Relacje z interwencji przeprowadzonych 17 i 18 czerwca wstrząsnęły opinią publiczną. To dotychczas największa tego typu akcja ratownicza w Polsce, nad którą pracowano miesiącami w tajemnicy. Oglądając zdjęcia i filmiki przedstawiające chore, pogryzione, zarobaczone i poranione zwierzęta, trudno uwierzyć, że schronisko w Radysach działało tak długo. Jakby tego było mało, znaleziono też zwłoki psów, a kilkaset osobników brakowało. Choć właściciela tymczasowo aresztowano, walka wciąż trwa. Tak jak i zbiórka na leczenie zwierząt. Wkrótce będzie można też je adoptować, warto więc uważnie śledzić sprawę.
Niewyobrażalne warunki
Oprócz policji i prokuratory w interwencji wzięło ok. 60 pracowników i wolontariuszy z organizacji działających na rzecz zwierząt takich jak OTOZ Animals, TOZ Augustów, Fundacja „Mondo Cane”, TOZ Suwałki, Warmińsko-Mazurskie Stowarzyszenie Obrońców Praw Zwierząt w Pasłęku, Towarzystwo Przyjaciół Zwierząt Otwocki Zwierzyniec czy Stowarzyszenie Pogotowie dla Zwierząt. Uczestnicy podzielili się na osiem grup i w pocie czoła pracowali przez dwa dni. W ciągu tych dwóch dni z Radys zabrano 70 psów i 1 kota - część trafiła do klinik, a część do do placówek współpracujących z organizacjami. Relacje nieco rozmijają się, jeśli chodzi o ilość zwierząt. Niektórzy twierdzą, że w schronisku było ok. 1300 zwierząt, inni podają, że ok. 2 tysiące. Wciąż toczy się śledztwo, więc na dokładne statystyki pewnie przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Schronisko w Radysach to schronisko prywatne, które cieszyło się fatalną opinią. Nie bez przyczyny "Radysy" nazywano "umieralnią" Podczas interwencji potwierdziły się najgorsze obawy animalsów. Znaleziono m.in. zmumifikowane zwłoki starszego psa oraz jeszcze "ciepłe" zwłoki zagryzionego szczeniaka. Dwa przegrzane psy w kojcach miały ponad 40 stopni gorączki, ale na szczęście udało się je uratować. Powszechne zdumienie wzbudził też sposób karmienia psów. Pracownicy schroniska rzucali odpadki z rzeźni na bruk, a przez wysoką temperaturę mięso psuło się tak szybko, że zwierzęta nie były w stanie go zjeść.
W sobotę olsztyński sąd przychylił się do wniosku prokuratury i aresztował właściciela schroniska, Zygmunta D., na trzy miesiące. Podejrzewano, że mężczyzna mógłby próbować uciec. Wcześniej przedstawiono mu dwa zarzuty: znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem oraz nielegalnego posiadania amunicji. Jak podaje Pogotowie dla Zwierząt, badana jest też sprawa niewywiązywania się urzędników z obowiązku rzetelnego nadzoru nad schroniskiem.
Co dalej?
Póki co większość zwierząt została w schronisku. Odbiór zabranych psów musiały potwierdzić odpowiednie służby, ponieważ stanowią dowód w sprawie. Kiedy wszystko zostanie spisane i kiedy tylko pozwolą na to procedury prawne, rozpoczną się poszukiwania domów dla uratowanych psiaków. Organizacja Pogotowanie dla Zwierząt zapewnia, że w schronisku w Radysach nie zostanie ani jedno zwierzę.
W dokumentach schroniska odkryto wiele niepokojących faktów - od początku 2020 roku wywieziono do utylizacji niemal 4 tony martwych zwierząt, a według aktywistów ta liczba i tak może być zaniżona.
- Potrzebne są dziś środki na walkę z tym miejscem i właścicielami terenu, na ratowanie zwierząt. Na to dziś zbieramy. Nie będzie to łatwa walka…- możemy przeczytać na stronie zbiórki prowadzonej przez organizację Pogotowie dla Zwierząt, która wzięła na siebie ciężar prowadzenia sprawy karnej.
Prowadzenie schroniska w Radysach było Zygmunta D. opłacalnym zajęciem. Szacuje się, że jego roczny przychód wynosił kilka milionów złotych. Twórcy zbiórki wyjaśnia pokrótce ten proceder, zwracając uwagę, że "właściciele tego miejsca wygrywają kolejne przetargi w gminach na bezdomne psy, ponieważ proponują najniższy koszt za przyjęcie zwierzęcia pod opiekę – „kasują” za jego dalsze życie niewiele ponad 1000 złotych".
Schronisko najprawdopodobniej funkcjonowało dzięki znajomościom właściciela oraz urzędnikom, którzy przymykali oko na zaniedbania. To wyjaśniałoby, dlaczego większość skarg i interwencji nie przynosiła żadnych rezultatów. Warto przypomnieć, że w kwietniu zeszłego roku w placówce interweniowali przedstawicie Animal Rescue Polska oraz wójt gminy Jasieniec, Marta Cytryńska. Wójt zadecydowała, że nie przedłuży umowy ze schroniskiem, ponieważ psy nie były kastrowane oraz sterylizowane. Odebrano wówczas 37 zwierząt. Do tego czasu gmina płaciła 8 tysięcy miesięczny schronisku w Radysach , w tym m.in. za chipowanie, kastrację i sterylizację. Cytryńska została wójtem w 2018 roku i wygasającą umowę wykorzystała do zerwanie współpracy z Zygmuntem D. Co ciekawe, zwierzęta odebrane przez animalsów podczas czerwcowej interwencji również nie były zachipowane, co prowadzi do raczej jednoznacznych wniosków.