Victor ma pięć lat i nie ma numeru PESEL, paszportu ani dowodu osobistego - żadnego polskiego dokumentu potwierdzającego jego tożsamość. Sprawa jest o tyle kontrowersyjna, że w grudniu siedmioosobowy skład Naczelnego Sądu Administracyjnego orzekł, że choć transkrypcji przetłumaczyć nie można, dokumenty powinny zostać wydane. To luka prawna, na której najbardziej cierpią dzieci. Jak dalej potoczą się losy Victora?
Cały problem polega na tym, że zgodnie z polskim prawem w dokumencie tożsamości nie mogą widnieć rodzice tej samej płci. Dotyczy to również transkrypcji zagranicznego aktu urodzenia, choć zgodnie z prawem krwi, dziecko nabywa obywatelstwo tego państwa, którego obywatelem jest przynajmniej jedno z rodziców. Od 2016 roku mamy Victoria, Małgosia i Sylwia, walczą o dokumenty dla syna. Sprawa "odbiła się" już od Urzędu Stanu Cywilnego w Piasecznie, Wojewody czy Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie.
W 2017 roku para złożyła skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego i w grudniu 2019 rok NSA wydał uchwałę w sprawie Victora. Do siedmiu sędziów NSA skierowano pytanie: Czy szczegółowo wymienione w pytaniu przepisy polskich ustaw dopuszczają transkrypcję aktu urodzenia, w którym wskazani są rodzice tej samej płci? Sędziowie uznali, że zgodnie z polskim prawem, w dokumentach nie można umieścić dwóch matek albo dwóch ojców, ale dziecku przysługuje prawo do polskiego obywatelstwa, więc powinno otrzymać dokumenty.
Stanowisko Naczelnego Sądu Administracyjnego jest niejasne i nie rozwiązuje problemu. Sąd nie uwzględnił też wniosków prawniczek rodziny Victora, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Rzecznika Praw Obywatelskich o zadanie pytania prejudycjalnego (eliminującego niezgodność między prawem krajowym a europejskim) Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej. W lutym 2020 roku skarga została oddalona przez NSA, a w marcu mamy Victora złożyły wniosek ws. dowodu osobistego do Urzędu Miasta m.st. Warszawy i spotkały się z odmową, od której się odwołały. Jak podkreśla Kampania Przeciw Homofobii, prezydent Trzaskowski miał wówczas siedem dni na zmianę decyzji w trybie autokontroli, lecz przekazał sprawę do Wojewody Mazowieckiego.