Udział w jednym z najpopularniejszych programów muzycznych w Polsce przyniósł mu rozgłos i szansę na dzielenie się swoją twórczością z wiekszą grupą odbiorców. Wokalista współpracował z czołowymi nazwiskami polskiej sceny muzycznej.
„Lumpeks” – swój drugi studyjny album – nazywa tak naprawdę pierwszym. Twierdzi, że najnowsze wydawnictwo obrazuje studium samoświadomości, które każdy odbiorca płyty z pewnością odnajdzie. Z okazji premiery nowego singla „Papierowy dom” zapytaliśmy Arka, jak definiuje „Lumpeks”, z czym na co dzień zmaga się artysta oraz dlaczego, gdyby mógł, obrzuciłby ministra Czarnka jajkami.
Szybko przechodzisz na „ty”?
Ostatnio coraz szybciej. Im starszy jestem, tym bardziej staram się skracać dystans. Czuję, że mam większy luz, jeżeli chodzi o kontakty z ludźmi. Nie lubię, jak mi się „panuje”, nie lubię sztywnej otoczki i wprawiania w konwenanse. Moi fani często mówią do mnie „proszę pana” – być może wynika to z szacunku, bo mój wizerunek przecież nigdy nie przypominał „chłopca z sąsiedztwa”. Mimo to, nie chcę budować barier i chować się w hermetycznym schronie.
Dlaczego postanowiłeś otworzyć „Lumpeks” właśnie tym utworem, piosenką „Nie przechodźmy na Ty”?
Utwór otwarcie mówi, że świat schodzi na psy. Osobiście bardzo lubię wychodzić ze strefy komfortu i szybko się nudzę, gdy robię coś długo, więc chętnie wywracam życie do góry nogami. „Lumpeks” ma autentyczną warstwę tekstową - mówi o mnie, zmianach w moim życiu, postrzeganiu samego siebie i samoświadomości. Podczas tworzenia płyty zaznajomiłem się z wcześniej nieznanymi mi rejonami, np. kulturą muzyki techno. Poznałem wiele subkultur, co uświadomiło mi, że po otrzepaniu się ze strachów związanych z obcym środowiskiem, można poczuć się w nim jak ryba w wodzie. Śmiało mogę powiedzieć, że kultura techno w pewien sposób mnie zainspirowała. Na co dzień zazwyczaj obracałem się w bezpiecznym, bo znanym mi otoczeniu, ale ciekawość świata i ludzi sprawiła, że się otworzyłem. To właśnie ciekawość doprowadzi nas do większych rzeczy!
Zostałem wychowany w wartościach, które przyświecają mi do dziś. Co prawda za sprawą zmian zachodzących w dzisiejszym świecie, są już one echem przeszłości, bo wszystko się zmienia. Próbuje się odnaleźć, jednak niektórych zachowań nie zaakceptuję. Od zawsze byłem aktywistą, więc jeżeli nie podobało mi się czyjeś zachowanie, zawsze dawałem o tym znać. Czuję, że ostatnio coś się we mnie zmieniło. Hasłem płyty „Lumpeks” jest „żyj i daj żyć innym” – wiem, że nie zmienię świata i nawet nie chcę próbować. Chcę być jak najmniej inwazyjny i dawać ludziom szansę na samorefleksję.
Jak powstawał zamysł „Lumpeksu”? W procesie twórczym najpierw pojawiło się nagłe oświecenie i nazwa krążka czy utwory?
Tytuł płyty wpadł mi do głowy po zrobieniu trzeciego albo czwartego utworu. Długo zastanawiałem się, w jakim miejscu obecnie jestem i uświadomiłem sobie, że nasze życie przypomina przymierzalnię, a nawet poczekalnię. Tak jak w lumpeksach ubrania dostają ponowną szansę, tak i my możemy dać drugie życie naszym historiom z przeszłości. W międzyczasie słowo „lumpeks” zbiegło się z falą lifestylowych haseł, które promują ciałopozytywność czy niemarnowanie ubrań. Cieszy mnie, że dzisiaj liczy się głównie to, co masz w głowie. Wcale nie trzeba nosić najdroższych marek, bo przecież to niczego nie definiuje. To zachowanie, obycie i umiejętność prowadzenia rozmowy zdradzają, czy masz ciekawą osobowość.
„Papierowy dom” to twój nowy singiel, któremu towarzyszy klip.
Zgadza się, chociaż muszę przyznać, że nie lubię nagrywać teledysków, bo nie jestem fanem uwieczniania swojego wizerunku.
3 listopada swoją radiową premierę ma nowy singiel, „Papierowy dom”. Miłosz Sakowski wyreżyserował do niego teledysk i to nie pierwszy raz, kiedy współpracujemy. Miłosz zrobił wcześniej klip do „Idealnego syna”, zaś „Papierowy dom” jest jego kontynuacją, a w zasadzie prequelem. Produkcja teledysków jest bardzo wymagającym procesem, a ja jestem twórcą, któremu największą satysfakcję daje pisanie utworów, więc pracę przy klipie powierzam profesjonalistom. Do nowego teledysku zaangażowani są cudowni ludzie - gdy dobrze mi się współpracuje z jakąś ekipą, ona z reguły zostaje ze mną na dłużej. Tak też jest w tym przypadku.
Utwór „Papierowy dom” to synonim więzienia, zryw wolności. Utwór jest autentyczny, bo opisuje historię z mojego życia. Kiedyś długo trwałem w strefie bezpieczeństwa. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że nie mogę wychodzić na scenę i nawoływać do tego, aby ludzie byli silni, wyzwoleni i szczęśliwi, skoro sam wciąż borykałem się z błędami oraz lękami. Czułem, że mój przekaz ocierał się o hipokryzję, więc powiedziałem „stop”. Zerwałem z traumami, a idealnym tego przykładem jest „Lumpeks”, czyli prywatna rozmowa do lustra, muzyczna psychoterapia. Gdy dochodzisz do momentu, w którym wiesz, że trwasz w marazmie i jest ci wszystko jedno, myślisz o końcu swojego życia. Okazuje się jednak, że w naszych głowach jest wiele niespodzianek, dzięki którym możemy ogarnąć wiele - wydawać by się mogło - fatalnych spraw. Przez moment wydawało mi się, że lepiej w moim życiu już nie będzie, ale koniec końców zrozumiałem, że może być naprawdę zajebiście.
„Papierowy dom” nie jest jedynym utworem o istotnej tematyce. Piosenka „Rocznik 92” to twój osobisty manifest, bo poruszasz w niej ważny temat depresji, a w „Idealnym synu” śpiewasz, że szukasz tego, co ci szkodzi. Znalazłeś?
Ciągle nad tym pracuję. Zdanie sobie sprawy z tego, co robimy dobrze, a co źle, jest bardzo łatwe. To praca nad uzależnieniami i destrukcjami jest najtrudniejsza. Myślę, że każdy lubi reset, „zwolnienie z życia”, jednak umiejętność wytrwania w postanowieniu jest naprawdę trudną, wytężoną pracą. Kiedy jest się słabym i emocjonalnie poranionym, odnalezienie tego, co szkodzi, jest kamieniem milowym. Ludzie mówią: „ale on ma fajne życie, występuje w telewizji, śpiewa na scenie”, a w rzeczywistości backstage tego wszystkiego wygląda inaczej. Czasem piętna przeszłości nam uporczywie przeszkadzają.
Ostatnio ktoś mi powiedział, że teksty moich piosenek są podobne do twórczości Marii Peszek i że można się z nimi utożsamić za sprawą podejmowanych tematów. Mówią mi, że tak samo jak u Marii, u mnie również jest wiele muzycznych manifestów i protest-songów.
Mogę się zgodzić, choć zapracowanie na podobne porównanie nigdy nie było moim celem. Zawsze pisałem utwory dla innych, które były radiowe i komercyjne, więc może dlatego w pewnym momencie chciałem oficjalnie zabrać głos. Jestem zaangażowanym aktywistą i nigdy nie bałem się wyrażać swojego zdania, nie obawiałem się konsekwencji, więc w swojej sztuce mogłem całkowicie polecieć po bandzie. Oczywiście nie wiedziałem, czy moje teksty będą dla kogoś solą w oku, papierkiem lakmusowym, czy może ktoś się na nie po prostu wyrzyga. Okazało się, że jest grupa ludzi, która wierzy w moje przesłanie i bardzo to cenię.
W swojej muzyce nie boisz się krytykować realia, w których wszyscy żyjemy. Przykładowo w „Naszej klasie” odnosisz się do luk polskiego systemu edukacji.
Rzeczywiście, każdy utwór z „Lumpeksu” komentuje zburzenie harmonii społecznej i porusza tematy, które można byłoby omówić na terapii. Temat edukacji jest mi bardzo bliski, ponieważ szkoła jako instytucja mnie zniszczyła, a jednocześnie uratowała mi życie. Jedna z placówek źle na mnie wpłynęła, zaś druga ukształtowała. Mam ogromny rozstrzał obrazu tego, jak wygląda dobra pedagogika, bo moja mama była nauczycielką.
Utwór „Nasza klasa” pokazuje wprost, na co jesteśmy wkurzeni, i co się wyprawia w naszym kraju. Czekam na masowy protest, kiedy miliony wyjdą na ulice, a ja stanę na podeście i zaśpiewam „Naszą klasę”, po czym obrzucę ministra Czarnka jajkami.
Nie! Każdy zdrowo myślący człowiek widzi, co się obecnie dzieje w Polsce. Osoba odpowiedzialna za wychowanie młodego pokolenia jest butna, mentalnie uboga, wypełniona arogancją i nienawiścią, więc trzeba o tym mówić i o tym śpiewać.
Wróćmy na chwilę do czasów szkolnych. "Spisek, podział klasy na najlepszych graczy, ignorantów i amantów" – tak śpiewasz w "Naszej klasie". Jak właściwie wyglądała twoja klasa? Byłeś bardziej ignorantem czy amantem?
Zdecydowanie ignorantem. Lubiłem wyrażać siebie, często w kontrowersyjny sposób, i im bardziej kogoś denerwowałem, tym większą miałem satysfakcję. Na zajęcia przychodziłem w kolczatkach, miałem czarne włosy jak Bill z zespołu Tokio Hotel. Amantem nie byłem za sprawą mojego pracoholizmu. Chciałem wyjechać z Podkarpacia, więc dużo pracowałem. Jeździłem na warsztaty wokalne, festiwale, lekcje śpiewu. Teraz daję sobie przestrzeń, nauczyłem się dzielić obowiązkami, a pomaga mi w tym moja menadżerka.
W swojej karierze wiele razy zaczynałem od początku – moja branża charakteryzuje się tym, że znaczysz tyle, ile twój ostatni sukces, a kiedyś nie miałem wiele komercyjnych sukcesów. Młode lata mają to do siebie, że częściej można mieć wyjebane na wiele spraw. Dzisiaj jestem kruchy i bardzo się uwrażliwiłem, bo nareszcie pozwoliłem sobie na pokazanie własnej słabości w przestrzeni publicznej. Nauczyłem się mówić „nie wiem”, co kiedyś nie miałoby miejsca.
Dużo się u ciebie dzieje. Niedawno ponownie wystąpiłeś na jednej scenie z Justyną Steczkowską, i z tego co wiem, nagrywasz nową muzykę, w tym duety.
Tak, wystąpiłem z Justyną i Beatą Kozidrak, co było dla mnie pięknym doświadczeniem. Dostałem zaproszenie od Justyny, żeby zaśpiewać na jej nowej płycie. Wokalnie udzieliłem się też w duecie z Noviką, która wydaje album na dwudziestolecie swojej działalności artystycznej. Współpracuję z Julią Wieniawą przy jej nowym projekcie, nagrywam cover „Za późno” Kayah z okazji dwudziestolecia funkcjonowania Kayaxu. Pracuję też nad reedycją mojej płyty, która ukaże się w urodziny „Lumpeksu” – pojawią się tam premierowe utwory oraz remiksy, a na wiosnę ruszam z koncertami. Przyszły rok to nowy etap, nowy album i świeża odsłona.
Nowy album będzie się różnił od poprzedniego?
Koncept nowej płyty jest w zaawansowanym procesie. To będzie mój pierwszy album „na dorosło”. Wiem, że nigdy nie będę typowym, dojrzałym mężczyzną, charakteryzującym się przewidywalnością i zachowawczością. Jestem przed trzydziestką, dzięki czemu podchodzę inaczej do pewnych spraw. Materiał nowej płyty jest ekstrawagancki, co z pewnością będzie zaskakujące dla wielu ludzi. Z drugiej strony nowe dźwięki odwzorują stanowczość i spokój. Od dłuższego czasu potrzebowałem spokoju, miałem dość zawirowań.
Moim faworytem z „Lumpeksu” jest „Słodki koniec tych dni”. Choć umieściłeś ten utwór na końcu płyty, to jest on mocnym zakończeniem. O czym on opowiada?
„Słodki koniec tych dni”, jak i treść całej płyty, uświadamia, że trzeba korzystać ze wszystkich możliwości i szans, które się przydarzają. To utwór o wakacyjnej relacji, zaprzepaszczonej przez lęk, niepewność. Chwilami z naszych decyzji pozostaje tylko żal, a przecież to najgorsze uczucie. Wydaje mi się, że największe przegranie życia wiąże się ze strachem przed ryzykiem. Jeżeli nie wyjdziesz poza horyzont, niczego nie zobaczysz. Życie mamy tylko jedno, a zdrowa dawka egoizmu jest bardzo potrzebna, szczególnie w dzisiejszych czasach. Sami sobie piszemy najciekawsze scenariusze, ale czasami potrzebujemy suflera, który podpowie nam kilka istotnych kwestii.
/rozmawiał: Bartłomiej Warowny/