Dane pokazują, że pośród stu najbardziej dochodowych filmów w Stanach Zjednoczonych, szesnaście zostało wyreżyserowanych przez kobiety. W 2019 roku takich produkcji było dwanaście, w 2018 –marne cztery. Pomimo wyraźnej poprawy, wyniki sugerują nam, że wciąż wiele pozostaje w tej kwestii do zrobienia. Według tych samych badań, jeśli wziąć pod uwagę sto topowych produkcji, zaledwie 21% spośród wszystkich członków ekip filmowych to kobiety. Natomiast przy 67% produkcji uwzględnionych w raporcie, na wyższych stanowiskach zatrudnionych było od zera do maksymalnie czterech kobiet, podczas gdy mężczyzn było dziesięciu lub więcej. Dr. Martha Lauzen, jedna z autorek raportu, zaznacza, że taka nierównowaga jest oszałamiająca.
„– „Dobre wieści są takie, że już dwa lata z rzędu obserwujemy wzrost liczby produkcji w kobiecej reżyserii. Przełamuje się tym samym powielany od lat schemat, w którym po każdym roku wzrostu przychodził rok spadku. Złą wiadomością pozostaje fakt, że wciąż 80% najlepszych produkcji filmowych nie ma żadnej kobiety u steru”, powiedziała Lauzen.
Oczywiście rok 2020 był zupełnie dziwny i inny – także dla Hollywood. W związku z pandemią premiery wielu filmów zostały przełożone na kolejne lata. Miało to miejsce chociażby w przypadku dwóch nowych produkcji Marvela – obie wyreżyserowane właśnie przez kobiety: „Eternals” Chloé Zhao oraz „Black Widow” Cate Shortland. Miejmy nadzieję, że rok 2021 utrzyma tendencję wzrostową i ustanowi kolejny rekord w liczbie filmów kobiecej reżyserii.
/tekst: Dominika Trębacz/