Twój dyplom, który wyróżniono w ramach wystawy Coming Out Najlepsze Dyplomy ASP, składał się z obrazów i przedmiotów takich jak lalki czy pluszowe zabawki. Na pierwszy rzut oka kojarzyły się z dzieciństwem, jednak gdy podeszło się bliżej, okazywały się raczej postaciami z dziecięcych koszmarów. Skąd pomysł na takie prace?
Prawie wszystkie moje prace są w jakimś stopniu związane z lękiem, który w moim odczuciu stanowi najtrudniejszy do zdefiniowania i opisania stan emocjonalny. Tworząc koncepcję swojej pracy dyplomowej, zastanawiałam się, kiedy zaczęłam świadomie go odczuwać. Przypominałam sobie pewne stany i wrażenia stojące w opozycji do budowanego często obrazu dzieciństwa jako sielankowej krainy składającej się wyłącznie z pozytywnych odczuć i emocji. W tamtym okresie zafascynowało mnie również pojęcie „uncanny”, które w eseju „Das Unheimliche” rozwinął i zreinterpretował Freud. „Uncanny” w luźnym tłumaczeniu oznacza niesamowitość, czyli czynnik wywołujący niepokój i strach poprzez wprowadzenie zmiany, przeskalowania czy uderzającego wybrakowania w czymś, co pozornie jest nam dobrze znane. Manifestacje tej koncepcji stanowią obrazy i obiekty z cyklu „Neverland”, które – jak zauważyłaś – na pierwszy rzut oka są miłe i przyjemne w odbiorze, jednak po dłuższym obcowaniu wywołują uczucie niepokoju. Poprzez wprowadzenie zmian i drobnych zakłóceń to, co dobrze znane, staje się obce i niepokojące.
Zaczęłaś od traum dzieci, by z czasem, na wystawie #behappyalways, zająć się traumami nastolatków, ich seksualnością i cielesnością. Skąd wzięły się mięśniaki, łyse pały, emotikonki czy uśmiechnięte kupki?
Czułam, że temat dziecięcych traum przynajmniej na jakiś czas został przeze mnie wyeksploatowany. Nowe prace zaczęły powstawać trochę jako kontynuacja, a trochę w kontrze do tego, czym zajmowałam się podczas studiów. Praca nad cyklem #behappyalways była bardzo wyzwalająca i pełna energetycznego napięcia. W tych obrazach dekonstruuję wzorce męskości i kobiecości, wykorzystując dobrze znany motyw falliczny, który od zarania dziejów symbolizował dobrobyt i miał chronić przed złymi mocami. Choć w dzisiejszych czasach symbol ten stał się bardziej niedosłowny i ukryty, to atrybuty takie jak siła, władza, niezależność i mądrość nadal są stereotypowo utożsamiane z męskością, a słabość, nieporadność i uległość – z kobiecością. W swoich obrazach ośmieszam te wzorce, karykaturuję je. Wybujała męskość staje się w nich komiczna i groteskowa, dlatego moim mięśniakom z wielkimi pałami towarzyszą wesołe cycuszki i czasem wkurzone cipki. Wszystko otoczone emotikonkami czy właśnie uśmiechniętymi kupkami. Proces powstawania tych prac także miał w sobie coś z dekonstrukcji, ponieważ na pierwszą, delikatną i starannie namalowaną warstwę nakładałam kolejne, często brutalne i agresywne, tworzone przy użyciu czarnej farby i sprayu. Inspirowałam się tym, co możemy znaleźć na murach, drzwiach publicznych toalet czy ostatnich stronach zeszytów. Emotikony z kolei są obecnie najpowszechniejszym sposobem wyrażania uczuć w SMS-ach i za pomocą innych komunikatorów. To uniwersalny kod znany wszystkim użytkownikom smartfonów, rozpowszechniony wśród współczesnych ludzi równie silnie, jak symbole płodności i dobrobytu w czasach prehistorycznych.
W twojej sztuce często pojawiają się nawiązania do prehistorii. Sięgasz po szamańskie teorie, magiczne rytuały czy wiarę w uzdrawiającą moc kamieni i zwierząt.
Przeniesienie uwagi na bardziej magiczny i duchowy obszar nastąpiło u mnie płynnie i stopniowo. Podczas pracy nad cyklem #behappyalways, dla którego jedną z inspiracji była właśnie sztuka prehistoryczna, w szczególności malarstwo naskalne, natrafiłam na teorię, według której sztukę paleolitu tworzyli szamanie. Zawsze ciekawiły mnie podobne koncepcje, więc zaczęłam zgłębiać ten temat i czytać o magicznych właściwościach roślin, kamieni i zwierząt.
Pierwszą realizacją eksplorującą te wątki były „Totemy DIY”. Kluczowy temat tej instalacji to zjawisko dziedziczenia traum, którego skutki są mocno wyczuwalne w naszym społeczeństwie. Traumy wojenne, traumy prywatne związane z doświadczeniami wojny czy w końcu traumy związane z pańszczyzną, będącą w zasadzie formą niewolnictwa, mocno odbiły się zarówno na jednostkach, jak i całym naszym społeczeństwie. Odnoszę wrażenie, że traumy często funkcjonują w ukryciu, w jakiejś wypartej szarej strefie, a pozostawianie ich w mroku bez przepracowania uniemożliwia trwałą zmianę. To skutkuje ogromnym poczuciem krzywdy, które łatwo podsycać i budować na nim tożsamość narodową opartą na braku tolerancji oraz silnych podziałach społecznych. Sama instalacja jest wizualną reprezentacją szukania sposobów na oczyszczenie się z tych traum. Cztery totemy przedstawiają archetypiczne formy: wąż – jeden z najstarszych symboli uzdrawiania; szaman z „sercem” z kryształu górskiego będącego najsilniejszym neutralizatorem; wijące się po ziemi ręce, odwołujące się do uzdrawiania poprzez dotyk, oraz „łapacz snów” wykonany z gumowej zasłony prysznicowej i głośnika znalezionego w warsztacie u mojego dziadka.
Idąc tym tropem, stworzyłaś też współczesne talizmany.
Pomysł na serię Astral Insects Catchers pojawił się właśnie podczas pracy nad „łapaczem snów” z „Totemów DIY”. Zaczęłam się zastanawiać, jak doszło do tego, że amulet, stanowiący istotną część wierzeń Indian z Ameryki Północnej, stał się popularnym elementem wystroju wnętrz, czymś w rodzaju etno dodatku instant. Pomyślałam, że koszmarne sny, przed którymi amulet pierwotnie miał chronić, nie są jedynym zagrożeniem czyhającym dziś na człowieka. Chciałam stworzyć talizmany będące współczesną interpretacją dreamcatchera ze znalezionych przedmiotów, łańcuchów i szytych form.
Choć tematyka mistycyzmu i magii wciąż jest aktualna w twojej sztuce, odnoszę wrażenie, że obecnie to ceramika stała się twoim głównym medium.
Staram się zbytnio nie przywiązywać do żadnego medium. Zmieniam je w zależności od potrzeb i tego, co w danej pracy najbardziej chcę wyrazić. Podobnie było z ceramiką, którą zaczęłam bardzo nieśmiało wykorzystywać właśnie w cyklu Astral Insects Catchers. Potrzebowałam elementów z innego emocjonalnie i wizualnie obszaru niż szyte obiekty i przedmioty znalezione. Tak zaczęły powstawać pierwsze drobne formy ceramiczne. Spodobał mi się sam proces, sensualny kontakt z gliną, powtarzalność ruchów z pogranicza medytacji, alchemia procesu szkliwienia i wypalania. Bardzo cenię intuicyjność tego procesu, co dobrze sprawdza się przy tworzeniu prac opowiadających o współczesnych poszukiwaniach duchowych.
Równolegle do tworzenia sztuki bywasz też po tej drugiej, kuratorskiej stronie.
Razem z Michaliną Sablik od dwóch lat jako DZIDY robimy niezależne, często pop-upowe wystawy w nietypowych przestrzeniach. Zapraszamy do udziału w nich artystki i artystów, którzy pracują w różnych mediach i pochodzą z różnych środowisk oraz krajów. Nasz pierwszy wspólny pop-up to „Apetyt”, wystawa, której główną bohaterką była przestrzeń kuchenna kultowej, nieistniejącej już restauracji Ambasador. Prezentowane na niej prace świetnie wpisywały się w ten kontekst, naprowadzając widza na nowe ścieżki odczytywania przestrzeni i samych prac. Za tekst kuratorski posłużył nam przepis „Grzeszne mięso” z książki „Erotyczne menu albo sekrety Afrodyty”, balansujący na granicy obrzydzenia i pożądania. Następnymi projektami była „Polska Naszych Marzeń”, poruszająca kwestie upolitycznienia marzeń, oraz wystawa „Beautiful Losers” zorganizowana w galerii Jak zapomnieć w Krakowie. Tytułem nawiązałyśmy do enigmatycznej powieści Leonarda Cohena z połowy lat sześćdziesiątych. Wystawa rozbrajała kult sukcesizmu i pokazywała subtelne piękno przegrywu. Naszym ostatnim projektem była wystawa „A dream within a dream”, nad którą prace rozpoczęłyśmy podczas ostatniego lockdownu. Była to spontaniczna odpowiedź na pytania, które sobie wtedy zadawałyśmy. Integralną część tej wystawy stanowił miejski ogród należący do mieszkania Michaliny, w którym obiekty i obrazy wysłane do nas przez artystki i artystów prezentowały się tajemniczo i magicznie.
/materiał pochodzi z K MAG 102 FUNKY ISSUE 2020/21, tekst: Kaja Werbanowska/