„Mój książę Mizogin”, część 3: żonaty kawaler, warunkowa miłość i zawsze kiepski koniec [felieton]
04-07-2020
![„Mój książę Mizogin”, część 3: żonaty kawaler, warunkowa miłość i zawsze kiepski koniec [felieton]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5f00c929bcee947aec7d5aac/juliabosski.jpg)
![„Mój książę Mizogin”, część 3: żonaty kawaler, warunkowa miłość i zawsze kiepski koniec [felieton]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5f00c929bcee947aec7d5aac/juliabosski.jpg)
Przeczytaj takze
Po historii z B. (opisanej w drugiej części trylogii) musiałam uciec i się zresetować. Potrzebowałam emocjonalnego i życiowego odwyku. Mam szczęście do szczęścia. Los się do mnie uśmiecha nawet w momentach rozpaczy. Na początku owego roku dane mi było polecieć do Kapsztadu. Pewnego wieczoru w Afryce poszłam sama na kolację do pobliskiej restauracji. Po 5 minutach starszy pan z sąsiedniego stolika zaprosił mnie, abym przysiadła się do niego i jego towarzyszy. „Nie mogę patrzeć na piękną dziewczynę siedzącą samą przy stoliku”, powiedział po angielsku. Nie wahałam się ani chwili. Starsi państwo byli urzeczywistnieniem moich marzeń – arystokraci, profesorowie, Francuzi… Wszyscy po siedemdziesiątce. Rozmawialiśmy o filozofii, życiu, Polsce, Francji. Wymieniliśmy się kontaktami.
Po kilku tygodniach przyszło zaproszenie na letnie wakacje w ich chateau w Szampanii. Byłam podekscytowana, ale w środku zmiażdżona. Codziennie śniły mi się koszmary, w których szukałam B., ale go nie było. Pustka, ból, pożądanie i tęsknota wypełniały mój umysł i ciało. Próbowałam oczyścić myśli, podpiekając swoje niedole szampańskim słońcem. Czytałam książki, oglądałam filmy, dzień i noc gadałam z pozostałymi pałacowymi gośćmi. Ale B. był ze mną cały czas. Pod skórą, jak kleszcz, wpił się i nie odpuszczał. W końcu napisałam krótki tekst o B., który opublikowałam w social mediach, nie radząc sobie z własną głową. Po jakimś czasie zauważyłam, że mam nowego adoratora, śledzącego moje fejsbukowe poczynania.
Odwrócenie uwagi
Mario był ode mnie starszy o 25 lat. Poznaliśmy się półtora roku wcześniej przez znajomych. Od razu mi się wtedy spodobał, ale wiedziałam, że ma żonę, więc nie agitowałam do kontaktu. Kilka miesięcy wcześniej szykowałam z jego znajomym jedną z moich kolacji (Obiady Czwartkowe), a Mario pośredniczył w organizacji. Kiedy jeszcze byłam z B., poszliśmy na biznesowy lunch, ale nic się między nami nie wydarzyło.
Mario zaczął jednak poświęcać mi coraz więcej uwagi na Facebooku, więc wzięłam sprawy w swoje klawisze. Napisałam do niego. Potrzebowałam jakiejkolwiek odskoczni umysłowo-uczuciowej, a on był bardzo interesujący. Zaczęliśmy rozmawiać. O książkach, jedzeniu itd. Coraz częściej, aż w końcu codziennie mieliśmy ze sobą kontakt. Po dwóch miesiącach we Francji, z króciutką przesiadką w Warszawie, na kilkanaście dni wróciłam do Berlina. Już pierwszego wieczoru umówiliśmy się na kolację. Było świetnie, gadaliśmy bez końca. Mario jest bardzo dobrze wykształcony, elegancki i wykwintny, mówi w kilku językach, a do tego ma wysublimowany gust jedzeniowy. Kiedyś pracował jako krytyk literatury, ale wówczas od lat był już rzecznikiem prasowym bardzo znanej firmy.
Po kolacji umówiłam się z moim najlepszym przyjacielem w barze obok restauracji, w której byliśmy z Mario. Chciałam szybko przedstawić mu nowego adoratora, ponieważ był pierwszym krytykiem moich romansów. Mario i T. od razu się polubili, zaś Mario zakochał się we mnie tego pierwszego wieczoru.
Idealny romans
Przez następne kilkanaście dni widywaliśmy się codziennie. Wieczorami w knajpach, za dnia w parkach i kawiarniach. Pewnego razu M. wziął nawet dzień wolny od pracy, żeby szlajać się ze mną po mieście, zachwycając się moim czarem i dłońmi, które uwielbiał fotografować. Wszystko działo się bardzo szybko i intensywnie – pozornie Mario był cudownym, opiekuńczym, bardzo atrakcyjnym facetem.
Ale ja wciąż czułam opór. Mój umysł mówił „tak”, ale ciało odmawiało współpracy. Byłam też zmieszana, nie czułam się komfortowo jako kochanka. Jak bym się czuła, gdyby to mnie mąż zdradzał? Mario tłumaczył, że jego małżeństwo opiera się wyłącznie na relacji zawodowej, że po trzydziestu latach nie ma w nim nic oprócz przyjaźni i nie spędza ze swoją żoną zbyt wiele czasu. Wiedziałam z innych źródeł, że to ostatnie jest prawdą. Ale mieszkali razem. Zapytałam, co zrobiłaby jego żona, gdyby się o nas dowiedziała. Odpowiedział: „Gdyby wiedziała, spakowałaby się i wyniosła tego samego dnia”. Czułam się dziwnie, lecz jednocześnie czerpałam radość i satysfakcję z tego romansu. Bardzo potrzebowałam atencji i czułości. Mario chciał mi we wszystkim pomagać, a ja potrzebowałam kogoś, kto wreszcie wspierałby mnie, a nie na odwrót. Nie byłam w pełni sił, nie myślałam do końca jasno. Dosłownie stałam w rozkroku – między Berlinem a Warszawą i może jeszcze czymś innym. Nie wiedziałam dokąd idę, ani czego chcę.
Przez niespełna dwa tygodnie Mario codziennie zabierał mnie do knajp i barów, gdzie upijaliśmy się wzajemnym szczęściem. Dopiero później zrozumiałam, że uwielbiał nie tylko się ze mną spotykać, ale przede wszystkim pokazywać. Gdy wychodziliśmy razem, wszystkie głowy odwracały się w naszą stronę. Był tym zachwycony. Jego ego puszczało fajerwerki z dumy.
Te początki były właściwie czystą przyjemnością, z małymi zgrzytami (przyjaciółka doniosła mi, że podczas jednej z naszych wspólnych kolacji, podrywał inne dziewczyny), ale mnie to nie zraniło. Sama sercem byłam gdzie indziej, choć w głowie rzeczywiście lekko się w nim zakochałam. Mario był wreszcie mądrym aniołem stróżem, takim na miarę mojego ukochanego przyjaciela T. Nigdy nie pozwolił mi wracać w nocy do domu metrem, płacił za moje taryfy. Opiekował się mną i wspierał w pracy. Był, można by rzec, wymarzonym partnerem… Do czasu.
Koniec sielanki
Po dwóch tygodniach wyjechałam na 10 dni do Warszawy. W międzyczasie pisaliśmy do siebie, Mario wyznał, że już nie pamięta, kiedy ostatnio tak się czuł, a słuchając „When a Man Loves a Woman”, myśli właśnie o mnie. Mario miał też jeszcze jeden atut – mieszkanko we Włoszech. I to w mojej ulubionej części Włoch. Leciał tam na parę dni, a ja pomyślałam, że wycieczka mi się przyda. Polecieliśmy razem.
Przez te dwa tygodnie w Berlinie nie spaliśmy ze sobą ani razu. Całowaliśmy się, ale na seks jeszcze nie potrafiłam się otworzyć. Wspólny wyjazd miał być sprawdzianem dla naszej seksualnej kompatybilności. Pierwszy weekend był cudowny; włoskie słońce, włoskie żarcie, niekończące się rozmowy, ale też wspomnienia i łzy. Pierwszego wieczoru, opowiadając mu o B., nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Na zewnątrz wyglądałam świetnie, ale w środku drążyła mnie głęboka, czarna dziura smutku. Byłam z nim szczera. Powiedziałam, że wciąż jestem potężnie strapiona byłą miłością i życiem ogólnie. Nie wiedziałam też, jak właściwie ten romans miałby się rozwinąć. Powrót do Berlina był dla mnie emocjonalnie niemożliwy. Wykluczone było też, że zostawi dla mnie żonę, nie byłam gotowa na żadne poważne zobowiązania. Chciałam bliskości, ale prosiłam o cierpliwość. Jego ciało jednak nie było cierpliwe. Mimo moich łez, jego ego domagało się cielesnych rozkoszy, a ja nie potrafiłam mu ich dać. Ostatnia noc skończyła się frustrująco-żałosną szarpaniną. Mario dawał mi do zrozumienia, że nie po to zaprosił mnie do Włoch, żeby przy mnie leżeć.
Każdy chce czego innego
Po kilkudniowej sielance pożegnaliśmy się o 5 rano. Mario w ciszy odprowadził mnie na pociąg. Przeprosiłam go za moją seksualną blokadę. Z jednej strony miałam sobie za złe, że nie dałam mu tego, czego oczekiwał, z drugiej poczułam się jak podróżnicza lalka do dmuchania. Naruszył moją intymność. Wróciłam do Warszawy. W głowie szumiały mi jego wrogie słowa i dźgało wspomnienie nocy, kiedy próbował zmusić mnie do seksu. Nadal czułam do niego sporą sympatię, ale już nie miałam szacunku. Podziwiałam jego intelekt, lecz zdecydowałam, że nie mogę tego dłużej ciągnąć. Po włoskich wakacjach czułam, że sprowadził mnie do roli towaru, choć wiem, że mu na mnie zależało. Kiedy po kilku dniach po powrocie napisałam, że chciałabym porozmawiać, odpowiedział: „Wiem, o czym chcesz rozmawiać. Ja też to czuję. We Włoszech udawałem, że jestem szczęśliwy. Te kilka dni z tobą było niesamowicie frustrujące. Jesteś skupiona wyłącznie na sobie, nie wiesz, czego chcesz w życiu, cały czas pijesz wino i udajesz radość, choć w głębi jesteś potwornie zagubiona i smutna”. Cóż, w pewnym sensie miał rację, choć kilkudniowe wakacje w słonecznej Italii trudno byłoby mi spędzić bez wina. Owszem, nie wiedziałam, czego chcę, byłam zagubiona i dość przerażona. Potrzebowałam, aby mnie zrozumiał. On, 52-letni żonaty kawaler, nie miał cierpliwości do takich kobiet jak ja. Zwłaszcza że po miesiącu znajomości nie chciałam uprawiać z nim dzikiego seksu. Nie zgraliśmy się. Po jakimś czasie mnie przeprosił, przyznając, że chciał, by mnie zabolało, bo zraniłam jego ego. Spotkaliśmy się jeszcze raz, ale wkrótce straciliśmy kontakt. Mieliśmy zrobić razem jeszcze jeden projekt, z którego zrezygnował dwa tygodnie przed rozpoczęciem, o czym dowiedziałam się nie z jego ust, lecz od redaktora magazynu, dla którego mieliśmy pracować.
Dlaczego taki związek nie może się udać?
„– Julia cierpi z powodu niespełnionej miłości, a rany próbuje leczyć nowym związkiem z żonatym mężczyzną. Doświadczenia miłosne sprawiły jej dużo cierpienia, jednak zamiast skontaktować się z trudnymi emocjami, lęk pcha ją w ramiona kolejnego partnera. Dlaczego taki związek nie może się udać? Kiedy ta młoda kobieta cierpi, jej serce i ciało jest zamknięte na miłość. Lekceważąc to, przyciąga partnera, który nie może spełnić jej potrzeb chociażby dlatego, że na poziomie emocjonalnym nie jest gotowa na przyjęcie go. Podświadomie chroni się przed miłością, kojarząc ją z niedawnym zranieniem, przyciąga partnerów, którzy pomimo wielu zalet, nie będą w stanie spełnić jej potrzeb. Pamięć bólu, który wywołuje niespełniona miłość, bywa dużo silniejsza niż pozwolenie sobie na bycie kochaną. To, że wybiera mężczyzn dużo starszych od siebie, może wskazywać, że potrzebuje troski i wsparcia. Jednak mężczyźni, którzy decydują się na relację z dużo młodszą kobietą, często mają nadzieję na przywrócenie sobie witalności i odrobinę szaleństwa. Ostatecznie relacja, która ma być lekarstwem, przynosi kolejne rozczarowanie”, podsumowuje terapeutka Dorota Hołówka.
Powiew zmian
Któregoś dnia na samym początku romansu poszliśmy na śniadanie do znanej kawiarni w zachodnim Berlinie. Mario zapytał: „A znasz Girarda? Mieszka tutaj, w tym budynku. To taki stary, szalony, bogaty facet. Lubi piękne, młode dziewczyny. Twój charakter na pewno by go zachwycił”. Nie wiedziałam wtedy, kim był Girard des Coeurs.
Pół roku później przyjaciółka zaprosiła mnie na swoje urodziny do Francji. Goście przybywali cały poranek, każdy z innej strony świata. Koło południa przyjechało troje kolejnych. Do mieszkania wszedł starszy pan o siwych, nieco rozczochranych włosach, z równie siwą brodą, ubrany w ładne wdzianko. Był to Girard des Coeurs, mężczyzna, który na następne 12 miesięcy zniewolił mój umysł, ciało, serce i duszę. Lecz o tym w następnych odcinkach.
/tekst: Julia Bosski/
Julia Bosski – socjolog amator, obserwatorka świata, twórczyni berlińskich Obiadów Czwartkowych i założycielka kulturalnego salonu warszawskiego „U przyjaciół kilku”, snob intelektualny, dziennikarka, aktywistka kulturalna.
Dorota Hołówka – prezeska Stowarzyszenia Nowa Psychologia, terapeuta pracy z ciałem, certyfikowany terapeuta pracy z traumą Somatic Experiencing, asystentka w szkole dla terapeutów Somatic Experiencing Trauma Institute International. Certyfikowany terapeuta w nurcie NeuroAffective Relational Model – kierunek zajmujący się leczeniem traumy relacji i przywiązania. Certyfikowany nauczyciel Mindfulness MBLS.
Polecane
![„Mój książę mizogin”, część 2. Traumy w pięknym opakowaniu, uzależnienie i współuzależnienie [felieton]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5e80d433b45f2c4399289297/julia-bosski.jpg)
„Mój książę mizogin”, część 2. Traumy w pięknym opakowaniu, uzależnienie i współuzależnienie [felieton]
![Mój książę mizogin, część 1 [felieton]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5e80d433b45f2c4399289297/julia-bosski.jpg)
Mój książę mizogin, część 1 [felieton]

Powstały perfumy o zapachu kosmosu. Eau de Space już w sprzedaży

Stanisław Lem nie był artystą? Tak uznał ZUS

Brytyjska gwiazda muzyczna krytykuje "365 dni" i apeluje do prezesa Netflixa
Polecane
![„Mój książę mizogin”, część 2. Traumy w pięknym opakowaniu, uzależnienie i współuzależnienie [felieton]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5e80d433b45f2c4399289297/julia-bosski.jpg)
„Mój książę mizogin”, część 2. Traumy w pięknym opakowaniu, uzależnienie i współuzależnienie [felieton]
![Mój książę mizogin, część 1 [felieton]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5e80d433b45f2c4399289297/julia-bosski.jpg)
Mój książę mizogin, część 1 [felieton]

Powstały perfumy o zapachu kosmosu. Eau de Space już w sprzedaży

Stanisław Lem nie był artystą? Tak uznał ZUS





