Aleksandra nie ukrywa własnych wędrówek po terytoriach zamieszkiwanych przez ludzko-zwierzęce hybrydy, stworzenia z dziwacznym rodowodem kotów, węży, sów. Są to terytoria, gdzie odbywają się przerażające praktyki kanibalno-erotyczne, a władza należy do pozornie niewinnych dziewczynek, które są jednocześnie ofiarami i inicjatorkami brutalnych orgii.
Waliszewska nie robi tajemnicy ze swoich przerażających objawień ujrzanych podczas niebezpiecznych podróży po bezdrożach własnej podświadomości. Wizualne zapisy tych wędrówek rozpowszechnia bezwstydnie w mediach społecznościowych. Świat zakochał się w mrocznych obrazach Aleksandry. W oceanie internetu odkrył obrazy Waliszewskiej Nick Cave, artysta wyśpiewujący grozę demonów, które grasują w jego duszy. Dotarł na instagramową stronę artystki i znalazł tam fascynujący zapis nieuświadomionych, lecz realnych potworności, które wracają na jawie w postaci pięknych obrazów, tak jak wracają pięknie muzycznie wyśpiewane przez samego Cave’a.
Kobiety i dziewczyny na twoich obrazach często znajdują się w opresyjnych sytuacjach. Dlaczego? Czym jest dla ciebie feminizm?
Starszy kolega chciał mnie kiedyś poderwać i wpadł na pomysł, że zacznie udawać zainteresowanie małymi dziewczynkami, żeby różnica wieku między nami wydała się mniej znacząca. Nie podobał mi się i nie miał u mnie szans, ale to spowodowało, że sama zainteresowałam się małymi dziewczynkami. Feminizm dopóty był fajny, dopóki nie zaczęły się nim zajmować różne okropne baby. To chyba pożyteczne idiotki patriarchatu ośmieszające feminizm. Robią to skutecznie.
Ale przecież makabra obrazów Waliszewskiej łączy się z zaskakującym humorem, przewrotną ironią albo prostu dziewczęcym żartem. Malarka bawi się z tradycyjnymi wyobrażeniami kobiecości i męskości. Komuś może przyjść na myśl, że jej malarstwo to zapis jakiegoś sabatu czarownic, rozprawa z władczymi facetami, zagłada patriarchatu. Waliszewska ucieka od takich skojarzeń. W wypowiedzi dla K MAG-a stwierdza dosadnie: „Feminizm dopóty był fajny, dopóki nie zaczęły się nim interesować różne okropne baby. To chyba pożyteczne idiotki patriarchatu ośmieszające feminizm. Robią to skutecznie”.
Bez tytułu, 2018, Aleksandra Waliszewska, dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
Szkaradne i przerażające stwory na obrazach Waliszewskiej są odmalowane z warsztatową precyzją starych mistrzów. W swoim malarstwie artystka jest radykalnie nienowoczesna. Zachwyca się XV-wiecznym malarstwem włoskim. Pietro della Francesca jest dla niej wzorem malarskiego kunsztu. Ola pochodzi z artystycznej rodziny, jej matka i babka są artystkami. Aleksandra traktuje swoją pracę z rzemieślniczą powagą: zaczyna pracować wcześnie rano, chce być jak średniowieczni malarscy wyrobnicy, z szacunkiem dla swojego fachu rozpoczynający każdy dzień od zawodowej mordęgi.
Aleksandra porusza się po głębinach dawnej sztuki. Jednocześnie jest cały czas obecna w sztuce aktualnej. Stała się ikoną popkultury. Raper Wazon oświadcza się jej w kawałku „Chciałbym się ożenić z Aleksandrą Waliszewską”, zaś pisarz Szczepan Twardoch ma tatuaż z motywem jej obrazów.
Czy kiedykolwiek przelałaś na kartkę własny sen?
Tak. Gdy byłam dzieckiem, śniły mi się konie w cyrku. Potem je narysowałam.
Niezwykłe stwory obecne w jej obrazach wypływają również na kinowym ekranie. Najpierw sama Ola pojawiła się w filmie greckiej reżyserki Athiny Tsangeri, „Kapsuła” z 2012 roku, historii o pokrętnych relacjach między dziewczętami zamkniętymi w tajemniczym ośrodku wychowawczym. Niesamowitym obrazem majaczeń i dziecinnych, perwersyjnych fantazji Waliszewskiej jest film animowany „Piwnica”, do którego tekst napisał Twardoch.
Co to za stwory, które wypływają w wizjach malarki? To jej własne, oryginalne produkty fantazji. Oczywiście, jednak nie tylko. Coś łączy Waliszewską z mroczną pamięcią słowiańskich upiorów, strzyg, mieszkańców bagiennych trzęsawisk. Może nieświadomie, ale skutecznie artystka ożywia upiory zamieszkujące bory i lasy dawnej Rzeczypospolitej. Niebezpiecznie przywołuje zamarłe duchy wampirów z bałkańskich wertepów, tak barwnie odmalowane we „Frankensteinie” Mary Shelley.
Ale na szczęście jej nadwiślańska natura zostawia dużo miejsca na żartobliwy stosunek do tych wszystkich potworków ludzkiej wyobraźni. Tak jak w filmie o pięknych syrenach, które wypłynęły na dansingu w Warszawie lat osiemdziesiątych w filmie „Córki dancingu” Agnieszki Smoczyńskiej.
Jeśli miałabyś określić swoją stylistykę jednym kultowem filmem lub książką, co byś wybrała?
Znakomicie określa mnie „Dumka na dwa serca”. To piosenka.
Możemy więc teraz wybrać się na spacer nad Wisłę uzbrojeni w bestiariusz stworów Waliszewskiej, nie całkiem jednak pewni, czy ten spacer zakończy się miłym przebudzeniem w letnim poranku.
Bez tytułu, 1997-2022, Aleksandra Waliszewska, dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
Aleksandra Waliszewska (ur. w 1976 roku w Warszawie) jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Przyszła na świat w rodzinie o wyjątkowych tradycjach artystycznych, jest czwartym pokoleniem kobiet-twórczyń. Jej prababka Kazimiera Dębska to znana autorka bajek dla dzieci. Babka, rzeźbiarka Anna Dębska, zasłynęła po wojnie jako twórczyni ekspresyjnych przedstawień zwierzęcych. Matka, Joanna Waliszewska, to również profesjonalna artystka. Ze względu na swój szczególny rodowód w linii żeńskiej Waliszewska od najmłodszych lat chłonęła rozmaite metody opowiadania historii poprzez obrazy. Artystka sytuuje się poza polem debaty sztuki współczesnej – tworzy odważne, nastrojowe obrazy, które przemawiają nie tylko do tradycyjnych widzów muzeów i galerii, ale także odbiorców muzyki niezależnej i kultury masowej.