„– „Po tygodniach konsultacji społecznych, rozmowami z dziesiątkami ekspertów prawa, działaczkami i działaczami społecznymi oraz stowarzyszeniami działającymi na rzecz praw człowieka, składamy dzisiaj w #Sejm.ie ustawę zmieniającą definicję gwałtu!”, ogłosiła posłanka lewicy, Anita Kucharska-Dziedzic za pośrednictwem Twittera.
Potrzebne zmiany
W poniedziałek grupa posłanek i posłów wraz z Joanną Piotrowską z Fundacji Feminoteka, wystąpiły na briefingu przed Halą Mirowską w centrum Warszawy. Wśród stoisk z bukietami kwiatów chętnie kupowanymi z okazji Dnia Kobiet, ogłoszono, że w poniedziałek Lewica składa projekt zmian w Kodeksie Karnym. Mowa konkretnie o artykule 197. W rozumieniu obecnej wykładni polskiego prawa, do gwałtu dochodzi, gdy ktoś doprowadza do obcowania płciowego „przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem". Zaproponowana przez Lewicę definicja zakłada, że nieuzyskanie zgody od innej osoby na kontakt seksualny jest równoznaczne z popełnieniem czynu zabronionego, za który w myśl projektu będzie groziła kara pozbawienia wolności na minimum 3, a nie 2 lata. Dlaczego Lewica chce, żeby minimalna kara została podwyższona?
„– „Przestępstwa dzielą się na występki i zbrodnie, za które minimalna kara to trzy lata i chyba nie mamy wątpliwości, że zgwałcenie nie jest występkiem, jest zbrodnią”, podkreśliła Kucharska-Dziedzic podczas konferencji prasowej.
Projekt obejmie również zmianę nazwy rozdziału z „przestępstwa przeciw wolności seksualnej i obyczajności" na „przestępstwa przeciwko wolności seksualnej i autonomii". Podczas briefingu Kucharska-Dziedzic podkreśliła, że korekta nie jest bynajmniej kosmetyczna – chodzi o podkreślenie wagi obopólnej zgody na kontakt seksualny, wartości człowieka i jego możliwości stanowienia o sobie.
Po co nowa definicja?
Według Amnesty International, co dwudziesta kobieta w Polsce padła ofiarą gwałtu, a co najmniej co trzecia doświadczyła niechcianych zachowań seksualnych. Odsetek zgłoszeń w związku z tymi traumatycznymi wydarzeniami jest jednak zatrważająco niski. Jak podaje Amnesty – tylko 10 procent z nich zgłosiło swój przypadek na policję. O sprawiedliwość będą mogły ubiegać się tylko te osoby, które wyraziły głośny i stanowczy sprzeciw. Nie powinno dziwić, że zapis od lat budził kontrowersje. Zdaniem Kucharskiej-Dziedzic obowiązujące przepisy „nie przystają do rzeczywistości".
„– „Polskie prawo nie chroni ofiar przemocy seksualnej w wystarczającym stopniu. Obecnie zgodnie z przepisami, karze podlega osoba, która groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego. Osoba zaatakowana musi „stawiać czynny i nieprzerwany opór", „manifestować swój brak zgody przez głośne protesty, prośbę lub krzyk" zaś „opór ma być rzeczywisty, a nie pozorny". Jednak nie zawsze jest to możliwe”, podkreślił Mikołaj Czerwiński z Amnesty International, koordynator ds. równego traktowania, na oficjalnej stronie organizacji.
Od 2019 roku Amnesty International prowadziło kampanię „Tak to miłość" wzywającą zmiany obowiązującego prawa i uznania za gwałt każdego aktu seksualnego bez zgody drugiej strony, niezależnie od tego czy opór był głośny i stanowczy.
„– „Ta ustawa daje nadzieję, że ofiary zostaną wysłuchane, że nikt im nie powie, że skoro nie wierzgały nogami, że nie wybiły napastnikowi zęba, to nie wyrażały sprzeciwu. Sprzeciw nie musi się wyrażać w ten sposób”, skonstatowała posłanka Lewicy, Anna Maria Żukowska, podczas konferencji prasowej 8 marca.
Projekt zmiany Kodeksu Karnego ma przywrócić ofiarom przemocy seksualnej niezbędny element godności. Posłuży w walce o sprawiedliwość osobom, które znalazły się w sytuacji uniemożliwiającej spełnienie obecnych wymagań prawa – osobom znajdującym się w stałych związkach oraz tym, które w chwili tej tragedii znajdowały się pod wpływem substancji odurzających. Ustawa ma także wpłynąć na sposób postrzegania gwałtu w Polsce. Warto wspomnieć, że definicja gwałtu oparta na braku zgody funkcjonuje na przykład w takich krajach jak Wielka Brytania, Niemcy, Szwecja czy Belgia.
/tekst: Aleksandra Adamiak/