Autorka bloga Jadłonomia oraz książek o kuchni roślinnej pod tym samym tytułem. Popularyzatorka weganizmu, aktywistka i ambasadorka kampanii Roślinniejemy.
Lubi: kiszone ogórki; bigos z wędzonymi śliwkami; jazdę na rowerze z mężem; zdjęcia szczęśliwych świnek w Azylu Chrumkowo; a ponad wszystko pracę dla zwierząt i środowiska
Nie lubi: jajek trójek i braku empatii
Jakim zwierzęciem chciałabyś zostać po śmierci?
Wszystkie zwierzęta doświadczają trwogi nieznanej człowiekowi. Dzikie zwierzęta przez całe życie doznają trwogi przed śmiercią, często spotęgowanej działaniami człowieka, a zwierzęta w hodowli przemysłowej wiodą życie tak smutne i bolesne, że trudno to opisać. Dlatego wybrałabym bycie człowiekiem – żeby w kolejnym wcieleniu móc ponownie starać się o poprawę losu innych zwierząt.
Jak możemy wspierać prawa zwierząt na co dzień?
To moje ulubione pytanie, bo prawa zwierząt można wspierać na całe mnóstwo sposobów! Można co miesiąc przelać niewielką kwotę, nawet dwadzieścia złotych, na rzecz wybranej organizacji działającej efektywnie na rzecz zwierząt. Pomyślcie – to tyle, ile wydajemy na jeden lunch. Jeśli jednak mamy więcej wolnego czasu niż wolnej gotówki, możemy zaangażować się w wolontariat albo zostać internetowym aktywistą i raz w tygodniu podpisać petycje online, które pomagają wprowadzać zmiany systemowe. Każda z tych aktywności jest bardzo ważna i realnie pomaga zwierzętom.
Wymyśl trzydaniową wykwintną kolację dla swojego ulubionego zwierzaka.
W takim razie byłaby to kolacja dla świni, najlepiej nad brzegiem jakiegoś bajorka, żeby świnka mogła swoim zwyczajem schłodzić się przed lub po jedzeniu. Świnie są wszystkożerne, ale przepadają za korzeniami, bulwami i owocami, więc na przystawkę podałabym pieczone buraczki z jeżynami. W roli dania głównego młode ziemniaki z sosem romesco, a na deser sorbet malinowy z gryczaną granolą.
Chciałabyś kiedyś stworzyć wegańską książkę kucharską dla zwierząt?
Moim marzeniem jest robienie rzeczy, które mogą realnie pomóc zwierzętom. Dlatego, przynajmniej na razie, zostanę przy książkach kucharskich dla nas o tym, jak jeść mniej mięsa.
Pierwsze zwierzę w domu, które pamiętasz?
Nasz pies Boks! Byłam dziewczynką niebezpiecznie podobną do Elmirki z Animków, po szkole całe godziny spędzałam na rozmowach z psami sąsiadów, tropiąc jeże i próbując głaskać kury. Dlatego błagałam rodziców o psa. Pewnego dnia mój tato przyniósł szczeniaka pod kurtką – moment, w którym mi go pokazał, był jedną z najszczęśliwszych chwil mojego dzieciństwa.
Supermodelka, z wykształcenia architektka wnętrz (chociaż marzy o chirurgii). Ma dwa kotki – Rysia i Czesia.
Lubi: inteligentnych ludzi z dystansem; matkę naturę; UFO; święty spokój; memy; czarną kawę; Lakarnuma; francuski manicure; LGBTQIA; węże; pająki; tribale i kolczyki w pępku; torcik Wedlowski; BDSM; pełnię Księżyca; książki czytane w hurtowych ilościach; matematykę; Motomyszy z Marsa
Nie lubi: rodzynek w serniku
Jakim zwierzęciem chciałabyś zostać po śmierci?
Nie wierzę, że coś nas czeka po śmierci, a już tym bardziej reinkarnacja, ale jeśli miałabym wybór, odrodziłabym się jako czupakabra albo Wielka Stopa, żeby utrzeć nosa wszystkim niedowiarkom. Najbardziej jednak odpowiada mi styl życia kotów domowych – ciekawi mnie, co siedzi w tych puchatych główkach. W dodatku spałabym dwadzieścia godzin dziennie, wymiaukiwała serenady o czwartej nad ranem do kotki piętro wyżej, zrzucała antyczne wazy z regału i robiła słodkie minki do właścicieli.
Jak możemy wspierać prawa zwierząt na co dzień?
Najważniejsza jest edukacja najmłodszych, a w niej szacunek dla każdej żyjącej istoty. Wspieranie fundacji (pieniądze, karma, koce), obserwacja najbliższego otoczenia i system reagowania w niepokojących sytuacjach (sąsiad bije psa – dzwonisz na 997, a jeśli zamiast psa bije żonę, to też zadzwoń). Zwracajmy uwagę na małe, ale znaczące wybory dnia codziennego, na przykład kupujmy kosmetyki, które nie są testowane na zwierzętach. Nie zgadzajmy się na chów zwierząt na zasadach obozów koncentracyjnych; zrezygnujmy (w miarę możliwości) z mięsa i produktów odzwierzęcych. Zastanówmy się dwa razy przed uczestnictwem w jakiejkolwiek aktywności, w którą angażowane jest zwierzę. Obudźmy swoją empatię.
Twoje koty mają własne konto na Instagramie – @rysioandczesio. Myślisz, że sława może szkodzić zwierzakom? Co można zrobić, żeby kosztem instagramowego fame’u nie krzywdzić zwierząt? Sława nie może zaszkodzić zwierzakom, ale ich żądni sławy właściciele już tak. Zwierzęta doskonale pokazują swoje granice komfortu, które można delikatnie nagiąć (przez krótką chwilę) dla dobra zdjęcia – oczywiście, wymogiem jest to, żeby zwierzakowi KATEGORYCZNIE nie działa się krzywda! Każdy kochający właściciel (a jeśli tworzysz takie konto swojemu pupilowi, to powinna tobą kierować miłość, a nie chęć zysku) od razu i bez zastanowienia widzi te granice. Zmuszanie czworonoga do czegokolwiek nie pomoże, bo wyraz pyszczka zawsze mówi prawdę. W gratisie daję ci PRO TIP: konto na Instagramie to nie jest dobry biznesplan, więcej zarobisz, zakładając swój OnlyFans.
Masz swoje ulubione zwierzęta – instagramowych influencerów?
Tak! Zaraz po @rysioandczesio moją największą instamiłością i idealnym przykładem zwierzęcego celebryty jest Hosico @hosico_cat, kotek tak urodziwy, że miękną kolana. Ma spokojne usposobienie i jest wrodzonym modelem. Zbiera na karmę, udostępniając swoją podobiznę na koszulkach i poduszkach. Jego zdecydowane przeciwieństwo to Wilfred @wilfredwarrior, którego zdeformowany pyszczek czyni go przerażającym i słodkim jednocześnie. Z domowego podwórka obserwuję pieska o imieniu (nomen omen) YOLO @yolo_superstar_official, którego nabyte przed adopcją stresy obecna właścicielka, makijażystka Aga Wilk, skutecznie leczy kropelkami CBD. Gdyby twoje koty zamieniły się w ludzi, o czym w pierwszej kolejności chciałabyś z nimi pogadać?
Modlę się, żeby nigdy nie zaczęły mówić, bo zdradzam im wszystkie sekrety i wiedzą, co robię, kiedy jestem sama w domu. Z chęcią jednak dowiedziałabym się, czy są szczęśliwe, jakie są ich marzenia i co mogę zrobić, żeby być lepszą kocią mamą.
Prowadzący „Top Model Polska”, aktor teatralny, pandemiczny montażysta, były tancerz, choreograf, aktywista.
Lubi: lato; słońce; mrożoną kawę; sztukę; naturę; zwierzęta (zwłaszcza te na wolności); brunetów oraz męskie opalone ciała
Nie lubi: ludzi stawiających się ponad innymi stworzeniami; ludzi wymierzających karę; podziałów kastowych, religijnych, rasowych i wszystkich innych; mięsa i grillowanych warzyw
Jakim zwierzęciem chciałbyś zostać po śmierci?
Nie miałbym nic przeciwko, aby po śmierci powrócić do ludzkiego ciała, lecz już w pełni świadomego. Tak, aby poświęcić się ochronie i czynieniu dobra dla reszty gatunków. Człowiek jest tym gatunkiem zwierzęcia, które trzeba najbardziej ujarzmić. Chciałbym się zmierzyć z tym wyzwaniem. Chyba jako jedyny gatunek zwierząt nie znamy umiaru, cierpimy na ego popychające nas do samozagłady. Niszczymy siebie i wszystko dookoła. Wierzę, że można to zmienić.
Jak możemy wspierać prawa zwierząt na co dzień?
Prawa zwierząt na co dzień możemy wspierać poprzez wrażliwość na cierpienie. Tak jak porusza nas los dzieci, rodziny i bliskich, tak samo powinien dotykać nas los innych zwierząt. Poza tym na pewno nie powinniśmy wspierać przemysłu żerującego na cierpieniu. Mówię o kosmetykach, modzie, handlu gatunkami, przemyśle mięsnym, ale też meblarskim, paliwowym. Nie tylko bezpośrednia przemoc niesie cierpienie i jest zagrożeniem dla życia. Także niszczenie natury zabija tysiące istnień, chociażby z powodu braku dostępu do pożywienia czy wody.
Jako tancerz oceń, które zwierzę według ciebie najciekawiej się porusza?
W poruszaniu najciekawsze są dla mnie chyba żyrafy, zwłaszcza kiedy jedzą z niskich krzewów, przednimi kończynami robiąc preparację do szpagatu. Pijąc, wykonują pełen ukłon – majestatyczne i pełne gracji. Na afrykańskiej sawannie robią na mnie największe wrażenie. Ale kocham również zebry, zwłaszcza kiedy bawią się z małymi.
Najpiękniejsza historia o zwierzętach w twoim życiu?
Najpiękniejsze doświadczenie, jakie mnie spotkało w związku ze zwierzakami, to oglądanie ich żyjących na wolności – na przykład na afrykańskiej sawannie, zmierzających do kaldery Ngorongoro. Obserwowanie ich od świtu aż do zmroku. Kiedy powolnie się przebudzają i wychodzą z roślinności, by w ogromnym poszanowaniu dla swojej odmienności i życia ruszyć w dalszą drogę. Ich wspaniała współpraca i walka o każde życie, kiedy rozpoczyna się polowanie drapieżników. Generalnie
patrzenie na taki świat mnie koi.
Film o zwierzętach, który zrobił na tobie niezapomniane wrażenie i który poleciłbyś każdemu?
Od dziecka kocham historię słonia Dumbo – tę starą, kreskówkową Walta Disneya. Przepłakałem co najmniej pół roku, oglądając ją na kasecie VHS non stop jako dziecko. Obecnie polecam moją zwierzęcą wersję „Gry o tron”, czyli „Naszą planetę” na Netfliksie.
Pani Łąka. Właścicielka sklepu internetowego z nasionami dzikich kwiatów i łąk kwietnych. Mama świnki Pyzy.
Lubi: ciepły wiatr; kawę w nadmiernych ilościach; zapach łąki; smak tobołków polnych (taka roślina); fakturę nasion; śpiewać w samotności do rozsadzającej uszy muzyki (pozdrowienia dla sąsiadów)
Nie lubi: sączącej się cicho muzyki; surowych jajek; spacerów bez celu; dusznych, upalnych dni; kup na trawnikach; oceniających spojrzeń
Jakim zwierzęciem chciałabyś zostać po śmierci?
Wybieram lwa. A dlaczego? Po pierwsze, nie chciałabym być czyjąś przekąską, dlatego drapieżnik szczytowy to rozsądny wybór. Po drugie, duże, otwarte przestrzenie wzbudzają mój niepokój, a lwy żyją w stadzie. Do tego wolę kotowate niż psowate, bo według mnie są niezależne i tajemnicze. Wisienką na torcie jest fakt, że mój syn ma na imię Lew.
Jak możemy wspierać prawa zwierząt na co dzień?
Najważniejszym elementem ochrony praw zwierząt jest edukowanie w tym zakresie dzieci i młodzieży. Czym skorupka za młodu nasiąknie… Warto świecić przykładem, nie odwracać wzroku, szanować przyrodę. Mądrze głosować, podpisywać petycje, wspierać organizacje pozarządowe zajmujące się tym tematem. Ograniczać spożywanie mięsa i produktów odzwierzęcych, szczególnie z dużych ferm.
Opisz nam dzień z życia Pyzy.
Dzień Pyzy kręci się wokół jedzenia. Wstaje wraz z pierwszymi domownikami – zwykle są to dzieci. Od tego momentu zaczyna się spektakl. Najpierw stoi w kuchni ze smętnie zwieszonym ryjem, a następnie wchodzi do naszej sypialni. Jeżeli widzi, że nic z tego (nadal śpimy), kładzie się z nami. Każdy nasz ruch jest dla niego potencjalnym wstawaniem, więc wyskakuje z łóżka jak torpeda, tratując nas swoimi racicami (dodam, że waży już ponad dwadzieścia kilogramów). Jeżeli nadal nie wstajemy, zaczyna przewracać krzesła w kuchni i suwać metalową miską po kafelkach. W końcu jedno z nas się poddaje i idzie go nakarmić. Podczas przygotowywania jedzenia Pyza plącze się pod nogami i podgryza w łydki. Na jedzenie rzuca się jak wariat. Zwykle wywala wszystkie warzywa, bo lubi zaczynać od kaszy. Po jedzeniu czas na obowiązkową drzemkę, jeżeli chcemy zabrać go do pracy (tam ma miejsce do rycia). Podczas nakładania szelek jest bardzo niezadowolony, kwiczy ze złością. Przed wejściem do samochodu lub autobusu konieczny jest spacer. Inaczej załatwi swoje potrzeby w środku transportu. Lubi podróż na kolanach, oczywiście pasażera, a nie kierowcy. Dalsza część dnia to rycie, zjadanie trawy, nielegalny włam do warzywnika mojego męża, Macieja, i odwiedzanie drzewek owocowych. Od godziny szesnastej wyczuwamy zniecierpliwienie – zbliża się czas kolacji. W nocy Pyza śpi bardzo głęboko, trudno go obudzić. Od kilku miesięcy ma zakaz spania w naszych łóżkach, bo nałogowo rozdzierał pościel (po czwartej wycieczce do sklepu z pościelą dostał bana na spanie pod naszą kołdrą). Co prawda, nadal próbuje… Jeżeli tylko zauważy otwarte drzwi do pokoju dzieci, włącza hiper-prędkość i wskakuje do łóżka córki. Wyciągany kwiczy. Czasem dnie spędza w domu, wtedy drzemki przerywa wizytami w kuchni – przywabia go dźwięk otwieranej lodówki. Raz na jakiś czas Pyza wymaga kąpieli. Smarujemy wtedy wannę miodem lub masłem orzechowym. Bez tego cały blok wiedziałby o ablucjach Pyzy, nie mówiąc już o tym, że świnie wysoko skaczą.
Pokazywałaś Pyzie Instagramy innych znanych świnek. Jak reagował? Macie swoje ulubione?
Jak dbać o świnię w mieście?
Podstawą jest rycie. Świnia musi mieć przestrzeń, w której będzie mogła swobodnie manifestować swoje naturalne zachowania. Ważny jest codzienny kontakt z domownikami, drapanie po brzuchu i zabawy. Pyza nie lubi nudy. Warto też poświęcić czas na naukę sztuczek – to diabelnie bystre zwierzęta. Mieszkanie powinno być zabezpieczone jak dla małego dziecka, ponieważ zainteresowana świnia może otworzyć szafkę, wyciągnąć butelkę środka do czyszczenia i ją przegryźć. Nie radzę też zostawiać zakupów spożywczych na podłodze choćby na sekundę. Wiele razy wyrwałam mu z ryja torbę pomidorów albo rozgryziony karton mleka ryżowego.
Piesapol (Monika, Kamil i Aleksanderl;@piesapol)
Piesapol to kolektyw, w skład którego wchodzi trójka przyjaciół – Monika, Kamil i Aleksander. Poznali się w internecie, po czym zaczęli organizować imprezy charytatywne dla zwierząt. Cały dochód z Piesapoli trafia do fundacji i schronisk. Oprócz tego robią swój własny merch i przyjęcia dla gothów, a od czasu do czasu wybierają się na kajaki.
Lubią: pieski, a wszystko inne lubią mniej
Jakim zwierzęciem chcielibyście zostać po śmierci?
W pierwszej kolejności oczywiście pieskami. Jeśli byśmy jednak nie zasłużyli na pieskie życie, to wybralibyśmy małpki. Mielibyśmy wszystkie korzyści z bycia człowiekiem (kciuk), bez wszystkich zbędnych obciążeń (abstrakcyjne myślenie), a na dodatek fajowskie dodatki (ogon).
Jak możemy wspierać prawa zwierząt na co dzień?
Oprócz intensywnego oceniania swoich znajomych, którzy kupili sobie rasowego pieska, zamiast wziąć pięknego kundelka ze schroniska, chyba najlepiej zaangażować się w działalność jakiejś organizacji działającej na rzecz zwierząt (na przykład Viva! czy Otwarte Klatki). W grupie zdecydowanie łatwiej coś osiągnąć. Pamiętajmy też, że żeby dbać o zwierzaki, trzeba dbać o naszą planetę. Fajnie jest zrobić dużo tych małych rzeczy typu segregacja śmieci, przechodzenie na dietę roślinną, ograniczenie konsumpcji – ale znów, indywidualnie nie zrobimy zbyt wiele, więc przede wszystkim trzeba się jednoczyć i aktywizować.
Kiedy zaczęliście robić Piesapol? Jak wyglądała wasza pierwsza impreza?
Pierwszy Piesapol zrobiliśmy w maju 2018 roku. Wtedy nie sądziliśmy, że powstanie więcej niż jedna edycja. Miało to raczej formę zlotu entuzjastów piesków w klubie Pogłos. Zorganizowaliśmy puzzle, kolorowanki i mnóstwo gazetek „Mój pies”. Muzyka była wtedy na drugim planie, dominował motyw eurodance, podczas gdy z laptopa leciała nasza playlista, praktycznie bez żadnego miksowania. Jednak frekwencja tej pierwszej edycji była na tyle zaskakująca, że szybko zarezerwowaliśmy daty na kolejne. I tak gramy do dziś. Po drodze kupiliśmy kontrolery DJ, nauczyliśmy się miksować, wydaliśmy kilka piosenek i ogólnie dokształciliśmy się w branży eventowej. Teraz bliżej nam do świata klubowego i sceny rave’owej, ale wciąż zależy nam, żeby to była impreza egalitarna i dostępna dla przeróżnej publiczności.
Gdybyście mogli otworzyć klub dla psów, jak by wyglądał?
Na pewno musiałoby być super kolorowo i wesoło, a najważniejszą atrakcją byłby basen z kolorowymi kulkami i piłeczkami. Bankowo postawilibyśmy dozownik ze smaczkami, a zamiast barmanów zatrudnilibyśmy głaskaczy i rzucaczy piłeczek. Byłby też ramen szopik z pieskimi rosołkami, bo pieski muszą jeść.
Karmelka oznajmia wam, że chce zostać DJ-ką i prosi, żebyście wymyślili jej nickname.
Karmelka zostałaby DJ Wiesią, ponieważ Wiesława to Karmelci alter ego.
Adam Pluciński (@adamplu)
Fotograf komercji/mody, w wolnym czasie głównie siedzi na wsi. Od dziecka dubbinguje, lecz ostatecznie uważa się za malarza/rysownika, choć tego nie robi. Hoduje pszczoły, ale jak sam podkreśla – interesuje go genetyka, nie miód.
Lubi: testowanie kosmetyków na blogerach, a nie zwierzętach; myśleć; północ; rabarbar; ambient; czytać; nie myśleć; drzeć mordę; dresy; dobrą wódkę; swoje krzywe nogi; pod koniec września słuchać rykowiska, jak zasypia; uśmiechanie się, bo wtedy jest się ładniejszym; ciszę; uczyć się; pomagać; jak ktoś cierpi w imię sprawiedliwości (ale krótko); kłaść i sadzić drzewa; rąbać; brać odpowiedzialność
Nie lubi: baskinek; jak ktoś na sesji lub imprezie pyta, a później nie chce słuchać o pszczołach; kiedy coś w aucie stuka lub świszcze; łatwości; zapachu rzygowin i sików kota; kiedy ktoś mówi: „Koniecznie musisz obejrzeć ten serial, jest dla ciebie!”; spotkań, które mogłyby być jednym mailem i jednym telefonem; pretensji i styropianowych relacji; wielkoprzemysłowego chowu zwierząt; kleru
Jakim zwierzęciem chciałbyś zostać po śmierci?
Chciałbym choć przez jedno wcielenie być mitochondrium, żeby odsapnąć, albo jaguarem rodzaju żeńskiego (ale tylko dlatego, że lubią banisteriopsis caapi). Chciałbym też być silnym, zdrowym trutniem, by żyć do pierwszego i zarazem ostatniego stosunku, po czym odejść w locie do Valhalli wiecznych pożytków.
Jak możemy wspierać prawa zwierząt na co dzień?
Wspierając wszelkie inicjatywy, poświęcając chociaż dwadzieścia minut dziennie na zaangażowanie się, rozmowę, dyskusję z kimś, kto mniej kuma, a także opieprzając szefów wielkich koncernów, które testują chemię na zwierzętach. Ale pomocne będzie też wrzucenie raz na jakiś czas choćby na Facebooka jakiejś zbiórki lub zrobienie komuś prezentu na urodziny czy imieniny nie w postaci torebki, lecz adopcji jakiegokolwiek zwierzęcia na świecie. WWF prowadzi świetną akcję z adopcją od lat. Z Joanną (moją żoną) takie właśnie prezenty dajemy sobie rok w rok. A przede wszystkim pomożemy zwierzętom, oddając to, co im zabraliśmy.
Kiedy zainteresowałeś się hodowaniem pszczół? Nadajesz im imiona?
Trzy lata temu. Dosłownie hodowlą, bo tylko to mnie interesuje. Genetyka, nie miód. Nie pracuję z pszczołami dla miodu, a dla poprawienia ich stanu w ekosystemie. Chodzi o selekcjonowanie genów na samozaradność. Niestety, przez dziesiątki lat pszczelarze selekcjonowali pszczoły pod swoje wygody (miodność, łagodność, trzymanie się plastra, nierojliwość i tak dalej), zapominając o najważniejszej cesze – higieniczności (VSH, VT). Według mnie to ona powinna być wartością numer jeden, a dopiero później reszta – w kolejności od najistotniejszych, nie najwygodniejszych. Obecnie 98% pszczelarzy ma w swoich ulach niepełnosprawne pszczoły, które nie są w stanie radzić sobie bez opiekunów i oprzeć się największemu wrogowi – warrozie, która przybyła do nas w 1979 roku z Indonezji i w zaledwie kilka lat rozeszła się po całym świecie (tak, podnieta globalizacją i lataniem samolotami w latach siedemdziesiątych ma też swoje złe strony). Te 98% pszczelarzy korzysta z hardkorowego wachlarza substancji chemicznych (tau-fluwalinatu, flumetryny, kumafosu i innych) na czele z amitrazem, którego metabolity odkładają się w wosku (w tym samym wosku, w którym później leży miód przed odwirowaniem). W efekcie środowisko ulowe jest wypełnione chemią, pszczoły nie potrafią same oczyścić się z dręcza, jakim jest warroza, a my spożywamy miód, który jakoś zawsze mieści się w normach. Pszczoły, które mam, wymagają większej kultury, spokoju i uwagi. Nie nadaję im imion, najczęściej się na nie drę, oczywiście z miłością. To musi śmiesznie wyglądać z boku. Ostatecznie tworzę pszczołę, cofając ją w drabinie genetyki (korzystam z czystych genów Apis Mellifera Mellifera), a gdy osiągnę satysfakcjonujący poziom higieniczności, będę to utrwalał i dolewał kolejnych cech, żeby komercyjny rynek zdobył się na odwagę i spróbował nie leczyć wszystkich rodzin na jesień jednocześnie, śpiąc spokojnie. To moje marzenie. Wtedy, gdyby nagle cała ludzkość umarła, pszczoły wyjściowo miałyby spokój z przetrwaniem i nie zachwiałoby to ekosystemem aż tak drastycznie. Zresztą pszczoła została zniewolona, a komunikacją z nią jest tak delikatna, słaba i wymagająca (nie wyje, nie mówi, nie pokazuje palcem), że uważam, iż należy jej oddać nieco godności. Św. Ambroży nie jest patronem pszczół, bo pszczoły nie mają i nie potrzebują patrona w kościele katolickim. Nie interesują ich ludzkie bzdury.
Najdziwniejsze zwierzę, na które się natknąłeś?
Możesz wybrać bohatera pierwszej okładki K MAG Pet – kogo wybierasz?
Czarnego jak smoła, pięknego, tłustego i dzielnego primorskiego trutnia. Bo kocham męską solidarność i to, że jesteśmy krótcy przy babach. Później możemy na luzie wrócić do świata feminy, który kocham i wspieram całym sobą.
Ilustrator, grafik, okazjonalnie DJ. Tworzy ilustracje, plakaty, okładki i logotypy. Mieszka na Mokotowie z psem Sebą.
Lubi: rysować nagie kobiety i psy; muzykę; morze; ocean i fale; literki, wino i śmiech
Nie lubi: niemiłych ludzi
Jakim zwierzęciem chciałbyś zostać po śmierci?
Jak możemy wspierać prawa zwierząt na co dzień?
Nie jeść mięsa, adoptować pieski, wspierać różne fundacje, na przykład Złap Dom.
Czy jest jakieś zwierzę, którego nigdy nie narysowałeś?
Możesz zadać swojemu psu tylko jedno pytanie, a on odpowie ludzkim głosem. O co zapytasz?
Twój ulubiony śmieszny filmik na YouTubie ze zwierzakami?
Mam dwa: jeden to lisy skaczące na trampolinie – nieśmieszne, ale wzruszające. Drugi to sarna przechodząca przez zjeżdżalnię do „In the Air Tonight” Phila Collinsa.
Julia Mickiewicz (@pimpux)
Warszawianka wychowana na blokowisku Chomiczówki, od 2017 roku lekarka weterynarii. Prawie trzy lata spędziła w Niemczech, przepracowała tam rok już po dyplomie. W Warszawie leczyła zwierzęta na Bielanach, Bemowie, Ursynowie i w Wawrze. Spełnieniem marzeń byłaby dla niej praca naukowa. Jesienią pędzi własne wino z ogrodowych winogron z działki.
Lubi: rośliny doniczkowe; gry komputerowe; sztukę współczesną; spontaniczne drzemki w ciągu dnia
Nie lubi: mokrych skarpetek; kiedy wcześnie robi się ciemno; herbaty z mlekiem; jogi ani pilatesu; niepodpisanych otwartych butelek z lekami
Jakim zwierzęciem chciałabyś zostać po śmierci?
Myślę, że fajnie byłoby narobić trochę zamieszania w nauce i odrodzić się jako gatunek, który już dawno został uznany za wymarły. Może wilk workowaty albo jeden z polinezyjskich ptaków, takich jak hawajka czy reliktowiec? Tylko musiałabym się dobrze ukrywać w egzotycznych zaroślach, żeby nie trafić na stół sekcyjny albo do gabloty czyjejś prywatnej kolekcji.
Jak możemy wspierać prawa zwierząt na co dzień?
Na mniejszą, lokalną skalę warto dbać o swoje otoczenie. Rozejrzeć się dookoła, może ktoś z naszych znajomych czy dalszej rodziny nie najlepiej radzi sobie z zapewnieniem opieki swoim zwierzakom? Z mojego doświadczenia wynika, że większość przypadków zaniedbania wynika raczej z niewiedzy lub braku środków, nie ze złej woli. Oprócz szybkiej reakcji, kiedy dzieje się coś złego, ważna jest profilaktyka naszych podopiecznych. Często zdarza się, że zwierzak pierwsze badanie krwi w życiu ma dopiero wtedy, kiedy jest z nim bardzo źle. U kota czy psa, oprócz regularnych szczepień, warto wykonać okresowe badania laboratoryjne krwi i moczu, a u starszego zwierzaka również USG. Wielu ludzi nie lubi chodzić na badania, ponieważ są przekonani, że lekarz „znajdzie” u nich chorobę, jednak w przypadku zwierząt, które nie powiedzą, że kłuje je w brzuchu albo boli przy oddawaniu moczu, to jedyna metoda, żeby trzymać rękę na pulsie i wykryć ewentualne schorzenia na wczesnym etapie, zanim pojawią się oczywiste objawy. Instynkt naszych zwierząt podpowiada im, że chorobę trzeba ukryć w obawie przed atakiem drapieżnika czy utratą pozycji w stadzie. Jeżeli chodzi o większą skalę, to dużym problemem jest niedofinansowanie weterynaryjnej administracji. Do zadań inspekcji weterynaryjnej należy kontrola tego, co nazywamy dobrostanem, czyli zapewnienia zwierzętom – zarówno gospodarskim, jak i towarzyszącym – godnych warunków życia, ale pracownicy inspekcji nadzorują również bezpieczeństwo żywności pochodzenia zwierzęcego i kontrolują przypadki chorób zakaźnych, których rozprzestrzenianie się wiązałoby się ze stratami gospodarczymi dla rolników (jak choćby wciąż aktualny problem afrykańskiego pomoru świń). Te dwie ostatnie funkcje stanowią priorytet, bez nich zagrożone byłoby zdrowie publiczne i gospodarka kraju. W dodatku pracownicy inspekcji nie zarabiają najlepiej i są przeciążeni pracą. Dlatego na pierwszy plan wysuwają się działania ratujące nas przed masowymi zatruciami i embargo na eksport produktów rolnictwa. Pojedyncze przypadki maltretowania zwierząt towarzyszących czy pracochłonne śledztwa ujawniające, co może dziać się w transporcie, za zamkniętymi drzwiami obory lub rzeźni, spadają na barki organizacji pro-zwierzęcych działających czasem na granicy prawa. Ten temat to niestety straszna nuda. W dodatku osoby wrażliwe na cierpienie zwierząt zazwyczaj ograniczają spożycie mięsa, stąd trudno o ich zaangażowanie w poprawę warunków pracy inspekcji, której jednym z głównych zadań jest ochrona interesów tych, którzy z produkcji mięsa żyją.
Doktor Dolittle nie jest już jedynym weterynarzem w popkulturze. Takich bohaterów z twojej branży jest coraz więcej. Czy masz swojego ulubionego?
Często trafiam na postaci, które są mi bliskie. Jednak nie zawsze są to lekarze weterynarii, bo akurat tych nadal jest dosyć mało. Lubię oglądać i czytać historie kryminalne, tam bliscy są mi patolodzy sądowi (może dlatego, że ich pacjenci, tak jak moi, za wiele o sobie nie mówią). W horrorach katastroficznych też zawsze pojawia się jakaś osoba z pogranicza medycyny i biologii, która dodatkowo potrafi z mikrofalówki i durszlaka stworzyć nadajnik radiowy. Chciałabym być takim apokaliptycznym MacGyverem. Umiejętność improwizacji w moim zawodzie bardzo się przydaje, ponieważ większość sprzętu medycznego jest wykalibrowana na siedemdziesięciokilogramowego człowieka chętnego do współpracy.
Pamiętam, że temat lekarza weterynarii jako zawodu marzeń przewinął się w jednym z pierwszych odcinków „Californication” i w ekranizacji „Podziemnego kręgu” (było to niezrealizowane marzenie prostytutki i pracownika stacji benzynowej). Natomiast najbliższą prawdy rzeczywistość lekarki weterynarii oddali twórcy serialu „Rick & Morty”. Beth Smith – córka Ricka i mama Morty’ego. Jej praca jest wymagająca psychicznie i fizycznie, w dodatku nie zawsze doceniana. Kiedy postanawia operować jelenia, wszyscy wytykają jej, że na co dzień leczy konie. Jej szalony ojciec i nieporadny mąż rzadko są dla niej oparciem, częściej źródłem nowych zawirowań, którym musi stawić czoła. Nie dość, że ma dużo własnych obowiązków, to jeszcze co chwilę na niej spoczywa odpowiedzialność, by doprowadzić do porządku wszystkich wokół. Podziwiam, że mimo chwil słabości cały czas twardo stąpa po ziemi.
Od zawsze chciałaś pracować w tym zawodzie?
To zabrzmi banalnie, ale tak. Chociaż może nie zawsze byłam tego świadoma. Jako dziecko najpierw chciałam zostać paleontologiem (o paleontolożce chyba nikt by nie pomyślał w latach dziewięćdziesiątych). Byłam zafascynowana filmami dokumentalnymi o dinozaurach na Animal Planet, szczególnie podobały mi się kolorowe rekonstrukcje na podstawie wykopanych szkieletów. Miałam nawet książkę o dinozaurach z plastikowymi okularami 3D. Byłam też fanką serii „My Little Pony”. To połączenie zainteresowań skończyło się małym dramatem, kiedy zakopałam wszystkie swoje kucyki w piaskownicy i odkopałam o dwa mniej niż było ich na początku… No cóż, nawet przy najlepszych wykopaliskach zdarzają się nieprzewidziane wypadki. Pamiętam też, że pluszowym zwierzakom przycinałam futerko wokół oczu i robiłam szczepionki, które notowałam w książeczce zdrowia z podkradzionego rodzicom bloku karteczek samoprzylepnych. Za strzykawkę służyła mi plastikowa oprawka od długopisu. Podbierałam też mamie lakier do paznokci, żeby zabezpieczyć kopyta figurkom koników Pony. Lalki Barbie rozbierałam do naga, oglądałam, a potem zupełnie traciłam nimi zainteresowanie. Kurzyły się w koszu na zabawki. Jako nastolatka przez pewien czas myślałam o medycynie, ale w połowie liceum wylądowałam w szpitalnym łóżku na oddziale nefrologicznym. Szybko uporałam się ze swoimi dolegliwościami, ale napatrzyłam się wtedy na osoby bardzo wyniszczone chorobami, po przeprawie przez wiele oddziałów. Staruszki ledwo świadome, co się z nimi dzieje, niepanujące nad swoją fizjologią, kobietę z workiem stomijnym, który pomagałam jej wymieniać, bo pielęgniarki nie zawsze mogły poświęcić jej dość czasu. Zrozumiałam, że leczenie ludzi to przełamanie w sobie tabu wkroczenia w czyjąś intymność. Nie byłam wtedy na to gotowa. Sądzę, że dzisiaj nadal stanowiłoby to dla mnie problem. W gabinecie weterynaryjnym właściciele pacjentów często podejmują trudne decyzje. Jestem wtedy przy nich, na mojej wiedzy mogą oprzeć swój wybór i zdecydować o dalszym – nieraz bardzo kosztownym – leczeniu albo skróceniu cierpień zwierzęcia, więc staram się zapewnić im komfort, ale bardzo takich sytuacji nie lubię. To dla mnie najtrudniejsza część pracy. Muszę też przyznać, że miałam krótki epizod, kiedy zastanawiałam się nad pójściem w kierunku tworzenia gier i aplikacji mobilnych, ale weterynaria zawsze stała na pierwszym miejscu i nie pozwoliłam temu hobby w pełni się rozwinąć ani nawet porządnie wykiełkować. Może jeszcze kiedyś uda mi się do tego wrócić i stworzę jakąś fajną aplikację ułatwiającą pracę lekarzom weterynarii?
Najdziwniejsza historia, jaka przytrafiła ci się w pracy?
Niedrożność przewodu pokarmowego u psa. Po otwarciu żołądka okazało się, że odgryzł i połknął końcówkę dildo lub wibratora. Tak wnioskowaliśmy po sugestywnym kształcie tego miękkiego kawałka tworzywa sztucznego. Szybko doszedł do siebie. Na szczęście w zespole znalazła się lekarka, która podchodziła do rozmowy na ten temat z dużym dystansem i to ona podjęła się wytłumaczenia sytuacji właścicielom.
Phatrax (@phatrax)
DJ, producent, promotor, niegdyś sprzedawca w popularnym sklepie płytowym. Zawodowo skuterowy dostawca pizzy w popularnej pizzerni w centrum miasta. Jego mieszkanie okazjonalnie zamienia się w dom tymczasowy dla zwierzaków.
Lubi: muzyczkę; pizzę; odpoczywać; łupać w CSA; obrażać swojego najgorszego przyjaciela Karola; no i jeszcze tak czysto masochistycznie – oglądać polską ligę piłkarską, tak zwaną Ekstraklasę
Nie lubi: wstawać przed jedenastą; szybkich samochodów; pracować; wtórnej muzy; policji; nazioli; kiedy ktoś chce decydować za kogoś – na przykład, czy może założyć rodzinę; no i wszelkich wykluczeń spowodowanych czymś, na co człowiek nie ma wpływu
Jakim zwierzęciem chciałbyś zostać po śmierci?
Na tę chwilę raczej nie chciałbym niczym zostawać. Instagramowy filtr zdradził mi kiedyś, że umrę 25 lutego 2098 roku, a wtedy Ziemia chyba średnio będzie się nadawała do życia. No, chyba że mógłbym zostać karaluchem, one przeżyją wszystko. To może właśnie nim? A jeśli coś się zmieni na świecie, to chyba małpą. Z tym że jeszcze nie wiem jaką.
Jak możemy wspierać prawa zwierząt na co dzień?
Na pewno wypadałoby przestać jeść zwierzaczki, bo mamy 2020 rok i wiele substytutów mięska. Wiadomo, że mięso jest smaczne, ale sam przestałem je jeść, bo nie wypada, nie dlatego, że mi nie smakuje. Jest też mnóstwo innych sposobów. W weekend można pojechać do schroniska wyprowadzić psa, przelać chociaż dyszkę jakiejś sensownej fundacji zajmującej się zwierzętami (na przykład Futrzaki), nie korzystać z oleju palmowego, ubrania ze skóry zwierząt kupować tylko używane (istnieje teoria, że wtedy są wegańskie). Z kolei przyjaciel mojego ojca co roku na święta kupuje karpia, by następnie razem z dziećmi wypuścić go na wolność. To chyba miłe. Zachęcam też do brania psów na dom tymczasowy. To trochę wymagające, ale lepsze to, niż gdyby miały siedzieć w klatce gdzieś pod miastem. Zresztą fundacje opłacają karmę, weterynarza, więc brak kasy nie jest wymówką.
Opowiedz o wszystkich zwierzakach, które miałeś.
Gdy się urodziłem, w moim domu były dwa koty rasy dachowej i dwie psiny – gruba jamniczka oraz dobermanka. Jednego z tych kotów dziadek przyniósł ze śmietnika, bo ktoś postanowił zamknąć go w kartonie i wyrzucić… Potem mieliśmy owczarka niemieckiego, który na starość bardzo chorował, przez co strasznie płakałem. Z kolei u taty w domu mieliśmy rybki i labradora. U mamy też były kiedyś rybki i królik, ale ich nie pamiętam. Potem wzięliśmy z mamą psinkę Zosię, rasy trochę jamnik, trochę corgi. Jest u mamy cały czas. To najukochańsza suczka, jaką w życiu spotkałem. Może dwa razy widziałem, żeby szczeknęła. Zwykle prosi o głaskanie. Kiedyś nawet nagrałem o niej piosenkę. Natomiast odkąd się wyprowadziłem, przez mój dom przewinęło się kilkoro tymczasowców, głównie za sprawą mojego byłego współlokatora Łukasza. Jeden z tych tymczasowców jest już u Łukasza na stałe i nazywa się Migos. Obecnie na tymczas mam Franię – ciekawe połączenie jamnika i owczarka niemieckiego. Jest do wzięcia, zapraszam!
Twoja ulubiona piosenka o zwierzętach.
Andrzej Mitan – „Koncert Na Ryby”.
Stwórz set składający się z siedmiu utworów z dedykacją dla twoich zwierzaków.
1. African Head Charge – „Crocodile Hand Luggage”
2. The Cramps – „Can Your Pussy Do the Dog?”
3. Electric Wizard – „Mother Of Serpents”
4. The Entourage Music and Theater Ensemble – „Giraffes…”
6. KRS-ONE – „Squash All Beef”
7. TSVI – „The Cobra's Dance (feat. Luru)”
bonus: „Sounds That Will Make Your Dog Tilt Their Head (100% GUARANTEED!)”
Marysia Krawczyk (@maniakrawczyk)
Brand manager polskiej marki MOYE. Od roku prowadzi dom tymczasowy dla psów, które potrzebują azylu do czasu znalezienia im domu stałego – do tej pory przez jej mieszkanie przewinęło się sześć psów w różnym wieku i o różnych potrzebach. Każdy z nich znalazł nową rodzinę.
Lubi: dźwięki; czasem ciszę; dotyk trawy na stopach; kiedy wołają na nią „Mania”; uśmiech drugiej osoby
Nie lubi: żelek; kożuchów w mleku; fioletowych ścian; agresji; przechodzenia przez jezdnię na czerwonym świetle
Jakim zwierzęciem chciałabyś zostać po śmierci?
Salamandrą meksykańską. Myślę, że wystarczy spojrzeć na to zwierzę, żeby wiedzieć dlaczego. W jeszcze następnym wcieleniu wybrałabym małego skrzydlatego owada, praktycznie niezauważalnego, dzięki czemu mogłabym swobodnie poznawać świat.
Jak możemy wspierać prawa zwierząt na co dzień?
Otwórz oczy, nie bądź obojętny na świat dookoła. Jeżeli widzisz, że zwierzę cierpi, postaraj się mu pomóc. Wystarczy włączyć przeglądarkę i poszukać telefonu do odpowiednich organizacji. Fundacje, które zajmują się prawami zwierząt, możesz też wesprzeć finansowo. Oprócz tego jest wiele miejsc, które regularnie szukają wolontariuszy, między innymi Fundacja dla Szczeniąt Judyta.
Jak zostać wolontariuszką/wolontariuszem i odpowiedzialnie stworzyć dom tymczasowy?
Jednym ze sposobów jest bezpośrednie nawiązanie współpracy z fundacjami zajmującymi się ochroną zwierząt. Wiele z nich prowadzi strony na Facebooku, gdzie zamieszczają swoich najnowszych podopiecznych poszukujących domu tymczasowego. U mnie zaczęło się to przez grupę na messengerze. Przesyłamy między sobą informacje głównie o psach i kotach po przejściach, potrzebujących miejsca, w którym będą mogły poczekać na adopcję. Razem z moimi współlokatorkami, Nikolą i Asią, zdecydowałyśmy się wziąć pierwszego psa, którym był pięcioletni Shih Tzu z pseudohodowli. To był skok na głęboką wodę, który pokazał nam, że to zwierzęta, które czasami potrzebują wiele cierpliwości, ale przede wszystkim ciepła. Jeśli myślisz o byciu domem tymczasowym dla zwierzęcia, to po pierwsze musisz mieć czas, który będziesz mógł mu poświęcić. Przygotuj też mieszkanie/dom na nowego lokatora. Jeśli to szczeniak, pomyśl o schowaniu ulubionej pary butów głęboko do szafy – straty w kapciach i kablach są nieuniknione. Przygotuj się na wiele, ale też na satysfakcję, którą poczujesz, kiedy uda się znaleźć dom stały. Jeśli masz pytania, możesz śmiało napisać do mnie na Instagramie – postaram się odpowiedzieć na pytania dotyczące domów tymczasowych.
Opisz wymarzony pokój dla swojego zwierzaka.
Byłoby to schronienie z łatwym dostępem do łąki – tak, żeby sam mógł wybierać, czy chce lenić się w budynku, czy chillować na zewnątrz. Pomieszczenie byłoby wysokie, z ogromnymi oknami. Dużo bieli i zieleni, przysmaków oraz miękkich powierzchni.
Znana/y projektantka/projektant, który mógłby ubierać twoje psy, to…?
Wybrałabym dla nich projekty Cecilie Bahnsen, ale one pewnie wolałyby kolorowe ubrania i dodatki GANNI.