Miłośników kaskad, retro herbów i obrazków z porożami może przy tym czekać rozczarowanie. Ilustracje That Boutique-y Whisky Company bawiąc się konwencjami pop-artu i komiksu, odbiegają od jakiejkolwiek stylistyki projektowania opakowań alkoholi, do jakich przyzwyczaił nas rynek – nawet rynek niezależnych przedsiębiorców. Warto jednak poświęcić im chwilę, bowiem poza wizualnym lotem w kosmos możemy załapać się na zaskakujące fakty i mity komentujące wysoko ocenianą przez krytyków zawartość ich produktów.
Łyżeczki, zombie i trochę historii
Na etykiecie 21-letniej Aberfeldy postać z ilustracji łudząco podobna do pisarza i popularyzatora whisky Iana Buxtona poławia w rzece złoto. Absurd? Nie do końca, o ile wiemy, że destylarnia Aberfeldy używa wody z górskiego strumienia Pitlie Burn, która znana jest z drogocennych złóż tego szlachetnego metalu. Na innej grafice tłum gapiów, jak na pielgrzymce bądź papieskim zgromadzeniu, oddaje hołd wyniesionej przez kapłanów na wzgórzu… łyżeczce, powiewając flagami z jej wizerunkiem. Nonsens? Również, choć może nieco bardziej żartobliwe wejście za kulisy branżowych know-how. „Teaspooned” to określenie słodowej whisky mieszanej (blended malt), do której dodawana zostaje śladowa ilość destylatu z innej wytwórni po to, by w sprzedaży pozostać anonimowym i nie podawać konsumentowi nazwy konkretnej gorzelni.
fot. That Boutique-y Whisky Company
Jeszcze gdzie indziej scenka prezentacji, na której zgrzyt widać jednak już na pierwszy rzut oka. Postać klasycznie ubranego dżentelmena w przydługawej (wskazującej na wiek) brodzie obserwujemy bowiem w momencie wycofania. Czyżby szanowne grono, przed którym występował, nie zostało przekonane do systemu rozrysowanego na trzymanej przez poczciwca tablicy? Zabawne i gorzkie przedstawienie losów nowego patentu gorzelniczego Aeneasa Coffeya? Nie wiadomo, czy panowie są bardziej znudzeni czy rozbawieni, może nie usłyszeli niczego rewolucyjnego… A szkoda, bo jeśli sięgniemy do historii, zobaczymy, że to właśnie wykorzystywana do dzisiaj kolumna destylacyjna pracująca w systemie ciągłym, wynalazek opatentowany w 1830 roku przez Irlandczyka, zrewolucjonizowała przemysł gorzelniczy i szybko z jego międzynarodowego peletonu wyprowadziła na prowadzenie zainteresowanych nowinką Szkotów.
Dlaczego na jeszcze innym obrazku z taką uwagą, a może konsternacją, mężczyzna używając gigantycznej lupy, przygląda się przez okno temu, co dzieje się w destylarni Macallan? Co na innych ilustracjach bottlera robi kilku wiernych, siedzących w drewnianych ławach małego kościółka, japoński smok ustawiony w kontrze do lwa szkockiego herbu czy nachalny, domagający się czegoś, krwawy zombie? Czy nagi wieszak i pusta słodownia na etykiecie Garnheath, będącej niegdyś częścią dużego szkockiego kompleksu gorzelniczego, każą nam spojrzeć na czasy zamknięcia zakładu w 1986 roku czy może na współczesny rynek? Komuś w tych rebusach wyraźnie zależało, żeby nie wykładając łatwizny, nie tylko podtrzymać dłuższą chwilę półuśmiech na naszych twarzach, ale też pomnożyć znaki zapytania. Komu właściwie?
fot. That Boutique-y Whisky Company
Formuły zaklęcia
– „Wszystkie rysunki tworzę ręcznie, a finalnie dopiero cyfrowo dodawany jest kolor” – wspomina Emily Chappell. – „Powstają one w skali trzykrotnie większej niż drukowana etykieta” – kontynuuje mieszkająca w Glasgow artystka i ilustratorka.
Początki jej współpracy z That Boutique-y Whisky Company sięgają 2012 roku, a do dzisiaj Chappell jest autorką przeszło 100 projektów etykiet whisky. Whisky to nie jedyny temat, którym zajmuje się w swojej pracy. Wiele innych prac plakacistki i designerki, absolwentki Komunikacji Wizualnej prestiżowej Glasgow School of Art, dotyka często sfery przemysłu spożywczego, tematyki zdrowej żywności czy ekotrendów. Jaki więc jest jej stosunek do tego, co rysuje dla marki z Tonbridge? Mówi, że przede wszystkim kocha to, co robi i chyba wyjątkowo dobrze się przy tym bawi. W wywiadzie udzielonym blogowi BarleyMania w 2017 roku żartobliwie zasugerowała, że niektóre z powstałych etykiet balansują na granicy wiedzy tajemnej. Dla spostrzegawczych zabawny czarnoksiężnik jej autorstwa, władający bulgocącą whisky, pojawi się na etykietach torfowej 11-letniej Croftengea, 23-letniej Inchmurrin czy 21-letniej whisky zbożowej (grain whisky). Wszystkie łączy gorzelnia Loch Lomond, w zależności więc od prezentowanego wydania zmienia się rozrysowana formuła wypowiadanego przez maga zaklęcia. Jak w dobrej postmodernistycznej układance zabawa obejmuje również język.

Emily nie jest jedyną kobietą w międzynarodowej branży brown spirits, która z powodzeniem zajmuje się łączeniem sztuki użytkowej z marketingiem. Warto chociaż wspomnieć o holenderskiej artystce Monique Tromp, znanej jako Whisky Art. Co ciekawe, Tromp doskonale znana jest polskim fanom niezależnych butelkowań – jest autorką projektów graficznych dla serii „Whisky Elements” warszawskiego duetu bottlerów The Taste of Whisky. Prace artystek różnią się, każda posługuje się własną, wypracowaną techniką, obydwie jednak wyraźnie czerpią z kultury popularnej. Tromp dodatkowo słynie z wykorzystywania nietypowych materiałów – poza tuszami akrylowymi i lakierem, malując, korzysta z popiołu, węgla, kawy, cukru, czekolady czy samej whisky. Finalnie łączy surowe materiały z pracą malarską i różnymi formami wydruku komputerowego.
Wyszukany design i pomysłowe etykiety ocierające się o użytkowe dzieła sztuki nie należą w tej branży do rzadkości. Długo by pisać o pracach firmy Stranger & Stranger znanej z wizualnego projektowania marek win, rumów, ginów, tequili czy whisky (bliska omawianej tematyce seria butelkowań firmy Compass Box!), designie legendarnego już włoskiego bottlera Samarolii czy choćby francuskiej kolekcji serii Artist Whisky powstałej dzięki współpracy marki Signatory Vintage z francuskim dystrybutorem La Maison Du Whisky. Jednak, przeglądając dziesiątki znanych tego typu projektów, odnoszę wrażenie, że wciąż indywidualna praca kobiet należy w nich do rzadkości. Skoro mowa o różnicach w stylach Emily Chapell i Monique Tromp, wspomnijmy jeszcze o Maeve Gillies. Ta wielokrotnie nagradzane jubilerka i projektantka, córka znanej, urodzonej w Kanadzie, dorastającej w Edynburgu poetki Valerie Gillies i profesora literatury Williama Gilliesa w 2010 roku zaprojektowała serię liczącą zaledwie 275 butelek 50-letniej whisky Highland Park (destylowana w 1960 roku whisky jest najstarszą wydaną światu przez tę gorzelnię). Gillies, absolwentka Edinburgh College of Art w Szkocji oraz Royal College of Art w Londynie, jest również współautorką projektu limitowanej edycji butelki 60-letniej whisky Macallan. Za ciekawostkę można uznać jej współpracę w 2014 roku z destylarnią Ardbeg i pisarzem Charlesem MacLeanem – powstała butelka miała wartość aukcyjną, finalnie przeznaczoną dla hospicjum.

fot. That Boutique-y Whisky Company
Kreskówkowy butik
Wróćmy jednak do kreskówkowego image’u bottlera. That Boutique-y Whisky Company powstało w 2012 roku z ramienia założonej przez Justina Petszafta grupy Atom Brands, znanej m.in. z popularnej sprzedażowej platformy internetowej Master od Malts czy Maverick Drinks – dystrybutora alkoholi rzemieślniczych. Pomysł przeniósł się również na inne alkohole – z ramienia Atom Brands powstało That Boutique-y Gin Company i That Boutique-y Rum Company. TBWC wśród niezależnych firm zajmujących się sprzedażą whisky wyróżnia się nie tylko nietypową stroną wizualną i rzadkimi butelkowaniami (o nich zaraz). Interesująco poprowadzonym pomysłem producenta wydaje się również jego podkast. „Uncorkes whisky sessions”, rozmowy prowadzone przez eksperta Sama Simmonsa (Dr whisky) i Dave’a Worthingtona, globalnego ambasadora TBWC, w pewnym sensie uzupełniają wizualną narrację marki, uczą i bawią jednocześnie – można by żartobliwie spuentować. Te prezentacje whisky, relacje z notatek, rozmowy z fanami i różnorodnymi postaciami z branży możemy śledzić z miesięczną regularnością.
Co w tym wszystkim chce nam sprzedać nietypowo ilustrowany butik? Przeglądając portfolio marki, zauważymy, że pod płaszczykiem krotochwilnych kreskówek pojawiają się tam produkty poważnych i cenionych na świecie destylarni. Niektórych z nich próżno szukać u innych niezależnych firm albo pojawiają się wśród nich stosunkowo rzadko. Medyczna Laphroaig czy delikatna whisky Glenlivet, aromatyczna Dalmore, bezkompromisowa Springbank, niegdyś kultowa Macallan, japońska legenda gorzelnictwa Karuizawa czy choćby whisky Ayrshire z zamkniętej już destylarni Ladyburn założonej przez rodzinę William Grant & Sons. Nie zabraknie również ciekawostek – młodych, dopiero rozwijających swoje skrzydła gorzelni bądź gorzelni rozsianych w takich miejscach na świecie, które posądzilibyśmy o wszystko, tylko nie o produkcję whisky. Będą to edycje kraftowej Balcones z Teksasu, bawarskiej whisky słodowej Slyrs, szwajcarskiej Santis, szwedzkich Mackmyra i Smögen, indyjskiej Paul John, whisky z Afryki Południowej Three Ships, Overeem – whisky z destylarni Old Hobart znajdującej się w Tasmanii czy nowozelandzkiej whisky z gorzelni Willowbank. Lista nie jest zamknięta, przez co tym bardziej wydaje się imponująca.

fot. That Boutique-y Whisky Company
Pić czy podziwiać?
Jaka jest recepcja That Boutique-y Whisky Company w Polsce? Po raz pierwszy na polskim festiwalu ich stoisko pojawiło się w 2019 roku na 6. edycji warszawskiego Whisky Live Warsaw. Jak na razie nie jest to również bottler szalenie popularny wśród polskich blogerów. Tym bardziej warto wspomnieć o sesji z kalendarzem adwentowym (wyobraźmy sobie kalendarz bożonarodzeniowy zaprojektowany przez Emily Chappell, w którym dni odliczamy lakowanymi próbkami whisky, a nie zjełczałą czekoladą), dokładnie opisanej i podsumowanej przez znanego z projektu Whisky My Life Piotra Stachurę. Spróbował on łącznie 24 próbek, a dwujęzyczny materiał relacji jest dostępny na stronie jego bloga oraz fanpage’u. Co ciekawe, miejsce pierwsze z całego zestawienia według oceny blogera zajęła 22-letnia whisky typu blended.
Osobiście miałem okazję spróbować dwóch komiksowych butelkowań. Była to 19-letnia whisky Glengoyne oraz 27-letnia Bruichladdich. Obydwie wydały mi się interesujące, ponieważ próbowałem ich jednak już jakiś czas temu na festiwalu, trudno mi dzisiaj o ich rzetelny opis. Nie poradziłem sobie również jeszcze z problemem, który często pojawia się w obliczu produktów niezależnych firm butelkujących alkohol: pić czy podziwiać? Problem ten w przypadku etykiet opisanej marki wydaje się podwójnie zasadny. Nikt jednak nie mówił, że cena za indywidualizm i artystyczną pomysłowość należy do niskich.