Popularni aktorzy, muzycy i influencerzy zamknięci tak jak my wszyscy w skype’owej puszce, stracili swoje supermoce napędzane kontekstami ukrytymi za widowiskowością prestiżowych gal, jaskrawą czerwienią dywanów, a także korzystnym światłem reflektorów odbijającym się od rozmaitych “ścianek”. Bogowie zostali zmuszeni do zejścia na ziemię i chcąc nie chcąc odsłonili mechanizmy konstruujące ich ciekawą, ale jednak pozorancką mitologię.
Powierzchowność celebryckiego światka ilustruje na przykład Youtube’owy filmik, o bardzo chwytliwym tytule “Gal Gadot śpiewa “Imagine’ z innymi gwiazdami”. Kilkuminutowy cover słynnego utworu Johna Lennona niemal natychmiast podbił cały internet i nie schodzi z toplisty gorących hashtagów aż do dziś. Na pierwszy rzut oka mamy tu do czynienia z miłym gestem. Oto ekipa hollywoodzkich VIP-ów postanawia podnieść na duchu zestresowane pandemiczną codziennością społeczeństwo i wspólnie wykonuje uniwersalną pieśń o zjednoczeniu, miłości i wzajemnej życzliwości. Dopiero dokładniejsza analiza wydobywa na wierzch elementy, które trochę niweczą słodycz szlachetnego przekazu wersów legendarnego Beatlesa.
Twarze Gadot oraz jej znajomych są nieskalane make-upem, a ich ubiór w ogóle nie przypomina lśniących kreacji, którymi chwalili się jeszcze parę miesięcy temu podczas ważnych, międzynarodowych eventów. Celebrujący “zwyczajność” wizerunek w połączeniu z lennonowskimi wersami, daje w rezultacie występ artystów desperacko pragnących zrównać swoją sytuację z problemami nas - zwykłych zjadaczy chleba. Uprzywilejowani, prowadzący luksusowy tryb życia gwiazdorzy budują image przystępnych kumpli, ponieważ pozwala im to zdobyć niezbędne punkty sympatii na przyszłość. Udawana skromność to zabezpieczenie na wypadek post-pandemicznego gniewu ludu, który rozsierdzony ekonomicznym kryzysem, być może wkrótce wyładuje cały swój gniew na niektórych antypatycznych, obnoszących się bogactwem idolach.
Z kolei pseudo-mesjanistyczny składnik rzeczonego filmiku przypomina nam wszystkim o dotychczasowej aktywności około-politycznej celebrytów. Nie od dziś wiadomo, że znane nazwiska kochają wygłaszać opinie na temat międzynarodowych konfliktów, problemów ekologicznych, czy skomplikowanych relacji rządów z obywatelami, niekoniecznie mając pojęcie o którymkolwiek z tych zagadnień. Ich chęć wcielania się w role medialnych ekspertów wynika z przeświadczenia o misyjności popkulturowego zawodu. Ta sama wiara w społeczną istotność aktorskiej czy muzycznej profesji skłania sławnych i bogatych ku, czasem wręcz groteskowo nagłaśnianym, akcjom charytatywnym. Gdy osobowości z pierwszych stron gazet przeznaczają pieniądze na szczytne cele, prawie zawsze dbają o to, by o ich szlachetności dowiedział się cały świat. Zupełnie jakby ważniejsze od samego czynu były nierozerwalnie z nim związane PR-owe profity. “Imagine” to symptom identycznej choroby. Hollywoodzkie ikony stwierdziły, że zbawią zaniepokojone trudną sytuacją masy przy pomocy... piosenki. Martwiący się o swoje zdrowie i życie, a także finansową stabilność widzowie mieli jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zapomnieć o kłopotach, dzięki cnotliwej postawie herosów z kolorowych okładek.
Kampanii promującej głośny cover towarzyszyły przygotowane przez dziesiątki celebrytów odezwy do fanów, zachęcające do pozostania w domu w czasie rozwijającej się w zastraszającym tempie pandemii. Samuel L. Jackson wypromował hasło “stay the fuck home”, a wielu jego znajomych opowiadało o zaletach wolnego czasu spędzonego w zamknięciu. Słynni artyści oraz osobowości instagramowe niemal codziennie zdają raporty z kolejnych godzin poświęconych czytaniu ulubionych książek, słuchaniu ukochanych płyt, czy po prostu zabawie ze swoimi potomkami. Beztroska utopia jest jednak prezentem tylko dla wybranych. Bardzo łatwo porównywać kwarantannę do introwertycznego relaksu, jeśli można pozwolić sobie na długoterminowy luksus nicnierobienia, a delikatne braki w prywatnym budżecie uzupełni kilka zręcznie sprzedanych streamingowych przedsięwzięć. Większość odbiorców tego przekazu to ludzie zaciekle walczący o przetrwanie w dobie ekonomicznej katastrofy, więc ciężko nazwać owe działania inaczej niż po prostu niesmacznymi. Nawet w trosce o bezpieczeństwo fanów, ikony popkultury musiały zawrzeć odpowiednio rozłożone akcenty podkreślające ich status współczesnych bogów.
Oczywiście nie należy demonizować społecznie zaangażowanych celebrytów. Czasem pomocna dłoń “pana z telewizji” może przecież zdziałać cuda i spopularyzować zacne inicjatywy. Natomiast, jeszcze częściej rzekoma gwiazdorska dobroduszność odsłania grzechy główne okołohollywoodzkiego światka. Sprawa “Imagine” obnażyła rządzącą show-biznesem megalomanię oraz protekcjonalność w stosunku do osób spoza elitarnego grona. Czy post-pandemiczny świat będzie potrzebował Gal Gadot i jej przyjaciół? Być może tak, ale na pewno będzie na nich patrzeć bardziej krytycznym okiem.