„Wcielam się w postaci z najbardziej dyskryminowanych grup społecznych”. Julia Bosski rozmawia z Lilą Michniewicz
05-12-2020


Przeczytaj takze
Lila to kobieta niezwykle odważna, o olśniewającej, charakterystycznej urodzie. Już w zeszłym roku natknęłam się na jej instagramowy profil, jeszcze zanim się poznałyśmy. Było tam wiele zdjęć tzw. „kontrowersyjnych”, nagich, wyzywających. Oraz wielkie zainteresowanie mężczyzn. Pod postami po kilkaset, czasem kilka tysięcy lajków. Najpierw odłożyłam ten profil na bok, sama jakoś się zgorszyłam. Teraz myślę, że byłam lekko zazdrosna. Po kilku miesiącach fotograf, który robił mi zdjęcia, opowiedział mi o swojej wspaniałej dziewczynie. Okazało się, że tą dziewczyną jest Lila. Zaczęłam namiętnie obserwować i podziwiać dziewczynę, która w przeciwieństwie do tego, co uważa większość jej obserwatorów, nie ma na celu wyłącznie kusić, prowokować i uwodzić. Sprawdźcie misję Lili opowiadającej historie tych, którzy nie mają głosu, o problemach zdrowotnych, traumach i walce o to, by ciało kobiety wreszcie przestało być seksualizowane.
JB: Opowiedz trochę o sobie. Skąd pochodzisz, ile masz lat, co cię ukształtowało?
LM: Mam 21 lat. Pochodzę z Wołomina, tam się wychowywałam, tam chodziłam do szkoły. Od przedszkola do gimnazjum przebywałam w niemal tej samej grupie ludzi, silnie odczuwając, że różnię się od swoich rówieśników. Czułam się niezrozumiana. Różniły nas poglądy, spojrzenie na życie, a nawet poczucie humoru. Miewałam szczęśliwe momenty w swoim „młodzieńczym życiu”, ale często było mi bardzo ciężko odnaleźć się w tym otoczeniu.
JB: Wołomin jest oddalony od Warszawy zaledwie o 20 km. Mentalność mieszkańców tej miejscowości aż tak bardzo różni się od osób żyjących w „dużym mieście”?
LM: Tak. Mentalność ludzi w mniejszych miejscowościach jest bardzo ograniczona. Dorastając, miałam inną wrażliwość, słuchałam innej muzyki niż reszta, za co mnie wyśmiewano. W Warszawie poznałam ludzi sobie podobnych, z którymi czułam się swobodnie i dobrze, byli otwarci i tolerancyjni. Dlatego po gimnazjum zdecydowałam się iść do szkoły w Warszawie. Stwierdziłam, że jest tu większy wachlarz osobowości niż w podmiejskiej miejscowości i znacznie łatwiej będzie mi poznać ludzi, z którymi będę się dogadywać. Po gimnazjum rozpoczęłam naukę w szkole fotograficznej w stolicy i poczułam ulgę. Poznałam osoby, które mnie w jakiś sposób rozumiały, nie miały uprzedzeń, nie oceniały pochopnie.
JB: Kiedy zdecydowałaś się zostać modelką?
LM: Wszystko zaczęło się w fototechnikum. Od samego początku dużo więcej czasu poświęcałam na pozowanie niż fotografowanie. Znajomi chwalili moje zaangażowanie i umiejętności, które nie wiadomo, skąd się wzięły. Chyba podświadomie od zawsze wiedziałam, że chce być modelką. W czasach gimnazjalnych rówieśnicy nie widzieli we mnie tego potencjału, próbowali odebrać mi pewność siebie, wytykając wady. Słyszałam, że mam dziwną i nieproporcjonalną sylwetkę, wpadałam w kompleksy na punkcie figury. Wstydziłam się, że mam wąską talię i szersze biodra, specjalnie nosiłam za duże ubrania, żeby ukrywać ciało. Zawsze byłam też dużo wyższa od innych. Cechy, które w pracy modelki uznawane są za moje największe atuty, wtedy stanowiły źródło upokorzeń. Dopiero w technikum odważyłam się zerwać to piętno i zacząć pozować. Wielokrotnie usłyszałam, że jestem stworzona do modelingu. To było wielką motywacją. Pewnego dnia odezwała się do mnie agencja modelek, co dodało mi skrzydeł. Zaczęłam dostawać coraz więcej propozycji. Wtedy zrozumiałam, że chcę profesjonalnie zająć się modelingiem.

JB: Jaki stosunek do tej decyzji mieli twoi rodzice?
LM: Początkowo byli przerażeni. Mieli negatywny stosunek do tej pracy, kierując się tym, co jest przedstawiane w mediach, ale w gruncie rzeczy się cieszyli. Mama bardzo mnie wspierała, jeździła ze mną na castingi. W końcu oboje zrozumieli, że to moja praca.
JB: Twoje zdjęcia przez wielu są uznawane za kontrowersyjne. Szczególnie, kiedy nie zna się twojej historii. Po tym, co teraz opowiedziałaś – o dręczeniu przez rówieśników i kompleksach związanych z ciałem – mogę wywnioskować, że twoje liczne zdjęcia, na których pozujesz nago, są w pewnym sensie autoterapią. Czy kryje się za tym jakiś inny cel? Osobiście uwielbiam patrzeć na twoje piękne ciało. Sama często pozuję nago, tłumacząc, że bycie nago jest najbardziej naturalną sprawą na świecie. Ciało kobiety wciąż jest traktowane jako obiekt seksualny. Chcę to zmienić.
LM: Chcę przełamać schemat nagiego ciała. Na niektórych zdjęciach moje pozy mogą wydawać się seksualne, pornograficzne. W każdym zdjęciu jest pewna historia. Gram kontrowersją, bo wiem, że dzięki temu dotrę do większej liczby osób. Poza tym nie okłamujmy się – ludzie lubią oglądać nagie, piękne ciała. Ja też lubię i nie ma to związku z pożądaniem seksualnym, lecz jest powiązane z estetyką, czymś ładnym, co można podziwiać jak sztukę.
JB: Dla mnie nagie zdjęcia są czymś normalnym. Tak samo jak świadomość, że posiadam ciało, piersi, sutki, tyłek i cipkę. Nie wstydzę się przebierać przy innych, pozuję nago do zdjęć, bo to sztuka, moja praca. Nie umawiam się na zdjęcia z fotografem, żeby się z nim przespać. Najzabawniejsze dla mnie jest przełamywanie tabu z rodzicami. Z moją mamą długo wstydziłyśmy się nagości przed sobą. W końcu powiedziałam: „Mamo, przecież ja wyszłam z twojego ciała, nie ma się czego wstydzić”. Każdy człowiek wychodzi z ciała kobiety! Myślę, że wszelkie zboczenia i frustracje są wywołane tym, że ciało jest widziane wyłącznie jako obiekt seksualny.
LM: To, co jest zakazane, ekscytuje dużo bardziej. Uważam, że robienie tabu z nagości powoduje w ludziach różnego rodzaju dewiacje i perwersje, w szczególności związane z nagim ciałem kobiety, przez co wizerunek nagiej kobiety jest tak demonizowany przez społeczeństwo.

JB: Jakie są reakcje na twoje zdjęcia?
LM: Większość moich znajomych przekonała się, że nagość jest normalna. Staram się zawsze tłumaczyć, dlaczego na moich zdjęciach występuje nagość. Uważam, że udało mi się dokonać małej rewolucji, bo wiele osób zmieniło swoje poglądy dotyczące nagości i seksualności. Otworzyli się, nie traktują tego jako coś zboczonego. Ale zdarza się też, że ktoś nazwie mnie „panną lekkich obyczajów”, by okazać negatywne stanowisko w stosunku do tego, co robię. To pociąga za sobą inną kwestię: czy to obelga? Pracownice seksualne są jedną z najbardziej marginalizowanych grup społecznych. Dlaczego? Swoją pracą nie krzywdzą nikogo, mogą jedynie krzywdzić siebie.
JB: Mnie zawsze zastanawia, dlaczego nikt nie piętnuję panów, którzy z tych usług korzystają, często łamiąc zasady jakichkolwiek obyczajów, a nawet dopuszczając się agresji.
LM: No właśnie. Panowie korzystający z takich usług nie tylko stosują przemoc wobec kobiet, ale często korzystają z miejsc, w których kobiety są do tego zmuszane. O tym się nie mówi. Tak samo jest z pornografią – zdarza się, że kobiety w tych filmach są molestowane, a ci, którzy je potem oglądają, płacą za nadużywanie przemocy, napędzając błędne koło. W dodatku później oceniają i stygmatyzują kobiety za występowanie w takich filmach.
JB: Jedynie jeśli będziemy rozmawiali o takich sprawach otwarcie będziemy mogli coś zmienić. Milcząc i udając, że czegoś nie ma, nie zmienimy nic. Jakiś czas temu jeden z moich kumpli gejów napisał do mnie wiadomość pełną wyrzutów i oskarżeń, że ma już dość oglądania moich piersi i „bobra”. Że przecież jestem zdolna, a pokazywanie ciała jest zbędne. Starał się wmówić mi, jakobym nagim ciałem próbowała nadbudować inne talenty. Tymczasem jestem bardzo świadoma moich talentów, a ciało jest czymś, co pokazuję, aby oswoić i tłumaczyć innym, że ich ciała także są czymś normalnym i pięknym. Wściekła odpisałam mu: „Wiesz, a ty musisz cały czas pokazywać, że jesteś gejem?”. To ta sama walka: ja chcę żyć jako wolna kobieta, tak samo, jak chcę, żeby on żył jako wolny mężczyzna z innym wolnym mężczyzną. Nie ma co się nawzajem piętnować. W naszym społeczeństwie jest mnóstwo hipokryzji. To, że w 2020 roku ciało nadal stanowi temat tabu, jest dla mnie nie do pojęcia. A stanowi. W dodatku widać, że to właśnie kobiece ciało jest jedną z głównych przyczyn rewolucji politycznej w Polsce. Jak czujesz się jako 21-letnia kobieta w tym kraju? Jakie są twoje odczucia względem tego, co się teraz dzieje w Polsce?
LM: Dopiero niedawno zaczęłam bardziej się zagłębiać i interesować „feminizmem”. Większość postulatów feminizmu powinna być postulatami humanizmu – całej ludzkości, nie tylko kobiet! Niektórzy bardzo sceptycznie podchodzą do tematu feminizmu, kojarząc go wyłącznie ze skrajną nienawiścią do mężczyzn i niegoleniem pach albo nóg. Znalazłam w tym umiar, dlatego z dumą mogę nazwać się feministką i uważam, że biorę udział w tej „rewolucji” w dużej mierze poprzez swoje zdjęcia. Poszerzam świadomość osób, które mnie obserwują. Często wcielam się w postaci z najbardziej dyskryminowanych grup społecznych. Staram się zrozumieć, co czują, poczuć to piętno, które na nich odciśnięto. Kiedy czytam hejterskie komentarze, często nie wiem jak je odebrać. Dotykają mnie te okropne słowa, ale z drugiej strony to nie są komentarze do mnie. To komentarze do roli, którą gram. Podobne zjawisko możemy zaobserwować, gdy ludzie identyfikują aktora z rolą, którą przybiera. Tak też dzieje się ze mną.
JB: Niewielu rozumie tę grę. Przybierania roli, kreowania pewnego wizerunku, zamierzonej prowokacji. Z tego często wynikają błędne oceny i hejterskie komentarze. A także z braku dystansu do samego siebie.
LM: Staram się zrozumieć różne perspektywy. Utożsamić się z kimś, kto myśli inaczej niż ja, nawet jeśli to dla mnie krzywdząca perspektywa. Wtedy próbuję sobie wytłumaczyć, co popchnęło taką osobę do określonych poglądów lub zachowań. Mam w sobie dużo empatii.
JB: Czujesz solidarność z innymi kobietami? 80% osób gratulujących mi artykułów czy zachwycających się moimi zdjęciami stanowią kobiety. Jak to wygląda u ciebie?
LM: To chyba działa tak, że lubią nas kobiety, które akceptują siebie, nie mają kompleksów, nie są pełne zawiści. Inteligentni i znający swoją wartość mężczyźni także zaliczają się do tej grupy.

JB: Czy sposób, w jaki cię wychowywano, ma wpływ na to, jak obecnie postrzegasz swoje ciało?
LM: Wychowywano mnie w konserwatywnej rodzinie. Moja babcia była religijną fanatyczką. Jako dziecko śpiewałam w chórze kościelnym, należałam do dziewczęcej służby Maryjnej, potocznie mówiąc, byłam Bielanką. Nie wiedziałam, że można myśleć inaczej, że można myśleć samodzielnie. Nie raz dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że zrobiłam coś złego, że popełniłam grzech. Wierzyłam, że za „złe” zachowanie spotkają mnie okropne kary, że zasłużyłam sobie na cierpienie, bo „popełniłam grzech”. Swoją chorobę tłumaczyłam sobie jako karę od Boga. Obwiniałam siebie za wiele rzeczy. Kościół wzbudza poczucie winy, by mieć kontrolę nad ludźmi. Zrozumienie tego pomogło mi pójść na terapię.
JB: Dlaczego musiałaś iść na terapię?
LM: Kilka lat temu przydarzyła mi się straszna historia spowodowana przez mężczyznę, który próbował mnie wykorzystać seksualnie. Od tamtej pory nie mogę wydostać się z traumy, nękają mnie silne bóle w stawie. Chłopak, z którym się wtedy spotykałam, zamiast mi pomóc, wesprzeć mnie, zrzucił winę na mnie, oskarżył, że to ja go zdradziłam. Przez długi czas czułam się winna.
JB: Takie sytuacje powinny być zgłaszane i karane. Dwa razy po wypiciu większej ilości alkoholu zdarzyło mi się obudzić obok obcego faceta, który postanowił „bezpiecznie położyć mnie spać”, a w rzeczywistości uprawiał ze mną seks. Jak można przespać się z nieprzytomną dziewczyną? Najgorsze, że to właśnie siebie obwiniałam – że za dużo wypiłam, że pozwoliłam mu się wykorzystać. A wina nie jest nasza, tylko tych żałosnych facetów, którzy wykorzystują i nie ponoszą żadnych konsekwencji.
LM: Abstrahując od ekstremalnych przypadków, kiedy jesteśmy młode i niepewne siebie często dajemy się wmanewrować w sytuacje, w których wcale nie czujemy się komfortowo. Mamy jakieś poczucie zobowiązania, że powinnyśmy coś zrobić, bo tak trzeba. Jesteśmy manipulowane, naciskane i ulegamy, mimo że całym ciałem czujemy opór.
JB: Czy twoja choroba ma wpływ na twoje ciało, na to, jak wyglądasz?
LM: Na pewno choroba i trauma mają z tym wiele wspólnego. Pamięć ciała daje się we znaki w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Czasami nie jestem w stanie jeść, więc chudnę. To nie do końca zdrowa sytuacja i zdrowe ciało. Kocham je takie, jakim jest, akceptuję je, ale ciężko pracuję nad tym, by wyzdrowieć, by nie musieć wciąż czuć bólu.
JB: Kiedy czujesz, że jesteś sobą? Umiesz wyjść z roli modelki/aktorki?
LM: Kiedy umówiłyśmy się na sesję, powiedziałaś, że chcesz zrobić zdjęcia, które ukażą moje „prawdziwe ja”. Chciałaś, żebym była sobą, a nie modelką, na którą kreuję się w sferze publicznej. Przyznam, że to mnie nieco zestresowało. Nie umiałam znaleźć końca – gdzie kończę się „ja”, a gdzie zaczyna „modelka”. Na początku sesji byłam lekko spięta, zamknęłam się w sobie. Dopiero przy kolejnych ujęciach, kiedy robiłyśmy zdjęcia „pozowane”, poczułam się naturalnie. Doszłam do wniosku, że jestem sobą taka, jaką widać mnie na zdjęciach. Pozowanie daje mi odwagę, by otworzyć się na samą siebie. Modeling uwalnia mnie od jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: „Kim jestem?”. Za każdym razem, kiedy pozuję, odkrywam kolejną część mnie.

JB: Czy jako nowoczesna kobieta, świadoma i niezależna, czujesz potrzebę bycia w związku?
LM: Ważne, żeby nie bać się pokazywać swojej kobiecości i seksualności. Ludzie lubią nam to odbierać. W związku partnerskim powinno się być z kimś, a nie dla kogoś. Oczywiście, pod pewnymi względami trzeba być dla tej drugiej osoby, szczególnie, gdy potrzebuje wsparcia, ale nie można pozwolić jej wejść do tego zakamarka, który jest przeznaczony na samorozwój. To jest dla mnie definicja zdrowej relacji i taką relację mam z moim chłopakiem.
JB: Myślisz o tym, żeby kiedyś mieć dzieci?
LM: Nie jest to moim życiowym celem, ale w pewnym stopniu marzeniem. Chciałabym wychować je w taki sposób, w jaki moi rodzice nie potrafili wychować mnie. Chciałabym, aby moje dziecko uniknęło tych traum, które ja w sobie noszę, jednocześnie dając mu wolność i nauczyć samodzielnego myślenia. Nie narzucać, nie zabraniać, nie krzyczeć, nie obwiniać. Myślę, że wychowywanie dziecka w taki sposób byłoby pewną formą terapii dla mnie.
/tekst: Julia Bosski/
Julia Bosski – socjolog amator, obserwatorka świata, twórczyni berlińskich Obiadów Czwartkowych i założycielka kulturalnego salonu warszawskiego „U przyjaciół kilku”, snob intelektualny, dziennikarka, aktywistka kulturalna.
Polecane

„Nie zgadzam się na bycie dla bycia, byle nie samemu”. O relacjach międzyludzkich rozmawiamy z aktorką Kasią Zawadzką
![Tomas Høffding (WhoMadeWho) – najfajniejszy człowiek na świecie [rozmowa]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5fa846f5467dbb38f036603e/juliabosski-tomashoffding.jpg)
Tomas Høffding (WhoMadeWho) – najfajniejszy człowiek na świecie [rozmowa]

Sukces polskiej marki! Ubrania The Odder Side dostępne w słynnej sieci luksusowych domów towarowych

Maciej Musiałowski: „Czuję, jakbym znajdował się na tonącym Titanicu, ale zamiast skakać do wody…”
![Jagoda Szelc: „Czy jest możliwe odczuwanie rozkoszy w świecie, który umiera?" [wywiad]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5fbe44f4e38ae905e5a4fe03/image0.jpeg)
Jagoda Szelc: „Czy jest możliwe odczuwanie rozkoszy w świecie, który umiera?" [wywiad]
Polecane

„Nie zgadzam się na bycie dla bycia, byle nie samemu”. O relacjach międzyludzkich rozmawiamy z aktorką Kasią Zawadzką
![Tomas Høffding (WhoMadeWho) – najfajniejszy człowiek na świecie [rozmowa]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5fa846f5467dbb38f036603e/juliabosski-tomashoffding.jpg)
Tomas Høffding (WhoMadeWho) – najfajniejszy człowiek na świecie [rozmowa]

Sukces polskiej marki! Ubrania The Odder Side dostępne w słynnej sieci luksusowych domów towarowych

Maciej Musiałowski: „Czuję, jakbym znajdował się na tonącym Titanicu, ale zamiast skakać do wody…”
![Jagoda Szelc: „Czy jest możliwe odczuwanie rozkoszy w świecie, który umiera?" [wywiad]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5fbe44f4e38ae905e5a4fe03/image0.jpeg)




