Advertisement

Polki nie płaczą dla Australii, tylko dla niej szyją. Efekty ich pracy widać na kangurach

Autor: Monika Kurek
21-02-2020
Polki nie płaczą dla Australii, tylko dla niej szyją. Efekty ich pracy widać na kangurach

Przeczytaj takze

Gdy zdjęcia wstrząsających pożarów w Amazonii i Australii obiegły media, nie mówiono o niczym innym. Ludzie z całego świata z zapartym tchem czekali na dalszy rozwój sytuacji, nie szczędząc słów wsparcia oraz datków pieniężnych. Niektórzy pomagali w bardzo oryginalny sposób np. pisaliśmy o modelce sprzedającej nagie zdjęcia w zamian za przelewy dla Australii.
Również zakład krawiecki w Katowicach zdecydował się wesprzeć zwierzęta, które ucierpiały w trakcie pożarów. Co paru Polaków może zrobić dla społeczeństwa w odległej Australii? Jak się okazuje całkiem sporo, a torby mające zastąpić kangurkom matczyne kieszenie już trafiły do schroniska Tiandi w Tomboye.

Zawsze można coś zrobić

Na pomysł wpadł syn pani Anny Witańskiej, Antek. Kiedy mama opowiedziała mu o tym, że ludzie w różnych krajach szyją torby dla kangurów, od razu zapalił się do działania. Chcieli pomóc przede wszystkim młodym, które straciły rodziców w pożarach. Chociaż uszyte torby nie są w stanie całkowicie zastąpić im kieszeni matki, są najlepszym możliwym substytutem dla kangurzych dzieci pozbawionych kontaktu z rodzicami.
Młode rodzą się nagie i ślepe. Są także bardzo malutkie i oraz razu przylegają do sutka matki. W torbie spędzają zazwyczaj pierwsze dziesięć miesięcy swojego życia, ale nawet w trakcie usamodzielniania często do niej wracają. Po narodzinach są całkowicie bezradne, a torba matki to cały ich świat. Na skutek pożarów do schronisk i rezerwatów trafiły małe kangury w różnym wieku – mniej lub bardziej samodzielne.
Wstrząśnięty nagraniami, które wspólnie oglądaliśmy, Antek przyniósł mi zawartość swojej skarbonki i powiedział, żebym wpłaciła je na pomoc kangurom - wyznała Gazecie Wyborczej pani Anna Witańska.
fot. Julea Maree, zdjęcia udostępniła Iwona Bazan na grupie ARCCG Polska

Wspólne szycie

Na początku stycznia powstała również grupa ARCCG czyli Animal Rescue Collective Craft Guild Poland i pomóc mógł każdy, nawet jeśli nie potrafił szyć. Za inicjatywą stała pani Natalia Libik z Wrocławia i w ciągu czterech dni dołączyło do niej ponad tysiąc osób. W trakcie realizacji równie ważna była logistyka i koordynacja, aby paczki trafiły do Australii szybko, sprawnie i niskim kosztem. Podczas gdy mamy szyły, dzieci tworzyły piękne rysunki dla schronisk. Wsparcie emocjonalne jest równie ważne, co fizyczne.
Inicjatywę można było wesprzeć poprzez dokonanie wpłaty na rzecz zrzutki na portalu Pomagam.pl. Wolontariuszki chciały uzbierać 5, 500 złotych, ale sumę udało się przekroczyć. Łącznie zgromadzono ponad 7 tysięcy złotych. W celu zmaksymalizowania efektywności ARCCG połączył siły z grupą "Torba dla torbacza". Torby i kocyki powstały zgodnie z australijskimi wytycznymi – musiały być wykonane z dobrej jakości materiałów, bo niektóre kangurki ważą nawet 12 kilogramów.
My nie płaczemy nad Australią, my dla Australii szyjemy! - reklamowała się grupa na zbiórce.
Koszt 30 kilogramowej przesyłki to ponad tysiąc złotych. Ze względu na dużą ilość chętnych, ciężko było przewidzieć, ile finalnie uda się zebrać materiałów, wiec pieniądze były potrzebne. W styczniu pani Anna zorganizowała warsztaty szycia toreb w swojej pracowni Szytodruk. Tylko tego dnia uszły ich ponad 50 (pani Anna oraz osiem kobiet, które zgłosiły chęć wzięcia udziału). Warunkiem wstępu na warsztaty był przelew na rzecz jednej z organizacji pomagających autralijskim zwierzętom.
fot. Julea Maree, zdjęcia udostępniła Iwona Bazan na grupie ARCCG Polska

Szczęśliwe zakończenie

12 lutego pierwsza paczka szczęśliwie trafiła do Australii. Kangurki Pippi, Ziggy, Grace, Deno and Fergus mieszkające w schronisku Tiandi w Tomboye już wygrzewają się w swoich nowych legowiskach. Wczoraj do schroniska trafiła nowa podopieczna i została nazwana na cześć naszego kraju – Poland. Też już otrzymała swoją przytulną torbę autorstwa zdolnych Polek. Bezpieczny transport przesyłki koordynowano we współpracy z fundacją w Australii. Jeszcze nie wszystkie "uszytki", jak pieszczotliwie nazywają torby autorki, trafiły do przyszłych kangurzych właścicieli. Z Australii napływają kolejne zdjęcia, a efekt jest naprawdę rozczulający.
fot. Wiktoria Gust (na zdjęciu z pracownikami Tiandi Wildlife Sanctuary)
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement