„Wyglądaliśmy wspaniale obleśnie!". Rozmawiamy z Julią Wieniawą o nowym horrorze Netflixa
Autor: Monika Kurek
31-10-2021


Przeczytaj takze
W środę na Netflixie zadebiutowała długo wyczekiwana kontynuacja pierwszego polskiego slashera „W lesie dziś nie zaśnie nikt” Bartosza M. Kowalskiego, w której możemy zobaczyć m.in. Julię Wieniawę oraz Mateusza Więcławka. Film zaczyna się po wydarzeniach z poprzedniej części, gdy wspólna wędrówka po lasach w ramach obozu offline zakończyła się masakrą.
Tak jak zapowiadali twórcy, „W lesie dziś nie zaśnie nikt 2” to przewrotna, groteskowa i krwawa historia o poszukiwaniu miłości. To także prawdziwa jazda bez trzymanki oraz odważne kino gatunkowe, które zaskakuje widza na każdym kroku. Właśnie dlatego nie mogliśmy odmówić sobie rozmowy z odtwórczynią jednej z głównych ról. Mowa oczywiście o Julii Wieniawie, ponownie wcielającej się w rolę Zosi. Jedno jest pewne – w takiej odsłonie jej jeszcze nie widzieliście! Ile trwała charakteryzacja? Jakim językiem posługują się potwory w nowym horrorze Netflixa? Jak wyglądało kręcenie sceny intymnej? Czy Julia byłaby gotowa przejść spektakularną metamorfozę do roli? Tego dowiecie się z naszego wywiadu, ale uprzedzamy – będą spoilery!
Cofnijmy się wstecz. Dostajesz scenariusz „W lesie dziś nie zaśnie nikt 2”. Jaka jest twoja pierwsza reakcja?
Na początku pomyślałam sobie: „Jejku, to mnie w ogóle tym filmie nie będzie!”. Nie będzie mnie widać, nikt mi nie uwierzy, że ja w nim gram i wszyscy pomyślą, że wzięli dublerkę. Zadzwoniłam do naszej producentki i powiedziałam: „Mirella, dlaczego ja umarłam? I to dlaczego w tak brutalny, abstrakcyjny i niespodziewany sposób?”. Miałam poczucie, że oni zwariowali. Jak ja mam zagrać tego potwora? To jednak duże wyzwanie. Porozmawiałam z Bartkiem [reżyserem], Mirellką i Jankiem Kwiecińskim [producentami] i oni byli tym mega zajarani. Powiedzieli, że mogę w ten sposób wyjść poza swoją strefę komfortu i pokazać swój dystans do mojego wizerunku ze ścianek i tego jak jestem przedstawiana w mediach. Mogę pokazać, że nie boję się takiego szaleństwa, co jest prawdą. Cieszyłam się, że mogę coś takiego zrobić. Gorzej było jak zaczęliśmy przygotowywać się do wejścia na plan i rozpoczęły się próby charakteryzacji.
No właśnie! Jak powstawała twoja charakteryzacja?
Kilkukrotnie robiliśmy odlewy całego mojego ciała, co było dla mnie dość klaustrofobiczne. Kiedy ktoś zalewa ci głowę i ciało, to masz wrażenie, że znajdujesz się w bardzo malutkim pokoiku i można doznać szoku. Następnie była próba charakteryzacji, żeby sprawdzić jak ten potwór wygląda w kamerze. Trwała ona ok. 6 godzin i już wtedy byłam przerażona. Powiedziałam Mirelli, że nie wiem, czy dam radę, bo miałam być w tym kostiumie przez 20 na 24 dni zdjęciowe. Przez pozostałe 4 dni byłam Zosią. Najwięcej czasu spędziłam więc w charakteryzacji. Sześć godzin charakteryzacji, dwie godziny zmywania. Jakby tego było mało, kręciliśmy w nocy, a ja jeszcze wtedy kończyłam inny film, który kręciliśmy w dzień. Miałam więc takie dni, że spałam trzy godziny i jechałam dalej.


mat. pras. Netflix
Miałaś momenty zwątpienia?
Ja i Mateusz Więcławek przyjeżdżaliśmy jako pierwsi ok. godz. 16, a dopiero po 6 godzinach wchodziłam na plan, żeby np. zagrać jedną scenę. Było kilka takich dni, że miałam tylko jedną czy dwie sceny, gdzie stoję w półmroku i zupełnie mnie wcale nie widać. Wyobraź sobie moją frustrację! (śmiech) Tyle godzin siedzenia i czekania tylko po to, żeby przez pół godziny grać w scenie, gdzie jestem w krzakach i wydaję z siebie dziwny okrzyk. A potem wracam do kampera, spędzamy dwie godziny na ściąganiu charakteryzacji i kolejne półtorej godziny wracam do Warszawy. I najgorsze było myślenie, że następnego dnia czeka mnie dokładnie to samo. Przyznam szczerze, że miałam ze dwa, trzy kryzysy. Pierwszy był pierwszego dnia i powiedziałam wtedy, że nie dam rady robić tego przez tyle dni.
A nie chciałaś skorzystać z pomocy dublerki?
Zaproponowano mi dublerkę do scen, w których jestem widoczna jedynie z daleka. Początkowo byłam skłonna się zgodzić, ale potem jednak ambicja wzięła górę. Zrozumiałam, że nawet jeśli nie widać mnie dobrze, to granie w tych scenach jest częścią procesu tworzenia postaci, którą sobie wymyśliłam. Dublerka nie umiałaby tego zrobić tak jak ja bym chciała. Jeżeli chcesz stworzyć autonomiczną postać, to musisz ją stworzyć od początku do końca. Finalnie więc nie zgodziłam się na dublerkę. Były takie dni, że miałam popękane naczynka w oczach od soczewek, który były bardzo duże i bardzo odczuwalne. To był najtrudniejszy, ale jednocześnie najfajniejszy plan na jakim byłam. Sporo się nauczyłam i musiałam mieć w sobie dużo cierpliwości i pokory. Za charakteryzację odpowiedzialny był Waldemar Pokromski, który jest legendą zarówno w Polsce, jak i na świecie. Efekty specjalne też są na najwyższym poziomie, więc wszystko się zgadza. Wspaniała przygoda, ale czy zgodziłabym się na wystąpienie w trzeciej części? Musiałabym się poważnie zastanowić!
Jak wyglądały Twoje przygotowania do roli Zosi? Twoja bohaterka przechodzi dość niecodzienną przemianę.
To bardzo nowatorskie podejście i nigdy nie widziałam czegoś takiego w Polsce. Zresztą nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Początkowo myślimy, że te potwory są czarnymi charakterami, ale nagle świat odwraca się do góry nogami i patrzymy na niego ich oczami. Wtedy zaczynasz rozumieć potwora Adasia i mutancicę Zosię, współczuć im, utożsamiać się z nimi i nawet ich lubić. Rozumieć, dlaczego działają w taki, a nie inny sposób. Bardzo mi się to podoba i bawiło mnie to już na poziomie czytania scenariusza. Nagle zaczyna się zauważać, że bez względu na to kim jesteś, problemy są wciąż te same. Kobiety są zazdrosne, a faceci chcieliby mieć dwie kobiety jednocześnie (śmiech). Po scenie intymnej pada takie piękne zdanie, gdy Adaś mówi do Zosi: „Dziękuję ci, że zmieniłaś mnie w tego potwora, bo dzięki tobie znalazłem swoje miejsce na ziemi”.

mat. pras. Netflix
To ważne, bo Adaś i Zosia są wyrzutkami. Zosia jest introwertyczną dziewczyną, która już w pierwszej części miała szósty zmysł. Wyróżniała się, ale była również bardzo samotna. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku Adasia – nieakceptowanego w swoim środowisku i platonicznie zakochanego w Wanessie, która nim pomiata. A dzięki temu, że Zosia zamieniła go w potwora, Adaś mógł naprawdę przeżyć tę miłość. Niby mamy do czynienia ze slasherem, który ma dostarczać rozrywki, ale z drugiej strony opowiada piękną historię miłosną. To po prostu nietypowa komedia romantyczna (śmiech).
W drugiej części okazuje się, że Adaś i Zosią mogą się ze sobą komunikować. Co to za język?
Kolejnym wyzwaniem związanym z tym filmem było nauczenie się języka mutantów. Nie improwizowaliśmy, bo nie bylibyśmy w stanie robić dubli. Właśnie dlatego wraz z twórcami zdecydowaliśmy, że będziemy posługiwać się prawdziwym, wymyślonym od zera językiem, który ma własną gramatykę. Został on stworzony przez Ryszarda Derdzińskiego, specjalistę od pradawnych języków i lingwistyki, który zna biegle m.in. język Tolkiena. Mieliśmy w scenariuszu kwestie zapisane po polsku i po mutancku. Początkowo padł pomysł, żeby odegrać te sceny po polsku i potem zdubbingować je w postsynchronach, ale Mateusz Więcławek się na to nie zgodził. Powiedział, że chce podjąć się tego wyzwania, więc nie mogłam być gorsza (śmiech) Język i charakteryzacja zrobiły ogromną robotę. Od razu wiedzieliśmy jak ten potwór ma się ruszać. To było duże wyzwanie, ale także duże ułatwienie.
Wow! Naprawdę musieliście nauczyć się zupełnie nowego języka?
Na początku spotykaliśmy się, żeby przeczytać scenariusz po polsku i w ogóle zrozumieć te postacie. Potem spotykaliśmy się, żeby przeczytać te same kwestie w języku mutanckim. Już wtedy zastanawiałam się, dlaczego to sobie zrobiliśmy (śmiech). Myślałam sobie: „Nie dość, że będziemy w maskach, w których nie da się oddychać i nie da się jeść, bo wszystko się odkleja, to jeszcze będziemy musieli modulować głos i mówić w języku, którego nie kumamy. Nie było jednak tak źle. Z czasem nauczyliśmy się gramatyki i teraz nawet mamy swoje ulubione powiedzonka. To była świetna zabawa, ale także naprawdę ciężka praca. Mateusz bardzo szybko nauczył się tego języka – był świetnie przygotowany i znał na pamięć wszystkie teksty. Mi przychodziło to znacznie trudniej. Jak kręciliśmy scenę mutanckiego monologu, to musiałam poprosić o możliwość zerkania na tekst poza kamerą. Był dość długi i nie mogłam go zapamiętać. Choć w końcu udało mi się go nauczyć, było to dla mnie bardzo trudne.
Polska wersja jest jednak dostępna tylko z lektorem, prawda?
Kiedy zobaczyliśmy fragmenty filmu, byliśmy lekko zaskoczeni, bo włożyliśmy dużo w pracy w naukę tego języka. Z drugiej strony jednak wiem, że wybór lektora nie był przypadkowy. Nie tylko kojarzy się on z filmami klasy B z lat 90., ale także dodaje śmieszności i podkreśla absurdalność tego scenariusza. W polskiej wersji film jest dostępny tylko z lektorem, natomiast jeżeli ktoś chce posłuchać naszego języka, to może sobie włączyć wersję angielską lub hiszpańską. Ja polecam obejrzeć go dwa razy: raz z lektorem i raz z napisami. To zupełnie inne doświadczenie.
A podobało ci się granie czarnego charakteru?
Było super! Dla mnie jako dla kobiety to było nieco dziwne, bo grałam bardzo oszpeconą postać. Miałam za to sporą satysfakcję z wyrywania flaków Mecwaldowskiemu (śmiech). Śmieszne doświadczenie. Byłam trochę odizolowana na planie, ponieważ pozostali bohaterowie trzymali się razem i próbowali przede mną uciec. Na szczęście potem świat się odwraca i okazuje się, że Zosia również ma uczucia i też szuka miłości. Fajnie było zagrać coś innego niż do tej pory. Jestem wdzięczna Bartkowi, że po raz drugi dał mi rolę, która na pierwszy rzut oka nie jest pisana dla mnie. Zazwyczaj reżyserzy widzą we mnie nastolatkę lub dziewczynę z sąsiedztwa, choć ostatnio moje role rzeczywiście są coraz bardziej zróżnicowane. Chyba powoli udaje mi się wyjść z szufladek, w jakie jestem wkładana. Cieszę się, że mogłam poznajdywać w sobie coś nowego i stworzyć tę postać od zera.
W filmie jest również nietypowa scena miłosna. Jak wspominasz kręcenie tej sceny?
Nie była ona wcale aż tak ciężka, ponieważ byliśmy w całości ucharakteryzowani. W tym wypadku charakteryzacja wyjątkowo trwała nie sześć godzin, a osiem. Byliśmy obklejeni od stop do głów, więc czuliśmy się tak, jak bylibyśmy ubrani. Tyle, że w skórę mutantów. Wyglądaliśmy wspaniale obleśnie!
Muszę przyznać, że byłam bardzo zaskoczona. Nie tym, że pojawiła się scena intymna, ale tym, że jest to scena intymna pomiędzy potworami.
To jest bardzo odważne. Trochę bałam się tej sceny i zastanawiałam się czy nie przesadziliśmy. Myślę jednak, że udało nam się nakręcić wzruszającą scenę miłosną, która bardzo dużo temu filmowi dodała. Jeśli chodzi o samą scenę, to nie stresowałam się jakość specjalnie, ponieważ przyjaźnię się z Mateuszem Więcławkiem. To nasz drugi wspólny film i nasza druga scena intymna. W ogóle bardzo lubię z nim pracować, bo zawsze jest bardzo pozytywnie nastawiony i świetnie przygotowany. Nie jest osobą, która przychodzi odbębnić robotę. Jest mega wkręcony i zawsze zachowuje się bardzo profesjonalnie. Zresztą dzięki temu że się kumplujemy, mam duży komfort grania takich scen. W ogóle mnie to nie martwi i mamy przy nich dużo śmiechu. Po prostu nasza praca jest trochę dziwna (śmiech). Chodziliśmy sobie za rączkę w mutanckich przebraniach i żartowaliśmy sobie: „No i jak, nie wypadło ci oko? A jak tam twoje zęby?”. Cały czas nam coś wypadało. Bardzo sepleniliśmy i chociaż nikt dookoła nas nie rozumiał, my jakoś umieliśmy się ze sobą porozumieć.
Pierwsza część była listem miłosnym do horrorów i powstała w zgodzie z pewna konwencją, drugiej natomiast bliżej do kina arthousowego. Czy Polska jest gotowa na taki film?
Pierwsza część miała być książkowym slasherem, który nawiązuje do innych, legendarnych tytułów. Miała przygotować polskiego widza na tego typu kino, bo w naszym kraju nie robi filmów gatunkowych. Pokazać, na czym to polega, z czym to się je. To był pierwszy polski slasher, ale nie pierwszy polski horror, choć czasem tak go reklamowano. Nasz film podzielił polskich widzów na dwa obozy, ale bardzo dobrze przyjął się za granicą. Zobaczyło go blisko 20 milionów osób! Właśnie dlatego Netflix od razu powiedział, abyśmy zrobili drugą część i dał nam czas do Halloween. Twórcy mieli niecały rok na wymyślenie scenariusza, napisanie go i zmontowanie scen z efektami specjalnymi. To był niezły hardkor. W drugiej części mogliśmy więc tym bardziej zabawić się konwencją i zrobić ją jeszcze bardziej przewrotną. Poszliśmy va bank. Bawimy się od początku do końca i zaskakujemy widza, bo możemy. Na tym właśnie polega magia kina. Mam nadzieję, że będzie więcej twórców, którzy zdecydują się na taką zabawę kinem. Nie wszystko musi być na serio. Nie wszystko musi być przeintelektualizowane i czasem można po prostu się zabawić. I taki też jest ten film.
Rzeczywiście, humor odgrywa w nim bardzo ważną rolę. Czy jest to poczucie humoru, które towarzyszy ci na co dzień
Myślę, że skoro śmiałam się już na poziomie czytania scenariusza, to wpisuje się to w moje gusta. Ja w ogóle jestem bardzo pozytywną osobę – lubię się śmiać, żartować i mam duży dystans zarówno do siebie, jak i do świata. Tego typu formy więc bardzo mnie bawią i interesują.
To ciekawe, bo często pojawiają się zarzuty, że brakuje ci dystansu.
Kiedyś pewna producentka powiedziała mi „Ej Julia, reżyserzy często chcą zaangażować cię do jakiejś roli, ale boją się do ciebie zadzwonić, bo myślą, że ty się nie dasz się oszpecić albo nie pozwolisz sobie obciąć włosów”. A ja bardzo chciałabym pojechać po bandzie, ale nie do końca mam w czym wybierać. Niektórzy odbierają mnie w taki sposób, ponieważ w takich rolach byłam dotychczas obsadzana. Oczywiście staram się wybierać role, które najbardziej mi odpowiadają, lecz w Polsce ludzie są bardzo zamknięci i często szufladkuje się aktorów. Pokazuje to np. film „Furioza”, na którym ostatnio byłam. Występują w nim Mateusz Banasiuk, Mateusz Damięcki i Weronika Książkiewicz, którzy przecież są kojarzeni głównie z kinem komercyjnym i serialami. Teraz nagle cała trójka brawurowo wyszła ze swojej szufladki i powiedziała „Hej, dajcie nam role, a my pokażemy wam, co potrafimy”. W Stanach tak to nie wygląda. Margot Robbie gra zarówno w filmach mainstreamowych, jak i artystycznych. Wciela się w rolę pięknej kobiety albo totalnej krejzolki. Tam nie ma takiego szufladkowania jak w Polsce.
Metamorfoza Mateusza Damięckiego jest naprawdę spektakularna. Niesamowita rola.
Przed seansem czytałam różne opinie, że to życiowa rola Mateusza Damięckiego i myślałam sobie, że to pewnie tylko takie gadanie. Wiadomo, jak to czasem podkręcają media. A potem rzeczywiście obejrzałam ten film i opadła mi kopara. Byłam w pozytywnym szoku. Byłam pod ogromnym wrażeniem jego fizycznego przygotowania do tej roli oraz tego, że właściwie stworzył tę postać od bebechów. Mega mi się podobało. Super, że powstają takie filmy i że są reżyserzy oraz producenci, którzy nie boją się sięgać po aktorów, którzy na pierwszy rzut oka nie pasują do roli. Na tym polega aktorstwo. Na tym, żeby się zmieniać, grać różne postacie. A nie, że idziesz na komedię romantyczną i od razu wiadomo, kto gra główną rolę. To wkurzające. Dlatego ja w miarę możliwości staram się angażować w odważne projekty, którym wiele osób pewnie by nie zaufało.
Czyli byłabyś gotowa na taką totalną metamorfozę?
Tak, to jest świetne. Zostałam aktorką, żeby móc przeżyć więcej niż jedno życie. Apeluję więc – nie tylko w swoim imieniu, ale imieniu wszystkich aktorów – nie bójcie się obsadzać nas w rolach nie po warunach. My tylko czekamy na to, aż będziemy mogli przypakować do roli, przytyć, schudnąć, zmienić włosy. Znaleźć w sobie psychola, introwertyka, ekstrawertyka. To jest ekstra i wybieramy ten zawód właśnie po to, aby się w takich kwestiach spełniać.
Od środy 27 października film „W lesie dziś nie zaśnie nikt 2" jest dostępny na platformie Netflix. Przypominamy zwiastun:
Polecane
![Ralph Kaminski: „Kocham jeździć pod domy moich idoli, ale tylko tych, którzy już nie żyją" [wywiad]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/617b2e10a6b06d02a7542832/20210924_KaminskiRalph_004.jpg)
Ralph Kaminski: „Kocham jeździć pod domy moich idoli, ale tylko tych, którzy już nie żyją" [wywiad]

Były profesor Harvardu twierdzi, że nasz wszechświat został stworzony przez obcą cywilizację

10 premier Netflixa, których nie możecie przegapić w listopadzie

Reżyser „Donniego Darko” planuje kolejny film osadzony w tym uniwersum

Ojciec, Syn i „Dom Gucci". Pojawił się nowy trailer filmu Ridleya Scotta!
Polecane
![Ralph Kaminski: „Kocham jeździć pod domy moich idoli, ale tylko tych, którzy już nie żyją" [wywiad]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/617b2e10a6b06d02a7542832/20210924_KaminskiRalph_004.jpg)
Ralph Kaminski: „Kocham jeździć pod domy moich idoli, ale tylko tych, którzy już nie żyją" [wywiad]

Były profesor Harvardu twierdzi, że nasz wszechświat został stworzony przez obcą cywilizację

10 premier Netflixa, których nie możecie przegapić w listopadzie

Reżyser „Donniego Darko” planuje kolejny film osadzony w tym uniwersum





