Ralph Kaminski: „Kocham jeździć pod domy moich idoli, ale tylko tych, którzy już nie żyją" [wywiad]
Autor: Monika Kurek
29-10-2021
![Ralph Kaminski: „Kocham jeździć pod domy moich idoli, ale tylko tych, którzy już nie żyją" [wywiad]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/617b2e10a6b06d02a7542832/20210924_KaminskiRalph_004.jpg)
![Ralph Kaminski: „Kocham jeździć pod domy moich idoli, ale tylko tych, którzy już nie żyją" [wywiad]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/617b2e10a6b06d02a7542832/20210924_KaminskiRalph_004.jpg)
Przeczytaj takze
„Młodość" przeminęła, trzeba iść dalej! Raph Kaminski oficjalnie odstawił blond perukę i szalone, retro stroje, zapowiadając zupełnie nowy rozdział w swojej karierze. W ramach pożegnania zagrał ostatni koncert z trasy Kosmiczne Energie w warszawskim Palladium oraz podzielił się emocjonalnym teledyskiem do utworu „Tata". To były piękne dwa lata, ale nic nie może wiecznie trwać.
Choć decyzja Kaminskiego o nagraniu krążka dedykowanego Korze była nie lada zaskoczeniem, szybko okazało się, że to strzał w dziesiątkę. Przedsmakiem nowego materiału były single „Biegnij razem mną" oraz „Po prostu bądź", natomiast w połowie października ukazał się trzeci album studyjny Kaminskiego, który jest wzruszającą podróżą po twórczości Kory i Manaamu. Bądźmy szczerzy – Kaminski stanął na wysokości zadania. Zdołał tchnąć zupełnie nowe życie w jej mniej i bardziej znane utwory, a wybrane przez niego piosenki zaskakują swoją aktualnością. Kim była dla niego Kora? Jak postrzega relację na linii fan-idol? Czy jego poczucie humoru często przysparza mu kłopotów? Co dalej? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedzi w naszym wywiadzie.
Jak podsumowałbyś erę „Młodości”?
Pamiętam, jak wymyśliłem sobie cały ten wizerunek i anturaż. Przy pierwszej płycie byłem pozbawiony zbroi i poczułem, że potrzebuję jakiejś dodatkowej siły, która doda mi odwagi oraz da mi dodatkową moc do wychodzenia na scenę. Wtedy jeszcze nie do końca dobrze się ze sobą czułem, ale po tych dwóch latach zauważyłem, że bardzo się zmieniłem. Przy albumie „Młodość” jeszcze bardziej dojrzałem. Kiedy zaczynałem promocję tej płyty to zbliżałem się do trzydziestki i byłem tym absolutnie przerażony. Byłem przerażony tym, że to mój ostatni album wydany w latach 20-tych i że wydałem dotychczas tylko dwa albumy. Bardzo się tego bałem. Czułem się, jakbym miał umrzeć. Byłem bardzo rozemocjonowany, gdy ten dzień się zbliżał.
Okazało się jednak, że nigdy nie czułem się ze sobą tak dobrze jak teraz. Tak to przeżywałem, a teraz za niecały miesiąc kończę 31 lat i mam to w dupie. Czuję, że jestem bardziej świadomym twórcą i mam przed sobą najlepsze 10 lat mojej kariery. Mówi się, że drugi album jest ugruntowaniem pozycji i wydaje mi się, że udało mi się obronić moją pierwszą płytę. Teraz mogę skręcić w inną stronę i zacząć projekt pomost, bo tak nazywam album „Kora". Czuję ponadto, że chcę opowiadać inne historie niż te, które opowiadałem na tych dwóch płytach. Czuję, że mam więcej do opowiedzenia niż tylko dwie nieszczęśliwe miłości.
Co w takim razie zmieniło się w tobie podczas tej ery?
Napisałem już połowę swojego kolejnego solowego albumu i to są piosenki, którymi będę chcciał teraz mówić. Jednak pomimo tego, że piosenki Kory i Manaamu nie są moje, to bardzo się z nimi utożsamiam. Nawet jeżeli nie opowiadają o mnie. Strasznie mnie wzrusza ten materiał, chyba nawet bardziej niż mój własny. Album „Młodość” był dla mnie ogromnym przełomem. Wcześniej czułem walkę, pogoń. Miałem poczucie, że muszę pędzić za czymś, walczyć o swoją karierę, podejmować kolejne wyzwania. Robiąc jedną rzecz myślałem już o następnej. Teraz oczywiście nadal ciężko pracuję, ale pozwalam sobie na to, aby się tym cieszyć.
Pamiętasz dzień, w którym postanowiłeś nagrać tribute dla Kory?
Jestem twórcą, który zawsze ma w głowie zarys tego, co chciałby zrobić w kolejnym etapie. Jestem wtedy spokojniejszy. Nawet jeśli nie mam jeszcze konkretnego pomysłu, to zawsze muszę mieć plan awaryjny. Nie jestem jednak fanem odgrzewania kotletów. Jakbym się uparł, to zrobiłbym reedycję, trasę akustyczną i fani pewnie by przyszli, ale ja byłbym z siebie niezadowolony. Czułbym, że się nie rozwijam. Prawda jest taka, że nie planowałam nagrywać takiego albumu. W 2019 roku, tuż przed prezentacją mojego nowego wizerunku scenicznego, wygrałem Przegląd Piosenki Aktorskiej. Uczestniczyłem w nim po raz pierwszy w 2013 roku i od tego czasu było to moim ogromnym marzeniem. Po mojej wygranej dyrektor festiwalu powiedział mi, żebym wrócił w przyszłym roku i zaprezentował coś autorskiego.
Przed Przeglądem dużo słuchałem albumu „Róża”, w którym zasłuchiwałem się w dzieciństwie. Potem kolega pokazał mi piosenkę „Jestem Kobietą”, ja natknąłem się na utwór „Łóżko” i w efekcie były to dwie piosenki, na punkcie których miałem obsesję w ciągu tygodnia przygotowującego do warsztatów. Myślałem sobie wtedy, że gdybym miał robić taki koncert, to chciałbym, żeby otwierała go piosenka „Łóżko”. Postrzegam ją jako uwerturę tego, co dzieje się na tej płycie. Wszystko bierze się właśnie z tego „Łóżka”. Z kolei koniec to jest właśnie piosenka „Jestem kobietą”, ale w zupełnie innej interpretacji. Kiedy Przegląd przesunięto na październik 2020, wróciliśmy na próby. Już wtedy zaczęliśmy zastanawiać się nad wydaniem płyty, bo byliśmy zachwyceni tym, co udało nam się stworzyć. Zaczęliśmy się przygotowywać, zaprosiłem genialnych muzyków. To też pierwszy raz, kiedy nie robiłem albumu sam. Jestem jednym z sześciu elementów – wokalistą, producentem i zarazem reżyserem spektaklu.
A było przez to łatwiej czy trudniej?
W swoich projektach jestem bardzo despotyczny, a tu się oddałem. Dla mnie to było strasznie ciężkie, bo od zawsze mam potrzebę bycia osobą decyzyjną. Bycia liderem projektu. Muszę mieć w sobie tę decyzyjność i nawet jak czegoś nie wiem, to muszę ją mieć, żeby dojść do tego, czego chcę. W przypadku „Kory” oddałem nawet reżyserię pierwszego klipu. Drugiego zresztą też. Oczywiście, zgodziłem się na to, miałem nad tym nadzór ale to nie ja wymyślałem koncept. A muzycznie stworzyliśmy ten album ze świetnymi muzykami. To pięć, gigantycznie inspirujących osób z totalnie innych światów, które mają ogromny talent i wrażliwość.
Jak wyglądała praca nad przygotowaniami do spektaklu Kora?
Jest to całkowicie inne wizualnie niż trasa Młodość i Kosmiczne Energie. Dużo bardziej minimalistyczne. Kostiumy są mega proste i kojarzą mi się z latami 90. Światła też są bardzo najtisowe. Mocnym elementem scenografii jest Madonna, która jest odniesieniem do Madonn, które malowała Kora. Pierwszą piosenkę wykonuję w jej głowie. Jest też taki wielki stroik z wiejskich kwiatów, które są również poprzyczepiane do instrumentów. To nawiązanie do naszego polskiego klimatu. Natomiast podczas finałowego wykonania piosenki „Jestem kobietą” na scenę wjeżdża 9-metrowa, na wpół spalona tęczowa flaga. Piosenka „Jestem kobietą” powstała w 1983 roku, ale można ją odnieść do tego, co obecnie dzieje się ze społecznością LGBT oraz kobietami. A zwłaszcza fragment: „Gdy zaczną strzelać, za oknam będziemy w szafie żyć. Starczy nam ubrać na wszystkie pory. Starczy nam ubrań na wszystkie pory. Szalone bale, dzikie kolory. I u znajomych jest tyle szaf, Będzie co zwiedzać przez parę lat”. O to właśnie chodzi w tych tekstach. Opowiadają one o nas, o miłości, o tym, co dzieje się teraz. Po za tym, ja specjalnie nie śpiewam na tym albumie w formie męskiej.
Dlaczego?
To są teksty napisane przez kobietę, jest też jeden tekst napisany przez Kamila Sipowicza. Po co miałbym śpiewać w zaimku męskim? Stworzyłem na potrzeby tego projektu jakąś postać, fantazję, która opowiada historie w taki, a nie inny sposób.. Nie chciałbym jednak dopisywać do tego żadnej filozofii. Zresztą nie we wszystkich piosenkach dałoby się zmienić formę.
Kim była dla ciebie Kora, kiedy byłeś nastolatkiem?
Jakąś taką intrygującą postacią. Kimś tajemniczym, bardzo charakterystycznym. Kimś, kto mnie ciekawi.

Była dla ciebie kimś, kim ty jesteś teraz dla swoich fanów?
Nie wiem. Mimo wszystko staram się podchodzić do tego bardzo normalnie. Oczywiście rozumiem to, bo również mam swoich idoli. Wiem, jak oni na mnie działają i wiem, co wtedy czuję. Staram się o tym pamiętać podczas kontaktów z fanami. Być dla nich. To jest bardzo dziwna i bardzo niebezpieczna relacja. Dla mnie trzymanie dystansu jest najgorszą rzeczą na świecie, bo ja kocham ludzi. Nie mam trochę wyjścia. Jak zresztą napisał Dawid Podsiadło w jednej ze swoich piosenek: „Nie mogę zmieścić historii waszych żyć”. Staram się o tym pamiętać, ale nie mam w głowie jednego terabajta. Zdaję sobie sprawę, że jest to ogromna miłość, ale są miłości, które się kończą. Wiem, że są tacy fani, którzy zostaną ze mną do końca. Są też tacy, którym się znudzę, którzy znajdą kogoś innego. Tak jak jest w relacjach z ludźmi. People come and go. Spotykamy się ze sobą i muszę się z tym pogodzić.
Czujesz się odpowiedzialny za tę relację?
Nigdy nie byłem psychofanem Kory. Ogromie ją kochałem i niezwykle cenię jej twórczość, ale mam większych idoli. Na przykład Harry’ego Stylesa. Cieszę się jednak, że nie ma możliwości wykupienia M&G i spotkania się z nim po koncercie. Nie chcę niszczyć sobie jakiejś bajki. Nie chcę być za blisko. Tak samo na przykład kocham jeździć pod domy moich idoli, ale tylko tych, którzy już nie żyją. Wiem, gdzie mieszka Harry Styles, ale nie pojechałbym pod jego domu. Natomiast jak byłem w Londynie po odejściu Amy Winenhouse, to pojechałem pod jej dom, żeby oddać jej tribute. Lubię oglądać takie miejsca. Teraz jak byłem w Paryżu, to byłem pod domem Serge’a Gainsbourga. Wiem natomiast, że wygląda to trochę inaczej w przypadku osób żyjących, które mają swoją prywatność. Rozumiem to. Będąc w Brighton wpadłem na krótki koncert akustyczny Toma Odella podczas podpisywania płyt i było to dla mnie bardzo onieśmielające. Cieszyłem się ogromnie z tego spotkania, ale nie chciałem przekroczyć pewnych granic, bo mam taki sam zawód i wiem jak smakuje ta druga strona. Nie chciałbym też, żeby ktoś przekraczał moje.
A często zdarza się, że ktoś je przekracza?
Na szczęście moi fani są bardzo inteligentni. Są ze mną od pierwszego dnia, cześć z nich znam z imienia. To są osoby, które mają ogromny szacunek. To oni trzymają dystans i czasem to ja pozwalam sobie na więcej. Jestem im za to bardzo wdzięczny. Znamy się, ale pozostają moimi kumplami-fanowymi. Gdybyśmy poznali się bliżej, mogłoby to zniszczyć odbiór mojej muzyki. Może nie zniszczyć, ale na pewno zmienić. Dlatego ja nie chcę poznawać moich idoli. Cieszę się, że poznałem niektórych moich idoli w Polsce, ale również smucę się z tego samego powodu. To wspaniałe móc poznawać osoby, które się ceni, ale to niszczy magię. A ja lubię mieć tę magię.
Teraz już masz na koncie trzy albumy. Co dalej?
Nie chcę jeszcze za dużo zdradzać. Zauważyłem jednak, że mogę pisać o innych rzeczach. Pisząc swoje nowe piosenki, czuję się jeszcze bardziej sobą – jestem jeszcze bardziej odważny i bezkompromisowy. Czuję, że pióro mi się wyostrzyło. Jestem bardziej swobodny.
Można to zauważyć również w twoich wypowiedziach na tematy społeczno-polityczne. Masz czasem przez to kłopoty?
Jak siedziałem w domu podczas pandemii, to czasem przychodziły mi do głowy różne głupie tweety. Wiadomo jak to jest – nudzisz się i chciałbyś komuś dowalić. Nie zawsze jest to dla mnie korzystne, ale czasami po prostu muszę albo się uduszę. Kiedy zaczęła się pandemia i po raz pierwszy zamknęli koncerty oraz galerie handlowe, to moim żartem na Twitterze było, że dzisiaj pracę stracili nie tylko artyści, ale także galerianki. Dla mnie to był idealny tweet. Mega zabawny i z dystansem. Dla mnie jest to sposób na radzenie sobie z przerażającą rzeczywistością, która zaczyna nas dopadać. W życiu nie pomyślałbym, że ktoś zacznie robić z tego coś, czym ten tweet nie był. Sugerować, że nie szanuję sex workerek. Kto powiedział, że ich nie szanuję? Ten tweet w ogóle nie był o sexworkerkach. To był po prostu mocniejszy żart. A może szanuję, bo mówię, że nie będą miały pracy? To jest jednak inny temat.
Żałujesz tego Tweeta?
Totalnie nie żałuję. Podczas moich ostatnich krótkich wakacji zastanawiałam się czy czegoś nie napisać. No bo jednak wyrażam w ten sposób swoje myśli. Mi też czasem nie podobają się niektóre wypowiedzi. Na przykład jak Ania Gacek zarzuciła Harry’emu Stylesowi, że to nie jest jego styl i że jest przebrany. Nie zgadzam się z tym i wkurza mnie to, ale jednocześnie mega szanuję, że ma taką niepopularną opinię. A jak ja skrytykowałem stroje Sanah, to było ogromna burza. Aż się zdziwiłem. Podszedłem do niej nawet na Fryderykach i ją przeprosiłem. Wyjaśniłem, że nie chciałem jej urazić. Ona zareagowała bardzo luźno, ale wcześniej jakiś jej dyrektor artystyczny bardzo źle się o mnie wyrażał na swoim prywatnym Facebooku. To była moja opinia. Na temat moich kostiumów i stylizacji też mogłem przeczytać poematy, ale to są czyjeś opinie. I bardzo dobrze, bo nie chcę się wszystkim podobać. Moja opinia na temat jej kostiumów nie zmienia tego, że mam do niej szacunek. Jej kostiumy mogą mi się podobać albo nie podobać. To wspaniałe, że osiągnęła gigantyczny sukces i trzymam za nią kciuki, bo ja chyba bym sobie z czymś takim nie poradził.
Aż dziwne, że nie padłeś ofiarą cancel culture.
Było dużo lekcji na tym Twitterze. Tak samo jak wyrwano z kontekstu moją wypowiedź na temat psychoterapii i ludzi pracujących w sklepie. Też zrobiła się z tego kolejna afera, a wcale nie miałem nic złego na myśli. Zostało to przedstawione tak, jakbym nie miał szacunku do osób, które wykonują inny zawód niż artystyczny. Jakbym czuł się lepszy, bo jestem artystą. Tymczasem większość mojej rodziny wykonuje zwyczajne zawody. Moja babcia pracowała w fabryce lizaków. Ja sam pracowałem w sklepie czy kawiarni, parzyłem kawę. Wiem, jak wygląda świat inny niż artystyczny. Wiem, jaka jest wartość pieniądza. Wiem, jak żyje się za 1200 złotych miesięcznie. Ja to wszystko wiem i ja to wszystko pamiętam. Dla mnie to też było trudne, że tak zabrzmiałem i że zostałem przedstawiony, jakbym czuł się lepszy od innych.
Komentarze były wtedy bardzo okrutne.
No były, czemu zupełnie się nie dziwię. Rozumiem ludzi, którzy tak reagują. Pracując w tym zawodzie i odnosząc różne sukcesy, zdaję sobie sprawę, że sława i popularność to sinusoida. To nie jest tak, że osiąga się pewny pułap i dalej jest tylko do góry. Wyżej, lepiej. Bardzo łatwo jest o tym zapomnieć w tych wszystkich brawach i uwielbieniach oraz uwierzyć, że jest się jakimś nadczłowiekiem.
Od 15 października album „Kora" jest dostępny na półkach sklepowych oraz w serwisach streamingowych.
Polecane

10 premier Netflixa, których nie możecie przegapić w listopadzie

Pierwszy kraj w Europie legalizuje użycie i uprawę marihuany na własny użytek

Burza po występie aktorki w DDTVN. Twarz kampanii o depresji poleca magiczne okulary, lit i ruch

Były profesor Harvardu twierdzi, że nasz wszechświat został stworzony przez obcą cywilizację

21-letni piłkarz dokonał coming outu. W tym sporcie to wciąż ogromna rzadkość
Polecane

10 premier Netflixa, których nie możecie przegapić w listopadzie

Pierwszy kraj w Europie legalizuje użycie i uprawę marihuany na własny użytek

Burza po występie aktorki w DDTVN. Twarz kampanii o depresji poleca magiczne okulary, lit i ruch

Były profesor Harvardu twierdzi, że nasz wszechświat został stworzony przez obcą cywilizację




