spektakl jest zbudowany z powtarzalnych części, które nie są tożsame. Nie jest linearny. Swoją konstrukcją wprawia odbiorcę w stan bliski nieprzytomności, w jakim znajdujemy się po wybudzeniu się ze snu. Po wyjściu ze spektaklu nie potrafimy przypomnieć sobie całej historii, ale możemy wyodrębnić najważniejsze dla nas punkty, podobnie jak wtedy, gdy staramy się odtworzyć sen. Moim zdaniem sztuka wnika wtedy głębiej, zostaje z nami na dłużej.
W waszych abstrakcyjnych, poetyckich spektaklach funkcja komunikacyjna jest mniej istotna. Kluczowe staje się pozarozumowe, fizyczno-psychiczne doświadczenie. To znacząca różnica w stosunku do tradycyjnie rozumianego teatru.
Krzysztof Garbaczewski: Spektakle, w których wiadomo, o co chodzi, to nie to, czego szukam w teatrze. Staram się robić rzeczy, które są – jak to mówi Ola Wasilkowska – sexy. Pociągają, ale trudno dociec, w jaki konkretnie sposób, gdzie jest ich źródło energii. Gdy jako młoda osoba zobaczyłem spektakle Romeo Castellucciego czy Krystiana Lupy, nie rozumiałem ich, ale emanowały czymś niezwykłym, co mnie fascynowało i przyciągnęło do teatru. Teatr jest tajemnicą, choć tak naprawdę nie ma w nim żadnej tajemnicy. Z tym że nie możemy tego odkryć. Nazwanie rzeczy po imieniu, odarcie ich z naddatku mistyczno-symbolicznego pozbawia nas sensu. Rezultat sprowadzenia wszystkiego do tego, czym jest fizycznie, pokazał Gombrowicz w „Kosmosie” i „Pornografii”. Oznacza to rozpad świata, koniec sztuki i życia duchowego.
Dream Adoption Society – kolektyw artystyczny kierowany przez Krzysztofa Garbaczewskiego, reżysera teatralnego i scenografa, laureata licznych nagród, w tym Paszportu „Polityki”. W skład grupy wchodzą: Aleksandra Wasilkowska (architektka i scenografka), Anastasia Vorobiova (artystka intermedialna pracująca w środowisku VR), Jan Duszyński (kompozytor specjalizujący się w muzyce teatralnej) i Robert Mleczko (operator filmowy, twórca wideo i scenografii, grafik). Dream Adoption Society wprowadza technologię VR (Virtual Reality) i AR (Augmented Reality) w przestrzeń teatralną i sztuk performatywnych. Ich realizacje kolektywu to między innymi „Nic” w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie, „Nietota” i „Boska komedia” w Teatrze Powszechnym w Warszawie oraz „Faust II” w Theater Freiburg.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement