

Przeczytaj takze
Do numeru K MAG 96 VISIONARY ISSUE 2019 wybraliśmy sześć kobiet reprezentujących różne dziedziny, które łączy jedno - pionierstwo w swoich działaniach. W tej szczególnej sytuacji, gdy wiele z nas jest niepewnych jutra, szybkie „kilka pytań do…” z tak motywującymi osobami może być na wagę złota. Sprawdźcie.
/tekst: Bartek Kraciuk/

1/6


Zuzanna Skalska
Opisz jednym zdaniem, czym się zajmujesz.
Na potrzeby budowania strategicznych scenariuszy rozwoju moich klientów eksploruję i analizuję dane o innowacjach biznesowo-produktowych w różnych dziedzinach przemysłu, korzystając z transdyscyplinarnych źródeł.
Kiedy masz najwięcej twórczych pomysłów?
Gdy nie muszę wykonywać żadnych prac administracyjno-rachunkowych związanych z działalnością firmy.
Zanim stworzysz finalny koncept, ile próbnych wersji trafia do śmieci?
Żadna notatka nie trafia do śmieci, każda myśl jest cenna. Każde interesujące spostrzeżenie zapisuję w podręcznym notatniku.
Jakie to uczucie widzieć coś, co stworzyłaś, gdy żyje już własnym życiem?
Antoine de Rivarol, francuski pisarz z końca XVIII wieku, powiedział: „Kto ma rację dzień wcześniej od innych, ten przez dobę uchodzi za idiotę”. To właśnie uczucie, które od dwudziestu lat towarzyszy mojej codziennej pracy zawodowej. Nieraz obserwując różne sytuacje, mam wrażenie, że przeżywam je kolejny raz. Najpierw kiedy pracowałam z klientem nad przyszłością i jego możliwościami rozwoju i drugi raz, gdy ta przyszłość była już ogólnie dostępna.
Bycie kobietą ma wpływ na twój sukces?
Wpływ mają tylko pasja i siła woli. Reszta to kultura i świadomość społeczeństwa.
Kiedy najlepiej odpoczywasz?
Nie mam podziału na odpoczynek i pracę. Te dwie rzeczy mogą pełnić u mnie różne role. Lubię stan umysłu, w którym wiem, że nic nie muszę robić na jutro i mogę leniwie obejrzeć film na kanapie.
Jaki masz stosunek do swoich dokonań sprzed dziesięciu lat?
Jestem bardzo dumna ze wszystkiego. Wszystko było pionierskie i unikatowe, jak na swoje czasy.
Zuzanna Skalska jest analitykiem trendów dotyczących dizajnu, biznesu oraz innowacji. Studiowała w Design Academy Eindhoven, a także w Królewskiej Akademii Sztuki i Projektowania w Den Bosch. Od ponad dwudziestu siedmiu lat mieszka w Holandii. Klientami jej marki 360 Inspiration są zarówno wielkie światowe korporacje, jak i małe firmy. To z jej inicjatywy powstała School of Form w Poznaniu. Dzięki szeregowi zasług i wizjonerstwu jest uznawana za jedną z najbardziej wpływowych kobiet w mieście Eindhoven oraz polskim dizajnie.

Zofia Chylak
O której porze dnia czujesz się najbardziej twórcza?
Zdecydowanie rano i najlepiej w domu, gdy jestem sama. Po przebudzeniu daję sobie pięć minut na przejrzenie Instagrama, to mnie rozbudza, jest bardziej motywujące i przyjemniejsze niż budzik. Czasem specjalnie nie idę do pracy, by móc kreatywnie popracować. Przy innych nie potrafię się skupić. Dzień zwykle kończę późną kolacją, jestem zaprzeczeniem ludzi, którzy nie jedzą po osiemnastej.
Zanim stworzysz finalny produkt, ile próbnych wersji trafia do śmieci?
Całkiem sporo, niektóre trafiają do kosza i nigdy z niego nie wracają. Innym daję szansę, ale jeżeli po trzech próbach wciąż nie są dobre, to się zniechęcam. Najlepszy jest zawsze ten produkt, który powstaje od razu jako udany, przekłada się to też na sprzedaż.
Jakie to uczucie widzieć swoje projekty, gdy żyją już własnym życiem?
Bardzo miłe! Mam to szczęście, że torebkę zawsze nosi się na wierzchu i jest dobrze widoczna, więc zawsze ją wypatrzę.
Potrafisz nazwać to, co cię nakręca do działania?
Zawsze się zastanawiam, co to takiego. Jestem nieśmiałą osobą, która wolałaby w ogóle nie stawiać światu czoła, ale jest we mnie coś, co każe mi zacisnąć zęby i pcha do przodu. Zupełnie nie wiem, skąd to się bierze.
A czego się boisz?
Boję się, że pewnego dnia to coś zniknie i włożę głowę w piasek.
Gdybyś musiała wyemigrować, dokąd byś się przeniosła?
Jestem prawie pewna, że do Włoch. Na co dzień dużo współpracuję z Włochami, często nie jest łatwo, ale zawsze tłumaczę to sobie tym, że mają bardzo miłe życie. Łatwo się rozproszyć, gdy za oknem panuje piękna pogoda, jest cudowna architektura i wspaniałe jedzenie.
Bycie kobietą przekłada się na twoje zawodowe możliwości i wyzwania?
To, że jestem kobietą, ma spore znaczenie. Żyjemy w czasach, w których bardzo silnie oddziałuje ruch „girl power”. Odczuwam to na co dzień. W mojej firmie pracują same kobiety, jest ich około pięćdziesięciu, a kiedy odwiedzamy produkcję, czuję z ich strony ogromne wsparcie; cieszą się, że na czele firmy stoi kobieta. To mi daje siłę. Wyzwań też jest sporo, bo zdarzają się sytuacje, w których traktuje się mnie bardziej pobłażliwie, niż gdybym była mężczyzną. Doprowadza mnie to do szału, wtedy walczę o swoją pozycję.
Zofia Chylak w 2014 roku założyła markę Chylak, by już rok później dostać nagrodę „Elle Style Award” jako Marka Roku. Uczyła się projektowania w Proenza Schouler w Nowym Jorku oraz u Nicolasa Caito. Z wykształcenia jest historykiem sztuki, bada symbolikę stroju w sztuce północnego renesansu. Obecnie torebki Chylak można kupić na całym świecie, między innymi w jednym z najbardziej ekskluzywnych sklepów internetowych Net-a-Porter.

Gosia Rygalik
Opisz w jednym zdaniu, czym się zajmujesz.
Twórczym znajdowaniem optymalnych rozwiązań wobec złożonych wytycznych i określonych ograniczeń. Tak rozumiem projektowanie produktów, obiektów, przestrzeni, wystaw, wydarzeń, czegokolwiek.
Od czego zaczynasz dzień i jak go kończysz?
Staram się zaczynać od porannej jogi, zawsze jem śniadanie z domownikami. Kończę wspólnym czasem rodzinnym, kolacją i tak zwanym hygge, a gdy mam wolną chwilę wieczorem – gotuję. Ma to dla mnie wymiar medytacyjny, wyciszający.
Jaki stan umysłu jest dla ciebie najbardziej inspirujący?
W szczególności oderwanie od codziennej rutyny i znanych miejsc. Naturalnie zdarza się to podczas podróży, w nowych miejscach, ale też sam fakt bycia w tranzycie uwalnia twórcze myślenie i pozwala złapać świeżą perspektywę. Zdarza się to nawet podczas podróży samochodem albo pociągiem do innego miasta czy w oczekiwaniu na samolot na lotnisku.
Gdzie najlepiej wypoczywasz?
W Sobolach, miejscu za miastem, w którym tworzymy kreatywny kampus w otoczeniu natury. Podczas wydarzeń, które tam organizujemy (warsztatów, wystaw, spotkań), odpoczywam aktywnie i ładuję się pozytywną energią nakręcającą do dalszego działania. Gdy nic się nie dzieje, odpoczywam, siedząc na tarasie sobolskiego dworku. To przynosi mi spokój i pozwala się zregenerować.
Potrafisz nazwać to, co cię nakręca do działania?
Różnorodność wyzwań i tematów projektowych. Ludzie, których spotykam przy kolejnych projektach i ich twórcza energia.
Jaki masz stosunek do swoich dokonań sprzed dziesięciu lat?
To były moje początki projektowe z pracownią PG13, prowadzoną wtedy jeszcze gościnnie na Wydziale Wzornictwa warszawskiej ASP przez Tomka Rygalika. Przyświecała nam dewiza „Work hard, play hard”. Czas intensywnego rozwoju i świetnej zabawy. Z dużym sentymentem patrzę na projekty z tamtego okresu. Wciąż są dla mnie ważne, bo ugruntowały moje rozumienie dizajnu.
Gosia Rygalik od 2009 roku współtworzy Studio Rygalik, rozpoznawane i nagradzane na całym świecie. Ich spektrum działań jest bardzo szerokie – od projektowania, rozwoju i wdrożenia produktu, po realizacje site-specific, design & build oraz produkcję limitowanych serii czy nawet warsztaty badające relacje pomiędzy projektowaniem a jedzeniem. Realizują projekty dla największych światowych marek, ale angażują się też w działania eksperymentalne z instytucjami kultury, jak Bozar w Brukseli, Muzeum POLIN, Teatr Wielki – Opera Narodowa. Stworzyli również meble dedykowane polskiej prezydencji w UE.

Anna Zaradny
Jak wygląda twój proces twórczy?
To całe mnóstwo procesów. Zatracenie w myśli, gest, energia, emocje dziedziny, media i idee, które są składnikami danej pracy, nierozerwalnie się ze sobą łączą, a czasem z siebie wynikają. Zdarza się, że jakaś praca powstaje na przestrzeni lat na przykład jako kontynuacja w postaci innego medium. Pojawiają się w niej nowe wątki, symbolika i wreszcie nowe formy. Często jest tak w przypadku instalacji przestrzennych, w których wideo w relacji z pierwotną kompozycją dźwiękową na danym nośniku staje się całkowicie autonomiczne. W całym procesie od pozyskiwania materiału do finalnych selekcji i decyzji powstają dziesiątki wersji, warstw, wariacji brzmieniowych czy kadrów wideo i zdjęć. Nie są to wersje próbne, a kolejne etapy procesu, analizy i decyzji. To, czego nie użyję, zostaje przeniesione do archiwum i być może kiedyś będzie miało swoje ujście gdzie indziej.
Jakie to uczucie widzieć i słyszeć, jak ktoś obcuje z czymś, co stworzyłaś?
Przede wszystkim przejmujące. To zależy, czy wciąż ma się wpływ na publiczność, jak podczas koncertów, czy zostawiam odbiorcę samego z pracą, jak w przestrzeni ekspozycyjnej wystawy. Ja również jestem odbiorcą swoich prac i nie pozostaję obojętna. Dystansuję się od autorstwa i przeżywam je. Sztuka poprzez obraz czy dźwięk jest katalizatorem emocji – może to być gniew, lęk, miłość. To wyzwalające w każdym przypadku. Pamiętam, że w 2011 roku zespół The Knife stworzył listę swoich kobiecych inspiracji muzycznych (http://www.bang.se/the-knife-bang-sant/), gdzie obok takich twórczyń jak Lydia Lunch, Pauline Oliveros, Eliane Radigue, Dasha Rush wymienili mnie. To było niezwykłe. Po pierwsze dlatego, że bardzo ceniłam ten zespół, a po drugie byłam pod wrażeniem ich osobistych poszukiwań na gruncie muzyki współczesnej i eksperymentalnej. Po trzecie, że zderzyli się z moją twórczością, młodej kompozytorki ze środkowo-wschodniej Europy.
Potrafisz nazwać to, co cię nakręca do działania?
Oprócz czysto twórczych potrzeb – narracji, emocji, energii, uniesień – jest to przełamanie stereotypów wobec ról kobiet w społeczeństwie. Imperatyw, by uświadomić, że nic i nikt nie może nam, kobietom, niczego zakazywać. Zniewalać, deprecjonować, poniżać, niszczyć w imię aberracyjnie pojmowanej wyższości, sprawczości, uzurpacji władzy i kontroli płci przeciwnej. Czuję potrzebę zmiany dziejowego schematu losów twórczych kobiet, które są niezauważane, niedoceniane, wykluczane, wymazywane z historii. Jestem odpowiedzialna za kolejne pokolenia dziewczynek, dziewcząt i kobiet, których życiorysy nie są normatywne, oczywiste, łatwe, akceptowalne społecznie, których droga życiowa jest wyboista, kręta i często bardzo trudna na wielu poziomach, a one osamotnione. Wreszcie, mogę włpywać na otaczającą mnie rzeczywistość, ponieważ mam prawo i przywilej do wypowiedzi, protestu czy walki i z nich korzystam.
Jaki masz stosunek do swoich dokonań sprzed dziesięciu lat?
Konstruktywnie krytyczny, zdystansowany, pełen szacunku, czuły.
Czego się boisz?
Niczego się nie boję. Natomiast przerażają mnie znieczulica, tchórzostwo i głupota, które są składnikami zła.
Gdybyś musiała wyemigrować, dokąd byś się przeniosła?
Całe życie migruję wewnętrznie i zewnętrznie. Mam pewien rodzaj przywiązania do miejsc na Ziemi, niezależnie od tego, czy doświadczanie ich było pozytywne lub trudne. Doświadczyłam zamkniętych granic i klaustrofobicznej rzeczywistości, dlatego możliwość i decyzję swobodnego przemieszczania się uznaję nie tyle za podstawowe prawo każdego człowieka, ile za wartość i przywilej wolności w ogóle. Przemieszczam się po świecie i doświadczam miejsc, które są bardzo różnorodne, skrajne, inne, bezpieczne, niebezpieczne. Nabrałam dystansu do tego, skąd pochodzimy, przychodzimy i dokąd zmierzamy. Cytując Jonasa Mekasa: „Place means nothing to me. I can be at home anywhere”.
Czym będziesz się zajmować za pięćdziesiąt lat?
Żyjemy w dobie totalnej degradacji środowiska naturalnego, które człowiek niszczy na niewyobrażalną skalę, chciwie, bezwzględnie i bezpowrotnie, produkując bez opamiętania wciąż więcej i więcej. Niejednokrotnie wiąże się to z okrutnym cierpieniem, wyzyskiem, morderczą pracą, wojnami domowymi, współczesnym niewolnictwem, często śmiercią – zwierząt, dzieci i dorosłych… Ja w tym wszystkim za pięćdziesiąt lat? Przed nami, ludźmi, jest dość przerażająca perspektywa i tylko my mamy możliwość i narzędzia, by ochronić planetę i samych siebie. Wszyscy jesteśmy za to odpowiedzialni. Moja podróż do Republiki Demokratycznej Kongo, kolebki gatunku ludzkiego, dała mi jeszcze więcej argumentów, by świadomie, mądrze konsumować i tym samym mieć wpływ na zmianę, nawet niewielką. W tym wszystkim da się po prostu empatycznie żyć. Obłęd i zło we współczesnym świecie wyzwalają we mnie jeszcze większy imperatyw wzięcia na siebie odpowiedzialności w obszarze, w którym mogę działać. Obojętność czy pasywność to jedyne, co jest niezbędne do triumfu zła. Buntuję się przeciw takiemu światu, zawsze buntowałam i będę buntować. Albo patrzeć na planetę Ziemię z kosmosu.
Anna Zaradny jest artystką dźwiękową i wizualną, kompozytorką oraz instrumentalistką. Współtwórczyni Musica Genera Festival oraz wydawnictwa muzycznego Musica Genera. Wielokrotna stypendystka i laureatka nagród (wśród ostatnich SHAPE 2017 / platform for innovative music and audiovisual art from Europe). Wydała szereg płyt i nagrań, jest autorką muzyki do spektakli teatralnych i projektów multimedialnych. Realizuje projekty i koncertuje na całym świecie. W 2019 roku Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki wydała książkę monograficzną podsumowującą jej twórczość.

Joanna Rutkowska
Od czego zaczynasz dzień i na czym go kończysz?
O szóstej rano wybudza mnie światło lampy symulujące wschód słońca. Później medytuję i decyduję, co będę robić danego dnia. Mój plan zawiera przeważnie trzy punkty: coś najważniejszego, coś pilnego i coś przyjemnego. Wieczór to czas na relaks i podsumowania. Wtedy otwieram dziennik i zapisuję najlepsze momenty danego dnia.
Jakie to uczucie widzieć coś, co stworzyłaś, gdy żyje już własnym życiem?
Czuję radość, dumę, satysfakcję i wzruszenie, gdy uda mi się pobudzić czyjąś wyobraźnię.
Potrafisz nazwać to, co cię nakręca do działania?
Intrygują mnie codzienne niezwykłości. Lubię słuchać i obserwować ludzi. To dla mnie zaszczyt i przyjemność móc wkraczać w ich życie. Konsumuję wszystko, co tworzą inni – instalacje artystyczne, książki, muzykę. To pobudza moją ciekawość i chęć tworzenia autorskich rozwiązań.
Najśmieszniejsza rzecz, która przydarzyła ci się w pracy?
Zostałam odurzona herbatą. Uczestniczyłam w dyskusji naukowej, która odbywała się w rytmie chińskiego rytuału picia herbaty. Zaprzyjaźniona doktorantka przygotowywała różne napary, zachęcała nas do głębokich inhalacji i szybkiego wypijania zielonych lub brunatnych szotów. Byłam oszołomiona, rozbawiona, zakręcona.
Gdzie mieszkasz i dlaczego?
Mieszkam „pomiędzy”. Testowałam życie w Krakowie, Warszawie, Leuven, Tallinie oraz Delft. Obecnie mocno eksploatuję Nowy Jork, ponieważ to miasto, w którym mieści się cały świat. Nadal jestem „pomiędzy” odkrywaniem a zadomawianiem się. Mieszkanie w nowych miejscach uwrażliwia mnie na różnorodność i stymuluje kreatywność.
W jakim miejscu jeszcze nie byłaś, a chciałabyś być?
Marzę, by kiedyś przepłynąć Atlantyk. Żeglowanie jest wspaniałym punktem odniesienia. Wyobrażam sobie, że bycie na środku oceanu da mi możliwość odkrycia, czym tak naprawdę jest człowieczeństwo.
Czym będziesz się zajmować za pięćdziesiąt lat?
Mam nadzieję skorzystać z rozwiązań, które współtworzę już teraz. Będę pisać książki na temat teorii projektowania i spotykać się z młodymi ludźmi chętnymi dzielić się ze mną swoją pracą. Takie konsultacje to dla mnie zastrzyk energii. Na co dzień realizuję projekty, które pokonują ograniczenia obecnego świata, więc regularnie się zastanawiam, co będzie za kolejnych pięćdziesiąt lat.
Joanna Rutkowska jest design researcherką. Zajmuje się między innymi humanizacją nowych technologii dla dużych firm. W ramach programu doktorskiego Tallinn University w Estonii realizuje pracę dotyczącą metod projektowych w relacji człowieka z komputerem zatytułowaną „Actionable design insights”. Gościnnie wykłada na School of Form w Poznaniu, SWPS w Warszawie i Poznaniu, Tallinn University w Estonii, TUDelft w Holandii i Berghs School of Communication w Sztokholmie. Należy do IDEOU Community of Practice.

Anna Szczęsny
Od czego zaczynasz dzień i jak go kończysz?
Chciałabym powiedzieć, że od jogi i szklanki wody z cytryną, ale niestety tak nie jest. Lubię pospać i robię to do oporu. Następnie bawię się z moim psem i zazwyczaj jestem już spóźniona. Wieczorem po całym dniu szaleństwa i latania staram się wyciszyć, słuchając muzyki.
Jaką jedną rzecz chciałabyś zmienić w swojej pracy zawodowej?
Mam problem z tym, że często to, co robię, zaraz potem trafia do śmieci. Staram się projektować tak, żeby część elementów dało się wykorzystać ponownie później, albo tworzyć sety modułowe, które mogę dowolnie modyfikować. Chciałabym, żeby proces projektowy się trochę wydłużył i żeby scenografie były bardziej przemyślane, nie jednorazowe. Wiadomo, że zawód scenografa nie zbawia świata, ale chciałabym, żeby chociaż nie zaśmiecał naszej Matki Ziemi!
Jak sobie radzisz w sytuacjach, w których pilnie potrzebne jest kreatywne rozwiązanie problemu?
Kilka lat temu pojechałam za Warszawę na sesję z bohaterem dla jednego z magazynów. Myślałam, że po drodze uda nam się jeszcze dostać kilka rekwizytów, których nam brakowało, czyli grzyby i rybę. Sesja była z gwiazdą „Masterchefa”, więc naprawdę potrzebowaliśmy tych rekwizytów. Niestety, nie udało się ich kupić. Wiedząc, że będą potrzebne, mój asystent zarzucił na pobliskim stawie starą wędkę, która zresztą sama była rekwizytem, a ja udałam się w poszukiwaniu grzybów do pobliskiego lasku. Za moment asystent zadzwonił, krzycząc, że złapał coś tak wielkiego, że nie może sobie z tym poradzić i boi się, że ryba złamie wędkę. Okazało się, że złowiliśmy ogromnego szczupaka, z którym walczyliśmy dwadzieścia minut, żeby zdjąć mu haczyk i w rezultacie wypuścić. Ja natomiast w drodze na akcję „szczupak” wpadłam na las prawdziwków i znalazłam chyba ze dwadzieścia sztuk. Sesja się udała, szczupak został uwolniony, a grzyby zagrały i nawet zostały zjedzone.
Gdybyś musiała wyemigrować, dokąd byś się przeniosła?
Jestem z Gdańska i ciągnie mnie do morza, więc na pewno do miejsca blisko dużych zbiorników wodnych.
Czym będziesz się zajmować za pięćdziesiąt lat?
Bardzo lubię w moim zawodzie to, że daje duże możliwości samorozwoju. Mogę iść w różnych kierunkach i to, co się wydarzy za parę lat, może mnie zaskoczyć. Szczególnie w dobie tak dużej roli internetu. Nie mam pojęcia, co będę robić za pięćdziesiąt lat, ale to jest właśnie w tym wszystkim najbardziej ekscytujące.
Anna Szczęsny jest projektantką scenografii i wzornictwa przemysłowego. Tworzyła sety dla takich marek jak Ania Kuczyńska, Filip von Polen, Reserved, Erdem, „Numero”, kilku światowych edycji „Vogue”, BWA Wrocław i wielu innych. Obecnie działa pod własnym nazwiskiem jako studio projektujące i realizujące konceptualną scenografię dla pokazów mody, wystaw, sesji zdjęciowych oraz reklam. Jest z Trójmiasta, ukończyła Wydział Wzornictwa i Architektury Wnętrz na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, artystyczną przemianę przeszła podczas wymiany w Meksyku, a mieszka w Warszawie.
Polecane

Podążanie pożądaniem podejrzenia. Status relacji: obserwator Insta Stories

Global Citizen, Lady Gaga i Pepsi zapraszają na wirtuany koncert „One World: Together at Home”

Artysta domalował postaci policjantów do znanych obrazów, obnażając absurdy obostrzeń

„Król” Szczepana Twardocha powieścią miesiąca według „The Times”

Kolekcjonerzy dzieł sztuki nie próżnują. Rekordowe kwoty wydane na sztukę podczas pandemii
Polecane

Podążanie pożądaniem podejrzenia. Status relacji: obserwator Insta Stories

Global Citizen, Lady Gaga i Pepsi zapraszają na wirtuany koncert „One World: Together at Home”

Artysta domalował postaci policjantów do znanych obrazów, obnażając absurdy obostrzeń

„Król” Szczepana Twardocha powieścią miesiąca według „The Times”





