Advertisement

„Madonna daje wolność artystyczną i inspiruje” – mówi nam jej nadworny fotograf [wywiad]

27-10-2021
„Madonna daje wolność artystyczną i inspiruje” – mówi nam jej nadworny fotograf [wywiad]

Przeczytaj takze

Jest jednym z najciekawszych nazwisk w branży fotograficznej, a od dwóch lat jego muzą i szefową jednocześnie jest sama Madonna. Ricardo Gomes, 31-letni portugalski fotograf, nie zapomina jednak o swoich skromnych początkach i wciąż ma apetyt na więcej. „Nigdy nie przeszło mi przez myśl, żeby się poddać” – zapewnia. Jak wyglądała jego droga do sukcesu i czy praca z Królową Popu pozwala mu w ogóle cieszyć się snem?
Gomes dorastał na Maderze, ale już jako nastolatek wiedział, że choć piękna, to jest za mała, aby pomieścić wszystkie jego plany związane z fotografią. Gdy miał zaledwie 17 lat, postanowił przeprowadzić się do Lizbony i tam gonić za marzeniami. „Byłem gotowy na przygodę. Myślę, że kiedy nie masz w życiu nic do stracenia, łatwiej o takie decyzje. Szczególnie jeśli, tak jak w moim przypadku, możesz liczyć na wsparcie rodziców, którzy mocno we mnie wierzyli. Najgorsze co może cię w takiej sytuacji spotkać, to to, że będziesz musiał wrócić. Nie było łatwo, zdarzały się miesiące, gdy nie szło mi tak, jak bym sobie tego życzył, ale wtedy próbowałem poradzić sobie w inny sposób” – wspomina w rozmowie z nami swoje początki. „Zawsze miałem jakąś dodatkową pracę na boku, bo nie chciałem być typem biedującego artysty. To bardzo ważne, żeby zajmować się swoją sztuką, ale i móc zapłacić rachunki” – dodaje.
W Lizbonie spędził trzy lata, by ostatecznie przenieść się do artystycznej mekki czyli Paryża. Tam, jak sam to określa, zaczął widzieć światło na końcu tunelu – zaczęły pojawiać się zlecenia do magazynów i marek, które być może nie dysponowały ogromnymi budżetami, ale były doskonałym startem dla młodego fotografa. Gomes szlifował swój styl, inspirowany pracami Davida Armstronga. Amerykanin słynął z czarno-białych, niezwykle intymnych portretów, co stało się również domeną Ricardo. Francuski „Vogue” pisał o nim, przy okazji jego pierwszej foto albumie „Playground”, że ma unikalne spojrzenie na młodość i potrafi uwiecznić ją w wyjątkowym stylu. „Czarno-biała fotografia jest ponadczasowa. Zatrzymuje moment w zupełnie inny sposób, twoje oczy od razu skupiają się wtedy na fotografowanej osobie albo głównym temacie zdjęcia. Przy kolorowych zdjęciach więcej się dzieje, oko musi przetworzyć mnóstwo informacji i komunikatów. Czerń i biel wymagają od ciebie innej kompozycji, złapania obiektu czy osoby w odmienne ramy. Byłem uzależniony od fotografowania w ten sposób” – tłumaczy. Czerń i biel towarzyszyły mu również w jego drugim albumie, tym razem zrealizowanym z Francisco Lachowskim. Publikacja zatytułowana „Lachowsky’s Family” jest podróżą przez życie codzienne słynnego brazylijskiego modela oraz jego żony Jessieann i dwójki synów, Milo i Laslo. Ricardo towarzyszył im przez sześć miesięcy, pokazując momentami mocno intymne obrazki. „Rodzina tak perfekcyjna, że aż zwyczajna” – pisano później o albumie.
„Lubię po prostu usiąść i obserwować ludzi, niekoniecznie wchodząc z nimi w interakcje. Robię to w swojej pracy, ale również z przyjaciółmi, bliskimi czy rodziną. Bo czasami kiedy naprawdę się zatrzymasz i zaczniesz czemuś lub komuś się przyglądać, będziesz mógł na to spojrzeć z innej perspektywy. To tak jak z przechadzką po mieście, jeśli robisz to w biegu, możesz wiele przegapić. W momencie, gdy się rozejrzysz, dostrzeżesz rzeczy, o których nie miałeś pojęcia” – zapewnia. To zresztą często przewijający się motyw na jego Instagramie, gdzie pod zdjęciami z miast, które odwiedza, pisze „otwórz oczy” czy „rozejrzyj się”. Otwarte przestrzenie i duże miasta mocno go inspirują, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę czas spędzony w Paryżu, który nazywa pięknym i pełnym dramatyzmu miastem, nieustającym źródłem inspiracji. Znalazł je też w Polsce, którą odwiedził kilkukrotnie za sprawą swojego paryskiego współlokatora – Polaka. „Jadąc do Polski zimą widzisz twarze z nieprzystępnym grymasem i chłodnym spojrzeniem, ale wystarczy chwilę z kimś porozmawiać i okazuje się, że bije od nich serdeczność i ciepło. Dodaj do tego kontekst architektury, samego miasta. Dlatego kocham być na zewnątrz zamiast przesiadywania całymi dniami w domu czy w ogóle zamkniętych pomieszczeniach. Może to być też męczące, bo zwracam uwagę na każdy szczegół, a bodźców jest mnóstwo”.
Z pewnością nieskończonej dawki bodźców i koloru do jego życia artystycznego (i nie tylko!) wprowadziła Madonna. Jego współpraca z Królową Popu zaczęła się niewinnie – w styczniu 2019 został poproszony o udokumentowanie kulis dwudniowych nagrań promujących jej album „Madame X”, którego premiera zbliżała się wielkimi krokami. Gomes nie usłyszał od świty artystki żadnych szczególnych instrukcji czy wymagań, więc po prostu robił swoje, starając się opowiedzieć zdjęciami jakąś historię. Styl Portugalczyka na tyle spodobał się Madonnie, że gdy dwa miesiące później rzuciła się w wir promocji płyty, a potem prób do trasy koncertowej, telefon ponownie zadzwonił. Od tamtej pory są nierozłączni – Ricardo towarzyszy piosenkarce niemal codziennie, fotografując ją nie tylko na potrzeby sesji zdjęciowych czy materiałów promocyjnych na social media, ale również w bardziej prywatnych momentach. „Madonna szanuje pracę osób, którymi się otacza. Nie rozkazuje, nie wydaje specjalnych instrukcji. Jeśli pierwsze zdjęcia, które dla niej zrobiłem, spodobały się jej, pozwala mi realizować moją wizję. Jako fotograf, nigdy nie myślę o tym, co lubi dana osoba, w jaki sposób chce być pokazywana. Myślę nad tym, co ja w niej widzę i jak chcę to uchwycić. Tak to zazwyczaj działa przy jednorazowych projektach i spotkaniach. W przypadku Madonny, jest to ktoś, kogo fotografuję niemal każdego dnia, więc naturalnie nawiązujemy jakiś rodzaj porozumienia, a to wiele ułatwia” – opisuje kulisy pracy z gwiazdą. „Zawsze też biorę pod uwagę, że komuś mogą się moje zdjęcia po prostu nie spodobać i nie będzie chciał ze mną więcej pracować, ale chyba jestem szczęściarzem, bo nie przypominam sobie takiej sytuacji” – dodaje z uśmiechem.
Madonna słynie z tego, że ma nosa do wielkich talentów i wydobywania z nich więcej, niż oni sami mogliby czasami przypuszczać. To przecież ona namówiła legendarnego Herba Rittsa, aby spróbował swoich sił w teledyskach, co zaowocowało niezwykle plastycznym klipem do jej utworu „Cherish” w 1989 roku. Jego zmysł artystyczny i poczucie estetyki oraz fotograficzna wrażliwość sprawiły, że stawał za kamerą częściej, a obrazki z „Wicked Games” Chrisa Isaaka z piękną Heleną Christiansen czy „In The Closet” Michaela Jacksona z młodziutką Naomi Campbell to już klasyka i kawał historii złotej epoki MTV. Artystka dostrzegała też talent tam, gdzie na pierwszy rzut oka nikt by go nie szukał. W 2006 zleciła produkcję i reżyserię dokumentu o sytuacji sierot w Malawi swojemu... ogrodnikowi. Nathan Rissman, będący mężem niani dzieci Madonny, często nagrywał je pod nieobecność sławnej mamy i montował krótkie teledyski, które wysyłał zapracowanej piosenkarce. To wystarczyło, żeby dać mu szansę przy „I Am Because We Are” i dwa lata później Rissman cieszył się z premiery produkcji na czerwonym dywanie w Cannes.
Nie dziwi zatem, że podobnymi pokładami zaufania do jego wizji i umiejętności Madonna obdarowała Ricardo Gomesa. Na początku 2020 artystka zdecydowała, że to właśnie on wyreżyseruje zapis wideo z jej trasy koncertowej „Madame X Tour”, z którą, dla odmiany po wielkich stadionach i halach, odwiedzała amerykańskie i europejskie teatry. Nie było to łatwe zadanie z wielu powodów, m.in. z faktu, iż wokalistka borykała się z poważną kontuzją biodra, a dalsze losy tournee stały pod znakiem zapytania.
„W styczniu zdaliśmy sobie sprawę, że musimy nagrać koncert, bo Madonna nie wiedziała, w którym momencie kontuzja będzie na tyle poważna, że nie będzie w stanie dać już kolejnego występu. Nie ja miałem to reżyserować, ona miała już kilku kandydatów do tego zadania, ale spojrzała na mnie i powiedziała, że przecież jestem z nią od początku, od pierwszej próby i że znam koncert na pamięć i że mi ufa. Uprzedziłem ją, że nigdy czegoś takiego nie robiłem, ale nie bałem się podjąć tego wyzwania. Zatrudniliśmy ekipę w Lizbonie, która pomogła nam zarejestrować tam show i później jeszcze część występów w Paryżu. Nie nagraliśmy wszystkiego, co chcieliśmy, bo z powodu pandemii trasa została przedwcześnie zakończona. Gdy usiedliśmy do montażu, okazało się, że brakuje nam ujęć i zorganizowaliśmy dogrywki, już w studiu w Los Angeles”.
Film koncertowy „Madame X Tour” miał swoją premierę 8 października na platformie Paramount+ w Ameryce, w Europie natomiast pokazywało ją MTV. Gomes jest niezwykle dumny ze swojej pracy, a jego fotograficzna wrażliwość jest mocno obecna na ekranie. Koncerty Madonny same w sobie nie są tradycyjnymi popowymi show, a nakręcone w mocno plastyczny, momentami filmowy sposób, jak właśnie „Madame X”, definiują na nowo tę część artystycznego portfolio znanych performerów.
„Jestem dumny z tego filmu i wiem, że nie jest on dla każdego. Ale to dobrze! Zdaję sobie sprawę, że fani Madonny chcieliby cały czas widzieć tylko ją, jej twarz. Gdy oglądasz koncert na żywo, jesteś skupiony głównie na niej, a przecież dookoła tyle się dzieje, nie jesteś w stanie przetworzyć małych detali i odczytać niuansów w przekazie, który proponuje. Chcieliśmy materiał z koncertu wznieść na inny poziom i wydobyć zawarte w nim emocje. Myślę, że trzeba go obejrzeć więcej niż razy, żeby przyswoić to wszystko, co Madonna chce nim przekazać” – ocenia ostateczny efekt.
Debiut reżyserki i codzienna praca z Królową Popu rozbudziła w nim apetyt na tworzenie wideo i upolitycznienie swoich prac. Tak narodził się pomysł na inny projekt z Madonną – instalację wideo z okazji Miesiąca Dumy. Artystka jest jedną z ikon społeczności LGBT+, więc nie trzeba było jej długo przekonywać do tego pomysłu, a kolorowy, psychodeliczny momentami montaż z odważnymi ujęciami był wyświetlany na Times Square w Nowym Jorku i słynnym hotelu Standard.
„Odkąd z nią pracuję, czuję coraz większą potrzebę, aby moje prace były polityczne i zmuszały do myślenia. Madonna daje ogromną wolność artystyczną, ale i inspiruje, popycha w nieznane dotąd dla mnie kierunki. Zanim zacząłem z nią pracować, tworzyłem po prostu piękne obrazki inspirowane latami 50-tymi, 60-tymi, to był klimat, w którym się poruszałem. Pracując z nią zacząłem rozumieć lepiej rolę artysty, wchodzenia na coraz wyższy poziom i myślenia w sposób poza dotychczasowymi schematami.”
Śledząc jego poczynania na Instagramie, można odnieść wrażenie, że praca z gwiazdą takiego kalibru, to 24-godzinny etat, w którym nie ma wiele miejsca na sen. Gomes żartuje jednak, że został wychowany tak, aby wcześnie chodzić spać i wstawać na tyle wcześnie, żeby móc efektywnie wykorzystać cały dzień. I jest to chyba niezła metafora miejsca, w którym obecnie się znajduje, bo dane mu szanse wykorzystuje w stu procentach i z pewnością jeszcze nie raz, nie dwa, o nim usłyszymy.
„Bardziej boję się, że czegoś nie zrobię niż tego, że coś mi nie wyjdzie. Wtedy będę musiał po prostu jeszcze ciężej pracować” – wyjaśnia swój punkt widzenia. A jak pokazuje jego kariera, od ciężkiej pracy do realizacji celów i marzeń droga może być wyboista, ale ze szczęśliwym finałem.
/tekst: Piotr „Grabari” Grabarczyk/
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement