Pierwszym pytaniem, które przychodzi do głowy po obejrzeniu filmu „Jestem Greta” jest oczywiście: jak to możliwe, że filmowałeś ją od samego początku jej protestu przed szwedzkim parlamentem, kiedy jeszcze nikt nie wiedział o jej skromnym, jednoosobowym proteście? Skąd ty o nim wiedziałeś?
Jak wiele innych dokumentów, film „Jestem Greta” zaczął się od wskazówki z zewnątrz. Jeden z moich przyjaciół znał Gretę i jej rodzinę, więc powiedział mi o tym, że piętnastoletnia dziewczyna planuje protest pod budynkiem rządu. To był rok wyborów parlamentarnych w Szwecji, więc temat wydał mi się bardzo ciekawy. Poznałem Gretę, wygooglowałem ją i znalazłem dwie rzeczy: informację, że jest córką znanej szwedzkiej śpiewaczki operowej, a także jej artykuł o zmianach klimatycznych do konserwatywnej szwedzkiej gazety. Przeczytałem ten artykuł, jej perspektywa była interesująca, więc postanowiłem sprawdzić, kim ona właściwie jest i zacząłem ją filmować.
Spodziewałeś się, że z protestu piętnastolatki zrobi się aż tak duża sprawa?
W moim biurze mam całe stosy dysków wypełnionych próbnymi zdjęciami do niezrealizowanych projektów. Idę kogoś kręcić i szybko orientuję się, że nic ciekawego z tego nie wyjdzie – tak zazwyczaj wyglądają zdjęcia próbne. W tym przypadku stało się inaczej. Greta spodobała mi się, bo potrafiła zwięźle i zrozumiale mówić o trudnych kwestiach związanych z kryzysem klimatycznym, a poza tym bardzo dobrze wypadała przed kamerą. Zresztą później, kiedy jej protest nabrał międzynarodowego zasięgu, tak samo dobrze zaczęła wypadać w mediach.
W którym momencie zdecydowałeś, że w przypadku Grety nie skończy się na zdjęciach próbnych?
Najpierw dałem jej jeden dzień. Kiedy obejrzałem to, co zarejestrowałem podczas tego jednego dnia, postanowiłem dać jej dwa tygodnie. Po dwóch tygodniach stwierdziłem, że temat może i jest ciekawy, ale na skromny film o krajowym zasięgu – chciałem zrobić z tego krótki metraż. Okazało się jednak, że ruch zapoczątkowany przez Gretę zaczął poszerzać swój zasięg – najpierw pojawił się w Norwegii, później w Holandii, Danii. Zaczęło to przypominać grę w baseball – na każdym etapie chciałem dobiec do następnej bazy. Nie było jednego momentu, kiedy stwierdziłem, że zrobię z tego pełnometrażowy film. Wszystko działo się krok po kroku.
Wszyscy wiemy, kim jest Greta i wszyscy znamy jej medialną osobowość. Nie wiemy jednak, jaka jest naprawdę. Myślisz, że w filmie udało ci się pokazać prawdziwą Gretę Thunberg?
Sądzę, że to niemożliwe, żeby w filmie w pełni uchwycić to, jaki jest dany człowiek. Pamiętam jednak, że kiedy po raz pierwszy pokazałem film samej Grecie – rozpoznała się w nim. Problem z jej postacią jest taki, że zwykle jest ona ukazywana w maksymalnym uproszczeniu – albo jako ikona walki z kryzysem klimatycznym albo jako centralna postać prawicowych teorii spiskowych. Tymczasem, kiedy obejrzała się w moim filmie, Greta powiedziała: „To właściwie ja. Rozpoznaję tę dziewczynę na ekranie”. To chyba największy komplement, jaki mogłem usłyszeć.
Wydaje mi się, że Greta to postać, która jest bardzo podatna na to, by sprowadzić ją do nieskomplikowanego wizerunku – między innymi przez pełen mocnych gestów aktywizm albo zespół Aspergera...
Myślę, że na autorach filmów dokumentalnych ciąży szczególna odpowiedzialność za wierne portretowanie swoich bohaterów. Choćby dlatego, że spędzamy z nimi o wiele więcej czasu. Większość reportaży o Grecie jest krótka, podejrzewam, że robi się je na podstawie półgodzinnego spotkania z nią. Siłą rzeczy jej postać musi więc być ukazana w znacznym uproszczeniu. Ja chciałem po prostu kręcić jej świat. Szybko znudziły mnie wywiady z nią – zazwyczaj mówiła to samo. Zamiast tego wolałem pokazać ją trochę z boku, w działaniu albo w jej codzienności.
Podobały mi się te fragmenty twojego filmu, w których Greta rzeczywiście wyglądała jak piętnastoletnia dziewczyna – kiedy tańczyła, śmiała się, płakała.
Większość ludzi myśli, że Greta jest bardzo poważną osobą, ale to nieprawda. Jest dziecinna, zabawna i sarkastyczna. Cieszę, że w moim filmie to widać.
Masz trzydzieści lat, więc jesteś stosunkowo młody. Myślisz, że twój wiek sprawia, że jesteś bardziej odpowiednią osobą do zrobienia filmu o Grecie i kwestiach klimatu niż starsi filmowcy, ci którym metrykalnie bliżej do nielubianych przez Gretę polityków niż do niej samej?
To bardzo dobre pytanie. Myślę, że jestem w najlepszym wieku do zrobienia tego filmu. Z jednej strony nie jestem taki młody, jak aktywiści klimatyczni, nie jestem z ich pokolenia. Z drugiej jednak nie jestem w wieku, który sprawia, że mogę w ogóle nie martwić się sprawami klimatu, bo prawdopodobnie nie dotkną mnie one osobiście – dzisiejsi trzydziestolatkowie przeżyją sporą część życia, widząc gołym okiem konsekwencje zmian klimatycznych. Myślę, że mój wiek daje mi możliwość zrozumienia obu stron. Sądzę też, że na dzisiejszych trzydziestolatkach ciąży duża odpowiedzialność za radzenie sobie ze zmianami klimatycznymi, bo już za moment to właśnie nasze pokolenie będzie na pozycjach, z których będzie możliwe dokonywanie rzeczywistych zmian.
Jakie są twoje uczucia względem Grety? Jesteś z niej dumny, czy może współczujesz jej, że musi tyle poświęcić, by walczyć o to, w co wierzy? Albo zwyczajnie, po ludzku: lubisz ją?
Oczywiście! Zdecydowanie lubię ją jako osobę: jest bardzo zabawna, ma świetne poczucie humoru. Jednocześnie myślę, że mój stosunek do niej różni się od tego, który ma większość świata. Bierze się to po prostu z tego, że poznałem ją w momencie, kiedy jeszcze nie była znana. Pewnie dlatego nie postrzegam jej jako ikony, ale raczej jako zwyczajną osobę. Traktuję Gretę po prostu jako człowieka – nie patrzę na nią ani z góry, ani z podziwem, z którym zwykle patrzy się na ikoniczne postaci. Po prostu szanuję ją i sądzę, że powinna zostać zrozumiana.
W swoim filmie nie pokazałeś, żadnego zorganizowanego wsparcia dla poczynań Grety, choćby wsparcia finansowego. A przecież takie wsparcie musi istnieć. Dlaczego zdecydowałeś się w ogóle nie zwrócić na te kwestie uwagi?
Oczywiście w pierwszym odruchu bardzo chciałem skupić się także na tym, jednak szybko okazało się, że tak naprawdę nie ma tu nic to pokazania. Jak mówiłem, matka Grety jest gwiazdą opery, więc dysponuje pewnymi środkami, ale prawda jest taka, że Greta do swojej działalności nie potrzebuje zbyt wiele pieniędzy. Jeśli na swój szczyt zaprasza ją Unia Europejska – to Unia płaci za przejazd i hotel. Jeśli zaprasza ją inna organizacja – płaci inna organizacja. Z kolei kiedy Greta postanawia przepłynąć ocean łodzią – załoga bierze ją w rejs za darmo. Nie ma żadnej organizacji, która stoi za działaniami Grety, ale za to mnóstwo ludzi chce jej pomóc, bo czuje, że jej działania są czymś ważnym dla ludzkości. Z tego co wiem, jeśli nawet Greta dostaje jakieś fundusze, przekazuje je organizacjom walczącym o to samo, co ona. Cały Młodzieżowy Strajk Klimatyczny działa bez żadnego odgórnego finansowania – taka jest cena niezależności. Pytanie brzmi tylko, jak długo młodzi aktywiści będą mieli siłę, by działać na tej zasadzie.
Ważną częścią medialnej osobowości Grety jest jej zespół Aspergera. Myślisz, że tak samo jest z jej prawdziwą osobowością?
Myślę, że tak. Oczywiście Greta nie jest wyłącznie swoim zespołem Aspergera, ma wiele innych ważnych cech, ale wydaje mi się, że ta diagnoza była dla niej bardzo istotna do tego, by zrozumieć samą siebie. Pamiętam, że kiedy zaczęła swój strajk, w swoim opisie na Twitterze miała: „piętnastoletnia aktywistka klimatyczna z zespołem Aspergera”, co oznacza, że sama w dużym stopniu identyfikowała się właśnie w ten sposób. Poza tym Greta zawsze była bardzo otwarta jeśli chodzi o swoją diagnozę. Myślę, że jest z niej dumna i lubi o niej mówić. Sama często wraca do tego tematu.
W puencie filmu Greta stwierdza, że gdyby więcej osób na świecie miało zespół Aspergera, byłoby to lepsze dla klimatu.
W codziennym życiu ludzie często decydują się nie mówić o rzeczach, o których inni nie chcą słyszeć. Osoby z zespołem Aspergera nie mają tego problemu – mówią to, co myślą, nawet jeśli to społecznie nieakceptowalne. Myślę, że takie spojrzenie jest nam jako społeczeństwu potrzebne. Jeśli chodzi o kwestie klimatyczne, Greta jest świetna w powtarzaniu tego, co oczywiste, chociaż niestety nie jest to oczywiste dla wszystkich: że żyjemy daleko poza granicami tego, co byłoby bezpieczne dla naszej planety. Nie ma z tym żadnego problemu. Wie, że to prawda, i że ktoś musi o tym mówić.
Zanim zaczęła swój protest, Greta wpadła w kilkuletnią depresję, która sprawiała, że miała problemy z normalnym funkcjonowaniem. W filmie jej rodzice twierdzą, że jej walka bardzo pomogła jej w codziennym funkcjonowaniu i że zwyczajnie dziś ma się o wiele lepiej. Co o tym sądzisz?
Nie znałem Grety zanim zaczęła swój protest, ale mogę potwierdzić, że nawet w ciągu tego roku, kiedy ją filmowałem, stała się ona o wiele bardziej otwarta. Na pewno czuje się też bardziej komfortowo z samą sobą. Pewnie jest tak po części dlatego, że znalazła cel w swoim aktywizmie, a po części dlatego, że po prostu zrobiła się starsza i dojrzała.
Wydaje się, że najbardziej wymagającą częścią pracy nad filmem „Jestem Greta” był dwutygodniowy rejs przez Atlantyk, w który wybrała się aktywistka, a ty wraz z nią, żeby móc ją sfilmować na oceanie. Jak przeżyłeś to ty i jak przeżyła to Greta?
Najciekawszą rzeczą w tego typu przygodach jest to, że nigdy nie wiadomo, kto jak je zniesie. Na przykład podczas naszego rejsu największe problemy z chorobą morską miał jeden z kapitanów. Mówimy tu oczywiście o wielkim, świetnie przygotowanym marynarzu! Greta i jej ojciec znieśli rejs dużo lepiej niż on. Szybciej przyzwyczaili się do niedogodności. Myślę, że do pewnego stopnia rejs był dla nich nawet rodzajem wytchnienia od presji, mediów i internetu. Nawet jeśli nie wynika to z filmu – w nim ze zrozumiałych względów pokazałem raczej najbardziej dramatyczne momenty wyprawy. Jeśli zaś chodzi o mnie to powiem tylko, że sporą część budżetu filmu pochłonęły konsultacje z człowiekiem, który specjalizuje się w filmowaniu rejsów oceanicznych. Właściwie to musieliśmy zapłacić olbrzymie pieniądze za to, że sporządził listę rzeczy, na które powinniśmy być przygotowani. Producenci zastanawiali się, czy na pewno musimy wydawać na to aż tyle. Ale wiesz co? Dosłownie wszystko, co znalazło się na jego liście, przydarzyło nam się podczas rejsu! Do Nowego Jorku dopłynęliśmy właściwie z tylko jedną działającą kamerą i jedną kartą pamięci. Nigdy wcześniej nie pracowałem w środowisku, które byłoby trudniejsze i bardziej wrogie.
Opowiedziałeś o rejsie z perspektywy zawodowej. Co z perspektywą osobistą?
Byłem przede wszystkim bardzo, bardzo, bardzo zmęczony. Na takiej oceanicznej łodzi, przez fale i ciągły ruch, ma się energię na jakieś pół godziny, może czterdzieści minut aktywności w ciągu dnia. Byłem sfrustrowany, że nie mogę za dużo kręcić, bo część tego bardzo skromnego czasu zajmowały mi też takie rzeczy jak jedzenie czy chodzenie do toalety. Czułem olbrzymią presję, by wykorzystać ten czas jak najlepiej. Zapamiętam ten rejs jako tak samo wymagający pod względem psychicznym, jak pod względem fizycznym.