Aleksandra Kościkiewicz sprzedaje swoje torebki w trzynastu butikach we Francji, Szwecji, Stanach Zjednoczonych i Australii. Najnowsze modele powstały ze skóry ananasa i jabłek.
Skóra ekologiczna kojarzy się przede wszystkim z tanim poliuretanem, choć trudno mówić o ekologii, gdy jej produkcja jest obciążająca dla środowiska.
Gdy pięć lat temu zaczynaliśmy, na rynku dostępny był tylko poliuretan, ale w ostatnich latach pojawiło się wiele innowacyjnych tkanin, których produkcja nie zużywa dużo wody i jest bezpieczna dla środowiska. Naszym podstawowym materiałem jest tkanina na bazie silikonu, którą można poddać recyklingowi. Korzystamy też z wytwarzanego w Polsce z kleju na bazie wody, ponieważ zależało mi na tym, by nie był toksyczny tak jak tradycyjny klej kaletniczy.
Największą uwagę przykuwa torebka ze skóry z jabłek.
Tak, w zeszłym roku wprowadziliśmy tkaninę z jabłek, której produkcja odbywa się we włoskiej prowincji Trydent, a dokładnie w Bolzano, gdzie wyrabia się przetwory owocowe. Materiał powstaje z nasion, rdzeni i skórki jabłka. Jest bardzo wytrzymały, odporny na promieniowanie UV i w stu procentach biodegradowalny, a ponadto jego produkcja jest w pełni ekologiczna i nieszkodliwa dla środowiska. Cały czas poszukuję nowatorskich rozwiązań i materiałów.
Trudno było znaleźć osoby, które potrafią szyć torebki z takich materiałów?
Stworzenie pierwszej torby zajęło ponad rok. Odmawiali mi wszyscy, do których zwracałam się z zapytaniem o uszycie torebki. Kaletnictwo to zanikający zawód, więc w większości byli to ludzie starszej daty, którzy przez lata szyli wyroby z materiałów pochodzenia zwierzęcego. Praca ze skórą ekologiczną jest bardziej czasochłonna i wymagająca, wszystko musi być dokładnie zawinięte i wykończone. Często było to w ich mniemaniu nieopłacalne, co więcej, wielu z nich nie wyobrażało sobie, że można uszyć torebkę z czegoś innego niż skóra zwierzęca. Na szczęście dzisiaj dysponujemy własną szwalnią i zespołem kaletników, którzy rozumieją naszą filozofię, a co najważniejsze – są doświadczeni i mają świetny warsztat.
Podobno szyjecie torebki tą samą metodą co domy mody Hermes czy Louis Vuitton.
Kroimy i szyjemy ręcznie. Nasze torby są od początku do końca wytwarzane przez kaletników. Nie jest to produkcja seryjna, gdzie każda osoba w łańcuchu wycina lub wszywa jeden element i podaje dalej na taśmę.
Ile czasu zajmuje uszycie takiej torebki?
Samo szycie odbywa się na samym końcu i zajmuje kilka godzin. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, ile elementów ma taka torebka. Zwłaszcza że spora ich część – przede wszystkim te, które składają się na wnętrze i usztywnienie torebki – jest niewidoczna. Nasz pierwszy model ma aż sześćdziesiąt elementów.
Skąd pomysł, żeby zająć się tworzeniem torebek?
Ponad pięć lat temu przeszłam na weganizm. Zmieniłam nie tylko styl odżywiania się, ale również podejście do mody. Całkowicie zrezygnowałam z wyrobów, których produkcja wiązała się z cierpieniem zwierząt, co nie było proste, ponieważ oferta produktów wegańskich była wtedy dość uboga. Pierwszą torbę przygotowałam z myślą o sobie i dzisiaj wciąż przyświeca mi ta sama filozofia – tworzę torebki, które sama chciałabym nosić. Pierwszy model miał w środku siedem kieszeni – oddzielną na szminkę, iPada czy telefon. Torebka musi być przede wszystkim funkcjonalna i wydaje mi się, że wiele kobiet się ze mną zgadza.
Mija pięć lat, odkąd zaczęłaś sprzedawać pierwsze torebki. Dzisiaj można je kupić w Niemczech, Francji czy Australii.
Sprzedajemy głównie zagranicą – zarówno przez sklep internetowy, jak i wegańskie butiki, które same nas wyszukują. Cieszę się z każdego zakupu z Polski, a jest ich coraz więcej.
Zdaję sobie sprawę, że ceny naszych torebek są dość wysokie. Każdy, kto kiedykolwiek próbował uszyć coś na własną rękę, wie, że nie da się tego wykonać w cenie i kosztach sieciówki. Aby obniżyć ceny, musiałabym zrezygnować z szycia w Polsce, z okuć robionych na zamówienie czy materiałów, które kosztują tyle, co dobrej jakości naturalna skóra. Nie chcę iść na taki kompromis.
Łatwiej jest też sprzedać torebkę „wege” na Zachodzie niż w Polsce.
Wegańskie marki, takie jak Matt & Nat, funkcjonują od ponad dwudziestu lat. Spora w tym zasługa Stelli McCartney, coraz więcej osób przekonuje się, że moda ekologiczna i wegańska także może być dobrej jakości. Mam klientki niebędące wegankami, które zrezygnowały z toreb drogich marek wykonanych z naturalnej skóry na rzecz naszych i wciąż wracają po nowe modele.
Trudno też o lepszą promocję niż nagroda PETY.
Już w pierwszym roku działalności otrzymaliśmy nagrodę od niemieckiej PETY, która wyróżniła nas również na swojej stronie internetowej. Myślę, że dzięki temu udało nam się dobrze wystartować ze sprzedażą na Zachodzie. Bardzo nas to zmotywowało i dało takiego porządnego „kopa” do dalszej pracy. W zeszłym roku dostaliśmy kolejną nagrodę – tym razem od francuskiej PETY – za kurtkę z wegańskiej skóry. Marzę o autorskiej kolekcji butów. Jestem w trakcie rozmów z włoską firmą produkującą buty z wegańskiej skóry.
Czy moda na „wege” nie jest trendem, który za moment przeminie?
Nie nazwałabym tego modą, to dużo szersze zjawisko – w dużej mierze związane ze wzrostem świadomości ludzi. Coraz więcej osób zaczyna zwracać uwagę pochodzenie rzeczy. Interesują się modą wegańską nie tylko przez wzgląd na zwierzęta, ale też ekologię i środowisko. Staramy się przyciągać uwagę do tych zagadnień, wierzymy, że ten, kto zagłębi się w temat i zrozumie przyświecającą nam ideę, będzie podążał tą ścieżką nie na zasadzie chwilowej „mody”, a filozofii życia i wartości.