Akcja „Furiozy” ma miejsce nad wspomnianym polskim morzem, a jej głównymi bohaterami są pseudokibice. Ustawki grup w okolicznych lasach i mylenie tropów służb porządkowych są tutaj na porządku dziennym. Ci, którzy pamiętają „Hooligans” z 2005 roku, prędko skojarzą motyw. Wśród bohaterów znajdziemy zdroworozsądkowych liderów, jak choćby przewodzącego Furiozie Kaszuba (Wojciech Zieliński), oraz nieprzewidywalnych i chaotycznych bojowników, jak Golden grany przez Mateusza Damięckiego. Jego bohater sprawia wrażenie, jakby był stale pod wpływem speeda. Próżno obstawiać, jak się zachowa. Z tego powodu należą się Damięckiemu ukłony – jego postać jest tak intensywna i wiarygodna, że bywa nawet męcząca.
Nieco mniej, ale również fascynująca, jest bohaterka Weroniki Książkiewicz. Dzika dorastała na tym samym osiedlu co ekipa Furiozy, lecz w wyniku pewnych zdarzeń porzuciła wcześniejsze życie i wstąpiła do policji, by czynić świat lepszym miejscem do życia. W szczególności świat jej bliski, znany, osiedlowy. Chce stworzyć lepsze warunki dla innych, ale jest to podszyte osobistą skazą, a jednocześnie nie potrafi (nie chce?) zupełnie odwrócić się od dawnych przyjaciół. „Kibol zawsze będzie kibolem”, mówi bohater Łukasza Simlata dowodzący policyjną akcją ścigania narkotykowych bossów. Co ciekawe, członkowie Furiozy, niezależnie od miejsca zatrudnienia i strony barykady, po której stoi Dzika, traktują ją jak równą, podczas gdy dziewczyny skupione wokół ekipy zostały przedstawione jako wyjątkowo mało inteligentne. Czy to wyraz poprawności politycznej, czy raczej pstryk w nos dla popadania od skrajności w skrajność w tej kwestii? Nie wiadomo, choć w filmie znajdzie się kilka niewinnych zaczepek o obecną sytuację polityczną w kraju. W każdym razie Weronika Książkiewicz w roli swego rodzaju Nikity wypada tak, że przyjmujemy tę silną i twardą babkę, nie zagłębiając się za bardzo w szczegóły.
W „Furiozie” wszystkie naczynia są połączone: życie na osiedlu, honorowe postępowanie, wierność braciom (faktycznym i tym przybranym) oraz zasadom, szacunek dla wroga, a także polityka i naciski na policję, gdy zbliżają się wybory do wygrania, marzenia o bogactwie i luksusie, żądza pieniądza, co nigdy się dobrze nie kończy. W realnym świecie ani na ekranie nie ma czegoś takiego jak jednoznaczny bohater. Każdym kierują osobiste pobudki. Pozostaje kwestia odpowiedzialności – również za innych. Jest jednak pewne, że tak zrobionego filmu gangsterskiego w Polsce dawno nie było.
„Furiozę” skonstruowano jak typowy film gangsterski. Jego scenariusz jest dosyć przewidywalny, szczególnie jeśli obejrzało się dziesiątki podobnych filmów. Niemniej ogląda się to dobrze przez całe 2h 20 min (!). Mamy tu dobry montaż, świetną muzykę Miro Kępińskiego, klarowny początek, rozwinięcie i zakończenie poruszonych wątków, co zrealizowano subtelnie i z pomysłem, bez traktowania odbiorcy jak kogoś, kto bez wyłożenia kawy na ławę nie zrozumie, co ogląda. Do tego wspomniane zaczepki o kondycję kraju, również niewymagające komentarza wyjaśniającego. Zdarzają się momenty kiczowate i pseudożarty, które wielu z nas chciałoby zapomnieć. Gdzieniegdzie rażą też ujęcia szarego Sopotu w zestawieniu z bogactwem, jakie gwarantuje gangsterski styl życia. W ogólnym rozrachunku „Furioza” to jednak naprawdę dobre do oglądania kino akcji z wyrazistymi kreacjami bohaterów.
Film wchodzi do kin w całej Polsce 22 października.