Advertisement

Sokół opowiada nam, jak prowadzi się kilka biznesów na raz, nie przestając tworzyć [wywiad]

09-01-2020
Sokół opowiada nam, jak prowadzi się kilka biznesów na raz, nie przestając tworzyć [wywiad]

Przeczytaj takze

Sokół to żywa legenda. Weteran polskiego rapu, bez którego rodzime środowisko hip-hopowe nie byłoby tym, czym jest. Z jednej strony artysta, którego teksty łapią za serce i dają do myślenia, z drugiej biznesmen z głową na karku. Wciąż nagrywa, prowadzi autorską markę PROSTO, realizuje swoje pasje, wyłamując się z ogólnie przyjętych schematów. Woli własne. Właśnie dlatego został niedawno ambasadorem marki Samsung i twarzą kampanii „Na Twoich zasadach”. Nam opowiada o tym, czym kieruje się w życiu i biznesie, o roli technologii i o tym, czy da się żyć z muzyki… na swoich zasadach.
Skończyłeś 40 lat - świetnie wyglądasz, biznes hula, związek udany. Jak to się robi?
Mówiąc zupełnie szczerze – nie wiem. Myślę, że po prostu człowiek dojrzewa, na inne rzeczy zwraca uwagę, inaczej ustawia priorytety. Nagle na przykład zaczęło mnie ciągnąć w stronę natury, a nie betonu, czego wcześniej nie odczuwałem. Być może w ten sam sposób zmieniła się proporcja innych rzeczy i życie lepiej zaczęło mi się układać. Natomiast jeśli pytasz o strategię – nie posiadam. Zawsze starałem się, żeby było fajnie tu i teraz, stawiam na to, co czuję. I często strategia, szczególnie w sprawach, w które wchodzą czynniki emocjonalne jest po prostu pozbawiona sensu. Albo coś czujesz, albo tego nie czujesz. Nie ma niczego pośrodku. Nigdy nie kalkulowałem, nie wdrażałem planów wieloletnich. Umiem myśleć strategicznie o pracy, o biznesie, ale nie potrafię myśleć strategicznie o życiu. Mogę zaplanować, co będę robił za dwa lata na scenie, ale nie w jakim miejscu będę prywatnie. W tym obszarze planować nie potrafię. Zawsze stawiałem na emocje, intuicję i to, co w danym momencie czuję. Mówiąc wprost – słuchałem siebie. I tak trochę dryfuję przez to życie, nie mam punktów, które odhaczam zgodnie z kalendarzem. Jakiś czas temu poukładałem życie zawodowe. Otoczyłem się profesjonalistami, z którymi podejmujemy wspólne działania. To przynosi efekty. Z drugiej strony działania artystyczne to nie deweloperka – tu trudniej przewidywać, nie ma czynników giełdowych itd. Albo emocjonalnie coś się wydarzy i jest o czym pisać, albo nie. Co do wyglądu – przestałem żreć po nocy i nie piję napojów gazowanych.
Mam wrażenie, że w pewnym momencie zacząłeś pracować na swoje nazwisko, czego wcześniej unikałeś.
Częściowo jest to efekt zmian zawodowych, o których przed chwilą wspomniałem. To się musiało w pewnym momencie wydarzyć. Częściowo wpłynęło na to również moje życie prywatne i rozstanie z Marysią Starostą. Przestaliśmy wspólnie nagrywać. To znowu jest jakiś rodzaj mieszanki – tego freestyle’u, w którym żyłem, i pewnego zaplanowania rzeczy zawodowych, które od jakiegoś czasu starałem się poukładać. Wiesz, ja jednak często miałem wrażenie, że rozmawiałem o sprawach zawodowych z ludźmi kompletnie bez mapy, bez pojęcia. Mam na myśli polski rynek muzyczny. Pamiętam na przykład jak podnosiłem stawki koncertowe 15 lat temu jeszcze jako WWO i inni raperzy mówili po kątach, że w głowach nam się pomieszało. Nie mogli skumać tego, że my działamy dla całego rynku, dla nich też. Teraz w końcu jest z kim coś sensownego tworzyć, rynek nauczył się wielu rzeczy, my też rozumiemy o wiele więcej.
Długo podpisywałeś swoje rzeczy graficzne jako Wal&Gura, nie Sokół. Może nabrałeś pewności siebie?
Tego nigdy mi podobno specjalnie nie brakowało [śmiech]. A Wal&Gura to była akurat celowa zagrywka. Nazywałem swoje rzeczy, które robiłem poza rapem, ksywką, bo chciałem usłyszeć o nich prawdę. Gdybym podpisał, że okładkę czy teledysk zrobił Sokół, większość znajomych powiedziałaby, że są świetne. A ja chciałem usłyszeć prawdę. Co do pracy na swoje nazwisko – płyty Sokół/Pono i te z Marysią były firmowane nazwiskiem, więc trudno powiedzieć, że to się stało niedawno. Płytę solową faktycznie wydałem dosyć późno, bo ja lubię pracować z ludźmi. Lubię brainstormy, odbijanie pomysłów, jakieś twórcze dyskusje. To jest mój styl pracy. Oczywiście, są takie momenty, kiedy robię rzeczy sam. Nie lubię na przykład pisać przy kimś. Napisałem może ze dwa kawałki gdzieś tam w studiu na kolanie, ale generalnie nie lubię tego. Piszę numery sam, zamknięty, odcięty od towarzystwa. Zresztą wszyscy wiedzą, że jak piszę, to się nie przeszkadza [śmiech].
Skoro o tym mowa – czujesz się artystą czy biznesmenem?
Czuję się Wojtkiem Sokołem, instytucją [śmiech]. Świruję. Tak na serio – robię jakieś pieniądze. Teoretycznie to się chyba nazywa biznes. Czytam "Business Insider" czasami, przeglądam pisma branżowe. Ale na konferencje biznesowe raczej nie chodzę. Ja wiem, że można tam poznać odpowiednich ludzi, ale na ogół poznaję ich przy wódce. Mam markę odzieżową, pracuję na własny rachunek, działam na wiele sposobów na rynku muzycznym, ale za biurkiem rzadko siedzę. Nie czuję się typowym biznesmenem, ale nie uciekam od tego, że z różnych powodów rozwijam się także poza działaniem artystycznym.
PROSTO założyłeś, bo z muzyki nie da się żyć?
To nie tak. Wszystko zależy od tego, na jakim poziomie chce się żyć. Z muzyki da się żyć i powiem więcej – da się z niej żyć bardzo dobrze. Nie jest to większy problem. Problemem jest to, że żyjemy w nienormalnym kraju, gdzie ceny mamy na poziomie bogatszych krajów europejskich, a zarobki o 70% niższe. Dysproporcja wynagrodzeń w większości zawodów jest spora, w show-biznesie – gigantyczna. Artyści w Polsce zarabiają dobrze w stosunku do naszej średniej krajowej, ale w porównaniu ze stawkami we Francji, Wielkiej Brytanii czy Niemczech są to pieniądze wielokrotnie mniejsze. PROSTO powstało, bo prawdopodobnie oszalałbym, gdybym miał robić jedną rzecz w życiu. Potrzebuję nowych bodźców, wyzwań, mam chyba niezły zmysł obserwacji, a do tego zawsze lubiłem dizajn i projektowanie. To pierwsza rzecz. Druga rzecz jest taka, że faktycznie z tą muzyką bywało różnie na przestrzeni czasu. Raz się zarabiało na niej więcej, raz mniej. Poza tym to nigdy nie jest nic pewnego. Co się stanie, jak nagle stracę głos? Albo nie będę miał weny i miesiącami niczego nie będę w stanie napisać? Nie umiem pisać na zawołanie. Z tego powodu nie piszę tekstów dla innych artystów, co wielokrotnie mi proponowano. Nie umiem. Stąd te inne opcje, poza muzyką. Nudziłbym się, gdybym miał z założonymi rękami czekać na artystyczne natchnienie.
Od jakiegoś czasu wychodzisz też poza PROSTO i współpracujesz z innymi markami. Przewrotne te twoje kooperacje – w garniturach nie chodzisz, a zrobiłeś deal z Vistulą, telefonu nie odbierasz, ale sprawy załatwiasz korzystając ze smartfonu Samsung.
Z garniturami to przesadziłaś. Faktycznie nie chodzę w garniturach często, mam ze dwa w domu, ale marynarek mam sporo i w nich chodzę. Najczęściej, mówiąc zupełnie szczerze, na melanż. Natomiast faktycznie przez telefon nie lubię rozmawiać, ale umówmy się - telefon w dzisiejszych czasach nie służy do rozmawiania. To narzędzie multifunkcjonalne, bez którego nie wyobrażam sobie życia. Są tego dobre i złe strony oczywiście i nie chcę tu lecieć banałami jak z reklamy, ale taka jest prawda – maile, internet, notatnik, aparat. To wszystko mamy w smartfonach. Sam najczęściej korzystam z funkcji kalendarza. To najczęściej otwierana przeze mnie aplikacja. Poza mediami społecznościowymi, gdzie obserwuję bardzo dużo ciekawych rzeczy. To mi daje sporo inspiracji. Komunikacja oczywiście jest w smartfonie funkcją podstawową, ale jestem zdecydowanie z tych, którzy wolą pisać niż mówić. Tak było od dziecka. Moja babcia miała maszynę do pisania, która stała na biurku, i ja, mając kilka lat, często przy niej siadałem i pisałem jakieś rzeczy. Najpierw byle co, bo lubiłem uderzanie metalowych czcionek o papier, a później całe opowiadania. I wydaje mi się, że ja po prostu lepiej wypadam w tej formie. Mówię bardzo niedbale, używam sporo slangu, skrótów myślowych. Wolę pisać. Wracając do tematu – telefon coraz częściej zastępuje mi komputer. Mam profesjonalnego laptopa, który służy mi do montażu wideo i do grafiki, bo wciąż sporo tego robię dla PROSTO, ale już coraz więcej rzeczy robię na telefonie. Mówię to bez żadnej ściemy.
Pomijając już sam telefon – interesują cię nowe technologie?
Interesują. Byłem kiedyś nawet testerem nowych sprzętów dla jednego z magazynów technologicznych. W pewnym momencie zawalili mnie jednak taką tego ilością, że musiałem podziękować. Ale to była fajna przygoda. Lubię nowe technologie, lubię wszystko, co ułatwia mi życie. Nie chcę powiedzieć, że jestem leniwy, ale na pewno nie lubię robić zbędnych rzeczy, które niepotrzebnie zabierają mi cenny czas, który mogę spożytkować choćby na rzeczy przyjemne.
Hasło kampanii Samsung z Twoim udziałem brzmi „na Twoich zasadach”? Każda współpraca tak się odbywa?
Oczywiście, że na moich zasadach, bo firmuję to swoją twarzą, ale to zawsze jest jakaś sztuka kompromisu. Ostatecznie robimy to, żeby na końcu wszyscy czuli, że stworzyliśmy coś, z czego obie strony są zadowolone. Natomiast nie wyobrażam sobie robienia czegokolwiek wbrew sobie, stąd czasami bywam pewnie trudny przy tego typu wspólnych projektach. Bardzo ważny jest dla mnie etap kreacji, tutaj muszę postawić na swoim. Natomiast propozycji współpracy prawdę mówiąc mam bardzo dużo, a zdecydowałem się na jakiś ułamek z nich. Bardzo niewiele spełniało moje wymagania, a poza tym nie każdy produkt chcę firmować nazwiskiem. Wiesz – każdy lubi pizzę, ale nie każdy musi chcieć ją reklamować.
Rozwój technologii nie wpłynął zgubnie na rynek muzyczny? Serwisy streamingowe wycięły podobno sprzedaż płyt w pień.
Świat się zmienił, wszystko mamy teraz w chmurze. Dzisiaj nie posiadamy niczego fizycznie, posiadamy dostęp. I dopóki jest prąd, wszystko jest git. Gorzej, kiedy dane z twardych dysków znikną z jakiegoś powodu, nie wiem - wybuchu na Słońcu. Wtedy będziemy w dupie. Do tego czasu jest ok. Branża muzyczna straciła na chwilę, obecnie wszystko się stabilizuje i szuka nowych rozwiązań. Świat się zmienia i będzie się zmieniał. Trzeba umieć być na te zmiany przygotowanym lub po prostu elastycznym, a nie siedzieć i narzekać, że kiedyś to były czasy. Bo jeśli tak się zacznie myśleć, to jest ten moment, kiedy należy sobie wykupić kwaterę na Powązkach. Świat idzie do przodu i nie zatrzyma się, bo ktoś tego chce.
A propos spraw ostatecznych – mówią do ciebie "Pan Sokół"? Czujesz odpowiedzialność za swoje teksty w obliczu młodocianych słuchaczy?
Pan Sokół to już nie wyjątek. Ale muszę ci powiedzieć, że nie mam z tym najmniejszego problemu, kiedyś byłem znacznie bardziej hermetyczny. Obecnie z pewną pogardą odnoszę się do radykałów, bo to jest jednak zamknięcie umysłowe. Niezależnie o jakich poglądach rozmawiamy i w jakim obszarze. Natomiast czuję, do czego zmierzasz, i od razu odpowiem – nie. Wciąż nie mam w statucie wpisanej ani działalności dydaktycznej, ani misji. Wciąż bardzo się staram unikać moralizatorstwa. Ja mówię w sposób, który może wydawać się dość twardo wyrażonym poglądem, ale to są wyłącznie moje spostrzeżenia. Nie mówię ludziom, jak mają żyć.
Poza tym, że "żyć trzeba umić".
Trzeba umić, ale recepty nie ma jednej dla wszystkich. Mój rap to nie aspiryna, żeby wszystkim miał pomóc. I powiem ci szczerze, że najchętniej nagrywałbym już kawałki o tym, jak korzystam z tego życia, a nie jaki jest jego sens. Bo go nie znam, a im więcej wiem, tym bardziej zdaję sobie sprawę, jak mało wiem o tym wszystkim. Poruszam się w sferze swoich obserwacji i przekazywania ich dalej, ale lepiej nie szukaj żadnych wskazówek dla siebie.
Opowiedz jeszcze o tych „Twoich zasadach”. Czym się kierujesz w biznesie?
Intuicją przede wszystkim. Nie skończyłem studiów w kierunku marketingu, nie mam dyplomu MBA. Niewiele wiem o biznesie sensu stricto. Nie pracuję też od 9 do 17 przy biurku, nie interesują mnie korporacyjne standardy i wytyczne, pracuję w restauracjach, w domu, w hotelu, czasami na plaży. Mówiąc wprost, zajmuję się właściwie dwoma obszarami w kategorii biznesu. Pierwszym jest strategia. Ale nie ta pochodząca z wyliczeń w Excelu, tylko będąca wypadkową pewnych przewidywań, sytuacji na rynku i mojego przeczucia, jak to będzie wyglądało za kilka lat i gdzie dobrze byłoby się znaleźć w związku z tym. Natomiast bez mojego wspólnika, który zajmuje się liczeniem tego wszystkiego, na pewno nigdzie bym nie doszedł. On koryguje ten kurs, podejmujemy decyzje i dopiero to wspólne działanie przynosi efekt. I to jest pierwsza rzecz, którą się zajmuję. A druga to wizerunek. I tu znowu jest to bardziej emocjonalno-intuicyjne działanie. Nie robię tego sam i nie jestem operacyjny w żaden sposób. Często moje wizyty w firmie są komentowane: „O k…, przyszedł, znowu wszystko będzie pozmieniane”. Tak to wygląda.
Plany na przyszłość?
Prywatnie tak jak mówiłem, idę za głosem serca i emocji. Artystycznie staram się nigdy nie nudzić sam siebie i robić rzeczy, które mnie samego potrafiłyby zaciekawić. A biznesowo robię wiele rzeczy, o których pogadamy jak już się wydarzą. Nie lubię hipotez i marzeń w biznesie, tu liczą się fakty.
K MAG 99 MAGIC ISSUE 2019/20, tekst: Agnieszka Sielańczyk
Materiał powstał we współpracy z firmą Samsung.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement